Przede wszystkim bardzo Wam dziękuję za trzymanie kciuków, o które prosiłam w poprzednim poście.
Pomogły :-)))
Szkoda, że nie przyszło mi do głowy prosić Was o pozytywne fluidy i kciuki jak zaczęłam robić poncho...
Tak to jest, jak człowiek coś sobie postanowi, to nie bacząc na brzęczenie pod sufitem i zwerbalizowane ostrzeżenia płynące bezpośrednio do uszu ze świata zewnętrznego...
Od początku.
Najpierw znalazłam wzór. Na poncho. Z dużym golfem, przytulne i proste w wykonaniu. No idealne dla takiej drucianej lebiegi jaką jestem.
Pozostało tylko poszukać i wybrać sobie wełnę.
Wybrałam, kupiłam.
Przyszło sobie do mnie to wełniane szczęście w ilości 40 dag 02.01. Od razu wrzuciłam na druty i hajda do przodu!
Robiłam prawie codziennie po kilka-kilkanaście minut. Z każdym rzędem popadałam w głęboki zachwyt: nad kolorami, nad ciepłem, miękkością i co by nie mówić szybkim przybywaniem ponczka.
Cyklicznie również zarzucałam tak mniej więcej na siebie to co już widziałam oczami duszy wykończone na sobie i budzące podziw i zazdrość najbliższego otoczenia...
Tjaaa...
Już był w ogródku, już witał się z gąską...
Moja dzielna asystentka Ania dość sceptycznie przyglądała się radosnej dzierganinie swojej matki.
Od czasu do czasu rzucała tylko uwagę w stylu:
-Wiesz? Jakoś tego nie widzę...
-Tzn?
-No jakoś nie umiem sobie wyobrazić, jak to będzie wyglądało już zszyte.
-Oj no patrz! Tu się zszyje, tu będzie golf, a tu będę wystawać rękami. Rozumiesz?
-Nie!
-Nieważne! Jak skończę, to ogarniesz!
Dziecko jedynie z niedowierzaniem lekko kręciło głową i powtarzało:
-Ja tego nie widzę...
Ja widziałam. Do wczorajszego późnego popołudnia...
Dumna i blada zakończyłam, spięłam w miejscu gdzie miało być zszyte i poleciałam krygować się przed lustrem.
Już po drodze czułam, że coś jest nie tak...
Ba! bardzo nie tak!!
Bo z przodu powinnam mieć "dziób" (znaczy ponczo - nie to że mi coś na paszczy wyrosło). Na ramieniu przewidywany był jeden szew. Oraz z tyłu dziób analogiczny do tego z przodu.
A jak miałam?
Noooo dziwnie...
Stanęłam przed lustrem i zobaczyłam Dytko na słomianych nogach!!
Z przodu to ja nie miałam dzioba, tylko raczej mega dziobisko pętające mi się w okolicach kolan!
Na lewym ramieniu ponczek sięgał ledwo do łokcia. Dla równowagi na prawym zakrywał mnie jakieś 15 cm poza dłoń!
Tył stanowił szokujący kontrast z przodem: kawałek za łopatki proste coś jakby fragment wąskiego szalika...
No to machnęłam to wąskie do przodu.
Dziób przedni zamienił się w tren, a klatka z piersiami została zakryta skromnym ochłapem fragmentu robótki. Z naciskiem na SKROMNYM!!
A ręce: no w tej konfiguracji zniknęła mi lewa, a odnalazła się cudownym sposobem prawa!
-Taaa... Jakbym coś takiego na siebie założyła i pokazała się publicznie, to faktycznie wzbudziłabym niewąską sensację! Populacja ludzka niewątpliwie przerzedziła by się w szybkim tempie padając ze śmiechu!
Nie chcąc mieć na sumieniu niewinnych istnień, zdjęłam to dziwne coś z siebie.
I postanowiłam inaczej to spiąć.
No i powstały kolejne odmiany poncha:
Pierwsza: z niewiadomych przyczyn wyrosły mi skrzydła u ramion!
Chociaż chwilę stałam i czekałam, aureolka się nie pojawiła.
Więc nastąpiła następna przemiana ponczka z zakalcem:
Tym razem zobaczyłam w lustrze pelerynkę a la Superman!
Ha! To już coś! Ale ciągle NIE TO!!
Ostatnie przepięcie i spięcie...
I cóż mamy??
Batman forever!!
NEVER!
Zdjęłam. Cisnęłam precz z mocnym postanowieniem:
-Spruję cię!!!
Jak sobie coś postanowię, to musi tak być i już!
Tak więc nie ma ponczka z zakalcem!
Jest za to wielka, wełniana piłka ważąca 40 dag ;-DD
Ania zmierzyła - kłębisko ma 50 cm obwodu :-D
Ale już niedługo!
Szkoda przecież, żeby taka fajna wełna leżała bezużytecznie, no nie? ;-)
Szkoda poncza!Ale my już tak mamy ja też dziś sprułam rzecz wczoraj skończoną!
OdpowiedzUsuńMasz rację! Tak mają zbyt dokładne i krytyczne wobec własnych dokonań osoby :-//
UsuńJak ja nienawidzę pruć! Ale kula fajna:) Zresztą bardzo ładna włóczka. Ty jesteś mróweczka, to zaraz zrobisz coś ślicznego:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPrucie jako takie nie jest bolesne, ale trochę żal tego co się zrobiło.
UsuńMróweczka już dzierga ;-)
Kolorek cudny :) Uwielbiam pruć hi hi hi
OdpowiedzUsuńMina dziecka z otrzymanego kłębka - bezcenna :)
Oj tak! Kolor normalnie do zakochania! Ania oniemiała na wieść, że sprułam poncho, ale szybko się pocieszyła "piłką" ;-)
Usuńpiekna wloczka szkoda ,ze musialas pruc:((
OdpowiedzUsuńale jaka radosc zrobienia jeszcze raz:)
Nie am tego złego, co by na lepsze nie wyszło ;-D
UsuńZ nowego udziergu jestem znowu zadowolona!
Oby nie skończyło się jak dziś ;-D
O mamuniu chyba wykopałabym tą wełnianą piłkę w siną dal! Tyle pracy na marne.
OdpowiedzUsuńChociaż szkoda bo faktycznie kolorki wełenka ma super. I pięknie ponczek się zapowiadał.
A możliwość, że ewentualnie trzeba będzie pruć coś co się mozolnie udłubało, drutami lub szydełkiem skutecznie odstrasza mnie od korzystania z nich.
Pozdrawiam serdecznie:)
Zaraz tam na darmo! Relaks miałam! Wiesz co Iwonko? Łatwiej i szybciej się pruje druciano-szydełkowe zbuki, niż źle uszytą rzecz ;-DD
UsuńWłóczka śliczna ... ale dlaczego nie pokazałaś tego na modelu, byłoby wiadomo jak ma nie wyglądać!!! ;-)
OdpowiedzUsuńNa modelu?? Toż byście padły ze śmiechu! Zwłaszcza w wersji skrzydlatej ;-D
UsuńAleż Ty masz cierpliwość...Jakbym spruła ,to nie wiem ,czy chciałoby mi sie jeszcze raz robić....Piłka niezła!
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
A ma cierpliwość! Bo po pierwsze szkoda wełny, a pod drugie (proza życia) - nie mam gdzie wepchnąć tej kuli, żeby mi w oczy nie właziła :-DD
UsuńNa zdjęciu wygląda ślicznie. Szkoda, że jednak nie dałaś jakiegoś zdjęcia "na ludziu" ;))).
OdpowiedzUsuńBardzo nie lubię pruć, ale lepiej spruć niż miałoby leżeć nie noszone. Z pewnością wkrótce zrobisz z tej włóczki coś ładnego :).
W realu też był ładny... Nawet bardzo ładny! Ale co z tego jak zupełnie do niczego :-D
UsuńI jak już pisałam wyżej - coś robię! Bo nie lubię przestojów ;-)
Wełenka fajniusia..wiem jak to jest jak coś się zrobi i nie takie się wydaje. Ostatnio prułam 2 razy czapkę dla siostry,aż w końcu wyszło tak jak powinno ;-) Tobie też na pewno się uda ponczo ,jak nie takim wzorem to może innym ?
OdpowiedzUsuńWłoczka jako piłka ...nieźle ;-)
Póki co poncha mi wywietrzały spod czaszki ;-). Robię coś zupełnie innego, acz też ciepłego i przytulnego :-)
UsuńWełna rzeczywiście piękna. Doskonale Cię rozumiem, otulacz dla mojej mamy prułam prawie 4 razy w całości!! Az nie mogłam patrzec na tą włóczkę! Ale tak to jest jak sobie w głowie coś dziwnego umyśle:)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w przerabianiu tej "ogromnej piłki"
Pozdrawiam
Matko kochana! 4 razy??? Podziwiam i tym bardziej muszę się skupić na aktualnej robótce!! :-D
UsuńBo te zdradzieckie "proste poncha" już tak mają wiesz? :o(
OdpowiedzUsuńNo i dobrze, że gada sprułaś!
Karmelku - teraz już wiem! :-(((
UsuńSpruć musiałam, bo mnie gryzł w oczy i wkurzał na maksa!
Oj, jak ja coś muszę spruć , to taki kłębek czasami baaaardzo długo musi czekać .
OdpowiedzUsuńMam nadzieję , że z Twoim tak nie będzie , szkoda by było , bo wełna śliczna.
Pozdrawiam
Fredko - mój już w robocie! Inaczej nie widzę! Za bardzo mnie ta wełna nęci!
UsuńJak ja Cię dobrze rozumiem... :-) Swetry, które dla siebie próbuję zrobić i które zawsze wydają mi się w sam raz, mają zwykle rozmiar 32, albo przeciwnie: 48... Żaden z tych rozmiarów to nie jest mój rozmiar... :-( Włóczka super, robiłam z niej komin. O dziwo: pasuje! :-)
OdpowiedzUsuńEjże! A poncho?? Przecież zrobiłaś sobie! I na blogu widziałam! Bardzo udane :-)
Usuńha! ja dziś też coś sobie sprułam... :D witaj w klubie nieKUBÓW rozPRUWACZY :D
OdpowiedzUsuńNo właśnie... Tak się właśnie czułam! Jak całkowity KUBA ROZPRUWACZ!! Tylko, że on podobno lubił swoją robotę ;-D
UsuńA zdjęcia z przymiarki gdzie? wyobraźnia mi zastrajkowała w okolicach "klatki z piersiami"(widok dzioba w duszy się utrwalił i nie chce zejść), obrazu mi potrzeba, bo ja wzrokowiec jestem;))
OdpowiedzUsuńProblemu z pruciem nie mam, bo nie "sztrykuję":))
I sama nie wiem: podziwiać wytrwałość czy współczuć;)))
Buziaki
Alicjo! Po to właśnie obrazow opisałam, żeby Wam oszczędzić widoku batmana skrzyżowanego z supermenem! To nie na nerwy normalnych ludzi było :-D
OdpowiedzUsuńOjejku, oplułam herbatą monitor. Szkoda tylko,że nie dałaś fotoreportażu z przymiarki!!!
OdpowiedzUsuńTo była ilustracja do powiedzenia "co nagle to po diable"- mogę Cię tylko pocieszyć,że mnie się zdarza to nawet dość często.No bo jak się robi obliczenie oczek na druty nr 3, a potem się robi wg tegoż obliczenia na drutach 4,5 to potem mogę jeszcze kogoś pod taki sweter dokooptować.Ale zdarza mi się też zrobić coś dla zabiedzonej chudziny, a ja raczej nie z tego typu.A ta włóczka fajniusia.
Miłego, ;)
Anabell - obliczenia były dobre, druty idealnie dobrane, wzór idiotycznie prosty... Więc błąd tkwi w opisie. Nawet już wiem gdzie :-/
UsuńNo normalnie aż żałuję, że tak krótko do Ciebie nie zaglądałam, zdecydowanie za krótko. Bo co to ? Kilka postów i już ? Skończyła się przyjemność czytania ? No nie, ja się tak nie bawię ! A ten dzisiejszy post powalił mnie pod stół - szkoda, że mnie tam nie było, to bym Ci choć tą aureolkę potrzymała, nie mówiąc o skrzydłach Batmana :-D
OdpowiedzUsuńSylwia - a zapraszałam! A mówiłam! A kusiłam ciastem i w ogóle ogólnorozwojowymi ploteczkami... Teraz ŻAŁUJ!!! Miałabyś Batmana na żywo!! O! :-PP
UsuńPonczek apetyczny niezwykle, nawet gdy w kłębuszku rozmiarów Pudziana ;))) Swoja drogą pruć tyle roboty... doskonale rozumiem Twój ból;) Ale grunt mieć zapał, którego Ci nie zbywa, stąd przekonanie że robota skończona ZARAZ będzie :)))
OdpowiedzUsuńIwonko - nawet mnie to prucie nie bolało ;-) A co do roboty - nooo na to się zanosi,że musi być szybko skończona, bo nowe włóczki już idą!! :-))
UsuńTrzeba było rodzonemu, przemądremu dziecku na słowo uwierzyć od razu ;P
OdpowiedzUsuńUśmiałam się przy tym wpisie cudownie :)))
Ale na Twoim miejscu chyba bym płakała ;)
Powodzenia z nową pracą, coby jej podobny los nie spotkał...
Alicjo - teraz to ja już będę małolaty słuchać! Oj będę! Powiem Ci, że mnie ten zakalec wprawił w doskonały humor - zwłaszcza wersja z trenem... ;-DD
Usuńbardzo fajny kolor włóczki :)
OdpowiedzUsuńa prucie - no cóż, nie to tygryski lubią najbardziej :)
Yen - włóczka faktycznie jest super, chociaż jak ją kupowałam miałam watpliwości, czy aby na pewno TAKI kolorek będzie mi pasował. Ale jak już przyszła, to nie miałam wątpliwości, że trafiłam idealnie!! Prucie nie jest fajne, to fakt. Ale uskrzydlał mnie kolejny pomysł :-D
UsuńZabawne jest to, że ja tez przystąpiłam do ponczka z tej włóczki, ale mi się niektóre kolory nie podobały, więc je powycinałam. Całość wyszła za mała w związku z tym i chociaż dokończyłam, to rzuciłam w kąt. Kilka dni temu zarzuciłam na grzbiet w pracy, bo było chłodnawo i koleżanka wręcz je ze mnie zerwała. Zapłaciła i do końca dnia nosiła. Zachwycona! ;-)Może nie trzeba było pruć?
OdpowiedzUsuńO matko... Hard core! Z nożyczkami na wełnę!! :-DD
UsuńSpokojnie, to co wycięłam poszło na filcowaną torebkę. Nic się nie zmarnowało! ;)
UsuńUff! :-DD
UsuńMoni.....nienawidzę prucia!!!!!!! Ale skoro przypominałaś jednego z superbohaterów....to może rzeczywiście....przecież Ty drobna kobiałka jezdeś :)
OdpowiedzUsuńA mój magic moooooocno kolorowy czeka na enterlaca
Moniś - a dziś do mnie też przyszła włóczka na entrelaca! I też jest BARDZO KOLOROWA!!
UsuńCzepiasz się :D Za to kolory fajne były. Trzeba było wciągnąć gumkę i zrobić "dżedżownicę" do okręcania szyjki.
OdpowiedzUsuńAga - te kolory ciągle SĄ fajne, tylko w innym wytworze ;-)
UsuńWiesz co? To by nie była dżedżownica, tylko boa dusiciel skrzyzowana z anakondą! Ponczek był DUŻY! :-DD
Ło matko!
OdpowiedzUsuńKumplujesz się babo z "ponczkową" i ponczka popsowałaś?
Trza było do mię na bloga leźć i ściągać, zrzynać!
Albo maila słać.
Taż przysłałabym!!!
No żesz TY!!!
Dorotko - toż Ty pokrętna kobieta jesteś i naobkrętkę dziergolisz! A ja prostodruciana baba!
Usuń