poniedziałek, 13 kwietnia 2009

Światełko w tunelu

Dziś na multiply wrzuciłam takie oto opowiadanko:

Przypomniała mi się dziś pewna historyjka. Cokolwiek dziwna, ale i śmieszna w końcowej fazie...

27.02.2007
Pamiętam tę datę doskonale. Czekałam na ten dzień całe długie siedem miesięcy. Cóż to za dzień? No cóż... Dzień rzeźni niewiniątka, a mówiąc po polsku: tego właśnie dnia miałam mieć operację na kulasa .
Rano, po spokojniutko przespanej w szpitalu nocy (stopery miałam w uszach), poszłam do dyżurki pielęgniarek, żeby mi pomalowały jodyną nogę przeznaczoną na rzeź. Standardowo zapytały mnie trzy razy, która to ma być noga i przystąpiły do dzieła. W trakcie upiększania kopyta pogadywałam sobie z miłymi paniami, a mój wzrok padł na szafkę z wielkim czerwonym napisem: ZESTAW REANIMACYJNY. Nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała:
-Czy to kiedykolwiek było używane?
-Na tym oddziale? - pielęgniarki roześmiały się radośnie - Nigdy!
-No to ja będę pierwsza - rzuciłam sobie lekko, acz bezmyślnie...
-Akurat!! Hehehe!! Nie ma takiej możliwości!

Kilka godzin później leżałam sobie plackiem pełna błogości i zadowolenia na sali ogólnej wraz z sześcioma innymi paniami. Czułam się jak w niebiesiech
No bo raz, że miałam już z głowy, dwa: po rekonwalescencji miało być fajnie, trzy: nic nie musiałam, cztery: żarełko sobie kapało bezpośrednio do żyły (szczęką nie trzeba ruszać, a głodu się nie czuło). No i ogólnie fajnie jest!!
Jako iż w pozycji horyzontalnej nie da się haftować, czytałam sobie moją ukochaną Monikę Szwaję i czułam się kobietą luksusową .
Reszta pań z sali ekscytowała się losami bohaterów serialu "M jak miłość" .
Nagle ten mój błogostan został lekko zakłócony...
Poczułam, że coś dziwnego się dzieje z moimi nogami... Jakby drętwiały, czy coś...
Trochę się zdziwiłam, bo lewą mogłam czuć, ale prawą? Niemożliwe! Przemknęło mi przez głowę coś o bólach fantomowych, ale przecież nikt mi nogi nie uciął do diabła!! Chyba nie uciął... Przecież wiem co robili, bo widziałam!!
Ale na wszelki wypadek pomacałam prawą stronę - tam gdzie powinna być noga i była.
Dziwne uczucie drętwienia dalej sobie było... Postanowiłam zignorować. Czytam dalej... Po krótkiej chwili poczułam, że to drętwienie przesuwa się coraz wyżej i wyżej...
A ja dalej konsekwentnie olewam....
Do czasu. Książka sama wypadła mi z rąk!
-O szlag! Chyba nie jest ok!
Resztką silnej woli sięgnęłam po dzwonek. Pielęgniarka przybiegła w błyskawicznym tempie:
-Co się dzieje?
-Nie mogę oddychać - wycharczałam jakoś i....
Fajnie mi się znowu zrobiło - cieplutko, ciemno i cichutko...
Ostatnią rzeczą, jaką usłyszałam był jakiś podniesiony męski głos:
-Wyłączcie ten cholerny telewizor, bo serca nie słyszę!
Chciałam powiedzieć, że to możliwe, bo ja nie mam serca, ale nie chciało mi się
I teraz dziwna część opowiadanka:
Znalazłam się w tunelu... Tak, tak! Tym "słynnym" jak sądzę. I faktycznie gdzieś tam, het przed sobą widziałam światło i zaczęłam iść w jego stronę - odruchowo. I nagle, przypłynął do mnie głos... Nieeee! Nie z niebiesiech! Bynajmniej...Był to głos mojej starszej córki, która żegnając się ze mną poprzedniego dnia powiedziała:
-Mamo! Jak byś była w tunelu, to nie idź do światła!!
Obiecałam, że nie polizę.
A więc zatrzymałam się w pół drogi i z żalem stwierdziłam:
-Kurcze! Obiecałam! No szlag! Muszę wracać!
Wróciłam...
Pierwsze słowa, które usłyszałam:
-Mamy ją!
Bardzo niechętnie uchyliłam oko i zobaczyłam... męski zegarek!
-Ale nas pani wystraszyła! - powiedział zegarek, a właściwie jego właściciel - na tym oddziale jeszcze tego nie było!
Posiedział jeszcze chwilę, aż zaczęłam się różnić barwą od poduszki i poszedł...
Na sali panowała cisza...
Nagle ozwał się jakiś głos:
-No tak! Wyłączyć telewizor to było komu, ale włączyć to już niełaska!!
Jedna z pań poczłapała do okienka na świat, włączyła przy aplauzie pozostałych.
I co zobaczyły???
NAPISY KOŃCOWE!!
I kolejna kwestia, tym razem wygłoszona ze złością:
-No tak! Już koniec!! A taki dziś był ciekawy odcinek!!
Skuliłam się pod kołdrą ze strachu myśląc, że jak nic w nocy mnie poduchą zatłamszą w ramach zemsty za zmarnowany film.
A potem pomyślałam:
-I co to za wdzięczność?? Ja im funduję "Na dobre i na złe" life, a one tak nie doceniają mojego poświęcenia!
I bądź tu człowieku kreatywnym!!!

7 komentarzy:

  1. Faktycznie - większość spraw traktuję z przymrużeniem oka. Po co się umartwiać i robić z siebie męczennicę??? Śmiesznie było i tyle :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. powinni ci dopłacić za testowanie sprzętu...w sumie jeśli nigdy nie używany to mógł się lekko zdezaktualizować;). A z tym światełkiem w tunelu, to faktycznie trzeba uważać...a nóż to światło pociągu??

    OdpowiedzUsuń
  3. Laura! Pękłam ze śmiechu :-D
    Jakbym siebie z moim starszym dzieckiem wdziała przed tą wystawą! A życie - jest jakie jest! Umiejętność dystansu wobec spraw "poważnych" często pomaga po prostu przetrwać...
    Ja tam też chcę być skremowana po śmierci - wybitnie brzydzę się robali i świadomość, że miałyby mnie zeżreć po śmierci jakoś mnie odrzuca ;-)
    (Osoby o delikatniejszym poczuciu estetyki z góry i z dołu przepraszam!)

    OdpowiedzUsuń
  4. Agnieszko! Nic nie dopłacili!! Nawet dziękuję nie usłyszałam!! Co za niewdzięczność!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja w sprawie urny. Chcę RÓŻOWĄ , ale tylko taką z dostępem do internetu, inaczej bym tego nie przeżyła :-)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Siostro! Nie ma sprawy! Dopilnuję! I o konwaliach też pamiętam ;-D

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeszłam 9 operacji chirurgicznych(8 na nogach i cesarkę) ale takiego odlotu nie zaliczyłam. Jak to dobrze, że masz córki, bo kto zawróciłby Cię z tego tunelu? Uściski.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)