niedziela, 24 listopada 2019

Mniej więcej tematycznie

No właśnie.
Postanowiłam zreanimować bloga. Mniej więcej tematycznie.
Bo jakbym chciała chronologicznie, to zrobiłyby się niezły galimatias.
Tak więc trochę od tyłu po to, żeby łatwo i przyjemnie dojść do początku.

Pytacie w komentarzach pod poprzednim wpisie co z Ryszardem i jak dwóch pozostałych dżentelmenów reaguje.
Jednym słowem mogę to określić: SPOKO!
Lucek ma kumpla do wygłupów, a Fred ma spokój, bu Lucjan odczepił się od niego.
Wprawdzie Fredzio rzuca fochem i sugeruje pozbycie się rudego, bo za bardzo się panoszy, ale pełne michy go uspokajają.

Dla niezorientowanych czytelników, patrząc od góry zdjęcia:
Lucjan
Fryderyk
Ryszard.
Kocia symbioza... 
Zanim przejdę do moich poczynań robótkowych, może kilka słów o Ryszardzie, bo pewnie jesteście ciekawe co u niego.
Po ponad miesięcznym pobycie rudzielca mogę spokojnie stwierdzić, że jest to kot pomocny. Bardziej niż Lucjan. Lubi sprzątać:




Jest kotem walecznym i nie waha się bronić rodziny przed potworami!
Tu w walce z oczyszczaczem powietrza:



Lubi spać.



I niestety lubi również szyć na maszynie...




Mimo, a może dzięki tej kociej pomocy, skończyłam szyć coś, co mi zalegało w charakterze UFO od sierpnia...
Nic nadzwyczajnego. Zwykły obrusik(?) serweta(?)

Bez kociej osoby prezentuje się tak:

Podobne coś uszyłam już wcześniej, z innych materiałów:




Jak już na początku wpisu wspomniałam, chronologia u mnie leci do tyłu :D
Tak więc czas na uszytki lipcowe.
Ponieważ jechałam do Helu, odczuwałam potrzebę posiadania nowej siaty/torbiszcza. 
Bo ta ubiegłoroczna już mi się opatrzyła i ciut znudziła.
No i młodej młodszej trza było uszyć coś nowego w podobny deseń. A że ona lubi worko-plecaki, to też ma nowy:



Moja sis i jej córka również zostały przeze mnie wyposażone w nową galanterię :-D
Ala w worko-plecak, a sis w kosmetyczkę.


Ale to nie koniec nowinek szyciowych tworzonych specjalnie z powodu wyjazdu do Helu.

Potrzebny mi był taki większy poddupnik, bo wieczorami prowadzimy długie Polek rozmowy, a mój zadek i kręgi słupne lubią mieć wygodnie. Tej wygody i komfortu nie zapewnia mi twarda, drewniana ławka. A że ja wygodnicka na stare lata się zrobiłam, to se wzięłam i uszyłam drugi w życiu quilow, czyli narzutę zgrabnie transformująca w poduchę.
Tak wygląda w zwisie na tle Zatoki Gdańskiej:

A tak w postaci poduchy, czyli transport bezproblemowy:

Poza tym powstały jeszcze dwa piórniki:


W sumie to na dziś wystarczy. Kolejne szyciowe rzeczy też już powstały, ale nie są jeszcze w 100% gotowe, to ciut muszą poczekać na prezentację.
Następny wpis z innym rękodziełem za czas jakiś.
Oczywiście z kotami w tle :-D
Bo wpis bez kota to głupota ;-) (że tak zmienię znane powiedzonko).

Część zdjęć wykorzystanych przeze mnie w tym wpisie jest autorstwa mojej córki.



8 komentarzy:

  1. Kocham Twoje koty, a uszytki rewelacyjne

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakbym swoich chłopaków widziała, tylko w innych futerkach niż Lucka i Ryśka:)) Bo mam dwóch burasów i jeden buro - biały:))
    Cudowne Twoje kociaki - wszystkie trzy!
    Produkcja toreb, plecaków, kosmetyczek do pozazdroszczenia - piękne!
    Serdecznie pozdrawiam i kizianki dla chłopaków przesyłam:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Marzy mi się kot, myślę od dłuższego czasu by adoptować czworonoga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Javorkowo - przemyśl to dobrze, bo koty to dość chimeryczne stworzenia. Niekoniecznie musi Ci się trafić przytulaśny osobnik jak mój Fred. Może też spaść na Ciebie kot z twardym charakterem jak Lucek. Albo rozrabiaka z piekła rodem - jak Rysiek

      Usuń
  4. Fajnie,że jesteś znowu :) świetne zdjęcia kociastych.Bardzo podoba mi się ta narzuta i piórniczki też:) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam i kocią rodzinkę i Twoje wyczyny krawieckie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)