...muß sein.
Czyli dokładność, porządek.
W zasadzie jestem poukładana - mniej więcej. Staram się mieć wsio zaplanowane.
Czasem jednak takie, czy inne zdarzenia wymagają ode mnie nie lada logistycznych kombinacji.
Czasem mam wrażenie, że NIE OGARNĘ!! A jednak jakoś tam daję radę.
Jakoś nie znaczy gorsza jakość ;-)
Chyba w młodości moja skorupka nasiąkła i na starość trąci ;-)
Jako małoletnie dziecko zostałam bez pytania wywieziona w głąb Niemiec.
No nie! Nie na przymusowe roboty! AŻ TAK stara nie jestem!
Po prostu mój tata był na kontrakcie i w ramach łączenia rodzin dojechałyśmy do niego z moją Mamą. Na długie 2 lata.
Pomijam fakt, że nie znałam ani słowa w języku Goethego.
Jednak dzięki pewnej pani jakimś cudem pokonałam tę barierę (dla mnie wtedy dźwięku - nomen omen).
Kiedyś opiszę Wam moje widzenie Niemców oczami dziecka, jakim wtedy byłam.
Chodziłam wtedy do szkoły. Oczywiście niemieckiej, bo polskiej w promieniu 400km nie było.
Niby tak samo jak w Polsce, ale zamiast j, polskiego miałam w planie lekcji Deutsch, a zamiast geografii Heimatkunde (czyli coś jakby połączenie geografii z historią Niemiec).
Po szkole bawiłam się z dziećmi Polaków. Czasem z niemieckimi rówieśnikami, chociaż rzadko - z przyczyn rasowo - narodowościowych (też temat na osobnego posta).
Chcąc nie chcąc przesiąkałam niemieckim wychowaniem.
Przykład?
A prosiem bardzo!
Mieszkaliśmy wtedy w bloku tzw "Hochhaus". 10 pięter zajmowanych przez Polaków z rodzinami. W zasadzie można to porównać do Kibucu :-D. Kiedy ojcowie szli do pracy, a dzieci do szkoły, nasze mamy bawiły się w kury domowe. Czyli prały, sprzątały, gotowały, piekły, robótkowały, plotkowały.
Właśnie... Piekły...
Hitem w owym czasie były dwa ciasta: srokacz i murzynek.
Jak do większości ciast, tak i do tych potrzebne były jajca.
Mojej Rodzicielce owych zabrakło, więc pożyczyła je od znajomej z Kibucu.
Później powędrowała do sklepu i kupiła w celu oddania jajecznego długu.
Ponieważ nie mogła sama od razu zanieść kurzego owocu, poczekała na mój powrót ze szkoły.
Dała mi pojemnik z rzeczonymi i powiedziała:
-Monisiu! idź i oddaj pani Zosi, bo pożyczałam dziś rano.
-Dobrze - powiedziało grzeczne dziecko.
Wzięłam opakowane skorupy wraz z zawartością białka i żółtka i pomaszerowałam dwa piętra wyżej. Na piechotę. Bo zgodnie z niemieckim zarządzeniem dzieciom nie wolno było używać windy bez opieki dorosłych.
Minęły jakieś 3 minuty...
Wróciłam.
Z jajkami.
-O! Nikogo nie było? - zdziwiła się Mama.
-Nie. Był pan Bogdan i dziewczynki (mąż pani Zosi).
-To czemu nie oddałaś???
-Bo pani Zosi nie było!
Zupełnie nie rozumiem ryku śmiechu moich rodziców...
Z relacji pana Bogdana wyglądało to tak:
-Słyszę dzwonek. Otwieram. Na progu stoi Monika z jajkami i mówi grzecznie: 'Dzień dobry. Czy jest pani Zosia?' Więc mówię 'Nie, nie ma' i słyszę: 'Aha. Dziękuję. Do widzenia' Odwróciła się na pięcie i tyle ją widziałem.
Tyż się śmiał...
Zupełnie nie wiem czemu???
No powiedzcie same: jak ja mogłam mu oddać te jajca??
Miały trafić do rąk pani Zosi!
A skąd ja mogłam wiedzieć, co on z nimi zrobi??
Może wytłucze w cholerę, albo zeżre z opakowaniem i skorupami, żonie się nie przyzna, dzieci zaszantażuje, a moja Mama wyjdzie na niesłowną złodziejkę i dłużniczkę jajczaną???
Tak mi to dziś się przypomniało, kiedy szyłam królika a'la Tilda.
Dlaczego?
Bo weszłam w posiadanie niemieckiej gazetki z szyciem dzięki mojej kochanej koleżance netowej Mirce (Miraa).
Mirko! Wiem, że czasem czytasz moje wypociny. Więc raz jeszcze chcę Ci bardzo, bardzo mocno podziękować za Twoje wielkie serce i niebiańską cierpliwość dla nas wszystkich robótkarek :-***
Schemat jako i gazetka - niemieckie, a więc idealnie dokładne. Wycięłam kadłub z przydatkami i wsio po zszyciu mi stykło ;-)
Ubranie to nieszczęście też będzie miało.
Ba!
Nawet już ma!
Ale jak bidactwo ubrałam, to okazało się, że wyszedł mi... HABIT!!
A ja nie miałam w planach zakonnicy z długimi uszami!! ;-D
Poza tym machnęłam kolejne pudełko na wino
Jak widać - zatęskniłam za krakiem jednoskładnikowym ;-)
A ponieważ zaczął się dziś listopad i po wizycie na cmentarzu doszłam do wniosku, że czas Bożego Narodzenia już się dawno temu zaczął, (nie ściemniam - jakieś dwa tygodnie temu byłam w Obi i po jednej stronie stały znicze wszelakiej maści, a vis a vis choinki, bombki, łańcuchy i inne grudniowe pierdoły...) Więc pierdyknęłam se przed chwilą bombkę styropianową - już nie "karczocha"!!
Powiedziałam, że w tym roku NIE MA MOWY I KARCZOCHÓW NIE ROBIĘ!! ZA ŻADNE PIENIĄDZE!!!
Tak więc Ordnung muss sein i zaczynam dzierganki na najcieplejsze, chociaż bardzo zimowe święta :-))
Witaj!
OdpowiedzUsuńUśmiałam się do łez z tych jajczanych przygód. Ty może książki pisz...?
We mnie na bank masz już stałą czytelniczkę.
Pozdrawiam cieplutko, choć już listopadowo:-)
a dlaczego na karczochy sie zaperzyłaś?? Ta bobmka jest bardzo stylowa!! i nastrój świąteczny się na blogach sykuje oj piknie będzie piknie :)
OdpowiedzUsuńNo wreszcie..... stęskniłam się za wpisami!
OdpowiedzUsuńJajców obcej osobie też bym nie oddała!
Florentyno - dziękuję za odwiedziny i zapraszam częściej :-)
OdpowiedzUsuńCo do książki - właśnie tata mnie o to samo molestował przed chwilą ;-)
Madziu - w latach ubiegłych produkowałam karczochy w ilościach hurtowych na zamówienie i złożyłam sobie solenne przyrzeczenie, że NIGDY WIĘCEJ!! Trzepnęłam na raz coś koło 20 sztuk bombek wielkości globusa!!
Kankanko - dzięki za zrozumienie! ;-D
He, he! Chociaż nie przeszłam niemieckiej szkoły, to jako dziecko również nie oddałabym jajec panu Bogdanowi, skoro miałam je dać pani Zosi. :)))
OdpowiedzUsuńA poza tym czemu zająca nieszczęściem nazywasz? Hę? :>
Z jajcami prawidłowo jak najbardziej :-)
OdpowiedzUsuńCo to są karczochy? Tylko nie pisz, że bombki, tyle to zrozumiałam... ale nazwa dziwna jakaś...
Pisz częściej, bo muszę jeść przecież - dzisiaj jabłecznik. Pyyyyyyyszny :-)
Aniu - bo on/ona taki golutki/a...
OdpowiedzUsuńLika - tu zobacz:
http://monika67.multiply.com/photos/album/14/14
Na czterech pierwszych fotkach są właśnie karczochy - skojarzenie samo się nasuwa ;-)
Sprawilas, ze usmiechnelam sie, pierwszy raz od wielu, wielu dni...ciekawi mnie ta Tilda-zakonnica-bo wlasciwie, czemu nie?
OdpowiedzUsuńDzieki za ten wpis..Ordung muss sein. To prawda.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńo? nie będzie karczochów?? A ja w tym roku chciałam zrobić karczochowy wianek. Dużo chcę zrobić. jak zwykle. Ciekawe ile tego zrealizuję;/
OdpowiedzUsuńMusze zobaczyć te karczochy...Hihihih.Nieszczęscie jest kochane. Co do jajec też bym nie oddała.
OdpowiedzUsuńElu - przytulam Cię mocno i cieszę się, że dzięki moim skrobaniom troszkę się rozerwałaś :-))
OdpowiedzUsuńAga - karczochom w tym roku mówię stanowczo NIE!! W ubiegłych latach narobiłam ich tyle, że teraz łzami się zalewam na widok wstążek, szpilek i styropianu!
Kasiu - nieszczęście jest faktycznie kochane. Tym bardziej, że takie goło-bezbronne ;-D
Hihi,zabawna ta historia z jajcami:)
OdpowiedzUsuńA królik rewelacja, Ty to jesteś zdolniacha !!!
Tak przy okazji, królik ma bardzo ładne tło :)
Klarcia
Dzięki Klarciu :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że do mnie zaglądasz i nieodmiennie żałuję, że nie pokazujesz swoich prac. Skuś się jednak pliss!
Moniczko, może kiedyś się skuszę... jak odchowam dzieci i męża ;)
OdpowiedzUsuńCzyli odkładasz na wieczne nigdy - chodzi mi o męża ;-D
OdpowiedzUsuńmam zaległości w czytaniu, ale nadrobię :))
OdpowiedzUsuńzajrzyj do mnie po cosik małego :)))
jejuuuniuuu temu króliczkowi to majty jakie załóż - no sodoma i gomora [ten mdlejący]
OdpowiedzUsuńalbo jakie stringi chociaż... frywolitkowe :D
Kasiu! Dziękuję! Dziękuję!!
OdpowiedzUsuńRenulku - dziś golasek zyska kieckę - w kwiotki ;-) Mam nadzieję, że nie zeżre przez pomyłkę.
Stringi frywo... Hmmm... Pomyślę!
Jeszcze mi łezy płyną z ucz... na to wspomnienie o jacowym długu:)
OdpowiedzUsuńNo i słusznieś postapiła, sama też bym tak zrobiła...
Moja Milka też tak ma że co do joty wypełnia polecenia:) muszę kiedyś przysiąść i opisać...
A królik przecudny:)
Pomysł Renulka ze stringami okrutnie frywolny ;) A nieszczęście jest słodkie - takie do potulania i położenia obok poduchy.
OdpowiedzUsuńJajce dla Pani Zosi - porządek musi być!
Kiedy kniżke napiszesz, a? Toć przecież słowa same Ci się składają tak że od razu uśmiech wykwita na ryjku ;)
Ależ jajca jak dla Pani Zosi, to przecież, że nie dla Pana Bogdana...bo niby dlaczego????
OdpowiedzUsuńMoniko jakbyś kniżkę popełniła to ja staję w kolejeczce... uwielbiam Twoje pióro...
"Nieszczęście" superzaste... w stringach frywo???? Nie powiem orginalnie prezentowałoby się;-)))
Ataboh
Tak, odkładam na wieczne nigdy :) przynajmniej na razie.
OdpowiedzUsuńKiecka w kwiotki na pewno będzie urocza ale ja bym jednak optowała za zakonnicą w stringach :)
No i co z tym golasem? Ata, czy Ty się przypadkiem nie obijasz? Hę? ;)
OdpowiedzUsuńBeatko - nie ma sprawy - nawet z autografem :-DDD
OdpowiedzUsuńKlarciu i Aniu - uprzejmie informuję, że zakonnica ma już kieckę - w kwiotki.
Stringi będą - jutro. A fotka już jest... hmmm... na Naszej Klasie póki co ;-D
O masz ! Lecę na nk!!!
OdpowiedzUsuńHihi widziałam,super kiecka! Brakuje tylko kapelusika i torebeni do łapki :)
OdpowiedzUsuńAle z zakonnicy też coś ma bo zakryłaś jej biust po same uszy ;)
Kapelusik i torebeczka będą u następnej króliczycy ;-)
OdpowiedzUsuńStringi rzecz jasna też :-D
Ja się tak nie bawię! Mnie nie ma na NK! Dawać fotki! Dawać fotki! Dawać fotki! :D
OdpowiedzUsuńBurd mi tu nie wszczynać proszę!
OdpowiedzUsuńFotka bandzie jak się string zrobiom!!
E, tam! Ja chcę zobaczyć kieckie w kwiotki! I chcę mieć emocje rozłożone na raty, a nie tak za jednym zamachem kiecka i stringi! O!
OdpowiedzUsuńBoszszsz! Co za kobieta!!Idź na maila marudo!!
OdpowiedzUsuńJestem "na mailu" i nic. :(
OdpowiedzUsuńDaj mu szansę!! Musi dokicać!!
OdpowiedzUsuńNo, tak. A tu po drodze trudności, bo zima drogowców zaskoczyła (u mnie od rana korek za oknem). ;)
OdpowiedzUsuńAta potrafisz człowiekowi poprawić humor.
OdpowiedzUsuńZapraszam też po wyróznienie
Aniu - i jak? Doczołgał się??
OdpowiedzUsuńGusiu! Dziękuję! Za kilka dni będę się chwalić, bo znowu mnie moje Kochane zasypujecie wyróżnieniami :-))
Nic się nie doczołgało. Gorzej! Co wchodzę na Twój blog, to akurat mi się przeglądarka zacina. No i jak tu ja mam pozytywne wpisy tworzy? Idę się upić!
OdpowiedzUsuńO! Tym razem poszło i nie zacięło się! Hi,hi! Przestraszyło się! ;)
OdpowiedzUsuńNo i gdzie te stringi ? Króliczyca wybredna, fochy stroi czy całą kolekcję jej dziergasz ? ;)
OdpowiedzUsuńPowiem tak, pudełko na wino mnie wymiotło.Ja robię winko i powiedz mi gdzie można kupić takie pudła, zaznaczam, że mnieszkam na wsi 100 kilasów od W-awy w siedzibie Skółki Orlich Piskląt
OdpowiedzUsuńPudełka kupuję, a właściwie kupowałam (bo juz odeszłam hen w siną dal od deku) w drewladii. Polecam! Warto się zarejestrować, bo chyba po trzecich zakupach ma się mały rabacik :)
Usuń