A więc będzie niekulturalnie.
Czyli jak zniechęcić dziecko własne do opery ;-)
Wczoraj byłam na comiesięcznym zebraniu w szkole u mej młodszej córci.
Było jak zwykle. Podpisywanie sprawdzianów (się oczywiście będę chwalić - same piątki z plusem!!), sprawy finansowe (a jakże - szkoła wszak publiczna, bezpłatna!).
A na koniec jeden z rodziców ogłosił, że udało mu się załatwić bilety dla dzieci na operę do Teatru Wielkiego pt: "Czarodziejski flet."
Cudem niejako załatwił, bo najbliższe terminy były na luty. Jakaś wycieczka zrezygnowała i się dziura w operze zrobiła...
Przedstawienie ma być 03.11. O godzinie 18:00.
To jest środa. Następnego dnia Ania maszeruje do szkoły na 8:00. Ja też.
Ja to pikuś. Pan Pikuś.
Ale mała lubi spać.
Ja już nie mówię, ile czasu będę jechać w tamtą stronę... Na zad też to zabierze trochę czasu.
Więc wg moich wyliczen Ania poszła by spać ok godziny 22:00.
Niby nie jest to późno. I jednorazowy wyskok. Ale ja znam swoje dziecko i wiem, że bez traktora, kombajnu i wuwuzeli nie ściągnę jej rano z łóżka!
A poza tym - nie sądzę, żeby dziewięciolatka była w odpowiednim wieku na odbiór dość jednak trudnej opery Mozarta.
Mam doświadczenie z Rabarbarą, która do tej pory twierdzi, że "Dziadek do orzechów" to nudna OPERA!! (sic!) Na nic się zdają moje tłumaczenia, że to do cholery jest balet! Jej jest wszystko jedno w tej kwestii i niezmiennie twierdzi, ze było nudno i że gadali coś bez sensu!
Na mój protest, że nic nie gadali, upiera się, ze owszem!
-Chyba pani Ewa ci mówiła 'Aśka! Nie gadaj!'
-Możliwe...
Tak więc jadąc do domu kombinowałam jak koń pod górę, co by tu zrobić, żeby Anię zniechęcić do tej eskapady. Nie chcę zniechęcić jej do muzyki poważnej. A obawiam się, że takim pchaniem jej na siłę w objęcia Wielkiej Muzy osiągnę skutek odwrotny od zamierzonego jak w przypadku Asi.
Rozmyślając intensywnie zajechałam do domu i poszłam do pokoju Ani.
Otwieram ja biedna drzwi i cóż me uszy słyszą??
Dziecina se odtwarzacz włączyła... I na cały pokój leci... CHOPIN proszę Was!
Tjaaa...
I jak tu melomankę zniechęcić??
No to zaczęłam tłumaczyć, że to trudne w odbiorze, że długie, że to nie teatr, że głównie śpiewają. Itp, itd...
Aś pokrzykiwała ze swojego pokoju dokładając jeszcze bardzo "logiczne" argumenty:
-Nie idź! Opera jest głupia! Tylko wyją!! I nic nie zrozumiesz - tak wyją!!
Ani to nie przekonywało.
Więc starsza sis się wzięła i wykorzystała wujka google.
-Młoda! - ryknęła w stronę małej - cho no tu na chwilę.
Młoda vel mała poleciała jak na skrzydłach do zwyczajowo zakazanej dla niej strefy pokoju strszej siostry.
Ja też, bo już czułam co Aś wykombinował, ratując matkę z opresji.
Ale to co wykombinowała, normalnie mną glebnęło!
Ania zasiadła z nabożnością na brzeżku tapczanu swojego Guru i wpatrzyła się w monitor, na którym to dość pulchna pani wydając z siebie dziwne dźwięki wygrażała pani wystraszonej, acz szczupłej.
To oczywiście był fragment "Czarodziejskiego fletu". A jakże!
Ania siedziała, patrzyła i mina jej się wydłużała....
-No tak... Faktycznie! Nic nie rozumiem...
-Widzisz! - starsza sis promieniowała - i tak będzie cały czas!
-To ja chyba nie chcę jednak iść!
Cel osiągnięty?
Oczywiście!
Skoro się dziecku niewinnemu strzeliło po uszach wersją germańską!!
I tak oto wyszła moja słoma z butów - dziecka nie chcę odchamić! Proszę o łagodny wymiar kary.
Dla mnie.
I Rabarbary tyż! ;-D
buhaha, no to sie uśmiałam, ona Wam to kiedys wygarnie, hihi
OdpowiedzUsuńSposób jak widać dobry ;)
OdpowiedzUsuńpożycz Rabarbarę - i Młoda moja i Pierworodny też czasem wymagają kunsztownych acz niezbędnych zabiegów zniechęcających
OdpowiedzUsuń- najwyżej w jednej celi posiedzimy (i wspólnie Opery jakiejś posłuchamy)
też mnie za dzieciaka chcieli w szkole operowo ukulturalniać i zrazili skutecznie ("Straszny dwór"..?)
OdpowiedzUsuńDo dziś wolę metalmanię, tam też wyją i ryczą, ale przynajmniej poskakać można ;)
PS ostatnio myśleliśmy rodzinnie czy by się nie wybrać ze starszą córką (lat 7) na "Dziadka do orzechów"...
No chyba cie zakatrupie!!! To cora w strone Chopina, ktory przeciez latwy nie jest a ty ja wolami od opery?! To tak jakby czytala Szekspira a ty ja zniechecasz do teatru!!! Sorki, ale akurat opere uwielbiam i pierwszy spektakl wlasnie ogladalm w 3 klasie podstawowki, "Carmen", i zakochalam sie do dnia dzisiejszego!
OdpowiedzUsuńAczkolwiek rozumiem twoje pobodki natury czysto praktycznej, to prosbe mam mizerna, daj tej drugiej corci szanse na muzyke powazna, ONA moze lubic.
Dodam tylko, ze dobra mama jestes, naprawde, taka rozterka jaka mialas to trudna sprawa.
Ewo - nie wątpię i już mi skóra cierpnie ;-D
OdpowiedzUsuńAneta - jak to mówią: cel uświęca środki ;-D
Anetakamo - nie ma sprawy! Dogadamy się ;-D. A jedna cela nie brzmi źle! Byleby robótek nie odebrali :-DD
Agata - może lepiej nie... Trochę za młoda chyba. Może najpierw jej przeczytaj "Dziadka" a w tel puść muzykę z baletu. Może to będzie jakiś patent?
Aga - Carmen jest zaczepista! I stroje, i tańce i muzyka! Sama bym pomknęła! Nawet Ani wczoraj o niej opowiadałam. Poszłyśmy na ugodę - póki co, mam jej dostarczać muzykę na płytach. A ona sama zadecyduje, co chce zobaczyć "na żywca" i wtedy pójdziemy sobie obie. W dowolnym dniu, przez nas wybranym :-)
No, masz szczescie....bo juz myslalam z ABSami gadac....hihi
OdpowiedzUsuńDobry pomysl!
Twoje starsze dziecko wymiata! Szacun od Mi. Też jestem wrogiem wpychania dzieciaków na siłę w dzieła poważne - bo zniechęcają. Do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć ( do opery tym bardziej) Dobrze zrobiłaś. Masz rozgrzeszenie i błogosławieństwo :)
OdpowiedzUsuńJa pamiętam jeszcze z podstawówki przedstawienia baletowe...uwielbiałam je oglądać. Ale od małego interesował mnie taniec, w formach wszelakich.
OdpowiedzUsuńNatomiast opery...nie lubię i już.
Nie uważam, ze każdy musi lubiec i rozumiec wszystko.
Jeżeli Ania ma ochotę to jak najbardziej, ale skoro sama doszła do wniosku, że na razie nie, to po co ja pchać na siłe.
Myślę, że efekt byłby właśnie odwrotny :)
Mając mniej-więcej 8 lat byłam w Białymstoku na Halce Moniuszki.Pamiętam do dziś.Byłam oczarowana!!!Później byłam na wielu operach i operetkach, na koncertach muzyki symfonicznej.Ale tylko Halka zrobiła na mnie tak piorunujące wrażenie, ze i Halkę i Jontka widzę do dziś!A po przedstawieniu musiałam razem z grupą do pociągu,czekanie na pociąg, godzina jazdy, potem godzina drogi wozem konnym i dopiero nad ranem był sen.
OdpowiedzUsuńPodobnie pierwszy raz w kinie na Szatanie z VII klasy.Z tym, że już nie w Białymstoku, a w Łapach.Niestety - zawsze książka jest dla mnie piękniejsza.Widocznie mam taką rozszalałą wyobraźnię...:)
Kiedyś byłam cichaczem w internacie u siostry, która uczyła się w Supraślu.Mogłam przez kilkanaście minut oglądać tv.Dwie dłonie - jedna w czarnej druga w białej rękawiczce - tańczyły.Do dziś ten taniec widzę. Cudo!
ja zaciągnęłam 14 latka i 10 latkę na Czarodziejski Flet do Opery kameralnej. Mówiłam bachorowi przeczytaj libretto, oczywiście kto by starej słuchał. Była masakra bo wersja oryginalna. Starszy synuś prawie chrapał a ja mało nie spaliłam się ze wstydu. Tak skończyła się moja próba odchamiania bachorów ))
OdpowiedzUsuńa ja sobie ten pomysł zapamiętam na przyszlość;) Nie lubię opery, ani baletu, więc dziecka zachęcać nie będę, ale jakby czasem sama chciała, to już wiem, jak 'wielkopańskie' zapędy wypędzić;))
OdpowiedzUsuńWitam
OdpowiedzUsuńA ja popieram taki obrót sprawy. Bo dla 9-latków to są specjalne przedstawienia w operach jak choćby Kot w butach... a nie od razu Czarodziejski flet. Niestety zazwyczaj opery wystawiane są w językach oryginalnych, a jeśli to opera polska, np. Straszny dwór, to i tak trudno zrozumieć o czy śpiewają bo często gęsto śpiewacy mają niewyraźną dykcję.
Jestem jak najbardziej za ukulturalnieniem dzieci i młodzieży, ale polecam do chodzenia na koncerty przeznaczone specjalnie dla dzieci (coraz więcej polskich filharmonii takie prowadzi), a i z doświadczenia odchamiania siostrzenicy, już 11-letniej wiem że dzieciom najbardziej "podchodzi" muzyka symfoniczna i kameralna, a na koncercie gdzie grają i Mozarta i Pendereckiego oczywiście wygrywa ten... drugi...
Pozdrawiam serdecznie Alina z Torunia
P.S. jestem muzykiem i tez nie lubię opery, więc nie dziwię się że dzieci nie lubię kiedy tak wyją przez kilka godzin :)
o żesz matko z dwiema córkami :)
OdpowiedzUsuńwidzę, że Rabarbara po Tobie dziedziczy ten spryt ;)
ja byłam tylko na operetce - niby coś łatwiejszego niż opera - a i tak wspominam to koszmarne wycie ;)
buziaki szalone kobietki :*
Się uśmiałam :) Niezłe masz córy :)
OdpowiedzUsuńTeż w podstawówce mnie zaciągnięto do opery i z własnej woli raczej nie wrócę, ale to nie znaczy, że nie lubię muzyki poważnej - tylko opera do mnie nie przemawia :)
No, masz ci los! Toć już teraz to ona bezpowrotnie dla opery stracona! Buuuu!
OdpowiedzUsuńTo Ty tak jak ja,ugody z dzieckiem zawierasz. U mnie to się nazywa UKŁAD, i nijak bez niego nie da razy funkcjonować:P Szczególnie bystry w tej kwestii synu jest, co i rusz propozycje układów składa, zaręczam różnej treści...:P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
A Ania tego postu nie przeczyta???
OdpowiedzUsuńTeż nie jestem wielką miłośniczką opery, chociaż swego czasu (ale nie w podstawówce) towarzyszyłam mamie na spektaklach (tata nie znosił opery :)). Do dzisiaj moją ulubioną jest "Straszny dwór". Jednak chyba wolę balet, a najbardziej "Dziadka do orzechów" :).
OdpowiedzUsuńRabarbara jest super!
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
uśmiałam się serdecznie :) dziękuję i ciepło pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPomysłowe dziecko z tej Starszej- geny widać ma po mamie.A tak poważnie- kiedyś bywały w Filharmonii koncerty dla dzieci-były we właściwych godzinach, czyli przed południem i repertuar niezle dobrany.Czarodziejski Flet jest oczywiście piękny muzycznie, ale dla dzieci niezbyt trafiony.Proponowałabym zacząć od "Krakowiaków i Górali", bo i kolorowo i muzyka niezła, i treść zrozumiała. Więc może rodzic, który jest taki obrotny załatwiłby bilety na ten właśnie spektakl.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
hahahha dobre a wlasnie ze nalezalo pozwolic jej isc i samej ocenic :) :) a co do opery to nie chodzi sie na nia po to zeby cos rozumiec bo teksty sa naogol zupelnie bez sensu i proste,ze nie wspomne ze sie bardzo czesto powtarzaja,ale chodzi o to zeby podziwiac glosy ;) ;)i zreby zrozumiec o co chodzi w operze nalze wczesniej przeczytac program opisujacy cala historie :):)
OdpowiedzUsuńNo brawo, i tak się dzieciom wypacza gusty i łamie kariery ;-) A Rabarbara, nieodrodna córcia Mamusi. Ale rozumiem twe obawy i uważam, że wyszłaś z tej problematycznej sytuacji obronną ręką i z bardzo mądrym rozwiązaniem - tylko nie zapomnijcie o Cioci Sylwii, jak będziecie rezerwować bilety :-D
OdpowiedzUsuńStarsza córka rządzi jak widać. Uśmiałam się. Czy to jednak dobrze tak brutalnie dziecię zniechęcać? To nie wiem
OdpowiedzUsuńAga - uff! Ulżyło mi!
OdpowiedzUsuńDuża Mała Mi - dzięki!! :-DD
Kiniu - sama musi dojrzeć i zdecydować na co chce pójść. A może to właśnie będzie balet??
Elu - "Czarodziejski flet" jednak niekoniecznie nadaje się dla małych dzieci. A mnie nie przeraża perspektywa jazdy do Teatru - to tylko 20 km i do tego samochodem. Wołów trzy razy po drodze nie muszę zmieniać ;-)
Monisieczko - czyli jak widać 9 lat to zdecydowanie za mało na inicjację operową ;-DD
Pat - patentu nie ma, więc korzystaj do woli z pomysłu Rabarbary :-D
Alcia - lejesz miód w moje serce! Muzyk i do tego nie lubi opery! :-DD
Kasiu - ja operetkę lubię i byłam kilka razy. Ale Ani jeszcze tam nie zaciągnę ;-)
Poohatko - ano właśnie... BYć może i z Anią też tak jest, bo muzykę poważną lubi, ale obawiam się że opery nie pokocha...
Koroneczko - nie wpadaj w histerię ;-D
Iwonko - układ powiadasz... No nieźle to brzmi :-D Ania nie przeczyta, bo rzadko siada do kompa - jakoś jej nie ciągnie. A jak już to włącza sobie jakieś gry matematyczno-logiczne...
Frasiu - czyli po raz pierwszy poszłaś do opery jako prawie dorosły człowiek. I wiedziałaś czego tam się możesz spodziewać. Ania sądziła, że to normalny teatr, a jedynie trochę śpiewu będzie...
Aagaa - dzięki! Przekażę :-))
Nika - ja również pozdrawiam :-)
Anabell - wydaje mi się, że tu nie chodzi o spektakl jako taki, tylko odfajkowanie kolejnego punktu ukulturalnienia dzieci. Opera była? Była! No to fajrant!
Blogu - ja wiem, że trzeba najpierw zapoznać się z libretto, ale dla dziecka historia przeczytana i przekazana później na scenie ma być taka sama i zrozumiała. A oglądanie popisów wokalnych dla małolatów jest raczej trudne do zniesienia.
Sylwia - bez obaw! Nie zapomnimy! A Rabarbarę znasz i dobrze wiesz jaka ona jest ;-DD
Ewo - ja jej nie zniechęcam. Ja ją lekko hamuję, bo nie chcę, zeby zbyt wczesny kontakt z trudną i wymagającą sztuką jaką jest opera zniechęcił ją do muzyki poważnej w ogóle...
wlasciwie to masz racje :) :), to moze lepiej na operetke haha
OdpowiedzUsuńAAAA! post baz fotki
OdpowiedzUsuńto dlatego przegapiłam.
Moniko niema tego złego!
wuwuzele, no na moje muszę zastosować, też kocha spać
OdpowiedzUsuńśrodek użyty nie ważny ,ważne,że cel osiągnięty
ale za to rodzic z biletami "wybił" się
no niezle, ja tez uwazam opere za trudna sztuke, ja zaczelam i skonczylam na "strasznym dworze" chyba tylko ciut starsza bylam. Uwielbiam natomiast operetke, balet... oj tak.
OdpowiedzUsuńNadal uwazam ze tam nic czlowiek nie rozumie, nawet w jezyku polskim!
Ato....ciekawe po kim taka mądra ta Rabarbara?...masz rację-ten wiek to jeszcze nie pora na operę..a przynajmniej nie taki repertuar..mozna na trwałe zniechęcić dziecię do kultury,,,,u ciebie jak zwykle powiew dobrego humoru
OdpowiedzUsuńJednak opera w tym wieku to pomyłka. Czasami w każdym wieku. Osobiście jak byłam się odchamiać to mnie się opera spodobała ale to był "Straszny Dwór" i byłam przygotowana na dozę kultury.Niedawno się odchamiałam w filharmonii...i o dziwo nie zasnęłam.Byli tacy co pousypiali. Nie.Oni chłonęli muzykę z zamkniętymi oczami.
OdpowiedzUsuńbardzo niepedagogicznie bardzo :)
OdpowiedzUsuńświetna robota :up: :)
Rabarbara to charakterek chyba po mamie odziedziczyła;)Pomysł rewelacyjny miała;)
OdpowiedzUsuńOperetka na pewno lepsza dla dziewięciolatki.
Nauczycielka organizując szkolny wypad w tygodniu powinna dbając o swoich uczniów załatwić by następny dzień w szkole zaczął się np godzinkę później.
Blogu - też tak sądzę :-)
OdpowiedzUsuńAgajaw - następny dla równowagi będzie tylko z fotek ;-)
KonKata - próbuj! Powinno zadziałać ;-D
Jolu - wiem, że Ania sama kiedyś będzie chciała pójść, ale to musi niejako "wyjść" od niej samej. nic na siłę ;-)
Qro - nie mam pojęcia po kim ta Rabarbara taka sprytna... ;-DD
Kasiu - w filharmonii nigdy nie byłam (wstyd się przyznać!) ale właśnie boję się, że będę chłonąć muzykę z zamkniętymi oczami ;-D
Yenulko - no bardzo, bardzo - a co gorsza wcale mi nie głupio ;-D Aś potrafi, no nie ?
Askoz - oj tam zaraz po mamie... Toz ja niespotykanie spokojny człowiek jestem ;-DD
Przesunięcie godziny nic by nie dało, bo i tak musi iśc na 8:00, bo ja idę rano do pracy...
Konkurs u Kai (wamb.art.) wygrała Agata (Wyszło szydło z worka) - chyba, że znów coś namieszałam.Mówiłam - nie lubię poniedziałków.Ciśnienie coś nie-tego, albo i coś innego, no nie wiem, ale w poniedziałek mam zazwyczaj jakieś kłopoty...
OdpowiedzUsuńBardzo przepraszam za zamieszanie! Bardzo! Bardzo! Bardzo!
:)
Elu! Nic nie szkodzi :-D
OdpowiedzUsuńPrzecież nic się nie stało :-))
Lubię Operę, przyznaję się bez bicia:) Ale pomysł ciągania 9ciolatków na tego typu "karmę dla duszy" wydaje mi się zdecydowaniu spudłowany.Przecież są specjalnie przygotowane dla dzieci, KRÓTSZE wystąpienia. Rabarbarka miała refleks:)
OdpowiedzUsuńUściski dla całej rodzinki:)
Dzieci dzisiaj szybciej dorastają, może byłoby to dla Warkoczarki fajne przeżycie, ja osobiście bym wygonił ja do tej opery, dla ciszy w domu :)
OdpowiedzUsuńTa? Wygonił?? MNĄ! Bo to na rodzicach leżał obowiązek zawiezienia, poczekania i odebrania własnego przychówku!
Usuń