O losie... Ręce mi opadły! Nie dość, że padłam przy stwierdzeniu oglądasz się do tyłu, to jeszcze ta troska policji o szarych obywateli ślącej maile do posiadaczy samochodów...
Abstrahując od bzdetnej treści - rachunek za paliwo jest tak małym świstkiem papieru, że zamiast wysiadania z samochodu wystarczy ruszyć tylną wycieraczką...
Złodzieje samochodów mają zgoła inne metody na rąbnięcie pożądanej bryki.
Ale nie o tym chciałam napisać.
Ten wpis przypomniał mi moją przygodę sprzed ładnych paru lat.
Jeździłam wtedy kaszlakiem.
W sumie zasługuje na osobny wpis, bo jakby nie było - parę lat nim śmigałam.
Samochód ten był niesamowity! Kupiony w sekondhendzie psuł się cyklicznie i namiętnie!
Wysiadła mu na ten przykład skrzynia biegów.
Działała tylko "dwójka" i "czwórka". Mega!
Wiecie, jak się musiałam nakombinować, żeby zaparkować z możliwością wyjazdu przodem??
Czasem się nie dało, więc trza było autko wypychać ręcznie na prostą ;-D
Stanęłam kiedyś właśnie przodem, a wyjechać mus było tyłem. Do przodu ni jak, bo krawężnik wysoki jak licho, no i po chodniuku jakoś nie bardzo wypada jeździć.
Więc cóż miałam robić na wąskiej ulicy??
Posadziłam w on czas nieletnią mocno Joannę za kierownicą i poinstruowałam, że jak powiem "JUŻ", to ma skręcić kierownicą w prawo do oporu.
A sama ustawiłam się przed maską. Zaparłam się nawet nieszczególnie mocno i popchnęłam.
Z boku jak na zawołanie wyrósł mi pan pomagacz.
-Popsuł się? - zagaił miło pchając ze mną.
-Taaa. Trochę.
-No! Maluchy tak mają! To jak już będzie na prostej, to niech pani wsiądzie za kierownicę zamiast córki i ruszy pani z pychu.
-Eeee... Ale po co? Rozrusznik mi działa.
Pan przestał pchać i stanął zszokowany.
-Jak to??? To po co pani go stąd wypycha, skoro może go pani odpalić z kluczyka??
-Bo wsteczny mi nie działa, a inaczej tu się nie da zaparkować!
-????
-Oj! No! Skrzynia biegów się zbiesiła i tylko dwójka z czwórką działają. Da się jeździć.
Pan pokiwał głową i poradził mi szybkie udanie się do mechanika.
Ba! Jakbym tam cyklicznie nie bywała! Za każdym razem z czymś innym...
W onym czasie "modne" były kradzieże na tzw. "kółko". Czyli kierowca samochodu pożądanego był wyprzedzany przez inny pojazd, pasażer tego drugiego z uśmiechem i lekko zatroskaną miną pokazywał na koło niespodziewającego się niczego złego kierowcy (dajmy na to limuzyny), dając mu wyraźnie do zrozumienia, że złapał gumę.
Posiadacz cennego jeździdła zjeżdżał na bok, wysiadał z samochodu zostawiając najczęściej kluczyki w stacyjce, żeby sprawdzić stan kapcia, a w tym samym czasie uprzejmy do tych pór pasażer wskakiwał na jego miejsce i fruuu w siną dal...
Mając głowę nabitą tego typu opowieściami, jechałam ja sobie jako ta dumna posiadaczka Fiata 126p do pracy. Całkiem boczną uliczką. Taką osiedlową.
Na jednej z posesji facet otwierał bramę. Na mój widok zaczął machać odnóżami górnymi i dramatycznie pokazywał na moje tylne koło.
Niewiele myśląc popukałam się w głowę, patrząc na niego wymownie, jednocześnie myśląc sobie "a już! poleciałam oglądać kapcia! znam ja te wasze prymitywne numery! samochodu z free się zachciało!" i tyle mnie oglądał.
I pojechałam sobie dumna z własnej czujności...
Ale dosłownie w tej sekundzie naszła mnie taka refleksja:
-Wszak był u siebie w domu - chyba by się tak nie wystawiał. Na podwórku stało Volvo... Nie sądzę, żeby zdezelowany maluch wzbudził w nim AŻ taką żądzę posiadania...Kolekcjoner strupieszałych karoserii??
Kończąc myślenie parkowałam pod pracą. Wysiadłam. Polazłam zobaczyć, co też tak na migi chciał mi przekazać pan od Volvo....
No co???
No gumę złapałam! I beztrosko śmigałam na feldze kłapiąc sflaczałą oponą i dętką!!
Ekhemmm... Co to ja chciałam w konkluzji napisać...
Nooo może tylko tyle, że posiekałam w tej dramatycznej ucieczce przed "złodziejem" oponę i dętkę.
Tak więc nie każdy machający musi być złodziejem i nie każda kartka na szybie jest zwiastunem końca świata szwoleżerów!
Czyli - bądźmy czujni, ale nie dajmy się zwariować, bo policzki potem dłuuugo pieką ;-D
Poczytam se o kradzieżach to potem wsiadając w garażu do autka zaraz blokuję zamki;-)
OdpowiedzUsuńDobry odruch w sumie ;-)
UsuńJak to dobrze,że to nie mój problem:))) Nie jeżdżę, Nie żebym nie umiała. Nawet mam prawo jazdy, tylko nie ma warunków. Musiałoby być całkiem pusto, wtedy mogę jechać;)))A tak lepiej nie narażać niewinnych ludzi na kaprysie w samochodzie. Jeżdżę rowerem, nawet po ulicach. W razie czego zawsze mogę uciec na chodnik:)))
OdpowiedzUsuńJestem za to doskonałym pasażerem:)Jakby co to się polecam;) To jak piszesz, o tym jak jeździsz budzi moje głębokie zaufanie. Zrypana felga, opona itp. to pikuś i tak jesteś świetna:)Pozdrawiam:)
Tak całkiem pusto to rzadko bywa...
UsuńKaprysiu - nie sądzę, żebym była świetna, raczej przeciętna. Staram się jeździć nie wyłączając myślenia za siebie i za innych ;-) A miłych pasażerów zawsze chętnie przygarniam :-))
Oj, maluch był słodziutkim samochodem. Mieliśmy ich kilka po kolei, bo bardzo pilnowaliśmy,żeby nie jezdzić tym czymś dłużej niż 3 lata.Przez okres jeżdżenia maluchami nauczyłam się kilku rzeczy: wymieniać żarówki, rozbierać i składać gaznik, wyjmować , ładować i z powrotem wkładać akumulator, umiałam rozpoznać "na słuch" wysypane łożysko, nie mówiąc o takiej oczywistości jak uruchamianie kijem od szczotki- zmiotki. Ostatniego malucha sprzedałam z rozwalonym aparatem zapłonowym wmawiając kupcowi,że to zapchany gaznik.A teraz moja obsługa ogranicza się do nalania płynu do spryskiwacza.Zero romantyzmu.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Fakt! Teraz to nie to samo! Ja jeszcze benzynę wlewam w odpowiednią dziurę ;-D
Usuń:D swietnie napisany tekst. ubawilam sie niezle :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało mi się wywołać uśmiech :-)
UsuńBędąc kilka lat temu w W-ie zostaliśmy okradzeni... na głupotę, niestety własną :P Po pierwsze kto stawia samochód na niestrzeżonym parkingu ( nawet jeśli jest w centrum miasta), szczególnie gdy po chwili okazuje się że strzeżony jest kawałek dalej... Kto idzie sobie w takiej sytuacji beztrosko do restauracji??? a potem jeszcze na spacerek po Starówce??? Oczywiście głupol, i tym stwierdzeniem zakończyliśmy sprawę włamu do naszego auta. Szczęściem straciliśmy głównie to co w bagażniku i radio, auto się ostało, dzięki czemu szczęśliwie, choć bez ogrzewania (uszkodzonego w trakcie włamu) wróciliśmy do domu. Konkluzja? Strzeżonego Pan Bóg strzeże, od tamtej pory wybieramy parkingi strzeżone, lekcja była jednorazowa:)))))
OdpowiedzUsuńKaszelkiem jeździłam i ja. Lubiłam, szczególnie że gdy zaszła potrzeba sama mogłam go sobie podepchać na pobocze:))) I też wiedziałam co się w nim aktualnie zepsuło, u mnie najczęściej siadały świece, klocki hamulcowe i łożyska - mina mechaników gdy wskazywałam problem (oczywiście zazwyczaj mieli tysiąc komentarzy zanim to potwierdzili) bezcenna :))))
piękne!
UsuńIwonko - szczerze mówiąc - ja tak parkuję i mój małż takoż. Raz się się skończyło "prawie" kradzieżą. Ale to temat na inną okazję ;-)
UsuńFoksal - dzięki!
Usuńi wychodzi na to,że nic nie jest czarne i nic nie jest białe......
OdpowiedzUsuńKasiu - bo w życiu rządzą szarości ;-)
UsuńWbrew pozorom, kto ostrożny, ten potem sobie w brodę może nie pluć. Złodzieje mają takie pomysły, że lepiej o nich wiedzieć. A oponę mogłaś sprawdzić w sumie po 100m... ja bym sprawdziła, ale nie od razu ;)
OdpowiedzUsuńNaila - oponę sprawdziłam po 50 m, bo tyle mnie dzieliło od parkingu pod pracą ;-D
UsuńTeż jeździłam kaszlakiem 10 lat i naprawdę chwaliłam sobie to cudo techniki. Jeżeli chodzi o kradzieże- wolę jednak być ostrożna.Przydaje się policjant w rodzinie, który dostarcza informacji o sposobach i nowych pomysłach złodziejaszków .
OdpowiedzUsuńJaskółko - a o tej metodzie na kartę słyszałaś coś?
UsuńWiesz, że Cię kocham ? I te Twoje wspomnienia takoż :-) Ja w swoim kaszlaku wymieniałam koła ze 4 razy, w zimie odpalałam z kija, co to go musiałam z tyłu na linkę od rozrusznika nacisnąć, a kratki od wywiewów z tyłu zasłaniałam kartonem, kładąc go w środku, pod klapą, co raz kiedyś omal nie przypłaciłam życiem, bo zapomniałam wyjąć karton i mi się zapalił od gorącego silnika. Ale kochałam tego mojego żółtego krążownika szos szaleńczo.
OdpowiedzUsuńSylwuś - ja to już miałam model z wypasem - ino z kluczyka odpalał :-D. Maluchy miały w sobie coś, że się je po latach z sentymentem wspomina. Może dlatego, że to były najczęściej nasze pierwsze osobiste autka?
OdpowiedzUsuńAle jednak nie chciałabym znowu zasiąść za sterami tej parodii samochodu ;-)
ja słyszałam nie o kartce a o butelce położonej na kole, albo dachu, spada i robi wielki hałas, wiec kierowca wysiada...
OdpowiedzUsuńZainspirowana - też o tym słyszałam i to zdecydowanie bardziej do mnie przemawia. Kartkę można olać, ale huku już się nie da...
Usuń