sobota, 22 marca 2014

10 sekund

10 sekund? To dużo czy mało?

Opiszę dziś pewną sytuację. Z czwartku, bo dziś dopiero już trochę ochłonęłam.

W wybranym przez Anię gimnazjum właśnie we czwartek był dzień otwarty. Oczywiście musiałyśmy tam być. Szkołę poznałyśmy w ferie tylko z zewnątrz, więc wypadało zapoznać się również z wnętrzem.
Plan był prosty: Ania jedzie sama wcześniej, ja dojeżdżam po pracy na 18:00. Autobusem, bo parkowanie w epicentrum Stolnicy graniczy z cudem, nawet jak się ma jakieś tam przywileje...

Z pracy wyszłam tuż po 16:00. Miałam tylko szybko kupić pieczywo, zawitać do domu w celu błyskawicznego zjedzenia obiadu i galopem na przystanek. Wyliczone wszystko co do minuty.

Chcesz rozśmieszyć pana Boga? Opowiedz mu o swoich planach...

Aby wrócić do domu muszę skręcić z bocznej ulicy w główną -  w lewo.
Zwykle jadą sznury samochodów - jak nie z jednej, to z drugiej strony.
Tego dnia nastąpił cud: z lewej pusto, a z prawej jeden samochód. Do tego jadący w takim tempie, że spokojnie mogłabym przed niego wjechać, bez zajeżdżania mu drogi. Ale jakoś mi się nie chciało. Mimo, że jednak się spieszyłam, to stwierdziłam:
- Eeee tam! Niech sobie jedzie. 10 sekund mnie nie zbawi. I tak zdążę.

I tak też uczyniłam. On pojechał, a ja płynnie za nim.

Za mną pusto. Przede mną tylko ten jeden samochód. Od Warszawy zbliżał się sznur pojazdów poprzedzanych autobusem podmiejskim. I nagle z tego sznura urywa się mercedes i pełnym pędem wyjeżdża na mój pas... I jedzie. Dziwnie. Tak jakby miał ochotę zjechać do rowu, który ja mam po prawej stronie.
- O żesz ku...a! Zasnął!!! Normalny nikt by tak  nie jechał! I nie WYJECHAŁ centralnie przed inny samochód! -To były szybkie myśli. Jednocześnie zaczęłam hamować i uciekać na pobocze. Samochód przede mną robił dokładnie to samo - pełna synchronizacja, można by rzec.
A merc ciągle jedzie na czołówkę z tym poprzedzającym mnie... Bo ten merc NIC NIE ROBI! Ciągle  JEDZIE centralnie na nas! Jakby go to nasze pobocze przyciągało!
- Jak się w porę nie ocknie, to tego gościa strzeli tak, że się obróci i mnie trafią oba. Albo tylko ta tona niemieckiego złomu!
Kończyłam myślenie już prawie stojąc na poboczu.
W tym momencie kierowca w mercu jakby się ogarnął i odbił w prawo. Ale i tak było już za późno.
Przywalił w samochód przede mną. Skasował mu reflektor, kierunkowskaz, kawał zderzaka, błotnik, koło, lusterko i dla dopełnienia zniszczeń, przejechał po całości karoserii.
Czekałam, aż wpadnie na mnie.
Czekałam, aż moje kochane jeździdełko zamieni się w szrot.
Czekałam na ten koszmarny huk...
Nic już nie  mogłam zrobić.
Tylko czekać.


Minął mnie o jakieś 30 cm.

Wrócił na swój pas. Przyhamował. Odjechał. Zahamował znowu kawałek dalej. I tyle go oglądałam.
Jak somnambulik wysiadłam z samochodu, nie wierząc, że nic mi się nie stało.
I że nie doszło do tragedii! Ten przede mną nie miałby najmniejszych szans w starciu z taką rozpędzoną masą żelastwa.
Byłam w lekkim stuporze, a ten pan ze skody poprzedzającej mnie po prostu mało kontaktował na początku.
- Widziała pani??? Widziała??? Co on zrobił???
- Widziałam. Wszystko. Jechałam za panem. Co to w ogóle było??? Zasnął? Pijany?
- A gdzie on jest? Nie ma go. Uciekł. skur...l.
- Uciekł... Ale proszę się nie denerwować. Jestem świadkiem.
- A zadzwoni pani na policję? Nie mam komórki.
- Oczywiście! Tyle, że nie mogę zostać, aż przyjadą. mam dziś nóż na gardle. Zaraz spiszę wszystkie swoje dane. W razie czego, może pan spokojnie mnie powoływać do sądu, do ubezpieczyciela, czy innych wszystkich świętych.
Kiedy dzwoniłam na policję, podjechał do nas samochód. Wyskoczyła z niego energiczna kobitka machająca komórką, z walecznym okrzykiem na ustach:
- MAM! MAM ZDJĘCIA numeru tego skur...la!!! Jechałam za nim! Co za łachudra! Mamy zdjęcia!

Przekazałam policji co się stało i dowiedziałam się, że zgłoszenie zdarzenia już jest, a drogówka w drodze.

Rozłączyłam się i dosłownie w tej samej chwili podjechał do nas kolejny samochód. Wysiadł z niego facet mniej więcej w moim wieku i powiedział nam:
- Policja już wie i jedzie. Tego gościa z merca złapaliśmy we trzech. Dwóch go pilnuje, a ja przyjechałem tu do państwa uspokoić was. Facet to też starszy człowiek. Nie bardzo wie, co się stało. Nie umie powiedzieć czemu uciekł. Dobra! To ja wracam do tamtych.

Ponieważ czas kurczył mi się potwornie, musiałam zostawić tego biedaka ze zrujnowanym samochodem. Nie bardzo miałam na to ochotę, bo widać było, że dopiero zaczęło do niego docierać to,  co się stało...
Miał łzy w oczach. Był roztrzęsiony. Z niewiadomych przyczyn oddał mi swój portfel. Całował nas obie po rękach. Dziękował nam, że go nie zostawiłyśmy, że zareagowałyśmy.
Ta kobitka od zdjęć (Magda) powiedziała, że zostanie z tym panem, bo ma czas i nigdzie jej się nie spieszy.
Wymieniłyśmy się jeszcze numerami komórek, bo chciałam wiedzieć co było dalej.

Zdążyłam tylko kupić pieczywo, rzucić je gdziekolwiek w domu i znowu w drogę.
Autobusem.

Już pod sklepem zdałam sobie sprawę jak mocno musiałam hamować, bo wszystko co miałam na siedzeniach, sfrunęło na podłogę i pod fotele. Nie zdawałam sobie z tego sprawy. Gdyby ktoś mnie od razu zapytał, to poszłabym w zaparte, że samochód po prostu SAM się zatrzymał! Ja w tym udziału nie miałam.

Starałam się nie myśleć, ale i tak to do mnie wracało. Całą sytuację przeżywałam na nowo. Wyobraźnia podsuwała różne wizje.
Te różne wizjonerskie opcje przerwał telefon od pani Magdy:
- Policja już była. Zbadała obu alkomatem. Obaj trzeźwi jak niemowlęta. Policjant powiedział mi, że sprawca jest jakiś dziwny i właściwie nie ma z nim kontaktu.
- Może chory?
- Pewnie tak. Leków może nie wziął.
- Albo wziął i siadł za kierownicę.
- Też tak mogło być. Wie pani? Jak tam staliśmy, to co chwilę ktoś do nas podjeżdżał od tamtych, co go złapali. Tam  się zatrzymało z 10 osób! Wszyscy widzieli co się działo i chcieli zeznawać.
- Nie nudziło się wam we dwoje :-DD
- No nie! :-DD Nasz pan się uspokoił. Jutro ma odstawić samochód do warsztatu. Ubezpieczenie ma - sprawdziłam go na wszelki wypadek. Pocieszyłam, że wymienią mu części na nowe i samochodzik będzie normalnie nówka sztuka nieśmigana :-D
- Dobrze, że mogła pani zostać. Ja miałam dziś nóż na gardle. Aż mi głupio.
- Oj tam! Miałam dużo czasu, to co mi tam! Wie pani co? Do tej pory ręce mi dygoczą. Przecież my obie też mogłyśmy oberwać! Jakby ich zaczęło obracać, to byłoby po nas, a przynajmniej po naszych samochodach!
- Oj tak Też mam jeszcze miękkie kolana...

Kiedy się rozłączyłyśmy, zaczęłam myśleć w nieco innym kierunku:
- Tylu ludzi zareagowało. Nie zostaliśmy tam sami. Skąd ci ludzie się wzięli? No jak skąd! Przecież za burakowozem jechała kawalkada pojazdów. To JA ich nie zarejestrowałam jak wysiadałam z samochodu. A tam przecież było ich od cholery! I doskonale widzieli całą akcję. A tak właściwie ile tpo mogło trwać? 10 sekund? Maks...

A potem kolejne myślenie: gdybym jednak wyjechała przed tego pana, to może ja bym była na jego miejscu. A może nie? Jeżdżę szybciej.  Wtedy jechałam nobliwie 60 km/h . Normalnie jeżdżę tamtędy jakby szybciej. Więc jakby wyjechał, to już za mną. A może na mnie? Cholera z tym myśleniem!

Pozytywy? Reakcja tak ogromnej ilości ludzi! Taka normalna. Ludzka. A jednak tak niezmiernie rzadka i warta zapamiętania.

Najgorsze w całym tym zdarzeniu? Ta straszna bezsilność. Ta kompletna niemoc - już nic więcej nie mogę zrobić ponad to, co zrobiłam - teraz tylko czekam... I ta pewność, że zaraz będzie to, czego nikt nie chce...

Żeby była jasność: to nie było moja pierwsza, taka dość traumatyczna "przygoda" za kierownicą. Poprzednią sprzed paru lat zdecydowanie wolałabym zapomnieć, albo wyprzeć z pamięci, jak moja Chuda.

Często mówimy ironicznie:
- A co? Minuta cię zbawi?

A 10 sekund? To dużo, czy mało?

35 komentarzy:

  1. i dużo i mało, i może się okazać,że na wagę życia, zdrowia, życzliwości, czyjejś radości...... cierpienia lub zdrowia, usmiechu.......
    jak to kiedys usłyszałam lepiej stracić minutę w życiu niz życie w minutę- tak powiedział jeden policjant nim kobiecie wypisał mandat za prebieganie w niedozwolonym miejscu
    może ten kierowca był po jakiś narkotykach albo innych dopalaczach?
    trzymam kciuki abyś już takich przygód nie miała
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu - lepiej stracić minutę w życiu niz życie w minutę mądre to! Muszę zapamiętać :-)
      W tym wieku? No nie sądzę. Chociaż, kto wie...

      Usuń
  2. Mnie się kiedyś zdarzyło spotkać z panem, który kolumnę samochodów wyprzedzał na podwójnej ciągłej, przed zakrętem w dodatku. Wjechał we mnie czołowo i gdyby nie to, że zamieniłam się z mężem samochodem, to pewnie nie pisałabym tego komentarza. Mitsubishi poszło wprawdzie do kasacji, ale ja z dziećmi wyszliśmy bez szwanku. Do dzisiaj mam w pamięci te kilka sekund i to poczucie bezsilności, że nic nie możesz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aga - no właśnie. Najgorsza jest ta kompletna bezsilność. Nie poczucie zagrożenia, ale ta niemoc...

      Usuń
  3. O kurczę!!! !Popatrz, jak to czasem dobrze poprzestrzegać przepisów i nie jechać z wywieszonym od pośpiechu językiem. Nie dziwota, że nie zajarzyłaś, że tam pełno ludzi było- człowiekowi w takim momencie polowa rzeczy umyka. A propos starszych ludzi za kółkiem - kilka dni temu wsiadał do samochodu tak stary facet, że byłam niemal pewna,że chyba wstał przed chwilą z własnego grobu, do którego go złożono kilka lat wcześniej. Wyjechałam z parkingu gdy o się już wykokosił. Uważam,że po skończeniu 65 lat co dwa lata powinni być kierowcy badani - czy jeszcze kojarzą , czy leki,które biorą pozwalają na prowadzenie samochodu i czy coś widzą, bo wielu ma dość zaawansowaną zaćmę lub
    dawno nie dopasowane okulary.
    Cieszę się, że nic Ci się, poza nerwami, nie stało.
    Buziaki,;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu - masz rację! Kojarzyłam tylko, że to był mercedes i rejestracja zaczynała mu się na WT - tak jak wszystkie rejestracje w mojej dzielnicy ;-)
      I zgadzam się z Tobą co do obowiązkowych badań po 65 roku życia - zarówno ogólnych jak i psychotechnicznych.

      Usuń
  4. ja sama mam nogi jak z waty po przeczytaniu tego wszystkiego! "minuta Cię nie zbawi"....zbawi i wybawi każda sekunda

    OdpowiedzUsuń
  5. o matko, mi samej nogi jeszcze drżą po przeczytaniu. Wiem, że 10 sekund to ogrom czasu w którym wydarzyć może się wszystko, bo 5 lat temu o mało moja córka z 2 miesięcznym dzieckiem w wózku o mało nie zginęły na przejściu dla pieszych- to były sekundy. "Minuta Cie nie zbawi"...jednak zbawia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wilczyco - zbawia mniej niż minuta. Zdecydowanie!

      Usuń
  6. To się działo. Trzymaj się, Kochana. Ja osobiście bardzo cenię sobie czas, ale cenię też i czas innych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Audrey - dodam, że ja cenię sobie również czas mojego życia. Jakoś nie chcę go skrócić ;-)

      Usuń
  7. Autsia! Ściskam! To czekanie na uderzenie jest koszmarne... Ktoś nad Wami czuwal, że tylko auta rozawlane.
    I realcje tylu osób, budująca.
    Cudownej niedzieli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu - tak. To czekanie jest okropne! Chociaż trwa ułamki sekund, ale czas wtedy spowalnia...

      Usuń
  8. Aż się popłakałam :(
    Dobrze że wam nic się nie stało a samochód zawsze można naprawić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimie - najważniejsze, że nikt nie ucierpiał. Ten pan samochód naprawi, a czas nieco przykurzy i zaćmi wspomnienia tamtych chwil :-)

      Usuń
  9. szkoda tylko ze pamięć człowieka jest taka krótka, cieszę się ze jesteś cała

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myibali - takie sprawy trudno zapomnieć. I sądzę, że nie tylko ja będę to pamiętać - tamci inni (świadkowie) też już w podświadomości mają to zapisane.

      Usuń
  10. Czasem nawet minuta ma wielki wpływ na losy ludzkie. Masz dobrego Anioła Stróża. Mówię całkiem poważnie- podziękuj mu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaskółko - on ma ze mną mnóstwo roboty. I często mu dziękuję. Kochany z niego chłop! ;-)

      Usuń
  11. Często wydaje się, że życiem rządzą takie przypadki- ktoś gdzieś znalazł się w danym momencie.
    Też kiedyś przeżyłam podobną sytuację, na prawie pustej drodze, z małej górki zjeżdżał samochód, z pół km przed nami, wiedziałam, że w nas wjedzie, na szczęście tylko otarł się o tylne drzwi, przy których siedziałam i skasował przyczepkę, z którą jechaliśmy. Przyczepa zawadziła o przystanek autobusowy i wpadła na łąkę za nim. Z przystanku chwilę wcześniej odjechał autobus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzysiu - strach pomyśleć, co by się stało, jakby autobus nie zabrał wcześniej ludzi. Minuta jednak potrafi zbawić.

      Usuń
  12. Współczuję takich przygód... I rozumiem doskonale, bo w zeszłą jesień gdy jechaliśmy z mężem do teściów, gościu wyprzedzał tira, ale źle ocenił odległości i prędkości wszystkich aut, mąż zdążył się zatrzymać... Moja reakcja pewnie trwała by dłużej :( A z tyłu synek spał.
    Dobrze, że tak dużo osób zareagowało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobieto blogująca - jak już było po wszystkim, bardzo się cieszyłam, że jechałam sama. To jednak inny i lżejszy ciężar gatunkowy - być samemu i ponosić odpowiedzialność tylko za siebie...

      Usuń
  13. Włos się jeży na plecach i ciarki latają. Też miałam przygodę za kierownicą, kiedy wszystko widziałam jak w zwolnionym tempie ze świadomością, że już nic nie da się zrobić. Twój Anioł Stróż nie próżnował. Wart jest modlitwy dziękczynnej za dobrą robotę. :D
    Pięknie, że jeszcze są ludzie, którzy ludzko reagują w takiej sytuacji.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Majeczko - no właśnie! Czas niby płynie tak samo, a spowalnia w takich chwilach. Może właśnie to działanie tych sił wyższych, żeby można było COŚ samemu zrobić...

      Usuń
  14. Oj Atuś, cieszę się, żeś w jednym kawałku :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sylwka - wiesz? W sumie to ja też się cieszę ;-) Ata w kilku kawałkach byłaby gorszą zmorą, niż ta scalona w monolit ;-)

      Usuń
  15. Przeczytałam Twój post wczoraj, ale komentarz piszę dzisiaj. Musiałam ochłonąć, bo rzeczywiście wstrząsająca historia! Tak, te 10 sekund zaważyły na Twoim losie - Twój Anioł Stróż czuwał!
    Ja niejednokrotnie przekonałam się o obecności mojego Anioła i opiece Matki Boskiej!
    Serdecznie Ciebie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu - nie ma co chować głowy w piasek - ktoś tam na górze ma ze mną pełne ręce roboty ;-)

      Usuń
  16. Wykazałaś się - już nie pierwszy raz - mega , a nawet giga intuicją; czytałam ze wstrzymanym oddechem, z czego dopiero później zdałam sobie sprawę.
    A w piątek moja siostra biegła, by zdążyć na zielone i przewróciła się, co skończyło się śliwą pod okiem, zabandażowaną ręką i - na szczęście tylko - drobnymi potłuczeniami. Moje pierwsze słowa: "Minuta cię nie zbawi!"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ninko - nie wiem właściwie jak to nazwać - intuicja, czy odruch bezwarunkowy? Dobrze, że Twoja siostra bardziej nie ucierpiała! Zapewne już nie będzie AŻ tak bardzo się spieszyć :-)

      Usuń
  17. I ja czytałam dawno temu i dopiero dziś piszę... Zmroziło mnie... Ja mam wręcz wybujałą wyobraźnię jeśli chodzi o poruszanie się czy to autem, rowerem czy na własnych nogach. Nie umiem jeździć ani jednym ani drugim, ale dróg używam jako pieszy lub pasażer. Nigdy nie przechodzę bez świateł i dodatkowego sprawdzenia, wielokrotnie uciekałam z pasów (warunkowy) i nigdy nie biegnę do autobusu. Serce jak zwykle na ramieniu... Ato, Twoja reakcja jest dowodem na to, że jesteś bardzo dobrym kierowcą (a może kierownicą?), szkoda, że coraz więcej jest miernych... Zagrożenie rośnie. O kurczę nie chciałam tak zasmucać, samo wyszło, przepraszam. Jesteś dzielna i tyle! Pozdrawiam ciepło z zapłakanego deszczem i przewianego na zimno Olsztyna. Kasia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu - nie nazwałabym się bardzo dobrym kierowcą - raczej z wyobraźnią (rozbuchaną!). Czasem, jak widzę co inni wyprawiają na ulicach, zastanawiam się, czy podpisali umowę z Panem Bogiem na nieomylność i wieczne życie ;-)

      Usuń
  18. Włosy mi dęba na rękach stanęły, jak to czytałam:/ Dobrze, że nikomu nic się nie stało ! Twój post jest dowodem na to, że jednak nie do końca całe społeczeństwo schamiała i ma wszystko w efezie :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Cholewcia aż mnie ciary przechodzą jeszcze po rękach i plecach!!! Zawsze meżowi mówię ze można zawsze ostrożnie jeżdzić a jakich wariat nawywija !!! .Mieszkam w małym miasteczku poruszam sie rowerem w 80% na chodniku...po prostu strach!!!rowerzyści dla kierowców NIE ISTNIEJĄ!!!(w wiekszosci) tam był starszy człowiek i nie raz mówiłam ,że osoby po 60 roku życia powinny co 2-3 lata robić jakieś badania bo stwarzają zagrożenie !!jak widzę trzęsących się starców za kierownicą to normalnie aż strach się bać ...brawo dla ludzi co nie minęli Was obojetnie ..Moja córa miała kiedyś jako pasazerka skutera wypadek (razem z kierowcą koleżanką) była jej wina ALE- baba która je potrąciła tylko potrafiła dziewczynę zwyzywać nie patrząc że lezą na środku ulicy pożdzierane,zakrwawione!!! nie wezwała ani policji ani karetki jakiś pan im pomagał!!!!Te 10 sekund to było dobre posunięcie!!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)