piątek, 13 listopada 2009

Policyjnie cz.1

Tak jak pisałam w poprzednim poście: rozpoczynam policyjną sagę ;-D
Człowiek nie wie, kiedy do jego drzwi bladym świtem załomocze jakaś nerwowa pięść i usłyszy:
-OTWIERAĆ! POLICJA!!
No może aż tak dramatycznie nie było w moim przypadku, ale podobnie...
Działo się to w 2007 roku. Dokładnie 26.03.2007
Poniedziałkowy, blady świt...
Tzn tak koło 6:30.
Małż poszedł zamknąć psicę w zagrodzie, Asia czyniła zwyczajowe ablucje łazienkowe w celu doprowadzenia się do wyglądu człowieka, ja barłożyłam beztrosko na baaardzo dłuuugim zwolnieniu, Ania spała.
Godzina 6:35 - dzwonek. Więc mężu wychyla się prze okno i pyta grzecznie:
-Kto tam?
-POLICJA!
Słabo słyszałam odpowiedź z racji odległości wyrka od pokoju, w którym mój mąż konwersował przez okno, więc myślałam, że mam omamy słuchowe.
Więc zebrałam się do kupy i wypełzłam spod cieplutkiej kołderki dowiedzieć się, czy aby coś mi się z uszami nie porobiło.
No nie porobiło jednak...
Ślubny stał na dole, przy schodach z mocno ogłupiałą miną i powiedział:
-Ty! Wiesz? Policja stoi przed furtką...
-No to ich wpuść raczej.
I w tym momencie z łazienki usłyszałam dramatyczny krzyk:
-MAMO!! O BOŻE!! ONI PO MNIE PRZYSZLI!!
Skóra mi ścierpła, nogi się ugięły... Dobrze, że na 4 nogach stałam, bo bym padła trupem ;-). Poprzedniego dnia Rabarbara była z koleżeństwem nad Wisłą i przemknęło mi przez myśl, że kogoś napadli, zniewolili, utopili, czy coś tam jeszcze...
-Jaśniej proszę - wyjąkałam.
-BO JA MUZY SŁUCHAM Z NETU! A ONI ŚCIGAJĄ I REKWIRUJĄ!!
Więcej Baś z siebie nie wydusił, bo ją zatchło, a oczęta zielone wylazły jej na upudrowane starannie policzki.
Ulżyło mi.
-Weź nie histeryzuj! Idę obadać o co chodzi.
Pokuśtykałam na dół (na szczęście przyodziałam się w wielce "seksowny" szlafroczek frotee ;-))
Do salonu wkroczyliśmy niejako razem tyle, że z różnych stron ja i panowie policjanci. W ilości mocno rozrośniętych sztuk pięciu. Po cywilnemu.
Mężu radośnie mnie poinformował:
-Policja do ciebie!
-Miło mi. Przepraszam za lekki nieporządek, ale wczoraj nie skończyłam pracy.
Lekki nieporządek... Dobre sobie!! Hehehe! Burdel to najwłaściwsze słowo w tym momencie :-DD
Cały stół i połowę krzeseł w salonie pokrywały papiery do decu. Na stole dumnie rozpierały się dwie skrzynki, które to robiłam własnemu dziecku młodszemu na skarpetki i rajstopki, co by się luzem nie walały po szafie. Klej, pędzle, ścinki i nożyczki dopełniały całości ;-D
Wprawdzie mam coś, co określam dumnym mianem "Pracownia", ale akurat wtedy nie miałam melodii do dreptania do dość zimnego pomieszczenia i stwierdziłam, że przyjemniej i zdecydowanie wygodniej będzie mi się dekupażyło w ciepłym pokoju.
Panowie przełknęli dość gładko informację o lekkości bajzlu.
Więc zaprosiłam ich, co by usiedli i powiedzieli o co chodzi.
Zaczęli z grubej rury:
-Mamy prokuratorski nakaz na przeszukanie domu.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym się głupkowato nie ucieszyła ;-)
Od paru dni nie mogłam za cholerę znaleźć plecaka, który był mi niezbędnie potrzebny w celu spakowania gratów na rehabilitację. Musiał to być plecak i to właśnie TEN zaginiony, bo po pierwsze ręce miałam zajęte "nogami", a po drugie kolorek plecaczka pasował mi do ogólnego wystroju mojego "zewnętrznia" ;-)
Ale myśl złotą coby mi przy okazji rewizji plecaczek namierzyli stłamsiłam w sobie.
Raczej zainteresowałam się czemu chcą mi grzebać po szafkach.
Noooo!! Nie takie to proste uzyskać odpowiedź na zwykłe pytanie od panów barczystych!
Najpierw lekkie przesłuchanko:
-Czy znacie państwo kogoś z Żoliborza, a dokładnie z Bielan?
-No znamy...
Co się mamy wypierać rodziców mojego męża?
-A znacie państwo panią O.... - tu padło nazwisko, które kompletnie mi nic nie mówiło.
-Nie znamy - powiedzieliśmy zgodnym chórem
-A kto tu jeszcze mieszka?
-Nasze córki, a za ścianą moi rodzice.
-A telefon macie państwo?
-Mamy.
-A rodzice?
-Też.
-Wynajmujecie państwo komuś pokoje?
-Nie.
-A kiedyś?
-NIE!
-A rodzice?
-NIE! Ani teraz, ani przedtem!
Pytań było więcej, aż w końcu dowiedzieliśmy się o co chodzi.
Otóż podobno wyłudziłam od wspomnianej wyżej pani 3 tys złotych!
Przez telefon. Mój! Stacjonarny! Się zdziwiłam...
I kolejna tura pytań:
-Co pani robiła 06.02.07?
Nosz kuźwa! Weź człowieku pamiętaj, co prawie dwa miechy temu robiłam! Nie wiem! Pamiętnika nie piszę!
-Noooo... - zachęcił mnie pan z uśmieszkiem na paszczy - może jednak sobie pani przypomni...
Więc zaczęłam myśleć. Na głos.
-6 luty... To chyba były ferie zimowe?
-Nie wiem! Ja nie mam ferii - odparł pan z niechęcią w głosie
- Dzieci pan w wieku szkolnym nie ma?? Myślę!
I nagle spłynęło na mnie olśnienie!
-Wiem! - zakrzyknęłam - Wiem! Tego dnia byłam ze starszą córką na zakupach! Kupiłam jej dżinsy! W New Yorkerze!
-A ma pani rachunek?
-A nie mam. Wywaliłam. Nie trzymam śmieci.
Ta ostatnia informacja wygłoszona na tle bajzlu zabrzmiała chyba mało przekonująco ;-)
-Jak może pani to potwierdzić?
Się ugryzłam w jęzor, bo chciałam powiedzieć, że to oni są od udowodnienia mi winy, a nie ja od dowodzenia swojej niewinności.
-Plastikiem płaciłam.
-Co??
-Kartą!
-A ma pani wyciąg z konta?
-Nie. Ale zaraz wydrukuję.
Drukując siłą rzeczy obudziłam tatę, W skrócie powiedziałam o co chodzi. Więc tata lekko zaspany, w niebieskiej piżamce w paseczki udał się do mnie do domu, w celu dobrowolnego złożenia wyjaśnień.
Panowie bezmundurowi zasugerowali, żeby może jeszcze żonę poprosił do zeznań, ale tata z godnością odmówił budzenia i niepokojenia Ślubnej.
Nie protestowali, wszak to ja byłam ta podejrzana...
Dałam im ten cenny, dający mi wolność wydruk. Nawet godzina im się zgadzała z tym czasem, w którym to przez własny telefon wyłudzałam kasę od emerytki.
Wzięli świstek jako mikry dowód mej niewinności, od rewizji odstąpili...
Wychodząc jeszcze kilka razy pytali, czy nie wynajmuję pokojów, albo może moi rodzice.
-A może wie pani czy ktoś z sąsiadów nie wynajmuje? A może gdzieś tu mieszkają Rumuni?
-Nie wiem, czy mieszkają. Jakiś talibopodobnych widziałam, ale nie Rumunów chyba. Kiedyś jedna pani wynajmowała pokoje matkom dzieci z Centrum Zdrowia Dziecka.
-Taaak?!! - ożywili się wyraźnie - a gdzie ta pani mieszka?
-Teraz?
-Tak?
-Hmmm... Od 20 lat na cmentarzu, ale nie wiem na którym. A po domu nawet fundamenty nie zostały. A szkoda, bo ładny domek był. Takie miał śliczne wejście - na filarkach...
Tu panowie przerwali moje dywagacje architektoniczne i se poszli precz.
Ale to nie koniec! O nie!
Jakiś tydzien później przy furtce przycumował młodzieniec z torbą podróżną:
-Dzień dobry! Ja w sprawie pokoju.
-Jakiego pokoju? - zdziwiłam się ogromnie.
-No do wynajęcia! Kolega mi mówił, że pani wynajmuje.
-W maliny ktoś pana wpuścił. Nigdy nie wynajmowałam pokojów. I nie zamierzam. To nie hotel! To mój prywatny dom!
-Ale adres mi się zgadza!
-I tylko tyle!
-To gdzie ja mogę coś wynająć?
-Nie wiem! Niech się pan skonsultuje z kolegą!
Polazł niechętnie.
Sprawa zakończyła się niejako sama. Tegoż samego dnia tata oglądając TV usłyszał informację, że złapali szajkę wyłudzaczy pieniędzy od osób starszych. Cyganie to byli (prawie jak Rumuni ;-)).
Więc wizja opalania się w kratkę przez kilka kolejnych lat odpłynęła ode mnie szczęśliwie w niebyt.
Do następnego razu, o czym nie omieszkam napisać ;-)

Dobra! A teraz coś dla oka, czyli kolejne komplety frywolne:






Póki co, mówię Wam papapa! I do następnego razu (no chyba, że mnie w międzyczasie zapuszkują, bo nie będę robić zakupów płacąc plastikiem ;-)

26 komentarzy:

  1. a teraz przeczyta to policja i zapukają jutro o 6 rano. :]

    OdpowiedzUsuń
  2. dobre dobre,ja dziś na przeglądzie tez się o psach nasłuchałam :-)
    napisz jeszcze o tych na ulicy ostatnio!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nikonowa! Weź nie stresuj matki, bo na zawał zejdę! I kto o Cię dbać będzie??

    Siostro - będzie, będzie. W części trzeciej ;-D

    OdpowiedzUsuń
  4. O żesz Ata, ty bandziorze! Taka miła, wesoła dziewczyna, a tu staruszki.....

    Policja może kiedyś detektywów wyszkoli, miejmy nadzieję, albo pozostanie taką fajną enklawą do zaskakiwania rozumowaniem. Jest co podziwiać: akcję policji i Twój opis!

    OdpowiedzUsuń
  5. Źle, źle, źle. Plecaka nie znaleźli!!!! I w czym Ty na rehabilitację dotarłaś?! Choć z drugiej strony to może i lepiej bo do dnia dzisiejszego byś sprzątała po tym Panów Barczystych przeszukaniu???

    OdpowiedzUsuń
  6. Ata, Ty to z największego horroru zrobisz opowieść z humorem, którą czyta się z przyjemnością i już nasze codzienne problemy są mniej dokuczliwe.
    Np.wyobrażam sobie jak ja przyoblekam ciało w seksowny szlafroczek frote :)))))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana ale ty wiesz ile czasu wolnego na robótki byś miała? :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana ale ty wiesz ile czasu wolnego na robótki byś miała? :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kryminałek na dzień dobry przeczytany, mogę wracać do pracy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie no padam ze śmiechu!!! Nie ma to jak policja. U nas też jakiś czas temu byli i wypytywali męża o pobyt w wojsku, co robił wtedy i wtedy... a skąd on to ma niby wiedzieć i pamiętać jak to było 10 lat temu!!! Po jakimś czasie znowu zawitali i ja przeświadczona, że do nas otworzyłąm na ościerz drzwi zapraszając, a oni.... do sąsiada przyszli :o(

    OdpowiedzUsuń
  11. O ho ho! Kochana - scena jak z powieści Chmielewskiej! ;-) Się uśmiałam :) Pozdrawiam - Asia

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję Wam za czytanie i miłe komentarze :-))
    Policja jednak nie od parady dorobiła się takiej ilości mniej lub bardziej udanych kawałów o sobie.

    Aniu - plecaczek wzięłam z konieczności inny, a tamten znalazłam pół roku później na strychu :-D

    Krzysiu - wtedy faktycznie nie było mi radośnie, ale jak sobie poszli to dostrzegłam idiotyczność sytuacji ;-D

    Lacrima - pod warunkiem, że w celi można mieć igły :-DD

    Kasiu - jednym słowem gościnna z Ciebie pani domu ;-D

    OdpowiedzUsuń
  13. Sytuacja idiotyczna, wyobrażam sobie.
    Ale jednocześnie wyobrażam sobie podobne sytuacje tylko razy pięćdziesiąt parę.
    Mój mąż jest policjantem i prowadził podobna sprawę, ale do sprawdzenia miał prawie 70 osób, bo tyloma dowodami posługiwali się oszuści. To i czasem przychodzili o świcie. Bo potem ludzie chodzą do pracy :).
    Szybko opisuj inne policyjne wpadki, zawsze nabijam się z mojej gorszej połowy, że oprócz laptopa powinien brać psa do pracy, to mu lepiej zbieranie śladów pójdzie.

    OdpowiedzUsuń
  14. No kochana, ale zimna krew to ty zachowac potrafisz i w zart obrocic...ja mam podobne historyjki, ale opisac nie moge...
    Frywolitki bardzo mi sie podobaja..Az zal, ze moja bizuteria musi byc duza i dluga, by byla widoczna...
    Buziaki
    Dziekuje kochana za wsparcie.

    OdpowiedzUsuń
  15. No i co? Poplułam sobie monitor!!! Ze śmiechu!!! A jeszcze mnie lekka zawiść skręca, bo ja w rozmowach z policją zawsze na kretynkę wychodzę... PS. A te komplety frywolne... ech!

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja uwielbiam Cię czytać. I już chyba pisałam że za rzadko czynisz nowe posty eh za rzadko. No ale ... wyżej d. nie podskoczysz więc cierpliwie czekam na następne.
    A co do frywolitek mogłabyś szanowna koleżanko jakąś fotkę przy oknie walnąć coby światło naturalne ukazało szczegóły tychże dzieł? Dziękuję z góry :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Nieźle, żeby tak rano budzić człowieka. Ale piszesz rewelacyjnie, z chęcia przeczytałam. Czytałaś Chmielewską? Masz podobny bajer. Lubię taki.

    OdpowiedzUsuń
  18. Strasznie sympatyczny z Ciebie bandzior ,Ato..Przeczytałam jednym tchem relację..

    OdpowiedzUsuń
  19. Zapraszam do mnie po odbiór wyróżnienia.
    Iw

    OdpowiedzUsuń
  20. Bizuterii nie pojmuję, jak takie cuda się robi.Tyś kobieta wielu talentów.

    Co do reszty posta, to sie uśmiałam.
    Mnie kiedyś wezwali na posterunek na przesłuchanie, ale nie doczytałam tego na wezwaniu i całej rodzince zrobiłam przesłuchanie co przeskrobali,ze ja muszę na Policję chodzić....na szczęscie nie chodziło o moją familię.

    OdpowiedzUsuń
  21. Bardzo Wam dziękuję za komentarze :-))
    Kolejne części sagi policyjnej wkrótce!
    Madziu! Słońca jak na lekarstwo, ale jakby co służę wzorkami na maila ;-)

    OdpowiedzUsuń
  22. Spać mi się chciało, z nóg padałam, rozważałam niemycie i skusiłam się, by zajrzeć na Twojego bloga. Teraz to ja mogę iść tańczyć, rowy kopać, obiad dla pułku gotować i sto innych rzeczy robić-tak się uśmiałam. Może tylko niepotrzebnie Syna obudziłam tymi spazmami...
    Rewelacyjny tekst!

    OdpowiedzUsuń
  23. Od razu Ci piszę, że żadnych "tysionców" na koncie nie mam i nie trać czasu na telefony do mnie ;p

    OdpowiedzUsuń
  24. Moniko - szczerze mówiąc nie wiedziałam, że działam jak Red Bull ;-)

    Aga - spoko! Nie zadzwonię - stacjonarny czasu jakiś temu zawiesiłam na rok, a z komórki nie mam wprawy w wyłudzaniu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  25. Ata pisz książkę, u Ciebie każde wydarzenie jest cudownie opowiedziane...czytam prawie jak Chmielewską :)
    Pozdrawiam cieplutko czyli listopadowo!

    OdpowiedzUsuń
  26. Kass - a kto by to chciał czytać, nie mówiąc o wydaniu ;-D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)