piątek, 4 grudnia 2009

Patologia...

Muszę zacząć od pewnego wyznania.
Ale nie jest mi łatwo o tym pisać.
O nie!
To przecież głęboko skrywana tajemnica rodzinna...
Pochodzę z rodziny patologicznej...
I to takiej z tego gorszego gatunku - na zewnątrz wszystko cacy i ok, a w środku... Szkoda gadać! Piekło na ziemi!
Moja rodzina celuje w znęcaniu się nad dziećmi.
W jaki sposób?
Ano małolaty są głodzone!
I to z pokolenia na pokolenie!
Dowody?
Proszszsz:
Miałam wtedy coś około 3 wiosen. Pojechaliśmy z rodzicami na wczasy. Takie jak to kiedyś było, czyli z tak zwanym "pełnym" tak zwanym "wyżywieniem".
Za mała byłam, żeby pamiętać jak i czym karmili na tej stołówce, ale wieść gminna niesie, że podobno bardzo nie bardzo.
Pewnego dnia na pierwsze danie, jak to zwykle bywa podano zupę.
Jak się nazywała można było dowiedzieć się z jadłospisu, bo z tego co było na talerzu nic nie wynikało.
Otóż była to zupa koperkowa.
Wyglądała podobno jak woda po ścierce od brudnych podłóg. Pachniała podobnie.
U co poniektórych szczęśliwców pływał łysy baldach kopru...
Towarzystwo stołówkowe gmerało niepewnie łyżkami w talerzach nic nie mówiąc i nie przyswajając tego podejrzanie wyglądającego płynu...
Cisza panowała jak makiem zasiał.
Nagle to milczenie zostało przerwane radosnym dziecięcym szczebiotem:
-Ach! Jaka pyszna zupka! Babcia takiej nie umie gotować!
Jakież to dziecię o anielskim głosiku wygłosiło tę kwestię?
No kto??
No JA oczywiście! Biedactwo niedożywione!
Jakoś tak dwa lata później.
Tegoż dnia z przedszkola odbierał mnie mój tata.
Miał biedak pecha, bo trafił na strasznie zły humor swojej jedynaczki.
Bo po pierwsze: Mama po mnie nie przyszła.
Bo po drugie: Mama po mnie nie przyszła.
Bo po trzecie: tego dnia ogólnie byłam na NIE i PRZECIWKO!
Takie wiecie PSM pięciolatki ;-)
Idąc u boku rodzica ponura jak chmura gradowa nie reagowałam na jego żarty i chęci rozruszania upartej ośliny.
No słowem miałam w poważaniu wszystko. I wszystkich. I to głęboko!
W końcu jednak eksplodowałam:
Wyrwałam rodzicielowi rękę i na środku ulicy zrobiłam mu karczemną awanturę, której tematem przewodnim było... jedzenie!
-Mam dość! Ciągle tylko ten suchy chleb we mnie wpychacie! Nic tylko ten chleb i chleb! Ja od was ucieknę! Do Babci! A wy sobie jedzcie te WAPNOWANE JAJA!!
Wprawdzie zbiegowiska nie było, ale ci co słyszeli, pękali ze śmiechu.
Mała, pyzata, ZAGŁODZONA furia wzbudziła powszechną wesołość.
Tata nie zapadł się pod ziemię chyba tylko dlatego, że staliśmy na betonowym chodniku ;-)
A tak wyglądało to biedne, spuchnięte z głodu dziecko:

Boże młyny mielą wolno, ale dokładnie...
Mija wiele lat.
Zagłodzona blondyneczka sama ma dziecko. Asię.
W wieku lat siedmiu Aś poszła do szkoły. Jakoś tak 2-3 tygodnie po rozpoczęciu roku szkolnego pielęgniarka ważyła i mierzyła nowy uczniowski narybek. Wszystko było pięknie i ładnie, dopóki moja córunia nie wlazła na wagę.
Pielęgniarka w pierwszej chwili oniemiała, a w drugiej złapała moje dziecię za łapę i siłą powlokła na stołówkę, pocieszając ją po drodze:
-Nie martw się! Tu będziesz miała co jeść. Zaraz załatwimy darmowe obiadki!
Asia zaparła się wszystkimi łapami i zębami:
-Ale ja mam wykupione obiady! Mama mi kupiła! Ja jem na stołówce!
-Tak, tak! Ja wiem - wstydzisz się, ale nie ma czego. Bieda to nie wstyd!
-ALE JA JEM OBIADY! TU I W DOMU TEŻ!!
-Dobrze, dobrze! Ja wszystko rozumiem...
Dopiero kucharki ostudziły żywieniowe zapędy przejętej pani pielęgniarki potwierdzając to, co moje dziecko mówiło.
A czemu ta dobra kobieta tak zareagowała?
Asia mając tak około 124cm ważyła 18kg...
Model Oświęcim proszę Was!
Dowód rzeczowy:
Kliknijcie na fotkę. Zobaczycie, że na niej można się było uczyć anatomii. Zdjęcie było robione miesiąc przed tą akcją w szkole.
Oczywiście pani pielęgniarka przyznała mi się do nieudanej akcji pt "dokarmiamy", ale zasugerowała zrobienie badań.
-Bo pewnie ma robaki, albo anemię.
-Nie ma. Ona tylko tak wygląda. Każdy lekarz, który widzi ją pierwszy raz zleca szczegółowe badania, a potem okazuje się, że wyniki ma jak górnik przodkowy.
Naturalnie podziękowałam jej za troskę, bo przecież chciała jak najlepiej dla dziecka :-).
A teraz..
Uhhhh!!
Z tego tygodnia...
Dokładnie ze środy.
Pojechałam do szkoły odebrać moje młodsze maleństwo.
Pani wychowawczyni podeszła do mnie z dość zmieszaną miną:
-Mam do pani prośbę, czy raczej pytanie... Czy może pani robić Ani kanapki do szkoły?
Wybałuszyłam oczy.
-Yyy.. Ale... yyy... A czemu?
-No bo ona płacze, że jest głodna. Jak wracamy ze stołówki po zupie (maluchy drugie danie jedzą na kolejnej przerwie, a nie ciurkiem pierwsze z drugim), to Ania zaraz płacze, że jest głodna. To może mogłaby pani dawać jej kanapki?
Zaczęłam się śmiać:
-Dawałam jej kanapki, ale ona je przynosiła do domu w stanie nienaruszonym. Więc w końcu przestałam. Tym bardziej, że powiedziała, że nie chce, bo nie jest głodna, bo obiad jej wystarcza. Na wszelki wypadek dostaje batonika i coś do picia. Batony też wracają albo w całości, albo raz nadgryzione.
I zwróciłam się do głodzonej córki:
-Czemu nic mi nie mówiłaś?
-Bo zapomniałam - padła tradycyjna odpowiedź mojego dziecka.
Spojrzałyśmy na siebie z panią z trudem hamując śmiech.
Pani powiedziała:
-Aniu! Przecież możesz zawsze poprosić o dokładkę.
-Na pewno nie dostanę - powiedziało ponurym głosem moje optymistyczne inaczej dziecko.
-Dostaniesz, dostaniesz! Panie kucharki bardzo lubią i się cieszą jak dzieci proszą o dokładki.
Mimo, że się śmiałam, to dokładnie wiedziałam, co poczuł mój tata, jak z nim wojowałam machając mu przed nosem "suchym chlebem" niczym orężem.
Ale zupełnie nie rozumiem, czemu mój rodzic po wysłuchaniu opowieści zaśmiał się złośliwie i rzekł z satysfakcją w głosie:
-DOBRZE CI TAK!!!
Kanapki małej znowu robię.
I co?
WRACAJĄ!
Wczoraj nadgryziona dwa razy, dziś w stanie nienaruszonym!
Tłumaczenie córuni:
-Bo nie byłam głodna.
Wrrrrrrrrr!
No to żeby nie zagłodzić do końca moich szkieletonów, upiekłam dziś ekspresowe "rogaliki" z nadzieniem czekoladowym:
Przepis ktoś sobie winszuje?
A prosiem bardzo:
Kupujemy np. w Lidlu gotowe, świeże (nie mrożone w sensie) ciasto francuskie i Nutellę.
Ciasto rozwijamy, kroimy na kwadraty. Każdy kwadrat smarujemy Nutellą, zwijamy w mniej więcej rogaliki, smarujemy wierzch rozbełtanym żółtkiem i pieczemy w temperaturze ok 200 stopni ok 10-15 minut.
Przepis dostałam wczoraj u Ani ze Szmatki Łatki . A wiecie co tam robiłam?
Ha! Odbierałam moje zakupy! Bo Ania sprzedaje cuda na Allegro. A niedługo będzie działał jej sklep!
I co jeszcze dla mnie jest ogromną radością - Ania mieszka ode mnie tak mniej więcej o rzut moherowym beretem!
Tak więc moim dzieciom w oczęta ich niewinne zagląda widmo głodu - matka całą kasę przeputa na szmatki ;-DD

33 komentarze:

  1. Uśmiałam się z tych głodowych historii :)
    Rogaliki wyglądają bardzo, bardzo apetycznie,mniam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uśmiałam się niesamowicie . Masz rewelacyjne poczucie humoru , a co do córki to ja to rozumiem sama byłam chudzielcem , jestem nadal ( mimo ze mam już 32 lata ) i pewnie będę . Taka uroda. Mimo ze można jeść za trzech . Z wiekiem córka będzie się cieszyła szczupłą , zgrabną sylwetką i nie ma co się teraz przejmować . Pozdrawiam Ciebie i Twoją cudowną rodzinkę . Monika

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero od Ciebie trafiłam na allegro Szmatki Latki, u niej tych namiarów nie znalazłam.
    A tak poważnie mamusia, a może te kanapki do szkoły to suchy chleb;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tymi szkolnymi kanapkami to już tradycja moje dzieci tez je przynoszą do domu tłumacząc,ze zapomniały.
    Pamiętam jak my z moim bratem dokarmialiśmy nimi ptaszki,
    wyrzucaliśmy przez okno w kuchni na daszek z klatki schodowej do momentu,gdy mama podziwiając widoki z okna ich nie przyuważyła.Później próbowaliśmy się ich w inny sposób pozbyć oczywiście wtedy,gdy się zapomniało o ich zjedzeniu

    OdpowiedzUsuń
  5. Klaudia - do dzieła! Szybkościowe są. Zarówno w robocie jak i w jedzeniu ;-)

    Moniko - ja się nie przejmuję, bo nie mam czym. Sama jestem raczej z tych chudych (160cm, 44kg :-D)

    Basiu - to jest myśl! Wszak tradycje rodzinne trzeba podtrzymywać ;-)

    Askoz - na szczęście moje dzieciny przynosiły i przynoszą do domu swoje niedojadki, bo mamy wszystkożernego psa, więc nie ma problemu z utylizacją resztek pokarmowych :-D

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedne głodne dzieci :)
    Moja siostrzenica, w tej chwili lat 22 i wzrostu 185 zawsze była chuda. Do tego stopnia, że moja córka i własna siostra tej siostrzenicy powiedziały, że nie będą z nią jeździły na basen, bo wygląda, jak topielec. Otóż Dorotka, mając lat ok 7 została zapytana, dlaczego jest taka chuda, odpowiedziała z poważną miną, że ma dobrą przemianę baterii.

    OdpowiedzUsuń
  7. O widzisz! Dobra przemiana baterii to podstawa ;-D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też byłam strasznym niejadkiem, żywiącym się dzień w dzień masłem i kiełbasą pokrojoną w kosteczkę. Święto w domu było jak zjadłam coś innego. Niestety nie byłam przy tym okazem zdrowia, byłam chuda i wręcz przeźroczysta. A tornister do szkoły pomagała mi nieść mama, bo trochę mnie przeginało do tyłu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Masło i kiełbasa - to i tak nieźle! Asia miała fazę w swoim życiu, że najchętniej i jedynie chleb z dżemem. Truskawkowym li i jedynie!

    OdpowiedzUsuń
  10. początek zabrzmiał strasznie, ale niestety są takie dzieci które jeść nie mają co, a nie wiem czy Twoi rodzice są zadowoleni że nazwałaś swoją rodzinę patologiczną. Niestety dzieci tak już mają że jeść nie chcą , a jak dorosną to by pojadły i nadrobiły ale boją się przytyć.
    Madzia

    OdpowiedzUsuń
  11. PMS! a PSM! taka duża, a nie wie!

    OdpowiedzUsuń
  12. Jesteś boska! Ale się usmiałam!
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  13. Wyrodna Matka, toż to na pierwszy rzut oka widać po zdjęciu w profilu ;)

    A te rogaliki z Lidla to super patent! Dzięki - mojemu zrobię - może się ucieszy?

    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzień dzięki Tobie zapowiada się świetnie!
    Ale zaraziłam się tą ciętością języka co widać u mnie w zazdrosnej firance.
    Moje pierworodne 20 letnie ma 186 i chyba około 68kg.
    Szkieletor rozpacz poprostu ale jak robi sobie kolacyjkę to gały wychodzą kilka osób by nakarmił!

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja również byłam bardzo, bardzo chuda aż do drugiej ciąży, trudno dziś w to uwierzyć, ale tak było. Wtedy też wszyscy się dziwili, bo jadłam całkiem dużo.Wcale nie byłam z tego zadowolona, bo nie mogłam nosić wąskich, prostych spódnic, tylko jakieś kloszowane i marszczone.

    Pamiętam też, że na wszelkie denerwujące pytania odpowiadałam, że mam bogate życie wewnętrzne...... jakiś tasiemiec do wykarmienia ;)

    Zupełnie inny temat to to, co dzieci mówią w przedszkolu i szkole - te młodsze dzieci. Nawet nie zdajemy sobie sprawy jakie i jak różne historie domowe są opowiadane. Sama tego doświadczyłam :)))) a ten wpis o tym przypomniał.

    Monika dziękuję za świetny humor!

    OdpowiedzUsuń
  16. Madziu - bez obaw. Gdybyśmy faktycznie byli patologią, na pewno bym się z tym nie lansowała w necie ;-).

    Laura - ciekawe... Ale chyba nie będę próbować ;-D

    Nikonowa - nie czepiaj się mamuśki, bo znowu jakieś Twoje prywaty na światło dzienne wyciągnę i obsmaruję publicznie :-P

    Aagaa - dzięki! Aż się zarumieniłam.

    Aniu - ciii... Może nikt więcej się nie domyśli ;-)

    Lacrima - piękny objaw zazdrości! Byłam i podziwiałam! Sąsiadce szczęka opadnie i wieniec ze wstydem schowa ;-D
    Starsza też je jak stary chłop, co to na roli tyra. Młodsza też miewa fazy na jedzenie a'la long.

    Krzysiu - to opisz te historie, bo szkoda, żeby zostały zapomniane :-)

    OdpowiedzUsuń
  17. tak sobie czytam i myślę że z moją jest to samo wygląda jakby ją nie karmiono przy wzroście 120 waga tylko 20 kg tylko że różnica polega na tym że ona dodatkowo jest niejadkiem i w tym tkwi problem pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. Ha!!! a ja mam lepiej- Ptyś wciąga wszystko co ma w zasiegu-paszcy, ręki ,nogi itd
    Ja za to przynosiłam kanapki do domu i chowałam w starym tornistrze:-)
    Jak Mama to znalazła to się popłakała-to były kanapki z POLĘDWICĄ-wystaną w kolejce i na kartki specjalnie i tyko dla mnie!
    Do tej pory mi to wypominają :_)))

    OdpowiedzUsuń
  19. Tekst baaardzo mi się spodobał. Co do rogalików to znam inną wersję, zamiast nutelli( choć ten patent też wykorzystam) kostkę gorzkiej lub mlecznej czekolady.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. Jak zawsze śmiech gwarantowany. JA w swoim czasie jadałam tylko chleb z masłem i musztardą, byłam niejadkiem, chudym, mizernym...i popatrz co z tego wyrosło....

    OdpowiedzUsuń
  21. No proszę,to chudość tez jest problemem...
    Ja to miałam kłopot,nie dość,że ze sobą(wiecznie na diecie,chociaż jem raz dziennie),to moje dzieci też odziedziczyły po matce sylwetkę i zaślimaczony metabolizm.Do szkoły kanapek nie brały,bo wstydziły się jeść,bo dzieci będą się śmiały,bo pani zapytała co one jedzą,że wyglądają jak pączki w maśle.Tak naprawdę jadły tylko obiady,bo zestresowani szkołą śniadania nigdy przełknąć nie mogły.Wydaje mi się,że to brak ruchu i zasiedziały tryb życia był przyczyną,bo mój najmłodszy,to żywe srebro a taki jest chudy,że żebra można liczyć,nie mówiąc już,że je za dziesięciu.Świetne te Twoje historyjki z życia Twego wzięte.Zawsze poprawię se humor je czytając.Dzięki za ekspresowy przepis na rogaliki :c)

    OdpowiedzUsuń
  22. Oj, Moniko, jak do Ciebie przychodzę to sie zawsze "odstresuję", uśmialam się do łez, Moje dzieci "wieki" temu zawsze były "glodne", gdy ktos obcy był w domu i pytały czy mogą wziązc chleb, o matko , jaka ja bylam wkurzona. Pisz dalej, buziaki

    OdpowiedzUsuń
  23. Ewciu - nie martw się. Moja Ania ma dokładnie te same gabaryty ;-) A do jedzenia to jest taka sobie raczej.

    Hoga - weź się podpisuj w tych anonimach! I Ptysia się nie czepiaj, Ty zła kobieto nie jedząca polędwicy!! ;-P


    KonKata - podobno lepsze są z Nutellą.

    Kasia - wyrosła z Ciebie apetyczna kobietka i tej wersji się trzymaj!!

    Arkadio - czyli chyba nie ma złotego środka. Każdy jest taki, jaki jest i już :-)
    A rogaliki zrób - warto :-)

    Ela - dzieci są przewrotnymi potworkami :-D. A pisać będę. Na pewno :-)

    OdpowiedzUsuń
  24. niesamowie są te Twoje dzieciaczki a Twoje historie wyciskają łzy z oczu :)) oczywiście ze śmiechu... ja też ze swojego dzieciństwa pamiętam taką historię jak uderzyłam sie o kant stołu i chcąc nie chcąc mama musiała mnie nastepnego dnia zaprowadzić do przedszkola z siniakiem wielkości pięści na policzku, a ja rezolutna 5-latka na pytanie pani przedszkolanki co mi się stało, bez chwili zastanowienia odpowiedziałam, że tatuś mnie pobił !!!!:))))) dobrze, że wtedy w kuchni pracowała moja ciocia, która delikatnie wypytała mamę co ten tata temu biednemu dziecku zrobił... :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Bieluska - pojechałaś po bandzie :-DDD Teraz to pewnie policja i inne pokrewne instytucje na karku b rodzicom siedziały :-D

    OdpowiedzUsuń
  26. Ciasto lidlowe dobrze znam ,często wykorzystuję,aby także dokarmić mojego 'tatka-niejadka"
    Takie rodzinne opowieści są bardzo ciekawe.Muszę cos skrobnąc w przyszłosci w tym temacie u siebie.

    OdpowiedzUsuń
  27. Przeczytałam od a do zet! Hia, hia, hia! :)))
    Pozdrowienia dla chudzielca od byłego chudzielca! Jak widać, to z wiekiem trochę przechodzi. ;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Ata widzę, że Ci się też dostało. ja również dostałam komentarz od panny B. oraz wiadomość na gg. Ale komentarz usunęłam, mam nadzieję, że sobie do serca tego nie bierzesz, bo to już tylko do leczenia się nadaje. Zapisałam twoj wpis u mnie, jeśli chcesz to usuń. Ale jeśli masz ochotę to mogę przesłać Ci wiadomość z gg na maila?
    Wiesz jak się ma taki charakter, że człowiek nie potrafi przyznać się do własnego błedu a już o przeprosinach nie wspomnę to cóż ja zrobię???
    Niespodziewałam się tylko, że to się rozejdzie do takich rozmiarów.

    OdpowiedzUsuń
  29. Niech jej tam! Na zdrowie! Odpisałam jej, ale i tak pewnie nie zrozumiała słowa pisanego ;-)
    Jej adres dodałam do reguły SPAM, więc teraz pisze na tzw Berdyczów.

    OdpowiedzUsuń
  30. świaetny tekst, popłakałam się ze śmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  31. Ata ciesz się że macie taką dobrą przemianę materii...ja takiej nie mam i choć będąc dzieckiem wygladałam mniej więcej jak Aś, to teraz juz nie koniecznie tak :(((
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  32. Moja córka też wyglada na głodzoną:( i nic nie moge na to poradzić! Cisnę w nią co się da, żeby trochę ciałka nabrała a ona zamiast tego rośnie jak szalona i jeszcze przez to wyglada na chudszą:( Już nie wiem co jej dawać!

    OdpowiedzUsuń
  33. Grażynko - nie martw się. Wyrośnie z tego! I zacznie jeść tak, że nie będziesz nadążać z karmieniem ;-D
    Rabarbara tak miała, więc wiem co mówię :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)