Podjęłam męską decyzję (swoją drogą,czemuż tylko mężczyznom przypisuje się stanowczość) i kończę publikowanie postów na blogu.
W dobie wszechobecnego fejsbuka, tłitera czy pinteresta pisanina na blogspocie nie ma większego sensu.
Mało kto tu zagląda, jeszcze mniej osób zostawia po sobie ślad w postaci komentarza.
Ja to doskonale rozumiem - na FB wystarczy kliknąć w kciuk "lubię to" i sprawa załatwiona.
Komentarz na blogu wymaga wysiłku szarych komórek i użycia, choćby w minimalnym stopniu, klawiatury.
O ileż szybsze jest wrzucenie fotki na portal społecznościowy, czy informacji typu "je obiad w restauracji... na wystawie.... w kinie... w teatrze... w miejscu... z użytkownikiem..." i oznaczenie znajomego. Ewentualnie można okrasić całość apetycznym, acz pozornie skromnym stwierdzeniem, tak od serca: "hahaha!", "o!", "mega!". Lub bardziej wysublimowane: "w doborowym towarzystwie", "jest cudownie", "kolejne bastiony zdobyte"...
Dwa ruchy na klawiszonach i gotowe.
A na blogu?
Trzeba pisać zdecydowanie bardziej rozwlekle, bardziej "artystycznie".
Dobrze też jest okrasić tekst zdjęciami. Z przyzwoitym opisem, żeby nie było wątpliwości, co rzeczone przedstawiają.
To wymaga przynajmniej ciut czasu, zastanowienia się nad ogólną koncepcją wpisu, no i samo pisanie też troszkę trwa.
Ponieważ czas jest dla mnie towarem mocno deficytowym i reglamentowanym, musiałam na coś się zdecydować.
Krótko mówiąc - albo rybki, albo akwarium...
Wybieram FB...
Tam jest szybciej, bezproblemowo i zawsze na czasie.
Ba!
Nawet wspomnienia sprzed paru lat serwują w gratisie!
Nie muszę gmerać we własnych wpisach na blogu - FB o mnie dba i sam mi przypomina, o czym powinnam pamiętać.
To dla osób na ciągłym niedoczasie (TO JA!) zdecydowana ulga i pomoc nie do przecenienia.
Tak więc raz jeszcze: dziękuję Wam za ponad siedem lat wspólnego egzystowania w blogosferze.
Za wszystkie komentarze, za słowa wsparcia i poparcia tu i na maila.
Za znajomości, które dzięki blogspotowi zawarłam świecie realnym i w wirtualnym.
Za bardzo miłe chwile, wywołujące jeśli nie szczery śmiech, to chociaż lekki uśmiech.
Za bolesne momenty uświadamiające mi, że stara prawda "beczkę soli zjesz, a człowieka nie poznasz" ciągle się nie przeterminowuje.
Za to, że byliście ze mną tu i teraz.
Na dobre i na złe.
Dziękuję Wam bardzo.
I żegnam...
Ps. na razie bloga nie zamykam. Aż tak zdesperowana nie jestem. Ale kto wie, co przyniesie najbliższa przyszłość...
prima aprilis ...
OdpowiedzUsuńNajbliższa przyszłość przyniesie kolejny dzień i będzie już 2 kwietnia! Czyli po... Prima aprilis :)
OdpowiedzUsuńŻegnam do jutra, Siostro :-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to żart ...
OdpowiedzUsuńCo ja będę czytała ????
Wiem, że się rzadko odzywałam, ale czytam od lat każdy Twój post.
Pozdrawiam serdecznie.
Spoko, nie odważy się.... :-P
UsuńTo się nazywa udana prowokacja :):):):)
OdpowiedzUsuńNigdy ale to przenigdy nie uwierzę, że stawiasz na lajki w zastępstwie miłej i na poziomie wymiany zdań
Jaja sobie robisz...
OdpowiedzUsuńTia, a świstak siedzi i zawija te sreberka... ;-)
OdpowiedzUsuńChoć w pierwszym czytaniu prawie Ci uwierzyłam...
Całkiem poważnie to piszesz, choć dzisiaj 1 kwietnia, to może to taki żart z Twojej strony?
OdpowiedzUsuńW tym co powyżej napisałaś, jest dużo prawdy. Choć mam konto na FB, niestety - nie podoba mi się taka forma wymiany myśli. Założyłam je tylko po to, by w ten sposób pisać z moimi najbliższymi. Gdy okazało się, że wyświetla zupełnie mi niepotrzebne zdjęcia, komentarze nieznanych mi osób, jakieś udostępnienia znajomych moich bliskich, a nieznajomych dla mnie, po prostu jestem zła,że mam zaśmiecone konto. Ale zmienić nie mogę, najwyżej skasować "siebie".
No cóż - mam nadzieję, że to żart z Twojej strony, bo będzie mi naprawdę brakować tych kilku chwil, kiedy goszczę u Ciebie!
Serdecznie pozdrawiam:))
Ja tam powrócę do swojego, jak uporządkuję najpilniejsze :), i Ty też, bo wiesz sama że FB pochłania w całości i to jest zuo. :)
OdpowiedzUsuńMoni, chyba Cię pokręciło!!! Mam nadzieję, że to tylko z okazji pierwszego kwietnia. FB to zwykły magiel,wiesz???A nawet w maglu bywało sympatyczniej niż na FB.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Kurde Ata mam nadzieję, że to żart...
OdpowiedzUsuńNie wierzę,że Ty mogłabyś wybrać kliknięcie w kciuk, zamiast ruszania szarymi komórkami, no nie Ty.
Pozdrawiam serdecznie i do jutra :)
No ulżyło mi, jak dziewczyny przypomniały, że dziś prima aprilis :-)
OdpowiedzUsuńNara i do zoo do jutra.
OdpowiedzUsuńNo to masz mnie. Przez chwilę uwierzyłam, ale tylko przez chwilę. Potem przyszła myśl: to prima aprilis. Nie wyobrażam sobie blogosfery bez Twojego bloga. FB nam jego nie zatąpi, tak więc czekam na kolejny wpis na blogspocie :).
OdpowiedzUsuńPrima aprilis się skończył, tak jak Abulinka czekam na nową opowieść :)
OdpowiedzUsuńMało zawału nie dostałam! Weź człowieka nie strasz!
OdpowiedzUsuńW pierwszej chwili uwierzyłam (ale na krótko) - czytałam jeszcze wczoraj. Ale jednak mam nadzieję, że taki sobie żarcik zrobiłaś :)
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie - ja należę do grupy niefejsbukowej, strasznie mnie wkurza grafika u działanie tej strony, więc zawsze mi żal, gdy ulubione blogi zamierają na rzecz tego czegoś fejsowego.
Pozdrawiam Cię serdecznie :) - dawno się nie odzywałam, ale takie życie...
no coz, ja tez bloga zaniedbalam, co nie z aczy ze nie wchodze na inne... a fb ? bardzo malo pokazuje, a pisac to juz prawie wcale, jakos nie chce tam moje prywatne zycie wystawiac swiatu. Ale jesli to nie zart prima aprilisowy to jak najbardziej rozumie.Pozdrawaiam
OdpowiedzUsuńCzekam na Twoje odpowiedzi Ata, bo zgłupiałam. Był 1 kwietna, teraz jest już 2go. Ponieważ sama ciągle łapię się na tym, że mam problemy z pisaniem bloga (wklejam gotowce), uwierzyłam. Zwłaszcza, że argumenty są przekonujące. Nie ma mnie na Fejsie i nie będzie. Dlatego, jak zamknę blog to koniec kontaktów.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to jednak Twój żart,
jak to żart to ok, ale jak nie to powiem tylko ze ja właśnie zrezygnowałam z bywania na FB bo mnie wkurza to lajkowania wszystkiego jak leci :P
OdpowiedzUsuńFejsbuk? A fuj! To pierwsze primo, a drugie primo to liczę, że to jednak żart, aczkolwiek okrutny dla takich jak ja. Ja nie istnieję w sieci (i nie zaistnieję). Jeśli jednak się przeniesiesz to ja stracę cenną rzecz, możliwość oderwania się od durnego świata i durnych ludzi (tak, tak, pod dostatkiem tego kwiatu). Chciałabym, żebyś dalej była moim balsamem Ato :). Uszanuję Twoją decyzję, ale miło mi nie będzie. Będę wracać i przepraszam, że tak rzadko komentuję, czytam wszystko! Kasia z Warmii.
OdpowiedzUsuńDobrze, że spojrzałam na datę. Chwała Bogu, że to wpis primaaprilisowy! Pozdrawiam i do spotkania na blogu.
OdpowiedzUsuńNo dobrze, pożartowałyśmy sobie, a teraz do roboty, bierz się za pisanie!!!
OdpowiedzUsuńhe he ja też nie wierzę, że akurat TY przerzucisz sie na FB. przyznaj sie, ze chcialas wiecej komentarzy pod postem? albo, że chcialas pobudzic nas do pisania, myslenia itd )
OdpowiedzUsuńW pierwszej chwili uwierzyłam, dobry żart...
OdpowiedzUsuńbyło by mi smutno bo na FB mnie nie ma
KonKata
Też mam nadzieję, że to tylko żart....
OdpowiedzUsuńEeeee tam... Takie twoje exposé nawet 3. kwietnia brzmi jak żart ;)
OdpowiedzUsuńAle napisany głową i sercem. I tak od 7+ lat?! Nie wierzę... ciebie, Ata, czyta się tak świeżo, wiosennie...
I takie są moje życzenia nieświąteczne na dziś i pojutrze! (Dodam tylko ze FB ma swoje wady i zalety - nadal żałuję ze mnie tam jeszcze nie ma)
Hahaha:)))ale się uśmiałam.Taka osoba jak ty nie mogła by żyć bez pisania bloga.Swoją drogą świetny żart;)))
OdpowiedzUsuń