O takim miejscu, w którym spokojnie można sobie dłubać, szyć, kleić, lepić, wycinać, haftować, koralikować i co tam komu jeszcze w duszy gra...
Taki mały pokój, w którym znajdą miejscówkę wszystkie przydasie i w końcu będą leżeć na swoim, przypisanym im miejscu, a nie rozstrzelone po różnych kątach domu, poupychane w łóżkach współplemieńców, wysypujące się z kartonów ustawionych w kilka artystycznych stągwi...
Nic wielkiego - ot taka mała pracownia, z której w każdej chwili można sobie wyjść, zostawić rozgrzebaną robótkę i zamknąć starannie drzwi, żeby koty nie sponiewierały tego, co się aktualnie tworzy.
Ot takie małe marzenie...
Oczywiście są takie szczęściary, które mają takie swoje miejsce na ziemi.
I od paru dni ja również dołączyłam do ich grona!
MAM WŁASNĄ PRACOWNIĘ!
Najpiękniejszą, najmojejszą :-D
Z antyczną maszyną marki Singer!
Wiem, że dywan w pracowni szyciowej to trochę szalony pomysł, ale nie lubię łysych podłóg, no i jakoś musiałam zutylizować ścinki pozostałe po szyciu Roku
Chcecie wejść do mojej pracowni?
Serdecznie zapraszam! Drzwi są otwarte:
Nie ukrywam, że moja pracownia powstała ze zwykłej zazdrości.
Otóż niedawno Ewa i Małgosia pokazywały u siebie swoje pracownie. Ogromnie mi się spodobały i nie ukrywam, że miałam chęć też sobie taką zrobić.
Chęć przerodziła się w czyn, kiedy natknęłam się na to cudo: http://bit.ly/maszynadoszycia
W każdej pracowni,takiej prawdziwej, maszyna do szycia jest kupiona. Bo resztę umeblowania można zrobić sobie samemu. Według własnych potrzeb.
Z tego założenia wyszłam, inwestując twardą walutę na zakup Singera napędzanego siłą mięśni.
A potem przystąpiłam do konkretnych, fizycznych działań.
Najpierw wytapetowałam ściany papierem dwustronnym.
Potem pocięłam listewkę kupioną w jakimś markecie budowlanym i posklejałam żeby mieć półeczki na materiałeczki.
Stołek też zrobiłam z ingrediencji ogólnodostępnych w wyżej wymienionym sklepie.
Deska do prasowania jest ze szpatułki, jaką lekarz wtyka w paszczę, chcąc zobaczyć stan gardzieli badanego delikwenta. A nóżki z patyków do szaszłyków.
Żelazko (hand made by osobista córka Anna) z modeliny Fimo.
Bele materiałów to po prostu ścinki, które gromadzę niczym chomik (nie w policzkach, tylko w pudłach).
I tak oto mam własną pracownię!
I nacieszyć się nią nie mogę :-)))
Za zdjęcia bardzo dziękuję mojej córce Joannie, która też co nieco naskrobała na swoim osobistym blogu w temacie maszyny :-)
napiszę krótko; skręca mnie!
OdpowiedzUsuńJo Ho - no to jesteśmy skręcone we dwie, bo mnie skręca zazdrość na widok Twojego Kafeljo :-D
UsuńMnie też skręca!
OdpowiedzUsuńWanda - no to może też sobie zrób taką pracownię. Co ma Cię skręcać ;-)
UsuńŚwietna pracownia :)
OdpowiedzUsuńMoniko - dziękuję :-)
UsuńFajna, ale tak poważnie to naprawdę każdej z nas potrzebny jest jakiś mały pokoik, który służyłby za pracownię Przez brak takiego miejsca, w którym może pozostać "rozgrzebana" robota przestałam bawić się w decoupage, choć bardzo to lubiłam.
OdpowiedzUsuńGdzie umieściłaś swą prześliczną, miniaturową pracownię?
Pozdrówki;)
Aniu - moja miniatura stoi w kąciku czytelniczo-szyciowym, czyli obok fotela, na ktorym czytam, albo wykańczam ręcznie patchworki :-)
UsuńJest najpiękniejsza na świecie!
OdpowiedzUsuńLilka - też tak twierdzę :-D
UsuńCudowna pracownia :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBasiu - dziękuję :-)
UsuńMariola - dziękuję :-)
OdpowiedzUsuńGratulacje, dałam się nabrać, że to prawdziwa pracownia, a nie mini dla laleczki. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńIwona - na pocieszenie powiem Ci, że nie Ty pierwsza i nie ostatnia dałaś się nabrać :-D
UsuńJedna z czytelniczek bloga mojej córki najpierw kupiła maszynę, a dopiero później doczytała jaki jest jej wymiar... :-D
W dniu wczorajszym zamieściłam posta na temat Twoich wyczynów, z pracownią również. Mam nadzieję, że notka zyska Twoją i córki Joanny(autorki zdjęć) przychylność, bo przeczytały o Was już 24 osoby. Wydać Ci się może, że przy Twoich wynikach popularności, to niewiele, ale mnie cieszy każdy czytelnik i każdy komentujący. Pozdrawiam.
UsuńTeż się dałam nabrać:)) Już miałam pisać, dlaczego taka mała, ale dopiero deska ze szpatułki i żelazko z modeliny naprowadziły mnie na właściwy tok myślenia:)) Nie ukrywam - nawet taka miniaturka ogromnie cieszy, jak nie ma się pracowni dla siebie. Ja marzę też o swojej!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:))
Małgosiu - no to masz alternatywę - zrób sobie pracownię w lampionie ;-)
UsuńMonika, jest super ! każda kolejna pracownia jest coraz lepiej doposażona :D
OdpowiedzUsuńEwa - dzięki! W planach mam jeszcze jedną miniaturkę. Już nie pracownię. Ale póki co nic nie powiem ;-)
Usuńpoczątkowo dałam się nabrać, że to prawdziwa pracownia, dopiero krzesełko mi podpadło, ale całość jest świetna i w pomyśle i w wykonaniu
OdpowiedzUsuńKasiu - czyli udało mi się - pracownia jak prawdziwa :-D
UsuńCiekawe dlaczego KonKato właśnie zydelek wzbudził Twoją nieufność? Mnie się on bardzo spodobał i wydawał się "rzeczywisty" i pełnowymiarowy.Pozdrawiam
Usuńnie wiem dlaczego, coś z nogami....
UsuńUps, cudeńko !
OdpowiedzUsuńGratuluję! Cudowna pracownia, ja także jestem w trakcie urządzania mojego kąta do szycia. Bardzo miłe miejsce,jestem po raz pierwszy,ale z pewnością będę tu zaglądać. Pozdrawiam serdecznie. Magic Home
OdpowiedzUsuńAle dzieło super!
OdpowiedzUsuńPiękna :-)
OdpowiedzUsuńzdrowego świętowania !
OdpowiedzUsuńSuper wyszła pracownia. Nie będę mieć podobnej, bo w mojej brak miejsca na cokolwiek :)
OdpowiedzUsuńFantastyczna! Żelazka gratuluję :-) W ogóle cała się cudna. Teraz już tylko eliksirów brak - zmniejszyć się i ukryć w pracowni na dłuuugie godziny ;-)
OdpowiedzUsuń