W sumie nie wiem, jak zacząć...
Troszeczkę się otrząsnęłam, ale jeszcze sporo wody w królowej polskich rzek upłynie, zanim wrócę na swoje tory.
Zacznę może z grubej rury: pierdyknęłam swoją błękitną strzałą z silnikiem o zabójczej mocy 1,2 motocyklistę na ścigaczu.
W środę rzecz się zdarzyła.
Wracałam z pracy do domu mając w perspektywie cztery wolne dni.
Nie spieszyłam się, bo mam tylko pięć kilosów na zad. Z bocznej drogi muszę skręcić w lewo w główną.
Stanęłam i czekałam aż kawalkada z lewa i z prawa da mi się wbić na mój pas.
I się doczekałam.
Z prawej puściutko.
Z lewej tylko Iveco, z kierunkowskazem włączonym do prawoskrętu. Za nim pusto.
Ponieważ nie ufam kierunkowskazom poczekałam, aż dostawczak FAKTYCZNIE wbije się w ulicę, z której ja wyjeżdżałam.
Kiedy był już ewidentnie na skręcie, ruszyłam do przodu. Znaczy w lewo.
Kiedy byłam już pośrodku jezdni, zza Iveco wyjechał motocykl.
Nie widziałam go wcześniej. Nie miałam szans, bo nie trzymał się prawego skraju jezdni, tylko musiał jechać środkiem. Iveco mi go skutecznie zasłoniło.
Co się stało?
Puknęłam motor w kant tylnego koła. Zakładając, że koło ma kant. Huk, jakby moje jeździdło rozpadło się na czynniki pierwsze.
Prędkość była żadna. Ani moja, ani motocyklisty.
Ale efekt zabójczy: motor padł jak jechał, a kierujący spadł i kawalątek przejechał po asfalcie własnym ciałem. Był ubrany lajtowo: dżinsiki i krótki rękawek.
Efekt? Staty łokieć.
Tak jak jechałam, tak zjechałam na drugą stronę jezdni.
Wysiadałam z samochodu i zdziwiłam się, że akurat w tym idiotycznym miejscu mam tylu świadków.
Widzieli, jak ja wyjeżdżam i co robi motocyklista.
Nieważne!
Człowiek został poszkodowany. Zgodnie z kodeksem - z mojej winy. Ze jego też.
Bo nie wyprzedza się na podwójnej przed skrzyżowaniem.
Pozbieraliśmy zszokowanego gościa do kupy, odciągnęliśmy go na bok, w cień. Biedak cały czas powtarzał: "To moja wina! To moja wina!"
No cóż... Ja też święta w tym wypadku też nie byłam...
Od razu zadzwoniłam na 112.
Pogotowie przyjęło zgłoszenie i przełączyło mnie do policji. A tam padło idiotyczne co najmniej pytanie:
- Czy pani jest sprawcą?
Nie wiem, skąd mi się w tym szoku i stresie wzięła odpowiedź:
- Jestem uczestnikiem zdarzenia.
Przecież nie jestem od ferowania wyroków! Ani na siebie, ani na innych. Do tego są powołane inne służby.
Motocyklista siedząc na glebie cały czas powtarzał, że to jego wina, jego bardzo wielka wina.
Z uszkodzeń ciała miał stary łokieć. Krew pojawiła się po jakiś piętnastu minutach, kiedy to przyjechało pogotowie.
Sanitariusz za pomocą przetarcia wacikiem, zatamował "krwotok" i tyle. Gościa na wszelki wypadek zapakowali do karetki, zmierzyli ciśnienie, założyli kołnierz na kark i powieźli po 40 minutach bezcelowego czekania na policję do szpitala.
Policja przyjechała po kilkunastu minutach od odjazdu karetki.
Policjant przesłuchał mnie oraz świadków i orzekł, że winnych jest dwóch uczestników: ja i motocyklista.
Ja, bo włączając się do ruchu nie upewniłam się, że mogę się włączyć, a motocyklista, bo wyprzedzał na podwójnej ciągłej.
A tak w ogóle to motocykliści to zaraza i zmora. Walczą z nimi, ale ciężko, bo to bezkarna hołota.
Ale...
Jeżeli ten jednośladowiec ma złamany choćby jeden paliczek od małego palca dowolnej kończyny, to to już nie będzie zdarzenie, tylko wypadek drogowy. I to ja będę ponosić całkowitą odpowiedzialność.
Słabo?
No jakby...
Zabrali mi dokumenty i pojechali w cholerę do szpitala. Sprawdzić, co z jednośladowcem.
I czekałam na nich godzinę.
Ot tak.
Na skraju jezdni.
Sama, z własnymi myślami. Starałam się wyprzeć z rozumu takie tam różne typu: "a jakbym nie została w pracy dłużej, tylko wyszła zgodnie z grafikiem, gdybym nie gadała z koleżanką przy samochodzie, gdybym, gdybym, gdybym..."
Sranie w banię! Jak coś mi się miało stać, to i tak by się stało!
Policja wróciła po ponad godzinie.
- Nic mu nie jest. Że się tak wyrażę OKIEĆ ma przytarty. Zaraz do domu jedzie. Jak mnie zobaczył, to zaczął wołać: to moja wina, moja wina! Tak więc obydwoje dostajecie mandaty. Na pocieszenie powiem pani, że on wyższy, bo tej podwójnej ciągłej to ja mu nie daruję.
Faaajjjnieee.
Tylko co mi z tego?
Jak wygląda przód jedenastoletniej Skody po starciu z orurowanym, nowiutkim ścigaczem marki BMW?
Słabo...
Nie wybielam się, nie szukam współczucia i zrozumienia.
Winę ponoszę zarówno ja, jak i motocyklista na potężnym BMW.
Wpis na blogu powstał jako ostrzeżenie namacalne dla wszystkich: motocykle są wszędzie. Nawet (i zwłaszcza!) jak ich nie widać i nie słychać.
A coś zabawnego i ku pokrzepieniu serc?
Ależ było! Jakby inaczej!
Z rurki przelewowej motocykla zaczęło kapać paliwo.
Na stanowcze żądanie mojego świadka i moje, pogotowie zawiadomiło oddział ratunkowy, że nie jest fajnie i może być wielkie BUM! I może by się tak policja łaskawie zdecydowała i szybciej przyjechała, bo przecież nie możemy ruszyć jednośladu przed ich przyjazdem.
No to 112 przysłało... Strażacki wóz bojowy!
Wyskoczyło z niego sześciu, może siedmiu jurnych młodzieńców w pełnym rynsztunki bojowym. Piorunem rozciągnęli węże, przeskoczyli rączo i zgrabnie przez leżący na poboczu motor i na moich i świadka zszokowanych oczach, pognali do mojej skody!
- Akumulator odłącz! - Krzyknął dowódca do jednego z nich.
- NIEEEEEE!!!! - Otrząsnęłam się ze stuporu, w którym trwałam. - A jak ja potem do domu pojadę?!
- Przecież paliwo cieknie!- Strażacy nie dawali za wygraną.
- Ale nie z mojego samochodu.
- Nieeee? A z czego? - Rozczarowani byli wyraźnie.
- Z motoru.
- Już nie cieknie - powiedział mój świadek. - Zatkałem...
- Ooooo... - Ekipa w czerwonego wozu była bardzo zawiedziona.
Ale nie dowierzali do końca i węże położyli pomiędzy samochodem a motorem.
Zaś rzeczony motor obstawili czterema różnymi gaśnicami. Ot tak - na wypadek, gdyby jednak coś zapłonęło ;-)
Do domu dotarłam po ponad trzech godzinach od wyjścia z pracy.
Jakoś nie tak planowałam sobie ten długi weekend...
Nie zazdroszczę... ale i tak farta miałaś. Dobrze, że tylko ten "okieć" - w zderzeniu z tymi co są wszędzie róznie moze być.
OdpowiedzUsuńAtaboh - fart był. Mimo niefartu ;-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAurelio - szkoda, że skasowałaś swój wpis. Czytałam go na mailu. I przyznaję Ci rację - w każdej kwestii.A po Twoich przeżyciach - wcale się nie dziwię temu, co napisałaś :-)
UsuńW zasadzie to wszystko skończyło się naprawdę bardzo szczęśliwie! A motocyklistów także nie cierpię :( I TIR-owców :(
OdpowiedzUsuńAnek - TIRowców po prostu się boję. I jak nie muszę - nie wyprzedzam! Za bardzo lubię żyć.
UsuńWspółczuję, mimo, że szkody "minimalne".
OdpowiedzUsuńWiem co mówię, u nas na ulicy w ciągu roku dwa śmiertelne wypadki motocyklistów już były właśnie w podobnej sytuacji. Motocykle znalazły się przed wyjeżdżającymi z boku autami nie wiadomo kiedy, przy dobrej widoczności. Horror dla kierowców, motocykliści nadal przekraczają prędkość mimo krzyży na poboczach. Wieczorami są urządzane wyścigi, tylko huk słychać. Chociaż szeroka droga kusi również kierowców aut - 3.06 zginął 18 chłopak z nowym prawem jazdy. Droga śmierci, przez którą przechodzą dzieci do szkoły i ..... ja do pracy :)
Ciężko się żyje z takim wspomnieniem, szkoda tylko, ze motocykliści nie pamiętają o swoich kolegach.
Pozdrawiam słonecznie.
Tereniu - zawsze bałam się jednego - że niechcący, przez nieuwagę zrobię komuś krzywdę na drodze. Stało się. Tyle, że maleńkim pocieszeniem dla mnie jest to, że nie tylko ja ponoszę winę. Najważniejsze dla mnie jest to, że wszyscy żyjemy, straty materialne nie są aż tak wielkie. A i wnioski wyciągnęłam na przyszłość ;-)
UsuńMiałaś farta, bo jemu nic.Codziennie marzę o tym, by istniał zakaz dosiadania motocykli o większej pojemności niż 125 cm. A najlepiej by był zakaz jeżdżenia motocyklami po mieście. Ci szaleni jezdżcy naruszają wszystkie przepisy- to że się sami unicestwiają to mało mnie boli, ale to, że z ich winy inni cierpią- to już dramat. Mam nadzieję, że masz AC
OdpowiedzUsuńbo naprawa samochodu jednak trochę będzie kosztować. No niezbyt fajnie Ci ten weekend się rozpoczął.
Buziaki,;)
Aniu - mam full opcję: OC, AC i NW. Inaczej bałabym się jeździć, zostawiać samochód bez nadzoru na parkingu i wozić koleżanki z pracy. Motorowcy nie zdają sobie sprawy, że my, tzw. "zapuszkowani" mamy większe szanse na przeżycie w razie kolizji z nimi. Ich chroni nic. A jeżdża tak, jakby umowę z panem Bogiem na nieśmiertelność podpisali :-/
UsuńDobrze, że motocyklista się poczuwał do winy też. To może dawać nadzieję na przyszłość, że nie będzie wyprzedzał na ciągłej i może będzie jeździł z czymś więcej niż tylko własna skóra, jeansy i koszulka.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Ci bardzo tego stresu, motocykliści są wszędzie a patrzenie w lusterka gówno daje, bo raz spojrzysz i nie ma, drugi raz już nie zdążysz spojrzeć, bo właśnie zapier...ał jak głupi i można w niego wjechać, a przecież przed chwilą go nie było!
Cieszę się jednak, że nic się nie stało poważnego!
Głowa do góry :)
Kobieto blogująca - mam nadzieję, że wraz z upływem czasu motocykliście nie przejdzie ten ekshibicjonizm i nie zechce mnie ciągać po sądach za uszczerbek na OKIECIU ;) No i że wnioski z tego zdarzenia wyciągnie jako i ja.
UsuńMotocykliści to zmora naszych dróg - ale czy na Twojej drodze musiał pojawić się jeden z nich?! Całe szczęście, że znów Twój Anioł nie zawiódł i nic poważniejszego się nie stało...
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Małgosiu - pewnie musiał. A anioł stróż ciut zaspał (upał był, to się pewnie gdzieś pod krzakiem aureolą wachlował i się zagapił). Ocknął się troszeńkę za późno, ale i tak faktycznie jakoś sensownie podziałał :-)
UsuńNo nie wiem co napisać - skóra mi cierpnie na samą myśl o takiej "przygodzie". Motocykliści mnie przerażają. Dobrze, że tylko tak się to skończyło.
OdpowiedzUsuńUściski :).
Frasiu - mnie też zawsze przyprawiali o ciarki na grzbiecie.Lubię lato i wiosnę, ale przez jednoślady akurat w tych porach roku nie za bardzo kocham poruszanie się po trasach samochodowych...
UsuńATA!!! Matko z córką , ważne ,że się nikomu nic nie stało poważnego....samochodu szkoda, ale najgorszy to ten stres ,,,, czas...współczuję i....motory to naprawdę zmora!!!!!
OdpowiedzUsuńDanusiu - samochód rzecz nabyta. Zdrowie i życie ma się jedno. Tak więc cieszę się, że tak się to skończyło. Ze stresem poradzę sobie, bom silna facetka ;-)
UsuńLaura - nie wszyscy nadają się na dawców. Czasem popier...ją w takim tempie, że nawet części zamienne się rozsypują :/
OdpowiedzUsuń"Moi" strażacy bbyli trzeźwi i chętni do niesienia pomocy za wszelką cenę - dobrze, że oprzytomniałam, bo bym miała spieniony samochód :-D
Tak na koniec - się starać będę, no! ;-)
Zastanwiałam się co wpisać, bo... my z Jaskółem jeździmy na motocyklu. W trasy, długie trasy. Mamy kumpli motocyklistów, mamy znajomych motocyklistów... To ludzie odpowiedzialni i jak czytam, bo Ci na motocyklach to dawcy.... albo bo Ci na motocyklach to...Ale to nie dlatego, że motocyklista- pewnie samochodem też na podwójnej by wyprzedzał- to siedzi w człowieku. Ata- moje współczucia- przeżyłaś paskudę. Masz jeszcze pewnie stres w sobie. I masz racje- motocykliści są wszędzie- my mamy na samochodach takie wielkie naklejki odblaskowe z tym napisem. A ja chyba jeszcze sobie na dechę w aucie nakleję dodatkową. Trzymaj się i już nie stresuj:)
OdpowiedzUsuńJaskółko - tych oszołomów na motorach jest mało, ale to oni robią złą prasę innym - tym odpowiedzialnym. I to przez nich pokutują właśnie takie opinie o motocyklistach. Zawsze uważam i pamiętam, że oni są wszędzie. Ale czasem bywają niewidoczni. I lekkomyślni :-/
UsuńWspółczuję i cieszę się, że tylko tak się to wszystko skończyło. A motocykliści, niestety, szarżują. W rodzinie męża kilkanaście lat temu zginął młody chłopak ze swoim kolegą. Wyskoczyli tylko po pizzę. Jechali za szybko i wpakowali się na drzewo. Jeden z nich żył trochę dłużej, bo miał na sobie kombinezon motocyklowy, drugi zginął natychmiast. A droga wcale nie była ruchliwa.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że tylko "okieć".
Ninko - takich tragedii niestety jest mnóstwo. I najczęściej giną młodzi ludzie. Żal ich, ale bardziej tych, którzy zostają i cierpią po utracie najbliższych...
UsuńAto, mam ciary i wcale niefajne! Mam swoje zdanie na temat uczestników ruchu wszelakiego. Kierowcy aut narzekają na motocyklistów, rowerzystów i pieszych, piesi na wymienionych wcześniej itd. Wszyscy narzekają i wszyscy mają jakąś rację. Najważniejsze z tego incydentu to to, że jesteście cali i oboje świadomi winy. Ten chłopak będzie długo pamiętał, tak samo jak i Ty. Wyciągniecie z tego wnioski. Jest takie nasycenie różnymi pojazdami, że wypadki będą się zdarzały, grunt to jak się ludzie zachowają...
OdpowiedzUsuńTwój anioł i jego anioł spisały się na medal!
Buziaki z życzeniami powrotu do równowagi, Kasia z Olsztyna.
Kasiu - ten chłopak to nie chłopak! To facet starszy ode mnie :-D
UsuńDziękuję za życzenia :-*
Trzymam kciuki za szybki powrót do stanu ducha z przed tej niefortunnej środy. Dobrze, że nic Tobie sie nie stało, ani tamtemu osobnikowi.
OdpowiedzUsuńMięto - w sumie już wróciłam do siebie, ale na widok motocykli jakoś tak nerwowo się wzdrygam ;-)
UsuńDziękować Panu, że wszystko ok, nie ma mocnych na drogach, są też tzw. martwe pola, np słupki w samochodzie, że możesz kogoś lub czegoś nie zauważyć . Niestety w Polsce nie ma torów, gdzie tacy goście mogliby się ścigać i wyładować adrenalinę.
OdpowiedzUsuńKrzysztof - wiem, wiem! O tych martwych punktach pamiętam non stop. Często jest tak, że dojeżdżając do przejścia dla pieszych, wcześniej widzę pieszego, a na samym przejściu (od lewej) znika mi w cudowny sposób, bo go słupek od przedniej szyby skutecznie zasłania. Dziwne to jest, ale mus pamietać a'la long!
UsuńSorki ale uwielbiam jak fajnie wszystko opisujesz....Więc tak moje dziecię (już tu kiedyś wspomniałam) miało z koleżanką wypadek skuterem z winy koleżanki-córa miała złamany palec ale policji podaliśmy że stłuczenie że nie gips ..Szkoda mi było dziewczyny w tym dniu zdała prawko a sama z pęknietą śledziona leżała w szpitalu...zależy co powie motocyklista moze sie dogadacie ??//a motocykliści ...hmm obok mnie jest trasa z Poznania na warszawę jechał jeden i nie dojechał zahaczył tylnym kołem o wysepkę wyprzedzając (jechał 130/h przy obowiązujacym 50)..nie miał szans na życie ..
OdpowiedzUsuńRidos - nie musieliśmy się dogadywac - on mandat, ja mandat i pogodzeni jesteśmy ;)
UsuńMotocykliści to niestety szaleńcy, za którymi ich aniołowie stróżujący zwyczajnie nie nadążają :/
Pewnych zachowań i sytuacji na drodze niestety nie da się logicznie przewidzieć.W tym wypadku (przypadku) nieważne kogo wina, ważne, że że tak się to skończyło.
OdpowiedzUsuńAkurat to, mogłam (czysto teoretycznie) przewidzieć. Nawet kodeks drogowy o tym mówi ;)
Usuń