środa, 29 kwietnia 2015

Instrukcja obsługi pokoju dla nastolatki

1: Biurko.

Jak sama nazwa wskazuje, służy do prac typu biurowego. To taka dość wygodna i spora podkładka do pisania i rysowania. Rozumiem niespełnioną miłość do gór, ale tworzenie w miejscu pracy makiety Himalajów to nie jest do końca trafiony pomysł.
Podręczniki i ćwiczenia spokojnie mogą sobie mieszkać na rogu biurka.
Sugeruję układanie ich w następującej  konfiguracji: na dole te najszersze, a im wyżej, tym węziej. Odwrotny układ musi runąć wcześniej czy później. Zgodnie z prawami fizyki.
Gdyby starożytni Egipcjanie budowali piramidy od czubka jako podstawy, do Gizy nikt by nie jeździł, bo nie byłoby już po co.

Papierki typu: opakowanie po wafelkach, batonikach, czekoladkach, lizakach itp. najrozsądniej jest wywalać bezpośrednio po konsumpcji do kosza na śmieci.
Rzeczony kosz znajduje się po lewej stronie biurka.
 Aha! On jest typem prymitywnym i nienowoczesnym - nie ma opcji samoopróżniającej.
 Trzeba znieść do kontenera. Wymieniony kontener jest w piwnicy i ma czarny kolor. UWAGA! Nie gryzie!
Zużyte wkłady do pióra też wyrzucamy na bieżąco. One są jednorazowego użytku. Co oznacza, że jak są puste, to takie już zostaną po wsze czasy. Atramentu z powietrza nie przyssą.
Pasję rysownika popieram, jako i wszelkie inne przejawy pasji rękodzielniczej. Ale jak coś nie wychodzi i trzeba użyć gumki do ścierania, to te starte gumkowe "flaczki" również będą się idealnie wpisywać w krajobraz kosza na śmieci.

Słowniki jako podkładka pod głośniki to pomysł zaiste nowatorski i prekursorski, ale może czas pomyśleć o zmianach?

Aparat fotograficzny (wraz z obiektywem),  rozmiarów słusznych musi być pod ręką każdego rasowego fotografa, ale nie należy tego rozumieć zbyt dosłownie.

Klawiatura i mysz czują się świetnie na półce wysuwanej  spod blatu biurka. Gadżety z monitora czasem odpadają, ale chyba tęsknią za swoimi kolegami i chętnie do nich wrócą. Niestety - głupie są i same nie umiom, trza im pomóc siłą własnych mięśni ;-)

Temperówka do ołówków nie piszczy "tak jakoś dziwnie", bo jej baterie zdechły, tylko dlatego, że ilość obrzynków przerosła jej pojemność. Obrzynki wyrzucamy do kosza. Kosz nie zmienił miejsca pobytu i stoi w tym samym miejscu, o którym już wspomniałam.


2: Fotel biurowy.

Często mylony z szafą podręczną. To może i dobry pomysł, żeby wszystkie bluzy narzucać lekką ręką na jego oparcie, zwłaszcza jak się człowiek bladym świtem spieszy do autobusu i nie ma czasu na wybieranie ciuchów. Ale jak już brakuje miejsca do siedzenia...
Wróć!
 Jak już miejsce do siedzenia jest zmniejszone do powierzchni spodeczka pod szklankę, to nie jest dobrze i czas interweniować.
Bluzy kochają mieszkać w szafie. Każda na osobnym, własnym wieszaku. Są tam bardzo kontente i bezpieczne. Żaden szurnięty kot nie będzie im tam obgryzał suwaków, szarpał za rękawy(Lucjusz), lub robił sobie z nich legowiska (Fryderyk). Aha! Mieszczą się bez trudu! I wcale się nie gniotą!

3: Szafka nocna.

Wbrew pozorom nie pojawia się tylko nocą. Ona tam stoi 24 godziny na dobę. Ma szufladę, która chętnie przysysa i przechowuje pierdylion zegarków naręcznych, tajnych notesików i  skarbów bliżej nieokreślonych.
 Oraz latarkę (o niej będzie w kolejnym punkcie instrukcji).
Blat szafki nocnej chętnie przygarnia książki czytane tuż przed zgaszeniem lampki, ale ilości oscylujące w granicach 20 sztuk to zdecydowana przesada.
I stwarza poważne zagrożenie życia osoby śpiącej tuż obok tej hałdy.
Na nadmiar mnożących się przez podział/pączkowanie/zakupy lektur doskonale nadaje się jej dolna część (półka pod szufladą). Mieści idealnie i w pionie i w poziomie dużo więcej niż by się mogło na pierwszy rzut oka wydawać.

4: Łóżko.

Mebel wygodny i bardzo pożądany. Zwłaszcza przed szóstą rano w dzień powszedni.
Generalnie służy do spania. Pod warunkiem, że ilość jaśków i poduszek nie trwa w niecierpliwym oczekiwaniu na stugłowego smoka.
Przestrzeń między łóżkiem a ścianą jest raczej niewielka i upychanie w niej:
a: królika
b: konia
c: hipopotama
to już przegięcie.
Zwierzętom wyżej wymienionym zdecydowanie bardziej komfortowe warunki zapewnia "zwis maskotkowy" wiszący przy drzwiach wejściowych (po prawej stronie jak coś).
Sądząc po ilości papierków  po wafelkach na głód nie cierpiały, a latarka oświecała im mroki odosobnienia, ale gwarantuję, że zdecydowanie jest im lepiej w towarzystwie innych pluszopodobnych stworzeń.


5: Komoda nr 1:

Książki piętrzące się w dwóch stertach pod sam sufit można zniwelować o 3/4 i ustawić na półkach w komodzie. Pod warunkiem wyciągnięcia spomiędzy setki książek naukowych: farb akwarelowych, plasteliny, zużytych bloków technicznych i rysunkowych, książek typu "Muzyka. Podręcznik dla klas 4-6". Się idealnie pomieściło, co się pomieścić nie chciało.


6: Komoda nr 2

UWAGA! PORZĄDEK! Gry planszowe na dwóch półkach leżą idealnie poukładane! SZOK!


7: Witryna (część dolna).

Książki mieszczą się bez problemu, pod warunkiem, że zmieni się ich położenie ze skosów bezładnych na piony uporządkowane. Wystarcza spokojnie miejsca nawet na wspomniany w punkcie pierwszym aparat fotograficzny i jego instrukcję obsługi.Mieszczą się oboje bez najmniejszych problemów i jeszcze jest luz.


8: Witryna (część górna).
Złamałam się i poddałam...

Z eksploracji dalszych części pokoju mojej nastolatki na wszelki wypadek zrezygnowałam...

wtorek, 28 kwietnia 2015

Z opóźnieniem

To ja. Wasz dzielny Koszałek Opałek. Czyli skryba warszawskich, comiesięcznych Spotkań Patchworkowych.

Jak wiadomo, krasnoludki są ludkiem zapracowanym po czubek spiczastej czapeczki i siwej brody, w związku z tym nie mogłam spełnić swojej kronikarskiej powinności na ten tychmiast po spotkaniu.
"Czejs" mi gna na złamanie karku, niczym spłoszona pchła na wyleniałym psie.

Ale na szczęście czas można zatrzymać dość skutecznie.
Na zdjęciach - jakby ktoś nie wiedział ;-)

I teraz ostrzegam: rzeczonych fotek będzie od pyty! Jeszcze takiej ilości chyba nie umieszczałam na blogu w jednym wpisie.
Więc uprzedzam - będzie duuuużo oglądania. A i tak nie wszystko wkleję w ten post.

Postaram się jakoś w kronikarskim skrócie opisać jak to na spotkaniu było.

Ano było nas 14 kobitek.
Znaczy nie hurtem i nie na raz, tylko od południa do godzin wieczornych.


Jak już wspomniałam, nasze spotkanie 23.04 (w dniu imienin Jerzego i Wojciecha), odbywało się pod znakiem Akcji Serduszkowej dla CZD.

Dzielne szwaczki pracowały pełną parą:




Niektóre na stojąco:



Inne klasycznie i po bożemu:




Bywało, że i na cztery ręce:

Hania i Ania

W tandemie:

Hania i Ewa

W pojedynkę:
Na pierwszym planie Jadzia




Tereska




Ania Sławińska



I z pędzlem w ręku:




Materiałów do tworzenia zdecydowanie nie brakowało:

Od lewej: Lenka i Jadzia


Nawiasem mówiąc - ten regał, wraz z zawartością, za Lenką i Jadzią, to mój mroczny obiekt niezdrowego pożądania :D

Jak ktoś osłabł i podupadł, miał miejsce do wskrzeszenia omdlałego ducha (i ciała):

Ewa


Przytulny i słodko pachnący kącik kusił. Oj kusił nad wyraz skutecznie :-D

Po lewej... (zabijcie mnie! nie pomnę :-( ) Po prawej: Ula  


Koszałek Opałek też tam koczował, ale na szczęście nikt mu fleszem w zęby nie strzelał ;-)

Były również dyskusje i ogólne zgromadzenia:

Od lewej: Marzena, ?, Ula i Ania 



A jak dyskusje, to i podziwianie tego, co się tworzy.

Tym razem padłyśmy z zachwytu na widok tego, co tworzy Lenka (niestety - niezblogowana :-( )

Fragment narzutki dla dzieciny płci żeńskiej autorstwa Lenki:



Nasze nabożne skupienie i podziw:



Jej kalejdoskop (in progress)


Lenka chyba sama doszła do wniosku, że będzie z tego coś niesamowitego i wraz z nami padła uczciwie na własne kolana przed osobistą pracą:

Narzutka z męskich koszul, czyli recykling taki, że mucha nie siada:


A to będzie cudna kołderka dla siedmioletniej siostrzeniczki Lenki:

Lenka szyje nie tylko patchworki w formie plaskatej. 
Co powiecie na taką kurteczkę?


Ewa miała ochotę  dać w niej w długą, ale Lenka była czujna i nie dała :-D

Starcie nie skończyło się rozlewem krwi wbrew pozorom. Ewa grzecznie, acz z wielkim żalem kurteczkę oddała ;-)

Było super, świetnie i naładowało mi akumulatory po same klemy :-D.

Dziękuję Ci Aniu za ponowne spotkanie. Za atmosferę, za klimat i tak ogólnie za całokształt oraz nieziemską cierpliwość. Wiem, że nie było Ci łatwo - przeziębienie i katar niczym Niagara odbiera chęć do życia nawet takim energicznym osobom jak Ty :-)))

A co powstało w trakcie spotkania? No serduszka rzecz jasna!
Ale celowo o nich teraz nic nie piszę. Dopiero po całkowitym zakończeniu Akcji zrobię podsumowanie.
Dziś, póki co, umieszczę tylko jedną fotkę na wabia i na zachętę:


Ps: zdjęcia są autorstwa Ani (naszej cierpliwej gospodyni) i Tereski (dobrego ducha Akcji Serduszkowej).