Przyjmuję zakłady pt "Co w tym roku dostanę od męża pod choinkę?"
Prezenty... Śmierć w oczach! Najłatwiej z dziewczynami - jedna konkretne
linki do aukcji na Allegro podeśle, druga skrobnie list do Mikołaja i
luzik.
Dla reszty trzeba się nagimnastykować, ale zawsze coś tam się wymyśli.
A ja?
No cóż. Wymagań jakiś specjalnych nie posiadam. Ani potrzeb. Kordonki,
koraliki, surówki to sobie sama kupuję i luz.
Ale ciśnięta presją np. męża, któremu palpituje w tym okresie chęć
dowiedzenia,
że pamiętający i starający jest, muszę coś wymyślić.
Tak więc dwa lata temu:
-Co chcesz pod choinkę?
-Nie wiem. Chyba nic. Wszystko mam.
-Wymyśl coś.
Myślałam.
Myślałam.
Wymyśliłam:
-Kup mi rękawiczki. Ale taki najzwyklejsze. Włóczkowe. Na bazarze.
Tylko
broń Boże skórzane!
Wiesz, że nie chodzę w rękawiczkach w największy mróz. Używam
tylko do
otwierania bramy, bo żelastwo za zimne nawet dla mnie.
-Dobrze. A w jakim kolorze?
-Czarne. Będą mi pasować do butów i torby.
-Ale weź coś jeszcze wymyśl, bo tak głupio jak tylko jeden prezent
wyciągniesz.
-Wystarczy mi. Nie chcę nic więcej.
Ale...
Robiłam zakupy w Carrefourze i pchając wielki kosz wyładowany
dobrem wszelakim przechodziłam koło sklepu z bielizną...
I stanęłam jak wryta...
Na wystawie zobaczyłam komplet...
Biustonosz + figi.
Cóż w nich było takiego nadzwyczajnego?
Nic, tak szczerze mówiąc. Komplet był brązowy, przehaftowany
turkusową, delikatną niteczką. Ale...
Ale miał takie delikatne koronkowe wstaweczki.
Cudo! Zawsze chodziłam w barchanach bawełnianych i gaciach z golfem,
więc zapałałam żądzą posiadania takiego cuda...
I pomyślałam, że oto właśnie mam pomysł na prezent dla mnie.
Wieczorem powiedziałam mężowi o moim cudownym objawieniu.
-Ale ja nie wiem jak to wygląda.
Podałam mu nazwę sklepu, obiecałam spisać moje rozmiar na kartce.
-I tak nie będę widział jak to wygląda.
No to poszukałam na Allegro. I znalazłam bardzo podobny. Zawołałam
ślubnego i pokazałam mu.
Popatrzył chwilę i powiedział:
-Chyba zgłupiałaś?
-Raczej nie... - powiedziałam niezbyt pewnie.
-Raczej tak! Sądzisz, że ja COŚ takiego ci kupię?? I jak ty to sobie
wyobrażasz? Że co? Wyjmujesz to przy wszystkich spod choinki??
Przecież to WSTYD!!
-Jaki wstyd? Mogę ci obiecać, że mierzyć przy wszystkich nie będę.
-Mowy nie ma!
Gwoli wyjaśnienia - ci "WSZYSCY" to wówczas: moje dzieci, mój tata i
teść... I koniec audytorium.
Przyszła gwiazdka.
Dziewczyny wyciągają kolejne paczki wręczając adresatom.
No i wpływa moja paczuszka...
Płaskie pudełeczko. Już się domyślam, że w środku są rękawiczki -
skórzane niestety...
I owszem... Były...
A kolor?
Kto zgadnie?
No??
Nie macie pomysłów??
Nie czarne....
Uwaga!!
POMARAŃCZOWE!!!
Zdębiałam! Kompletnie!
I zadałam bezradnie pytanie:
-A czemu nie czarne?
-Będą ci pasować do płaszcza.
Gwoli wyjaśnienia - płaszcz mam beżowy...
Ale to nie koniec! Druga paczuszka. Większa. Miękka.
Rozrywam papier z ciekawością, chociaż wiem,
że gabaryty wykluczają wymarzony komplecik.
A w środku?
Piżama... Zielona...
W zielonym wyglądam jakbym umierała na galopujące suchoty,
a piżam nie noszę, bo nie lubię. Używam jedynie koszul nocnych
i to o wielkości namiotów ;-)
Piżamę po kryjomu oddałam Asi.
Dobrze, że obie jesteśmy tak samo chude ;-)
Rok temu zaparłam się jak mulica papieska i powiedziałam,
że ABSOLUTNIE niczego nie chcę i nie potrzebuję!!
Ale dostałam...
Komplet: krem i tonik do paszczy...
Gdzie pies pogrzebion?
W dwóch miejscach.
Po pierwsze to był dobry skądinąd Loreal,
ale ja mam na niego uczulenie.
I paszcza mi się po nim robi najpierw czerwona i swędząca, a potem
kroszczata ;-D
A po drugie... I to jest najśmieszniejsze:
ten komplet był dla pań powyżej 60 roku życia! :-DDD
Oddałam go mamie mojej siostry (co miał 18 lat mi w szafce zalegać) -
bardzo się ucieszyła ;-)
No i w tym roku znowu podjęłam ryzyko! A jak!
Zażyczyłam sobie bezczelnie pendriva! 4GB!
-Przecież masz jednego. Wystarczy ci.
-Jakby mi wystarczył, to bym nie prosiła. Już cały zapchany, a jak coś
chcę na niego nagrać, to coś muszę skasować. Trochę bezsensu,
nieprawdaż?
Nic mąż nie odrzekł...
A ja przyjmuję zakłady:
co dostanę zamiast pendriva?
Ja stawiam na dyskietkę, ew. płytę CD-R, i może... notatnik?
Wszak mogę przepisać to, co chcę nagrać ;-)))
środa, 16 grudnia 2009
Zakłady
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ostatnie zdanie piękne :D Twoje notki są niezawodnym sposobem na uśmiech na twarzy.
OdpowiedzUsuńPo ciężkim dniu nachichrałam się, jak głupia! :)))
OdpowiedzUsuńA zamiast pendriva obstawiam przewrotnie pendriva. ;)
to ja trzymam kciuki zeby w tym roku bylo zgodnie z zamowieniem ;-)
OdpowiedzUsuńPo Twoim wpisie ucieszę się ze wszystkiego co dostanę. Mąż nigdy nie pyta, sam wymyśla, czy trafia to inna sprawa;-)
OdpowiedzUsuńja stawiam na laptopa! a niechby powalił Cie na kolana - w sumie tam też będzie sporo miejsca na dysku do trzymania danych hihihi.
OdpowiedzUsuńMonia, spłakaliśmy się z moim Małżem z tego wpisu - jesteśmy właśnie po takich rozmowach - ja tłumaczę, że może jakiś wypad we dwoje, bilety do teatru, metr nici do frywolitki, może jakieś inne pierdółki pasmentryjne, marzy mi się torba od Goshico, a on nie - on by chciał co innego, bardziej praktycznego, więc zaproponowałam balsam do ciała (to się zawsze przyda ;-)
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie, to spytał mnie na czym ten fenomen polega, że faceci z reguły maja problem z prezentami dla nas - moim zdaniem dlatego, że nas nie słuchają i kierują się własnymi kryteriami, nie wierzą, że wiemy lepiej o czym marzymy. Ja nie dyskutuję ze swoim nad kolejna koszulą, tylko kupuję jeszcze jedną (mimo, że nienawidzę takiego rodzaju prezentów), bo wiem, że on się ucieszy, bo przecież mu się przyda...no cóz zrobić - chyba rzeczywiście są z Marsa, a Twój Wojtuś nie jest wyjątkiem (jeśli to Cię choć trochę pocieszy) ;-D
Padłam ze śmiechu!
OdpowiedzUsuńAle ty przynajmniej masz zawsze prawdziwą niespodziankę pod choinką, hihihihi!
sorki, ten anonim, to byłam ja :-)
OdpowiedzUsuńDobre, dobre... ja tez co roku startuje z pomysłami wszelakimi i od 10 lat dostaję... srebrne kolczyki...
OdpowiedzUsuńMam już 2 kpl. topazowych rok po roku, 3 z bursztynami - bo ponoć lubię bursztyn i Mąż pamiętał o tym, 1 z akwamarynem (kolor prawie jak topaz), 2 pary z cyrkoniami i jedne z szafirem, 1 raz dostałam poezje Ks. Twardowskiego plus kolczyki z niewiadomym kamieniem...
A w tym roku... zamarzyłam sobie pamięć przenośną, względnie lalkę kolekcjonerską... a zapewne dostanę... srebrne kolczyki:) z komentarzem: Ciesz się, że Mikołaj nie przyniósł Ci reform...
Chyba zacznę kupować memu lubemu skarpetki...
wpadłam tu jak po ogień, a wlaściwie to odpocząć od mycia drzwi ,niech już będzie po prawdzie i co? hehe,to ja stawiam na pokrowiec na tego "penusia" co go już posiadasz.Życzę jednak spełnienia życzenia.
OdpowiedzUsuńA "nie wiedziałam" jakiego skarba posiadam, wychodzi na to ,że są mężowie co bieliznę w prezencie dają i do tego sami ją wybierają
KonKata
A ja rżę dalej, a Ty wiesz czemu!!!!
OdpowiedzUsuńNo nie można przestać!!!!
popłakałam się ze śmiechu. Cudnie opisujesz te sytuacje. My przed Świętami jeszcze kupujemy sobie wspólny prezent 2 lata temu była to stacja pogody a w tym roku wypaśne głośniki do kompa. Nie mamy potem problemów z niechcianymi prezentami. aaaaaaaaaa ja stawiam na pendriva tylko 512 hihihih
OdpowiedzUsuńRozbawiłaś mnie do łez...I strasznie jestem teraz ciekawa co też dostaniesz w tym roku od męża...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,buziaki
Dzięki kobiety!
OdpowiedzUsuńMadzia = przegięłaś z tym laptokiem :-DDD
Szczerze mówiąc - ja też wierzę, że dostanę pendriv'a. CO NAJMNIEJ 4GB!!
Chociaż jak sugerował mój znajomy (podobnie jak pisze shiraja) będzie miał 215 MB ;-DDD
siedzę i uśmiech mi z ust nie schodzi....
OdpowiedzUsuńobstawiałam czerwone rękawiczki bo pasują do czarnej torby i butów.... :):):
może nie będzie tak źle i dostaniesz pena 4GB - my w tym roku zero prezentów....może to i lepiej... :):D
siedzę i uśmiech mi z ust nie schodzi....
OdpowiedzUsuńobstawiałam czerwone rękawiczki bo pasują do czarnej torby i butów.... :):):
może nie będzie tak źle i dostaniesz pena 4GB - my w tym roku zero prezentów....może to i lepiej... :):D
No cóż, nie będę oryginalna: kwiczałam ze śmiechu tak, że mąż zajrzał sprawdzić, czy mi nie gorzej;-)))
OdpowiedzUsuńCuuudownie z tymi prezentami;-)
Chcesz pendri'va, no to może dostaniesz, hm... co by tu obstawić: maszynkę do mięsa???
Cieplutko pozdrawiam i niecierpliwie czekam na relację z rozpakowywania prezentów:-)
a ja wiem co.
OdpowiedzUsuńUśmiałam się niesamowicie :)
OdpowiedzUsuńumarłam ze śmiechu
OdpowiedzUsuńzwinęłam się w kulkę pod biurkiem, a małżon się dziwnie na mnie patrzy
nie ma to jak dobre zakończenie dnia
pozdrawiam serdecznie i życzę tego zamówionego pędraka pod choinką :)
JAk zwykle się uśmiałam. Najlepiej wypadły te rękawiczki pomarańczowe.Ręce odpadają :-)
OdpowiedzUsuńU mnie problem z upominkami został rozwiazany szybko bezboleśnie: zapytałam wszystkich co chcą w takiej a takiej cenie. Każdy sie wypowiedział i po kłopocie. Wiem,ze nie ma niespodzianki ale przynajmniej nie ma rozczarowań.
Twój ślubny lubi zaskakiwać i robić Ci niespodzianki, wiec nie liczyłabym na pena. Moze paputki?
Fajnie się to czyta, nawet pośmiać się można :))) szkoda tylko , że to najprawdziwsza prawda jest.
OdpowiedzUsuńPodobno facetom trzeba mówić prosto i jasno, a już nigdy nie zestawiać dwóch rzeczy np. - kup makaron firmy A, tylko w żadnym wypadku B - u mnie zawsze będzie B, którego on nienawidzi, dopiero jednak po ugotowaniu, a opakowania w żadnym wypadku skojarzyć nie może.
Monika, oprócz tego śmiechu na początku to zgrozę poczułam- zamówiłam duży szal i rękawiczki ( skórzane mile widziane ) -
burgundowe - byle nie z wełną. Naprawdę się boję, chyba poproszę żeby mi kopertę położyli pod choinką, sama se kupię;)
Jedyna pociecha, że wiedzą co to za kolor, w palecie lakierów samochodowych jest :))))
już to pisałam, ale twoje opowieści to jest lek na całe zło...:), usmiałam sie aż boki zrywać. Szczerze- ja obstawiam pomarańczową beretkę coby pasowała to tych wypasionych rękawiczek..:-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
No, śmiejcie się śmiejcie...Uśmiałam się do łez, ale od razu po raz kolejny ucieszyłam się, że teściowa na Wigilii nie zagości (żeby nie było - ja mam dobrą teściową i nawet ją lubię), bo prezenty to zawsze są praktyczne i kompletnie mi niepotrzebne, a Mama z kolei zawsze kupuje za małe bluzeczki i perfumy z targu (a ja wcale nie używam perfum). Z mężem jest łatwiej, on prosi córkę, coby dokonała odpowiednich zakupów i tu mam pewność, że dostane to co chcę i takie jakie chcę.
OdpowiedzUsuńA na Twój prezent stawiam jednak pendiva, bo to zadanie proste i konkretne. Powinien se chłop poradzić :).
Potrafisz rozbawić do łez:))))
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że mój małżonek zawsze stosuje się do moich wytycznych, mało tego, jak wysyłam po zakupy, to kupi wyłącznie to co mu na kartce napiszę, taki jest:)Ale raczej nie pyta mnie w kwestii prezentów i sam stara się zrobić mi niespodziankę... tyle że często ze skutkiem podobnym jak u Ciebie;)
A wszelkie sugestie, propozycje jakoś na trwale nie zapadają mu w pamięci...
O kurcze! Jaki odzew :-DD
OdpowiedzUsuńCzyli jak czytam mój małż nie odbiega specjalnie od ogólnych norm przypisanych jego płci ;-)
Ale muszę być sprawiedliwa - rzeczy BARDZO konkretne zawsze dostawałam bez pudła! I tak np kiedy byłam na etapie szaleństw pergamanowych zażyczyłam sobie Rapidograf 0,5mm do tuszu. I dostałam! A jak! Elegancki i rewelacyjny! Sam w zasadzie rysował ;-)
No a na pomysł z maszyną do szycia w ramach prezentu rocznicowego też sam wpadł!
Tak więc - nie jest źle :-))
Nikonowa - a co??? ;-DD
ja obstawiam jak shiraja: pendrive jednak, ale 1MB lub mniejszy z adnotacją: "przecież większy Ci ni potrzebny" :D
OdpowiedzUsuńI jeszcze raz doświadczam że mam cudnego Chłopa! Tylko jakoś tam mało zaskakujący jest bo raczej pomarańczowych rękawiczek nie doświadczę....
Ja tu przychodzę droga Ato, czytam i zaśmiewam się... :))) Nie wpisuję się... ale dzisiaj zostawiam ślad. Uśmiechnięta buzia :)))
OdpowiedzUsuńróżowego słonia.
OdpowiedzUsuńjest u mnie w pokoju za łóżkiem.;]
To go wyjmij!! Bo się zakurzy!!
OdpowiedzUsuńAta i jak tu nie mieć dobrego humoru w ten ziąb? Przepis na uśmiech od ucha do ucha jest prosty: przyjść do Aty i chwilkę poczytać! Czytam ten post po raz trzeci, jakoś mi było markotno...ale już nie jest, i przestałam się martwić co dostanę pod choinkę...nie wiem czemu, zupełnie nie wiem...:)))
OdpowiedzUsuńa mnie rozłożyła Krzysia, wiarą w swych "burgundowych" mężczyzn - wiedzą co to za kolor, w palecie lakierów samochodowych jest.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Pomaranczowe! Do plaszcza!!! Umarlam ze smiechu.
OdpowiedzUsuńJa uwazam, ze w tym roku bedzie dokladnie to co chcesz, ewentualnie z wieksza pojemnoscia, tak przyszlosciowo, zeby juz nastepne swieta obleciec :-)))
Rany!
Ata
OdpowiedzUsuńmasz wspaniale poczucie humoru
Najpierw czytałam sama, łzy ze śmiechu w oczach, potem przeczytałam mężowi, i śmialiśmy się we dwoje. Ja sama sobie pozamawiałam paczki, poprzychodziły i powiedziałam, że to są moje prezenty i już więcej mi nie trzeba.
I nie mam nic dla męża, znaczy się miałam, ale cały plan wczoraj poszedł ...... sobie ....gdzieś...
I aby Twój Mikołaj zrealizował zamówienie....
Jesteś świetna w opowiadaniu historii. Ale się uśmiałam. Znowu. Lubie tu zaglądać. Zawsze coś ciekawego napiszesz.
OdpowiedzUsuńJeżeli rzeczy bardzo konkretne dostajesz bez pudła, to następnym razem przedstaw konkretnie swój prezent i wtedy też będzie o.k.
OdpowiedzUsuń