To wg wróżbitów od pogody była ostatnia tak ciepła i słoneczna niedziela.
Tak więc zmobilizowałyśmy się z panią Anią i postanowiłyśmy śmignąć do skansenu w Kuligowie.
Grzechem byłoby siedzenie w domu, skoro niecałe 45 km od nas można pobiegać po starych chałupach!
Tym bardziej, że dziś było pożegnanie lata i zamknięcie skansenu na czas jesienno-zimowy. Tzn. w tygodniu będzie czynny, ale tylko po wcześniejszym umówieniu telefonicznym.
Zresztą więcej można poczytać na ich stronie
Tak więc wyruszyłyśmy sobie z Aniusią cztery mile za piec na podbój świata ;-)
Wiecie kto tam był??
Tak, tak! Sylwia!
Zdjęcie miało być z ukrycia, ale zauważyła bystra jednostka, że się czaję za węgłem ;-D
Zwróćcie uwagę, że Sylwia COŚ robi...
A co? O tym będzie później.
Rzuciłyśmy koleżance Sylwii plecak dziecka z wałówką i ruszyłyśmy zwiedzać...
Anię w pierwszym rzędzie zafascynowała kuźnia.
Jak zaczarowana stała i patrzyła, jak z kawałka żelastwa powstaje podkowa.
I jedna z tych "na jej oczach" wykuwanych podków stała się jej własnością :-))
Potem poszłyśmy dalej.
Przed wejściem do większości budynków stoją imponujące rzeźby Marka Gołaszewskiego
Weszłyśmy sobie do pierwszej z brzegu chałupy i...
Niespodzianka!
Miś Barei ciągle żywy ;-D
Poza misiem było też trochę zabawek. Takich PRAWDZIWYCH!
A ja jako typowa robótkara rzuciłam się na haftowane obrusy.
To fragment jednego z nich:
Dalej...
Jak zobaczyłam kolejną chałupę, mowę mi odjęło z zachwytu!
Jakbym się żywcem przeniosła w czasy "Chłopów" Reymonta!
No cudo!!
I fragmencik środka:
Zwróćcie proszę uwagę na ten "sedesik: ;-DD
I izba paradna dziś zwana salonem;-)
W kąciku alkierza, czy jak kto woli sypialni stało sobie takie coś:
I miało takie coś:
Prząśniczki! Wy już zapewne wiecie, czy on działa i ogólnie co do czego.
Ja tam się nie znam, ale kołowrotków to tam było hohoho!
Starałam się specjalnie dla Was obfocić wszystkie!
Głównym poszukiwaczem kołowrotków była Ania i to jej zawdzięczacie tę ilość Waszych ukochanych sprzętów :-)
Ania przysiadła sobie ostrożnie na ławeczce przed chałupą.
Ciut się obawiała, że pod jej niebywałym ciężarem ławka runie, deska pęknie, a kuperek nie tylko się stłucze, ale i będzie nadziewany drzazgami ;-)
Tak więc dość szybko ruszyła dalej popędzając ociągającą się matkę:
Odkryła skrzynię ze skarbami ;-)
Skrzynia stała przed wozownią:
Potem odwiedziłyśmy jeszcze rymarza:
Następnie stolarza:
Potem poszłyśmy do pralni:
Znalazłyśmy też krosna tkackie z rozpoczętym chodnikiem:
A obok wisiał już skończony chodniczek ze szmatek. Całkiem solidnych rozmiarów!
Tak sobie myślę, że pewnie Maryla (jedna z bohaterek "Ani z Zielonego Wzgórza") tkała właśnie takie chodniczki ;-)
Wracając do Sylwii zahaczyłam obiektywem o kilka straganów:
Ogólne zdjęć mam dużo więcej, ale ciężko jest coś wybrać, nie ładując wszystkiego ;-D
Na pożegnanie fotka jednej z chałup (tej z ławeczką):
Kiedy dotarłyśmy do Sylwii, ona dalej COŚ robiła, rozmawiając jednocześnie ze swoim znajomym.
A teraz szybkie pytanie:
Co robiła Sylwia??
No nie będę się znęcać nad Wami i odpowiedź dam od razu:
Sylwia robi kumihimo :-D
I nas też naumiała. W ciągu... ja wiem? Minuty? Dwóch?
Nie to, że my takie niesłychanie zdolne!
Tylko, że Sylwia ma dar przekazywania wiedzy, a i sama technika jest prosta.
Oto dowody:
To je mój wytwór (pierwszy w życiu!), czyli bransoletka.
A to je bransoletka (fragment, znaczy!) zrobiona przez Anię:
Będą kolejne zabawy sznurkami, bo baaardzo nam się to spodobało :-)
Gratuluję serdecznie tym, którzy dotrwali do końca tego dość chaotycznie napisanego posta, ale trudno mi jest skondensować wszystkie wrażenia, zdjęcia i klimaty we w miarę czytelnym przekazie pisemnym ;-)
lubię takie miejsca ;]
OdpowiedzUsuńi te wszystkie cudeńka które można tam znaleźć :)
spędziłaś świetną niedzielę jak sądzę ;]
;]
pozdrawiam i zapraszam na moje Candy ;]
Powiem szczerze, że przesadzasz z tą chaotycznością:-) post ciekawy, interesujący, a zdjęcia frapujące. Od razu widać, że wycieczka w pełni udana:-)
OdpowiedzUsuńPs. Też się czasem bawię sznurkami - doprawdy fajne cudeńka potrafią z tego wyjść:-)
Powiem szczerze, że przesadzasz z tą chaotycznością:-) post ciekawy, interesujący, a zdjęcia frapujące. Od razu widać, że wycieczka w pełni udana:-)
OdpowiedzUsuńPs. Też się czasem bawię sznurkami - doprawdy fajne cudeńka potrafią z tego wyjść:-)
No to miałyście oglądania, że ho ho
OdpowiedzUsuńA na takim maglu, to ja dziecięciem będąc z moją mamą maglowałam obrusy i inne takie duże cosie, które trza było maglować!!!! Pamiętam to była cała wyprawa, wielki kosz z praniem trza było zanieść, potem dobrą godzinę maglować! Bardzo lubiłam to miejsce miało specyficzny piękny zapach, i dla mnie było magiczne!!!!
lubię takie miejsca i chyba jestem właścicielka podobnego magla
OdpowiedzUsuńKonKata
Tak okiem rzuciłam uważnie i stwierdzam, że wieś górnośląska bardziej wypaśna. Niby to samo, ale ciut wyższy stopień. Ale rozkładówka skansenu identyko. Fajna wycieczka!
OdpowiedzUsuńJuz dawno nie byłam na "starej wsi", a mam niedaleko Kluki.
OdpowiedzUsuńAta, kawałek linki pokazałaś i chwalisz się, że coś zrobiłaś;-)))
Ale jesteś, nie mogłaś dać znać,że coś takiego jest niedaleko W-wy? Pojechałabym tam z chęcią, a tak, to pojadę dopiero za rok.Fajne te sznurkowe bransoletki.
OdpowiedzUsuńLubię skanseny, z miejsca doceniam postep w gospodarstwie domowym.
Miłego, ;)
Ale zazdroszczę Wam takiego wypadu :)
OdpowiedzUsuńI jakie fajne fotki! Wcale się nie dziwię, że miałaś kłopot z wybraniem tylko paru :)
Do magla z matulą chodziłam, tam kamieniami wypełniona skrzynia wielka była, co po wałkach jeździła:))pościele wymaglowane były na papierek:) a jaką rozrywkę magiel zapewniał:))
OdpowiedzUsuńPiękną i pouczającą dla dziecka wyprawę zrobiłaś:)
A to kumihimo sprawdzę, sama nazwa jest intrygująca:)
Wycieczka krajoznawcza niezwykle udana. A ta chata strzechą kryta cudo!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
To Maryla tkała chodniczki, pani Małgorzata Linde robiła wzorzyste kołdry :-)
OdpowiedzUsuńJak ja lubię takie klimaty, ten zapach kurzu, starego drewna i wogóle wszystkiego najlepiej bym dotknęła...
OdpowiedzUsuńA sprzęciory super, niektóre nawet znam z widzenia :-)
Che-lil - to była wspaniała, wagarowa niedziela i dla Ani i dla mnie! Wybieramy się tam jeszcze. W maju :-) I dziękuję za zaproszenie. Zaraz skorzystam :-)
OdpowiedzUsuńLadybird - może i przesadzam, ale tak jak czytam i wspominam, to ciągle coś nowego i nowego mi się nasuwa i mam wrażenie BAŁAGANU ;-D
Beatko - usiłowałam opowiedzieć Ani jak to w maglu było. Bo ja tam chodziłam z Babcią. Ale jakoś dla Ani to brzmiało jak bajka o żelaznym wilku... Ale ciekawa była - pytała i pytała - dla niej to prehistoria! :-DD
Kasiu - masz taki magiel?? O kurcze! Toż to kombajn!!
Kankanko - ten skansen jest dopiero tworzony. Siłą mięśni i determinacji jednego człowieka-zapaleńca. Tak więc jeszcze trochę do "wypasu" ;-)
Basiu - w Klukach byłam wiele razy. I za każdym odkrywałam coś nowego. A w linkach dopiero raczkuję, ale ja się rozkręcę, to hohoho! :-D
Aniu - bo ja nie wiedziałam, że tam jest AŻ tak superowo!! Najpierw musiałam sama przetestować ;-D
Bean - wypad mega (jak mawia młodzież). Każdemu polecam i zachęcam! Jak ktoś mieszka blisko Wa-wy to ma tylko 14 km od Radzymina. A warto tam pojechać.
Alicjo - pamiętasz ten zapach magla??? Taki "czysty i krochmalowy"
O kumihimo poczytaj, sporo tego jest w necie. To fajna zabawa :-)
Iwonko - mam kilka fotek samej strzechy, ale już Wam darowałam :-D
Daisy - masz rację! Pomyliłam! Dziękuję za czujność. Już poprawiam :-)
Krystyno - właśnie! Ten ZAPACH!! I świadomość, że ktoś tych sprzętów kiedyś używał...
Dotarłam do końca posta...z wielką przyjemnością :) Widać niedziela udana. A dodam tylko, że za każdym razem zachwyca mnie Twoja latorośl i jej cudne warkocze - taka (nie ruda) Ania z Zielonego Wzgórza :)
OdpowiedzUsuńAta - ja miałam na myśli widoczne oznaki zamożności wsi górnośląskiej. A to, ze jeden człowiek gromadzi i zbiera to w ogóle czapki z głów! Nie ma co porównywać ilości sprzętów, bo wiadomo jakie burze dziejowe przechodziły.
OdpowiedzUsuńNo pięknie, zza węgła mnie wzięła ;-)
OdpowiedzUsuńA teraz słowem sprostowania - na zdjęciu za mną jest nie Wojtek Urmanowski (właściciel skansenu), tylko Andrzej Matusiak - mój osobisty sąsiad zza płota i wielce utalentowany rzeźbiarz i stolarz.
Kuligów jest miejscem uroczym, rzeczywiście jeszcze trochę tam pracy trzeba włożyć, ale tworzony z potrzeby serca i z wielkim sercem prowadzony, jest miejscem z niesamowitym urokiem i atmosferą (szczególnie w tak pogodny dzień, jak dziś).
W kwestii sznureczków - zdolne jesteście dziewczynki i już. To może następnym razem czółenko ;-D
Anabell - za tydzień będzie jeszcze impreza związana z zakończeniem pleneru kowalsko-rzeźbiarskiego, więc jeśli pogoda dopisze, to możesz się tam wybrać, bo będzie się jeszcze działo ;-)
Anetko - dziękuję w imieniu właścicielki warkoczy - Ani (nie rudej) :-)
OdpowiedzUsuńAniu - a! O to chodziło! Myślałam, że o małą ilość eksponatów!
Sylwuś - dzięki za sprostowanie! Zaraz ide poprawiać! Jak widac dziś mam dzień na pomyłki blogowe :-D A sąsiada nie poznałam, bo widziałam go raz i do tego krótko i dawno temu :-D
I co Ty mi tu piszesz?? Że za tydzień TEŻ?? No kochana...
Ps do Sylwii - czółenko?? MOWY NIE MA!! :-D
OdpowiedzUsuńNio, za tydzień też, tylko nie wiem, czy ja dotrę, bo miałam inne plany - zobaczymy, jaka pogodę będą zapowiadać.
OdpowiedzUsuńNo i nie bądź taka żaba, co to si błota zarzeka - może kiedyś ulegniesz namowom i przestaniesz się najeżać na to miłe narządko ;-)
Bardzo sympatyczna wycieczka :) Też lubię takie skansenowe klimaty..
OdpowiedzUsuńPiękną wycieczkę sobie zrobiłyście! Bardzo lubię skanseny i atmosferę w nich panującą. "Mój" skansen, który mam rzut beretem od domu, jest po sezonie nadal czynny, tylko krócej. W tym roku zamierzam się tam wybrać jeszcze w grudniu - 11 grudnia ma być impreza "Śląsko Wilijo", mam nadzieję, że nie zapomnę :)).
OdpowiedzUsuńSznurki świetne! Ciekawa jestem kolejnych :).
Fajną miałyście wycieczkę ,też lubię skansenyi nawet mam taki jeden niedaleko :)
OdpowiedzUsuńJuż sobie wyszukałam jak sie robi to całe kumihimo i może kiedyś ...:)
Pozdrawiam :)
Uwielbiam takie sielsko-muzealne klimaty :))) Że zdolne jeteście to wiem, ale skąd Sylwia TE pomysły robótkowe czerpie... nie nadarzam, normalnie nie nadarzam :)))
OdpowiedzUsuńKaprysie lubią skanseny:) Fajna wycieczka i piękna niedziela, a sznureczkami się pobawić to sama przyjemność:) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMiło spędziłyscie dzień. Ania z pewnością zupełnie przyjemnie zaliczyła lekcję historii i dowiedziała się jak drzewiej bywało. A zabawa sznureczkami zapowiada się intrygująco.
OdpowiedzUsuńAta, czy Ty znasz jakieś "prząśniczki"? Ja bym bardzo chciała zobaczyć, jak się przędzie na kołowrotku w realu, nie na filmie.
OdpowiedzUsuńMam pytanie: jesteś moderatorką na Kuferku?
Pozdrawiam
dziękuję za przemiłe komentarze :-)
OdpowiedzUsuńRenifer- pewnie, ze znam!
http://drutamidziabnieta.blogspot.com
http://ankikankankiskakanki.blogspot.com
http://myszoptica.blogspot.com/
http://fanaberiawpradze.blogspot.com/
To tylko przykładowe blogi prząśniczek.
A co do Twojego pytania - tak. Jestem moderatorką (główną, czy jakoś tam) na Kuferku. A czemu pytasz?
ten mój magiel nie jest kompletny nie ma blatów tylko same wałki i korbę
OdpowiedzUsuńpozwolę się nie zgodzić z zapisem u mnie ,żeś leniwa,bo to kompletna nie prawda, masz całkowitą rację, nie wszystkie schematy da się przekładać z czółenka na igłę, bo jest to tylko "kaleczenie"
Lubię takie klimaty, ostatnio rowerowo zwiedzałem Muzeum wsi lubelskiej, miło i sympatycznie i o dziwo w samym Lublinie.
OdpowiedzUsuńhttp://www.skansen.lublin.pl/1-al-historia.html
Skanseny my lubić i zwiedzać nałogowo. Mamy już kolejne wyznaczone na przyszły rok, jak się zrobi ciepło :-)
OdpowiedzUsuń