Postanowiłam zreanimować bloga. Mniej więcej tematycznie.
Bo jakbym chciała chronologicznie, to zrobiłyby się niezły galimatias.
Tak więc trochę od tyłu po to, żeby łatwo i przyjemnie dojść do początku.
Pytacie w komentarzach pod poprzednim wpisie co z Ryszardem i jak dwóch pozostałych dżentelmenów reaguje.
Jednym słowem mogę to określić: SPOKO!
Lucek ma kumpla do wygłupów, a Fred ma spokój, bu Lucjan odczepił się od niego.
Wprawdzie Fredzio rzuca fochem i sugeruje pozbycie się rudego, bo za bardzo się panoszy, ale pełne michy go uspokajają.
Dla niezorientowanych czytelników, patrząc od góry zdjęcia:
Lucjan
Fryderyk
Ryszard.
Kocia symbioza...
Zanim przejdę do moich poczynań robótkowych, może kilka słów o Ryszardzie, bo pewnie jesteście ciekawe co u niego.
Po ponad miesięcznym pobycie rudzielca mogę spokojnie stwierdzić, że jest to kot pomocny. Bardziej niż Lucjan. Lubi sprzątać:
Jest kotem walecznym i nie waha się bronić rodziny przed potworami!
Tu w walce z oczyszczaczem powietrza:
Lubi spać.
I niestety lubi również szyć na maszynie...
Mimo, a może dzięki tej kociej pomocy, skończyłam szyć coś, co mi zalegało w charakterze UFO od sierpnia...
Nic nadzwyczajnego. Zwykły obrusik(?) serweta(?)
Podobne coś uszyłam już wcześniej, z innych materiałów:
Jak już na początku wpisu wspomniałam, chronologia u mnie leci do tyłu :D
Tak więc czas na uszytki lipcowe.
Ponieważ jechałam do Helu, odczuwałam potrzebę posiadania nowej siaty/torbiszcza.
Bo ta ubiegłoroczna już mi się opatrzyła i ciut znudziła.
No i młodej młodszej trza było uszyć coś nowego w podobny deseń. A że ona lubi worko-plecaki, to też ma nowy:
Moja sis i jej córka również zostały przeze mnie wyposażone w nową galanterię :-D
Ala w worko-plecak, a sis w kosmetyczkę.
Ale to nie koniec nowinek szyciowych tworzonych specjalnie z powodu wyjazdu do Helu.
Potrzebny mi był taki większy poddupnik, bo wieczorami prowadzimy długie Polek rozmowy, a mój zadek i kręgi słupne lubią mieć wygodnie. Tej wygody i komfortu nie zapewnia mi twarda, drewniana ławka. A że ja wygodnicka na stare lata się zrobiłam, to se wzięłam i uszyłam drugi w życiu quilow, czyli narzutę zgrabnie transformująca w poduchę.
Tak wygląda w zwisie na tle Zatoki Gdańskiej:
A tak w postaci poduchy, czyli transport bezproblemowy:
Poza tym powstały jeszcze dwa piórniki:
W sumie to na dziś wystarczy. Kolejne szyciowe rzeczy też już powstały, ale nie są jeszcze w 100% gotowe, to ciut muszą poczekać na prezentację.
Następny wpis z innym rękodziełem za czas jakiś.
Oczywiście z kotami w tle :-D
Bo wpis bez kota to głupota ;-) (że tak zmienię znane powiedzonko).
Część zdjęć wykorzystanych przeze mnie w tym wpisie jest autorstwa mojej córki.
Kocham Twoje koty, a uszytki rewelacyjne
OdpowiedzUsuńIrenko - dziękuję :-)
UsuńJakbym swoich chłopaków widziała, tylko w innych futerkach niż Lucka i Ryśka:)) Bo mam dwóch burasów i jeden buro - biały:))
OdpowiedzUsuńCudowne Twoje kociaki - wszystkie trzy!
Produkcja toreb, plecaków, kosmetyczek do pozazdroszczenia - piękne!
Serdecznie pozdrawiam i kizianki dla chłopaków przesyłam:))
Małgosiu - dziękuję :-)
UsuńMarzy mi się kot, myślę od dłuższego czasu by adoptować czworonoga.
OdpowiedzUsuńJavorkowo - przemyśl to dobrze, bo koty to dość chimeryczne stworzenia. Niekoniecznie musi Ci się trafić przytulaśny osobnik jak mój Fred. Może też spaść na Ciebie kot z twardym charakterem jak Lucek. Albo rozrabiaka z piekła rodem - jak Rysiek
UsuńFajnie,że jesteś znowu :) świetne zdjęcia kociastych.Bardzo podoba mi się ta narzuta i piórniczki też:) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam i kocią rodzinkę i Twoje wyczyny krawieckie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń