BŁĄDynka nie lubi nie robić. BŁĄDynka ma parcie na działanie i już.
Tak więc, już w trakcie szycia poprzedniego patchworka, BŁĄDynka miała w czaszce kolejny plan i projekt. (o tu jest tutek - BŁĄDynka już z niego szyła poduchę, ale czuła niedosyt)
Nie zwlekając, BŁĄDynka przystąpiła do wyciągnięcia szmat. Szybko poszło, bo wiedziała z czego chce szyć.
Szmatki w kwiatki były dwie. Kupione gdzieś tam, dawno temu, w dziwnych rozmiarach: 114x114 cm.
Jednego gałganka była połowa, bo BŁĄDynka uszyła sobie kiedyś torbę/siatkę.
BŁĄDynka wiedziała, że ma wyciąć kwadraty o boku 20 cm. Tak więc musiała policzyć, czy zasoby materiałowe jej wystarczą.
Wzięła centymetr w swe szlachetne dłonie i przystąpiła do pomiarów.
Na pierwszy ogień poszedł ten mniejszy kawałek.
A teraz oddaję głos BŁĄDynce (cytując gwiazdę matematyczną słowo w słowo):
- Więc dłuższy bok ma 114 cm. Węższy 74 cm. No to z dłuższego boku wyjdzie mi 5 kwadratów, a z węższego 3. Czyli jak podziabię całość, to będzie w sumie 8 kwadratów.
BŁĄDynka z zapałem przystąpiła do cięcia. Wyszły jej 3 pasy. Następnie zaczęła te pasy zmieniać nożem, linijką i matą w kwadraty. I tak zmienia, zmienia i zmienia... Pokroiła dwa pasy, trzeci ciągle cały...
Coś ją tknęło i policzyła:
- O! Cud! Rozmnożyło się! 10 mam! I jeden pas w zapasie! To będzie 15 w sumie. Ale fajowo! To jak ja liczyłam, że mi 8 wyszło? - BŁĄDynka zamyśliła się na chwilę i spłynęło na nią olśnienie: nie dodawać powinna te 3 i 5, tylko je przemnożyć przez siebie!
Tak się przejęła wzięła tą swoją ignorancją obliczeniową, że ciachnęła nożem tak krzywo, że zamiast 10 zrobiło jej się 9 kwadratów.
- Oj tam! Jeszcze mam kawał szmaty w zapasie.
No i tu BŁĄDynka przystąpiła do kolejnych obliczeń:
- Tak więc, skoro mam kwadrat 114x114, to z jednego boku wyjdzie mi (i tu UWAGA!!!) - sześć kwadratów dwudziestocentymetrowych. Czyli 6 razy 6 to jest 36. Plus te 14 to 50. Mało... Trzeba będzie w takim razie pokombinować z innymi szmatkami i górę i dół oraz boki zrobić innym materiałem. Albo te co teraz szyję dać na dół, górę i boki. Albo inaczej jakoś... Oj tam! Pomyślę o tym później.
I dobrze, że nie zaczęła dziabać tej większej szmatki, tylko się wzięła za myślenie.
Bo jakiś czas później, kiedy już miała gotowe 9 kwadratów znowu coś się jej przestało zgadzać.
- Chwilunia! Jak ja liczę??? 114 podzielić przez 20 to ni cholery nie będzie 6! To raczej 5 z kawałkiem. Czyli nie 36 kwadratów, tylko 25! Plus 14 to 39! MAŁO!! Za mało!
Tak więc BŁĄDynce wyparowało 11 kwadratów...
BŁĄDynka nie straciła jednak zapału, nie załamała się, tylko stwierdziła, że poprzestanie na tym co ma, zszyje to i potraktuje jako worek treningowy do pikowania lotem naćpanej pczoły.
Tak też i uczyniła:
A potem BŁĄDynka przystąpiła do wyliczenia długości potrzebnej lamówki:
- 58 razy 4 to 232 cm. Jeden pas mi został, przetnęgo na pół go i zszyję. Styyyyknie!
No i co? Styknęło?
A gdzie tam! Nie miało prawa. Bo i jakim cudem? :-D
W trakcie przyszywania lamówki (już pod koniec) BŁĄDynka wpadła w szał:
- No żeszszszszsz!!!! 20 cm!!! DWADZIEŚCIA!! AAAAAAAAAAAA!!! Co to za cholera nieobliczalna!!! Zawzięło się to to na mnie, czy co???
Opanowała się jednak i doszyła ten brakujący ochłap ( z tego krzywego kwadratu). Lamówkę podszyła po lewej stronie ręcznie i z westchnieniem ulgi zrobiła mu fotkę:
Nieobliczalność tego czegoś dała o sobie znać również w trakcie robienia zdjęć - wiaterek sobie powiewał i z jednej strony wypuczał, a z drugiej "wpuczał" uszytka.
No właśnie. Uszytek...
BŁĄDynka nie bardzo ma pomysł, co z nim zrobić.
Może machnie na środek stołu jako takie coś nastołowe?
Może powiesi na ścianie?
A może odda kotom?
BŁĄDynka jest równie nieobliczalna jak jej ostatni uszytek, więc możliwe, że nic z tym nie zrobi. Po prostu będzie mieć. W celu miecia ;-))
Fajne to wyszło. Ale przecież prawdziwa humanistka nie ma prawa ani potrzeby umieć liczyć- tak na dobrą sprawę to my się zawsze mylimy w cyferkach - bo co to za różnica ile mamy lat - 20, 30 czy 50? Poza tym ten kawałek był bardzo zły do dzielenia, on był po prostu niepodzielny:))))
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Aniu - masz rację. Zdecydowanie był absolutnie niepodzielny i nieobliczalny ;-D
UsuńBŁĄDynka, czy nie... ale nie matematyk... a ja i owszem i też BŁĄDynką bywam ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio robiłam sobie passe do obrazu ... wyliczyłam jakżeby nie... tyle, że jak położyłam na obraz do przymiarki, to jakoś tak dziwnie nie pokrywało brzegów ;) - za duże czy co? Przecież obliczałam!
Ataboh - eee tam! Ty na pewno dobrze policzyłaś - to obraz się skurczył ;-)
UsuńA wiesz, że tego nie wzięłam pod uwagę ;)
UsuńMimo karkołomnych obliczeń i problemów z nadmiarem i niedostatkiem kwadratów, efekt końcowy wyszedł świetny! No i szczerze podziwiam pikowanie - ja odważyłabym się chyba jedynie na pikowanie po liniach prostych:).
OdpowiedzUsuńFrasiu - dziękuję bardzo :-) Pikowanie z wolnej łapki jest fajne i wcale nie takie trudne, jakby się mogło wydawać. Poza tym, jakoś mi tu nie pasowało klasyczne jeżdżenie maszyną po szwach :-)
UsuńOj tam, oj tam... Ale z takim pikowaniem to cacko wyszło. Bardzo plastyczne i wdzięczne. Jakie to ma końcowe wymiary, bo się pogubiłam w obliczeniach? ;)
OdpowiedzUsuńMario - nie dziwię się, że się pogubiłaś :-D Końcowe wymiary z lamówką to 60x60 cm.
UsuńNo i całkiem niezłe cuś Ci wyszło z tych obliczeń :)pozdrawiam!!!!!
OdpowiedzUsuńNuta - miało być duże i normalne - do przykrywania ludzia. Ale i tak jestem zadowolona z końcowego efektu :-)
UsuńIdziesz jak burza z tymi potworkami !!! Pięknie wykorzystałaś kurs Joasi - szczerze podziwiam.
OdpowiedzUsuńW dodatku takie pikusie !!! Ja nie potrafię....
Jeżeli chodzi o liczenie - to ostanio tnę i tnę i ciągle cuś nie tak, dobrze jeżeli większe wyjdzie.
Pozdrawiam wiosennie.
Tereniu - dziękuję Ci bardzo! :-)) Joanna ma szalenie przystępne kursy i aż się prosi, żeby z nich skorzystać. Nawet, jeśli z matematyką jest niekoniecznie po drodze ;-)
UsuńJeżu, kiedy Ty znajdujesz na to czas? ja już robię bokami. Czasu starcza mi jedynie na pracę i porządki w domu :(. Ściskam. Wyszło cudnie :)
OdpowiedzUsuńSię wtrącę i napiszę, że zdecydowanie za dużo porządków. Na pewno :)
UsuńAudrey - Marta ma rację - zdecydowanie za dużo sprzątania ;-D. A czas na szycie znajduję w międzyczasie: późnymi popołudniami, wieczorami, trochę więcej w weekendy. Ot - jak Bóg da i partia pozwoli ;-)
UsuńBardzo ciekawe te 39 kwadratów, bardzo ciekawe... :D
OdpowiedzUsuńMarta - prawda? :-D Jest to taki mój mały, lokalny cud - mieć w planach ponad 70 kwadratów, zniwelować je do 50, przejść płynnie przez 39, żeby ostatecznie skończyć na 9 :-D
UsuńSurrealizm:) Ale bardzo udany:) A może tak nadal sobie będziesz liczyła. W końcu niewiadoma zawsze dostarcza prawdziwych emocji. A życie czasem takie nudne jest:)
OdpowiedzUsuńJaskółko - póki co, w planach mam patchwork BEZ liczenia ;-). Muszę trochę odetchnąć i przemyśleć sprawę swojej bezmyślności (nie bójmy się tego słowa) ;-)
UsuńOj tam,oj tam... nie bądź taka dosłowna:)
UsuńNie licz mała, nie licz - ja znam te Twoje numery!
OdpowiedzUsuńAtuś - wyszło obłędnie!
Kankanko - kochana jesteś! :-D Jednak następnym razem bardziej się skupię i wykorzystam młodą młodszą do liczenia - ona kocha cyferki na równi z literkami, więc jest szansa, że jak policzy, to matka uszyje to, co miała zamiar, a nie to, co jej wyjdzie :-D
UsuńKocham Cię BŁĄDynko!!! Po koszmarnym piątku Twój wpis jest balsamem dla mojej skołatanej duszy :).
OdpowiedzUsuńA Twoje uszytki nawet jak nie wyjdą to i tak wyjdą!!!
Pozdrawiam ze słonecznej Warmii. Kasia.
PS. "Manie" jest równie ważne, więc "maj" go sobie na zdrowie :). Wart tego.
Kasiu - bardzo się cieszę, że chociaż trochę mogłam Ci pomóc :-) Mam nadzieję, że już jest lepiej?
UsuńLepiej :), zbieram siły na nowy tydzień przy szydełku i igiełce do krzyżyków :).
UsuńCałego świata nie zmienię, więc pracuję tylko nad sobą, a dzięki takim ludziom jak Ty zdecydowanie łatwiej mi to idzie :). Pa.
Kasiu - dobrze, że jest już dobrze :) I masz całkiem zdrowe podejście do rzeczy - świata nie zmienisz, więc trzeba go oswoić :-)
UsuńObłędny uszytek! Pomimo drobnych problemów z matematyką i tak udowodniłaś, że jak się chce to się da! To nic, że mniejszy ale piękny!!! Podziwiam :-)
OdpowiedzUsuńKasiu - dziękuję bardzo :-)
UsuńNo cudeńko, jak nic. I pomyśleć, że błąd ganiał za błędem i jeszcze błęda ;-) wyprzedzał
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i podziwiam :-D
Majeczko - talent mam do tworzenia błędów! Mój anioł stróż ma ze mną huk roboty :-D
UsuńTwój mieć jest teraz Pan Mieć ;)
OdpowiedzUsuńBiorąc pod uwagę niezwykłe wyliczenia matematyczne aż dziw na dziwy iż takie coś ślicznego wyszło! A jakie ma wymiary ostateczne?
już wiem ;) 60cm x 60 cm :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDostajesz ode mnie medal z ziemniaka za super ekonomiczne wykorzystanie szmaty o powierzchni 188cm x 114cm w Miecia o wymiarze: 60cm x 60cm :D
UsuńAniu - kochana Ty moja matematyczko! Otóż uszytek 60x60 powstał z kawałka 74x114. I lamówka takoż! Tak więc mój Pan Mieć nie zabił szmaty 188 na 114 :-P
UsuńHe, a mnie wyszło żeś ostatecznie dwie szmaty zabiła :D
UsuńObliczalne czy nie świetnie się prezentuje. Myśle, że na stole będzie jak znalazł :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie podziwiam :)
Uściski
Asiu - pewnie faktycznie, w końcu na stole skończy ;) Póki co, trwa przewieszony przez oparcie od krzesła i się ze mnie śmieje ;-)
UsuńŚwietny patchwork, pięknie wypikowany!!!! Jak zwykle, to chyba jakaś obsesja, zawsze (u siebie szczególnie), patrzę, czy się "schodzą" kawałki... U Ciebie jest w porządku, super:)
OdpowiedzUsuńJoanno - ufffff! Dziękuję Ci bardzo! Się starałam :-))
OdpowiedzUsuńO, kurczątka... trochę mnie nie było w świecie blogowym ...a więc i u Ciebie a tu się tyle dzieje. Ty zapatchworkowana na całego. Dzielisz, mnożysz, układasz, zszywasz i masz ! Ja wciaż na etapie planów utknęłam, bo czas ostatnio jakoś dla mnie niełaskawy.
OdpowiedzUsuńI wiesz, co moje zmęczone oczy, po nieprzespanej nocy zauważyły? ...że musiałyśmy w tym samym "Salunie" ekskluzywnych tkanin się zaopatrywać bo dokładnie takie same użyłam w swoim, jedynym popełnionym patchworku dla Kaśki
( http://penelopia.blogspot.com/search/label/Pachwork )
ale , ale, patrząc na Twoje geometryczne cuda przypomniały mi się moje matematyczne kwadraciki, które wiele lat temu cisnęłam w głębokie czeluści mojej szafy. Ale jak już wyląduję na mojej wiosce i mnie śniegi odetną od świata, to w końcu je pozszywam. Jakem Penelopa :)
Pozdrawiam Cię serdecznie
Penelopo - faktycznie! Ten sam "ekskluzif salun" musiałyśmy napaść :-D
UsuńKoniecznie pozszywaj to, co pocięłaś! I niekoniecznie czekając na śnieżne nawałnice ;-)
Ja hurtem :
OdpowiedzUsuńŚliczne małe kołderki i ta i te wcześniejsze(obejrzałam zaległe,małe kwadraciki podobają mi sie bardzo) I mąż Twój bardzo uzdolniony się okazał,cud wiewiórka w szkle cięta.Teraz cała rodzina uzdolniona jest :)
Pozdrawiam serdecznie.
Mięta - bardzo Ci dziękuję :-)))
UsuńŚliczny i ślicznie wypikowany. Podziwiam zacięcie matematyczne :)
OdpowiedzUsuńI mam taki sam kawałek materiału w polne różyczki, ktory leżakuje w oczekiwaniu na dobry pomysł... Twój mi się bardzo podba :)