I jeszcze jedno: będzie dużo zdjęć.
Jakoś tak tydzień temu, Chude moje dziecko zarezerwowało wejściówki do Wedla.
Postanowiłyśmy, że młodej młodszej nic nie powiemy.
Będzie miała niespodziankę i dodatkowy prezent na mikołajki.
Wiedziała tylko, że gdzieś jedziemy, że będzie fajnie, ale absolutnie nie znała szczegółów.
Dzięki temu, mimo że dziś niedziela, dziecko młodsze wstało bez protestów o obłędnej 10 rano (blady świt, jednym słowem) i dało się wywieźć z domu w bliżej nieznaną dal.
Kiedy wylądowałyśmy pod Fabryką Przyjemności doznała lekkiego olśnienia:
- O! Tu jest Wedel! - I znaki zapytania w oczach.
- Zgadza się. Idziemy zwiedzać. Co ty na taką niespodziankę?
- MEGAAAAA!!
Dowód rzeczowy, czyli focie pod celebrycką ścianką:
Na początek mieliśmy okazję zoabczyć jak wygląda tajemne miejsce, w którym powstają słodkie tabliczki pożądania:
Na zdjęciu poniżej zwróćcie uwagę na górny fragment. Te ciemnobrązowe paski, to właśnie czekolada! Taka jeszcze ciepła i świeżutko wytłoczona...
Chociaż dziś niedziela, produkcja i pakowanie trwają w najlepsze:
Tak jak tworzenie i malowanie apetycznych ozdób z przetworzonego ziarna kakaowca:
A wiecie, co to jest na fotce poniżej?
Brawo! Sejf. Podobno oryginalny, pamiętający E.Wedla. I podobno w swoim wnętrzu skrywa tajne przez poufne przepisy na słodkie pyszności...
Jakby ktoś miał kontakt ze Szpicbródką lub z Henrykiem Kwinto, to proszę o podanie im mojego maila - jest w lewej szpalcie bloga ;-)
Później wylądowaliśmy w salonie, czyli wiernie odtworzonej sali, w jakiej spotykał się w XIX i w XX wieku zarząd firmy.
Ciekawe czy wiecie, że pierwszym "logo" i znakiem rozpoznawczym firmy był chłopiec na osiołku wiozący tabliczkę czekolady :-)
Na pamiątkę, na żyrandolach są właśnie takie firgurki.
Nie, nie! Nie z czekolady - z mosiądzu :-D
Natomiast z czekolady były cuda w kolejnej sali.
WSZYSTKIE!!
Niestety nie dało się polizać, ani wbić zęba w ramę, bo pracownicy baaardzo patrzyli na ręce, a właściwie w szczęki zwiedzających ;-)
Na zakończenie coś, co każdy może zobaczyć własnymi, niekoniecznie uzbrojonymi nawet oczami.
Witryna fabryki na ul. Zamoyskiego kusi czymś takim:
To jest salon. Krzesło, stół, choinka, podłoga, ściany, zegar obrazy, ŻYRANDOL i całokształt wykonane są z... No? Z czego?
Ależ oryginalnie: z czekolady :-D
Witryna podobno jeszcze nie jest ukończona w całości.
Kiedy tak się stanie, ilość zużytej na nią czekolady będzie ważyła...
UWAGA!!
TONĘ!!!
Wyobrażacie sobie to?? TONA czekolady??
Ja, mimo że to widziałam i wąchałam ciągle nie mogę sobie tego jakoś przełożyć na taką zrozumiałą ilość ;-)
Chociaż...
Skoro krzesło waży 38 kg to się ta tona jakoś po kościach rozejdzie ;-)
No i choinka też nie jest jakaś cherlawa: grubość ścianek wynosi 20 cm.
Aha! Pod choinką jeździ pociąg. Taki prawie prawdziwy. Prawie, bo... z czekolady :-DD
Tylko tory ma prawdziwe.
Super było! I smacznie!
Mieliśmy też przywilej spróbowania nowej czekolady, której nie ma jeszcze na rynku: arbuz z melonem. Oj fajna, fajna ;-)
To tyle. Idę sobie... Jakoś mnie na przegryzienie czekolady naszło ;-)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńniekontrolowany ślinotok :D
OdpowiedzUsuńAguti - wcale się nie dziwię ;-)
UsuńEj, ja tez chce na takie zwiedzanie! Myslalam ze to mozliwe tylko w noc muzeum.
OdpowiedzUsuńYenulko - jak widać, nie tylko w noc muzeów. Ale wtedy byłoby się chyba tam strasznie trudno dopchać :-)
UsuńNo i naszła mnie ochota na coś słodkiego :). Dobrze, że mam w domu "michałki" - co prawda nie z Wedla, ale też dobre :)). A wycieczka super!
OdpowiedzUsuńFrasiu - "michałki" też dobra rzecz :-) Smacznego!
UsuńJA............................ale super czekoladowo! Szok,że można takie cuda z czekolady stworzyć! Zazdroszczę wycieczki! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNuta - oj szok! Faktycznie! Podobno w tej pracowni stworzyli też ... Małysza :-D Ciekawe, czy ktoś go kiedyś zje ;-))
UsuńO kurcze a u mnie ani kosteczki czekolady na stanie:( Jak ja dotrwam do rana??? Świetna wycieczka!
OdpowiedzUsuńSerdeczności przesyłam :)
Iwonko - dotrwałaś jakoś?? Bo nie chcę Cię mieć na sumieniu :-)
UsuńOj, to czułyście pewnie jak Charlie w fabryce czekolady!
OdpowiedzUsuńJolcia - lepiej! O niebo lepiej! ;-D
UsuńCzekolada jest dobrym tworzywem - kiedyś w TV był reportaż z pokazu mody - kreacje były wykonane z czekolady. Bardzo mnie intrygowało, dlaczego to się nie rozpuszczało na modelkach, bo bikini też było. Fajna ta wycieczka, ciut zazdroszczę., choć to brzydkie podobno uczucie. Swoją drogą tona czekolady - porażająca ilość. Ata, a czy po takiej obróbce taka czekolada nadaje się do jedzenia? Bo jeśli nie, to tworzenie takich salonów z wyposażeniem to istna rozpusta z rozrzutnością.
OdpowiedzUsuńA w Paryżu jest ponoć sklep z erotycznymi czekoladami, np. biust z czekolady i...nie tylko.
Miłego, ;)
Aniu - ta czekolada jest jak najbardziej jadalna. Wszystkie barwniki uzyte do kolorowania są jadalne :-)
UsuńNo to idę po ptassie mleczko... chociaż to zgroza o tej porze :)
OdpowiedzUsuńAtaboh - na słodkości każda pora jest dobra ;-)
UsuńOj zazdroszczę wycieczki. MNiam
OdpowiedzUsuńAnette - oj MNIAM było! Szkoda, że się skończyło :-D
UsuńSuper wycieczka!
OdpowiedzUsuńMnie do słodyczy specjalnie nie ciągnie, ale zobaczyć bym chciała. Czekoladę lubię gorzką, nawet jako dziecko wolałam deserową niż mleczną. I najlepiej jednak bez nadzienia, choć przed innymi czekoladami specjalnie się nie bronię :)
Moja Babcia opowiadała, że przed inną pracowała u Fukiera, przy produkcji cukierków czekoladowych; można było jeść, ile się chciało, ale nie wolno było nic wynosić. Bardzo się, dziwiłam, ale jak się okazało, po tygodniu każdy miał już dość i jeśli coś zjadł, to ewentualnie żeby spróbować czegoś nowego.
Ninka - w Wedlu jest podobnie. I sądzę, że każdy pracownik odda duszę za kawałek uczciwej kiełbachy, jak się tak nawącha tych słodkości :-D
Usuńta.. syn też był ale w sobotę, nie zabrał, opowiedział tylko a ja obeszłam się smakiem :-P
OdpowiedzUsuńAnonimie - no cóż... Mogę jedynie współczuć ;-)
UsuńSchyłkowy Gomułka, zakład mojego tatusia decyzją partyjną dostaje małą manufakturkę galanterii czekoladowej. Planów nie da rady wykonać, bo ziarna kakaowego wystarcza dla kilku dużych fabryk produkujących na eksport za waluty wymienialne. Nie będę opisywać gimnastyki technologów, bo wyroby czekoladopodobne to był rarytas przy tych paskudztwach. Nastaje epoka Gierka i zalew ziarna kakaowego! Faceci dostali szmergla i wymyślali takie cuda, że do dziś mi ślina cieknie ;-) Wiśnie i śliwki w gorzkiej czekoladzie to pikuś! A kandyzowany agrest i czarna porzeczka w czekoladzie deserowej; w wersji dla dorosłych wszystkie przysmaki z dodatkiem rektyfikatu. Galaretki w czekoladzie były produkowane na bazie agaru a nie żelatyny. Gdy manufakturka - tam naprawdę ręcznie robiono czekoladki - zaczęła dobrze prosperować, została przyłączona do "Bałtyku" i zlikwidowana.
OdpowiedzUsuńPS.Receptur panowie z dużej fabryki od "amatorów" nie chcieli.
Oslun - a masz te receptury? To może sama rozkręć fabryczkę? Czejsy jakby inne... Może się udać :-)
UsuńByłam jeszcze w latach 80. (jakoś tak u schyłku systemu) na wycieczce z klasą w fabryce 22 lipca d. E. Wedel ;) Do dziś pamiętam wróbelki przysiadające na brzegu tac z nadzieniem do ptasiego mleczka :) I lekko podrdzewiałą machinę do wyrabiania karmelu... Chodziliśmy po halach, zdecydowanie bliżej maszyn niż (sądząc po zdjęciach) obecne grupy zwiedzających. Zresztą wycieczka była załatwiona po znajomości, przez mamę jednej z uczennic, która to mama w Wedlu pracowała. Mimo że w owych czasach kupienie wyrobów wedlowskich nie było łatwe, to po paru atrakcyjnych podjadaniach już nie mieliśmy siły dalej łasować :) A wiedzieliśmy, że co pojemy, to nasze, bo na wynos nie dają...
OdpowiedzUsuńMario - teraz produkcja jest zamknięta. I sterylna. Oglądaliśmy wszystko zza szyb. Nikt się nie szwendał po hali produkcyjnej, wróbli nawet na zewnątrz nie było. W sumie to i zapachu na lekarstwo. Kiedyś było czuć zapach już na Targowej. A teraz w środku trzeba było dobrze węszyć, żeby poczuć :-)
UsuńSuper wycieczka, po przeczytaniu i obejrzeniu zdjęć wyrobów z czekolady nabrałam ochoty na coś słodkiego, ale znając moich łasuchów, nic dziś w domu nie znajdę(wszystko zjedzą), do sklepu nie chce mi się iść, bo wieje. Serdecznie pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMałgosiu - OSTRZEGAŁAM, że wpis nie dla czekoladożerców! :-DD
UsuńMniaaaaaaaaaamu! Ależ się zaśliniłam :), idę przetrzepać szafeczki, może coś się uchowało :). Ciekawe czemu tak mi się zachciało słodkości... Nie wiesz czasem? Hi, hi, hi.
OdpowiedzUsuńWielki szacunek dla maestrii cukierników, prawdziwe dzieła sztuki, powalające!
Kasia
czytanie ślinotokiem się akonczyło!
OdpowiedzUsuńuwielbiam deserową, mniam!!!!
Normalnie od razu naszła mnie chęć na małe czekoladowe co-nieco. Cuda z czekolady!!!
OdpowiedzUsuńJakoś nie mogę sobie wyobrazić tej tony słodkości... U mnie by się nie uchowała - nawet pod wysokim napięciem :D
Pozdrawiam
Majeczka
Zaśliniłam się ;-)
OdpowiedzUsuńAle mieliście fajną wycieczkę!
OdpowiedzUsuńNo całe szczęście, ze miałam pod ręką czekoladki, bo bym nie dotrwała do końca tego wpisu... Super wycieczka :))
OdpowiedzUsuń