niedziela, 1 listopada 2009

Ordnung...

...muß sein.
Czyli dokładność, porządek.
W zasadzie jestem poukładana - mniej więcej. Staram się mieć wsio zaplanowane.
Czasem jednak takie, czy inne zdarzenia wymagają ode mnie nie lada logistycznych kombinacji.
Czasem mam wrażenie, że NIE OGARNĘ!! A jednak jakoś tam daję radę.
Jakoś nie znaczy gorsza jakość ;-)
Chyba w młodości moja skorupka nasiąkła i na starość trąci ;-)
Jako małoletnie dziecko zostałam bez pytania wywieziona w głąb Niemiec.
No nie! Nie na przymusowe roboty! AŻ TAK stara nie jestem!
Po prostu mój tata był na kontrakcie i w ramach łączenia rodzin dojechałyśmy do niego z moją Mamą. Na długie 2 lata.
Pomijam fakt, że nie znałam ani słowa w języku Goethego.
Jednak dzięki pewnej pani jakimś cudem pokonałam tę barierę (dla mnie wtedy dźwięku - nomen omen).
Kiedyś opiszę Wam moje widzenie Niemców oczami dziecka, jakim wtedy byłam.
Chodziłam wtedy do szkoły. Oczywiście niemieckiej, bo polskiej w promieniu 400km nie było.
Niby tak samo jak w Polsce, ale zamiast j, polskiego miałam w planie lekcji Deutsch, a zamiast geografii Heimatkunde (czyli coś jakby połączenie geografii z historią Niemiec).
Po szkole bawiłam się z dziećmi Polaków. Czasem z niemieckimi rówieśnikami, chociaż rzadko - z przyczyn rasowo - narodowościowych (też temat na osobnego posta).
Chcąc nie chcąc przesiąkałam niemieckim wychowaniem.
Przykład?
A prosiem bardzo!
Mieszkaliśmy wtedy w bloku tzw "Hochhaus". 10 pięter zajmowanych przez Polaków z rodzinami. W zasadzie można to porównać do Kibucu :-D. Kiedy ojcowie szli do pracy, a dzieci do szkoły, nasze mamy bawiły się w kury domowe. Czyli prały, sprzątały, gotowały, piekły, robótkowały, plotkowały.
Właśnie... Piekły...
Hitem w owym czasie były dwa ciasta: srokacz i murzynek.
Jak do większości ciast, tak i do tych potrzebne były jajca.
Mojej Rodzicielce owych zabrakło, więc pożyczyła je od znajomej z Kibucu.
Później powędrowała do sklepu i kupiła w celu oddania jajecznego długu.
Ponieważ nie mogła sama od razu zanieść kurzego owocu, poczekała na mój powrót ze szkoły.
Dała mi pojemnik z rzeczonymi i powiedziała:
-Monisiu! idź i oddaj pani Zosi, bo pożyczałam dziś rano.
-Dobrze - powiedziało grzeczne dziecko.
Wzięłam opakowane skorupy wraz z zawartością białka i żółtka i pomaszerowałam dwa piętra wyżej. Na piechotę. Bo zgodnie z niemieckim zarządzeniem dzieciom nie wolno było używać windy bez opieki dorosłych.
Minęły jakieś 3 minuty...
Wróciłam.
Z jajkami.
-O! Nikogo nie było? - zdziwiła się Mama.
-Nie. Był pan Bogdan i dziewczynki (mąż pani Zosi).
-To czemu nie oddałaś???
-Bo pani Zosi nie było!
Zupełnie nie rozumiem ryku śmiechu moich rodziców...
Z relacji pana Bogdana wyglądało to tak:
-Słyszę dzwonek. Otwieram. Na progu stoi Monika z jajkami i mówi grzecznie: 'Dzień dobry. Czy jest pani Zosia?' Więc mówię 'Nie, nie ma' i słyszę: 'Aha. Dziękuję. Do widzenia' Odwróciła się na pięcie i tyle ją widziałem.
Tyż się śmiał...
Zupełnie nie wiem czemu???
No powiedzcie same: jak ja mogłam mu oddać te jajca??
Miały trafić do rąk pani Zosi!
A skąd ja mogłam wiedzieć, co on z nimi zrobi??
Może wytłucze w cholerę, albo zeżre z opakowaniem i skorupami, żonie się nie przyzna, dzieci zaszantażuje, a moja Mama wyjdzie na niesłowną złodziejkę i dłużniczkę jajczaną???
Tak mi to dziś się przypomniało, kiedy szyłam królika a'la Tilda.
Dlaczego?
Bo weszłam w posiadanie niemieckiej gazetki z szyciem dzięki mojej kochanej koleżance netowej Mirce (Miraa).

Mirko! Wiem, że czasem czytasz moje wypociny. Więc raz jeszcze chcę Ci bardzo, bardzo mocno podziękować za Twoje wielkie serce i niebiańską cierpliwość dla nas wszystkich robótkarek :-***

Schemat jako i gazetka - niemieckie, a więc idealnie dokładne. Wycięłam kadłub z przydatkami i wsio po zszyciu mi stykło ;-)
Ubranie to nieszczęście też będzie miało.
Ba!
Nawet już ma!
Ale jak bidactwo ubrałam, to okazało się, że wyszedł mi... HABIT!!
A ja nie miałam w planach zakonnicy z długimi uszami!! ;-D

Poza tym machnęłam kolejne pudełko na wino
Jak widać - zatęskniłam za krakiem jednoskładnikowym ;-)

A ponieważ zaczął się dziś listopad i po wizycie na cmentarzu doszłam do wniosku, że czas Bożego Narodzenia już się dawno temu zaczął, (nie ściemniam - jakieś dwa tygodnie temu byłam w Obi i po jednej stronie stały znicze wszelakiej maści, a vis a vis choinki, bombki, łańcuchy i inne grudniowe pierdoły...) Więc pierdyknęłam se przed chwilą bombkę styropianową - już nie "karczocha"!!
Powiedziałam, że w tym roku NIE MA MOWY I KARCZOCHÓW NIE ROBIĘ!! ZA ŻADNE PIENIĄDZE!!!

Tak więc Ordnung muss sein i zaczynam dzierganki na najcieplejsze, chociaż bardzo zimowe święta :-))

42 komentarze:

  1. Witaj!
    Uśmiałam się do łez z tych jajczanych przygód. Ty może książki pisz...?
    We mnie na bank masz już stałą czytelniczkę.
    Pozdrawiam cieplutko, choć już listopadowo:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. a dlaczego na karczochy sie zaperzyłaś?? Ta bobmka jest bardzo stylowa!! i nastrój świąteczny się na blogach sykuje oj piknie będzie piknie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No wreszcie..... stęskniłam się za wpisami!
    Jajców obcej osobie też bym nie oddała!

    OdpowiedzUsuń
  4. Florentyno - dziękuję za odwiedziny i zapraszam częściej :-)
    Co do książki - właśnie tata mnie o to samo molestował przed chwilą ;-)

    Madziu - w latach ubiegłych produkowałam karczochy w ilościach hurtowych na zamówienie i złożyłam sobie solenne przyrzeczenie, że NIGDY WIĘCEJ!! Trzepnęłam na raz coś koło 20 sztuk bombek wielkości globusa!!

    Kankanko - dzięki za zrozumienie! ;-D

    OdpowiedzUsuń
  5. He, he! Chociaż nie przeszłam niemieckiej szkoły, to jako dziecko również nie oddałabym jajec panu Bogdanowi, skoro miałam je dać pani Zosi. :)))
    A poza tym czemu zająca nieszczęściem nazywasz? Hę? :>

    OdpowiedzUsuń
  6. Z jajcami prawidłowo jak najbardziej :-)
    Co to są karczochy? Tylko nie pisz, że bombki, tyle to zrozumiałam... ale nazwa dziwna jakaś...
    Pisz częściej, bo muszę jeść przecież - dzisiaj jabłecznik. Pyyyyyyyszny :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Aniu - bo on/ona taki golutki/a...

    Lika - tu zobacz:
    http://monika67.multiply.com/photos/album/14/14
    Na czterech pierwszych fotkach są właśnie karczochy - skojarzenie samo się nasuwa ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Sprawilas, ze usmiechnelam sie, pierwszy raz od wielu, wielu dni...ciekawi mnie ta Tilda-zakonnica-bo wlasciwie, czemu nie?
    Dzieki za ten wpis..Ordung muss sein. To prawda.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. o? nie będzie karczochów?? A ja w tym roku chciałam zrobić karczochowy wianek. Dużo chcę zrobić. jak zwykle. Ciekawe ile tego zrealizuję;/

    OdpowiedzUsuń
  11. Musze zobaczyć te karczochy...Hihihih.Nieszczęscie jest kochane. Co do jajec też bym nie oddała.

    OdpowiedzUsuń
  12. Elu - przytulam Cię mocno i cieszę się, że dzięki moim skrobaniom troszkę się rozerwałaś :-))

    Aga - karczochom w tym roku mówię stanowczo NIE!! W ubiegłych latach narobiłam ich tyle, że teraz łzami się zalewam na widok wstążek, szpilek i styropianu!

    Kasiu - nieszczęście jest faktycznie kochane. Tym bardziej, że takie goło-bezbronne ;-D

    OdpowiedzUsuń
  13. Hihi,zabawna ta historia z jajcami:)

    A królik rewelacja, Ty to jesteś zdolniacha !!!
    Tak przy okazji, królik ma bardzo ładne tło :)

    Klarcia

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzięki Klarciu :-)
    Cieszę się, że do mnie zaglądasz i nieodmiennie żałuję, że nie pokazujesz swoich prac. Skuś się jednak pliss!

    OdpowiedzUsuń
  15. Moniczko, może kiedyś się skuszę... jak odchowam dzieci i męża ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Czyli odkładasz na wieczne nigdy - chodzi mi o męża ;-D

    OdpowiedzUsuń
  17. mam zaległości w czytaniu, ale nadrobię :))
    zajrzyj do mnie po cosik małego :)))

    OdpowiedzUsuń
  18. jejuuuniuuu temu króliczkowi to majty jakie załóż - no sodoma i gomora [ten mdlejący]
    albo jakie stringi chociaż... frywolitkowe :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Kasiu! Dziękuję! Dziękuję!!

    Renulku - dziś golasek zyska kieckę - w kwiotki ;-) Mam nadzieję, że nie zeżre przez pomyłkę.
    Stringi frywo... Hmmm... Pomyślę!

    OdpowiedzUsuń
  20. Jeszcze mi łezy płyną z ucz... na to wspomnienie o jacowym długu:)
    No i słusznieś postapiła, sama też bym tak zrobiła...
    Moja Milka też tak ma że co do joty wypełnia polecenia:) muszę kiedyś przysiąść i opisać...
    A królik przecudny:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Pomysł Renulka ze stringami okrutnie frywolny ;) A nieszczęście jest słodkie - takie do potulania i położenia obok poduchy.

    Jajce dla Pani Zosi - porządek musi być!

    Kiedy kniżke napiszesz, a? Toć przecież słowa same Ci się składają tak że od razu uśmiech wykwita na ryjku ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ależ jajca jak dla Pani Zosi, to przecież, że nie dla Pana Bogdana...bo niby dlaczego????
    Moniko jakbyś kniżkę popełniła to ja staję w kolejeczce... uwielbiam Twoje pióro...
    "Nieszczęście" superzaste... w stringach frywo???? Nie powiem orginalnie prezentowałoby się;-)))
    Ataboh

    OdpowiedzUsuń
  23. Tak, odkładam na wieczne nigdy :) przynajmniej na razie.

    Kiecka w kwiotki na pewno będzie urocza ale ja bym jednak optowała za zakonnicą w stringach :)

    OdpowiedzUsuń
  24. No i co z tym golasem? Ata, czy Ty się przypadkiem nie obijasz? Hę? ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Beatko - nie ma sprawy - nawet z autografem :-DDD

    Klarciu i Aniu - uprzejmie informuję, że zakonnica ma już kieckę - w kwiotki.
    Stringi będą - jutro. A fotka już jest... hmmm... na Naszej Klasie póki co ;-D

    OdpowiedzUsuń
  26. Hihi widziałam,super kiecka! Brakuje tylko kapelusika i torebeni do łapki :)
    Ale z zakonnicy też coś ma bo zakryłaś jej biust po same uszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Kapelusik i torebeczka będą u następnej króliczycy ;-)
    Stringi rzecz jasna też :-D

    OdpowiedzUsuń
  28. Ja się tak nie bawię! Mnie nie ma na NK! Dawać fotki! Dawać fotki! Dawać fotki! :D

    OdpowiedzUsuń
  29. Burd mi tu nie wszczynać proszę!
    Fotka bandzie jak się string zrobiom!!

    OdpowiedzUsuń
  30. E, tam! Ja chcę zobaczyć kieckie w kwiotki! I chcę mieć emocje rozłożone na raty, a nie tak za jednym zamachem kiecka i stringi! O!

    OdpowiedzUsuń
  31. Boszszsz! Co za kobieta!!Idź na maila marudo!!

    OdpowiedzUsuń
  32. Daj mu szansę!! Musi dokicać!!

    OdpowiedzUsuń
  33. No, tak. A tu po drodze trudności, bo zima drogowców zaskoczyła (u mnie od rana korek za oknem). ;)

    OdpowiedzUsuń
  34. Ata potrafisz człowiekowi poprawić humor.
    Zapraszam też po wyróznienie

    OdpowiedzUsuń
  35. Aniu - i jak? Doczołgał się??

    Gusiu! Dziękuję! Za kilka dni będę się chwalić, bo znowu mnie moje Kochane zasypujecie wyróżnieniami :-))

    OdpowiedzUsuń
  36. Nic się nie doczołgało. Gorzej! Co wchodzę na Twój blog, to akurat mi się przeglądarka zacina. No i jak tu ja mam pozytywne wpisy tworzy? Idę się upić!

    OdpowiedzUsuń
  37. O! Tym razem poszło i nie zacięło się! Hi,hi! Przestraszyło się! ;)

    OdpowiedzUsuń
  38. No i gdzie te stringi ? Króliczyca wybredna, fochy stroi czy całą kolekcję jej dziergasz ? ;)

    OdpowiedzUsuń
  39. Powiem tak, pudełko na wino mnie wymiotło.Ja robię winko i powiedz mi gdzie można kupić takie pudła, zaznaczam, że mnieszkam na wsi 100 kilasów od W-awy w siedzibie Skółki Orlich Piskląt

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pudełka kupuję, a właściwie kupowałam (bo juz odeszłam hen w siną dal od deku) w drewladii. Polecam! Warto się zarejestrować, bo chyba po trzecich zakupach ma się mały rabacik :)

      Usuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)