Korzystają z tego, że wczorajszy dzień miałam wolny (dzięki transakcji wiązanej z dyrekcją mojej szkoły) spędziłam go nad wyraz twórczo.
A mianowicie - SPRZĄTAŁAM!
Cały dzień. Nareszcie miałam mnóstwo czasu na dopieszczanie, odkurzanie, porządkowanie, pranie i tym podobne przyjemności.
Kiedy skończyłam, potoczyłam zadowolonym wzrokiem wokół siebie i...
I oko me zahamowało na kotach...
- Uuuu! Brudasy! Jutro was wykąpię, borciuchy! - obiecałam sierściarzom.
Tak więc, kupiłam dziś szampon w zoologu, bo podobno ludzkie, nawet te, których używamy, czyli bez silikonu, nie nadają się dla kotów.
Napuszczając wody do wanny przypomniałam sobie stary dowcip:
Turyści w górach idą obok chaty górala. Góral pierze kota w balii.
- Baco! Kota się nie pierze!
- Pieze sie, pieze!
Turyści wzruszyli ramionami i poszli dalej. Wracając po kilku godzinach widzą, że baca siedzi bardzo smutny, a przed nim leży martwy kot.
- No widzicie, baco. Mówiliśmy - kota się nie pierze!
- Pieze sie, pieze. Ino sie nie wyzymo...
- Pieze sie, pieze. Ino sie nie wyzymo - powiedziałam, kiedy złapałam pod pachę niczego nie spodziewającego się Lucjusza.
Wsadziłam kocamberka do wanny i gadając różne takie tam typu:
- Będziesz czyściutki, pachnący, świeżutki. Kolorek odzyskasz i ogólnie będziesz bardzo koci. SIEDŹ CHOLERO! NIE PRÓBUJ UCIEC! I TAK JESTEM SILNIEJSZA! SIEDZISZ, BO JA TAK CHCĘ! CZY KOT ROZUMIE???
Kot może i rozumiał, ale miał inne zdanie w tym temacie.
Walczył po cichu.
Można by rzec z zaciśniętymi zębami, bez słowa skargi.Wił się jak piskorz, łap miał więcej niż zwykle, a pazury wyrastały mu nawet z uszu.
Mimo to, wygrywałam.
Do czasu...
A dokładnie do momentu, w którym musiałam spłukać pianę.
Prysznicem.
Tu już była ostra walka! I to nie w przenośni.
Lucjan postanowił, że jednak wyjdzie z wanny.
Wywinął się twarzą w moją stronę, machnął łapą, idealnie wcelował w rękę i szarpnął. Odruchowo puściłam spienionego potwora. Na to czekał!
Przed nosem śmignął mi chudy szczur, a drogę jego ucieczki znaczył wodnisty szlak.
Pogratulowałam sobie w myślach, że czujnie zamknęłam drzwi od łazienki, bo nie wiem, gdzie bym podtopionego uciekiniera łapała.
Wzięłam to ociekające pianą i wodą kocisko spod drzwi, wsadziłam znowu do wanny i kontynuowałam spłukiwanie.
Lucuś jeszcze powalczył chwilę i nagle po prostu zrezygnował.
Położył się i czekał aż skończę.
Mogłam spokojnie przekładać go z jednego boku na drugi, podnieść do góry i spłukać podwozie. Domyć łapy i ogon.
A potem wyjęłam wodnika Szuwarka, lekko odcisnęłam z wody kocie futro mówiąc pocieszająco:
- Lucuś - pamiętam - nie wyzymać!
Wytarłam jednym ręcznikiem, owinęłam w drugi i poszliśmy na kanapę odetchnąć.
Po drodze ocierałam zbroczoną krwią rękę.
Lucyferiusz poleżał na kolanach przez dwie-trzy minuty, wysunął karykaturalnie chude łapy z ręcznika, otrzepał się, zeskoczył na podłogę, westchnął ciężko i zaczął układać sobie sponiewierane futerko.
Tak więc mogłam zająć się drugim brudasem, czyli Fredziem
Fred spał jak pan Bóg przykazał u Chudej na kaloryferze.
Rozciągnięty jak harmonia z błogim wyrazem twarzy.
- Wiesz Fred? - Zagaiłam do kota - Czytałam, że dobrze jest kąpać koty, jak są rozespane, bo słabiej reagują i są spokojniejsze.
No cóż. Ten kto to wymyślił, była chyba tylko teoretykiem, albo nie znał Fredzia.
Fred nie walczył bez słowa. Fred w zasadzie w ogóle nie walczył...
On miał baaaardzo dużo do powiedzenia!
Najpierw jęczał po kociemu. Potem zaczął poszczekiwać psią manierą. Ale przy płukaniu przeszedł sam siebie!
To był krzyk skrzywdzonego dziecka. Darł paszczę tak strasznie, że po pierwsze serce mi pękało, a po drugie bałam się, że jakikolwiek zabłąkany spacerowicz może te wrzaski usłyszeć i wezwać policję, będąc przekonanym, że "w tym domu pod lasem, to się nad dzieckiem znęcają!"
I kto mi uwierzy, że ja tylko kota prałam?
Powycierałam to wrzeszczące 7 kg kota, owinęłam szczelnie w ręcznik i ponownie usiadłam na kanapie.
Fred sapał jak lokomotywa, potem zipał resztkami sił, aż w końcu lekko przysnął.
I tak siedzieliśmy sobie ok. 20 minut.
Aż przyszedł Lucek.
Lucuś podobno szalał pod drzwiami od łazienki, jak słyszał ryki swojego Wielkiego Brata. A że nie mógł ich sforsować, pogalopował do pokoju i biegał po oparciu od kanapy, usiłując dostać się do łazienki przez ścianę :-D
Przeoczył moment wynoszenia wrzaskuna z miejsca kaźni i odkrył go dopiero, jak Fred już drzemał otulony w ręcznik.
Ucieszył się ogromnie na widok wystającego z ręcznika fragmentu Fryderyka, wskoczył na kanapę i podbiegł do kumpla.
A co zrobił Fred?
W ułamek sekundy wyplątał łapę z ręcznika i znokautował młodego prawym sierpowym tak, że zdziwiłam się, że Lucjuszowi głowa z płucami nie odpadła!
Po czym wyswobodził się z ręcznika, zeskoczył na podłogę, otrzepał ostentacyjnie z resztek wody tylne kopytka i oburzonym, męskim krokiem wyszedł z pokoju...
Lucek też gdzieś poszedł. Zapewne szlochać w ciemnym kącie...
A ja posprzątałam łazienkę, nastawiłam pranie i poszłam szyć zamówioną narzutę patchworkową.
Szycie przerwałam na chwilę, żeby obejrzeć prognozę pogody. I wtedy koty zmaterializowały się obok mnie. Znikąd.
Fred skorzystał z prawa starszeństwa oraz przewagi wagowej i wskoczył mi na kolana. Ułożył się twarzą w twarz, zmrużył oczy i zaczął mruczeć jak traktor.
Lucek nieśmiało usiadł obok i lekko się przytulił.
I tak głaskałam na dwie ręce całkiem puszyste i mięciutkie koty.
I się zastanawiałam - czy one mi wybaczyły, czy może chcą uśpić moją czujność i we dwóch kombinują zemstę.
Nie wiem. Nie będę wnikać.
Na wszelki wypadek przez następne pół roku będę bardzo pilnować, żeby spać przy zamkniętych drzwiach, a przed pójściem do łóżka przeprowadzę rewizję pokoju pod kątem obecności kotów.
Bo może postanowiły udawać miłość bezbrzeżną, a pod osłoną nocy podgryzą mi tętnicę? :-D
Niewykluczone, musisz uważać, bardzo uważać;)))
OdpowiedzUsuńAniu - uważam, bo one cały czas za mną łażą :-D
OdpowiedzUsuńTeraz też. Lucek śpi na kolanach, a Fred obok na krześle :-D
Bardzo.wesola.opowiastka,z.elementami.horroru,pozdrawiam.cieplo
OdpowiedzUsuńAnna - dziękuję :-)
Usuńmoże się zreflektowały i jednak chcą podziękować za czyste futerko :) ;)
OdpowiedzUsuńAnna - chyba tak, bo ciągle żyję ;-)
UsuńPewnie szykują zemstę:))))Najpierw czujność wroga trzeba uśpić, a później...
OdpowiedzUsuńJa jak kąpałam swojego Bambusia (zalecenie od weta, bo miał grzybicę) to był istny horror! (na blogu opisałam).Tak więc wiem, jak takie kąpanie kota wygląda.
Serdecznie pozdrawiam:))
Małgosiu - i pomyśleć, że są koty, które umieją i uwielbiają pływać. Nasze do nich niestety nie należą...
UsuńUwielbiam takie kocie historie. W wakacje czytałam książkę "Jak wytresować kota" i jakoś tak zaraz mi się przypomniała. :)
OdpowiedzUsuńBeva - dziękuję za namiary na lekturę, Muszę ją przeczytać :-)
Usuń..... one teraz tylko czekają na chwilę Twej nieuwagi.....
OdpowiedzUsuńAniu - jednak nie. Ciagle żyję ;-)
Usuń