Myli się ten, kto sądzi, że będzie o świątecznych apanażach wypłacanych pracownikom sfery budżetowej. Tytuł jest, że tak powiem bezpośredni.
Karp.
Ryba z przeszłością.
Hodowana była już w Chinach w 5 w p.n.e. (krótko mówiąc - made in China).
W XIII wieku do Europy sprowadzili karpia Cystersi i wyhodowali jego szlachetną odmianę znaną nam i dziś, czyli karpia królewskiego.
W wieku XVI karp rozpowszechnił się jako zwierzę spożywane w wieczór wigilijny.
Ku utrapieniu co wrażliwszych jednostek tego świata ;-)
Opowieść wigilijno-karpiowa numer jeden:
Miałam wiosen coś jakby w okolicach 5.
Zwierząt domowych w owym czasie dziwnym zbiegiem okoliczności nie posiadałam.
Ale chciałam...
Więc rodzice chcąc zrobić przyjemność jedynaczce kupili 2 karpie.
Żywe.
I wpuścili je do wanny.
Ależ byłam szczęśliwa!!
Rybcie sobie pływały, ja je pasłam chlebkiem.
W dobroci swego serduszka chciałam zrobić im dobrze i chlupnąć trochę płynu do kąpieli, ale Babcia przyłapała mnie z flachą w dłoni i stanowczo zakazała robienia rybkom pianki.
Mój błogostan trwał krótko...
Dzień przed Wigilią rodzice powróciwszy z pracy zastali swoje spokojne i pogodne dziecię opuchnięte od płaczu i czerwone ze złości.
-Monisiu! Co się stało??
-TA CHOLERNA BABKA RYBKI MI ZATŁUKŁA!!!
Żal za rybkami minął jak ręką odjął przy stole wigilijnym - zawsze kochałam smażone karpiki ;-)
A te smakowały mi wyjątkowo dobrze, bo przecież SAMA je wyhodowałam w wannie.
Opowieść wigilijno-karpiowa numer dwa:
Byłam wtedy chyba w trzeciej klasie podstawówki. Były to jedyne Święta, które mieliśmy spędzić poza Polską. W Niemczech.
Niemcy Niemcami, ale Wigilia i Święta musiały być urządzone wg. polskiej tradycji.
Więc i karp musiał być obowiązkowo.
Moja Mama potwornie brzydziła się ryb. W stanie ożywionym i nieobrobionym.
Szczególnym wstrętem napawały ją karpie.
Powód?
Ktoś, kiedyś, gdzieś powiedział jej, że jakoby karp posiekany już w dzwonka, pyrgał temu komuś po patelni jak żywy.
No ja nie wiem... Fakt, że ryby mają rozproszony system nerwowy, ale AŻ TAK???
Ale Mama przyjęła to jako pewnik.
Niechęć swoją drogą, a tradycja swoją.
Rybska musiały znaleźć się na stole. Niezależnie od jej osobistych fobii ;-)
Poszła więc z koleżanką Danusią do sklepu w celu dokonania obleśnego zakupu.
Upewniła się u sprzedawczyni, że Fische na pewno są tot, ale tak całkiem tot i kupiła.
Sztuk dwie.
Wracały ze wspomnianą koleżanką krokiem relaksacyjnym, gawędząc o wszystkim i o niczym.
Ot - taki mały relaksik przed garowaniem...
W pewnym momencie Danusia machnęła siatką moje Mamy tak sprytnie, że ta obiła ją o nogi, jednocześnie wykrzykując:
-Krysia! One żyją!!!
Rzut, jaki wykonała moja Mama siatką z karpiami godny był mistrzostwa olimpijskiego...
Karpie zamieniły się na chwilę w ryby latające i poszybowały heeeen przed siebie, żeby w końcu wylądować na trawniku z głuchym plaśnięciem...
-O jessssuu... - wyjąkała Danusia - nie wierzyłam, że aż tak się brzydzisz!!
No to się dowiedziała ;-D
Karpie, nawet jeśli żyły, to po takim potraktowaniu nawet nie ośmieliły się użyć swojego rozproszonego systemu nerwowego na patelni, żeby nie naruszać zszarganego systemu nerwowego mojej Mamy ;-)
Opowieść wigilijno-karpiowa numer trzy:
O mojej Sis.
Była wtedy miłym i posłusznym dziesięcioletnim dzieckiem swoich rodziców.
Rzeczeni rodzice nakazali swej jedynej córce zakup karpia.
Miał być żywy!
Więc Agatka udała się wraz ze swoją koleżanką Ewą do sklepu w wiadomym celu.
Karp był. Żywy.
I to jak!
Wypsnął się z rąk sprzedawczyni i łupnął na glebę aż huknęło!
Obie dziewczynki przerażone złapały ryba i pogalopowały z nim do domu.
Ewa dziarsko zabrała się do napełniania wanny wodą.
A co robiła w tym czasie moja Gunia?
Przystąpiła do reanimacji zwierza.
Nie miała respiratora pod ręką, a o masażu serca coś tam mgliście wiedziała, więc przystąpiła do ratowania karpia metodą "usta-usta"...
Trudno mi ocenić, czy rybsko ożyło...
Przyjmijmy, że starania dzielnej ratowniczki nie poszły na marne, bo karpik po wpuszczeniu do wanny pływał z błogą miną.
Do góry brzuszkiem...
*************************************************************************************
A na zakończenie życzę wszystkim moim czytelniczkom - tym znanym mi z imienia i tym anonimowym - ciepłych, rodzinnych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, spełnienia marzeń i bogatego Mikołaja.
To ja Gunia piszę-już Ci nic nie opowiem, nic a nic- nawet nie masz pojęcia jak mi tego karpia brakuje-a Ty tak publicznie o tym ech...
OdpowiedzUsuńGunia: publicznie, niepublicznie ale się obśmiałam w ten zestreszony wieczór! A i chojak pikny - jakoby z prosto z lasów przyjechał.
OdpowiedzUsuńa chujak piękny-za rok też dla Ali takiego kupisz:-)))
OdpowiedzUsuńKochana,Ty to potrafisz poprawić człowiekowi humor !Ale sie uśmiałam.A najbardziej podoba mi się historyjka o babce co rybki zatłukła!!!!!!HEHE
OdpowiedzUsuńZdrowych,spokojnych i pięknych Świąt Ci życzę!
Pozdrawiam
Uśmiech znów mnie opasał od ucha do ucha. Jedna opowieść lepsza od drugiej. Cudne masz wspomnienia!
OdpowiedzUsuńNo rewelacja ... uśmiałam się, że ho, ho ...
OdpowiedzUsuńAtuniu wszystkiego naj naj naj w ten magiczny czas ...
WESOŁYCH śWIĄT !
Ale masz cudne wspomnienia..Mi kiedys przeszlo mordowac karpie, bo nikt nie chcial...krzyku bylo wiecej niz roboty, a one zyly i zyly...Teraz mama kupuje juz zamordowane.Nie ma chetnych do rybiobojstwa
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt, Świąt magicznych i pięknych jak w bajce!!! :)
OdpowiedzUsuńPieknych, wspaniałych i pogodnych ŚWIĄT!
OdpowiedzUsuńMonia Wesołych Świąt!!!
OdpowiedzUsuńDużo kasy i czasu na robótkowanie :)
A ja sobie życzę więcej i częściej Twoich wpisów.
Uściski
Tobie i Twoim nabliższym życzę zdrowych , pogodnych i radosnych Świąt, a ten wyjątkowy nastrój niech Was nie opuszcza...:)
OdpowiedzUsuńI ja życzę spokojnych i zdrowych Świąt Bożego Narodzenia
OdpowiedzUsuńKochane moje!
OdpowiedzUsuńBardzo Wam dziękuję!
I za życzenia i za to, że tu do mnie zaglądacie :-***
Zdrowych, pogodnych Świąt Bożego Narodzenia :)
OdpowiedzUsuńO, matko jedyna! Ata, nie rób mi tego! O mały włos nie zamknęłam Twojej strony z przeświadczeniem, że wlazłam do jakieś obcej chaty. Taka zmiana dekoracji bez ostrzeżenia? ;)
OdpowiedzUsuńA jak tam prezencik?
No i ściskam wciąż jeszcze świątecznie! :D
No co??
OdpowiedzUsuńDekoracja świąteczna taka jakby.
Zdjęcie w banerze jest autorstwa mojej Asi (za pozwoleniem wykorzystałam!).
A prezencik? Dostałam. A jakże.
A jaki - napiszę w kolejnym poświątecznym poście ;-)
Zdrowych i Pogodnych Świąt i oby Cię nie opuszczał wesoły nastrój, byś nadal nas raczyła takimi życiowymi historyjkami :))
OdpowiedzUsuńAtuś ...
OdpowiedzUsuńWszystkiego Naj ,Gawędziarko Kochana, nie tylko na Swięta ale i na każdy dzień :)
radosnego świętowania i samych dobroci w nadchodzącym roku...
OdpowiedzUsuńA co dostałaś pod choinkę... powiesz wreszcie Ata!?
OdpowiedzUsuńWesołego świętowania dalej i fajnie, że do mnie przychodzisz!
Aaaa... doczytałam, że napiszesz o tym prezencie! No dooobra... poczekam :)))
No to się uśmiałam:))Ato, zdrowych i radosnych świąt dla Ciebie i Twoich bliskich
OdpowiedzUsuńSuper historie, ale sie usmiałam przy fruwajacych rybach.A choinka przepiękna!
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dziękuję Wam za ciepłe słowa i życzenia :-))
OdpowiedzUsuń