Hej!
To ja. Lucuś Wasz ukochany. Koci gwiazdor i namber łan wśród sierściarzy.
Kilka dni temu minęły dwa lata od umieszczenia przez moją mamusię tego wpisu.
Okazałem się jednak zawziętym zawodnikiem i przeżyłem.
I żyję do dzisiejszego dnia.
Życie mam ogólnie całkiem spoko. Chociaż swobodne poruszanie się tam gdzie chcę mogę sobie już tylko powspominać na fotkach:
Zostałem spacyfikowany szelkami i smyczą...
Wcale mi się to nie podobało na początku.
Podobno to dla mojego dobra.
Bo jestem chory, Na padaczkę pourazową i nie mogę już żyć swobodnie i nieskrępowanie. Ten co mnie puknął zderzakiem, nie zabił mnie na śmierć, ale w głowie mi się coś popsuło i miewam ataki.
W styczniu dochodziłem nawet do takich co dwie godziny i trwały po kilka minut.
Oprawca przysolił mi końską dawkę leków na padaczkę i odpukać jest ok.
Wprawdzie wiąże się to z badaniami mojej krwi raz na kwartał, ale już mnie nie rzuca po podłodze w kaskadach śliny i w krępującym mnie ogromnie zasiusianiu...
Coś za coś...
Mamusia kupiła szeleczki i smyczkę pod kolor moich oczu, doczepiła drugą, długą i automatyczną smycz. Tłumaczyła to tak, że nawalony lekami jak stodoła koci ćpun, samopas nie będzie jej się szwendał po okolicy bez nadzoru
Teraz jestem wyprowadzany na dwór i palikowany na trawniku i w innych miejscach ogrodu niczym koza.
Lepsze to, niż oglądanie plenerów przez szybę...
Zimą, to mnie nie rusza, Lubię sobie siedzieć w domku i się wygrzewać u Chudej:
Ale jak już się zrobi cieplutko i słoneczko przygrzewa całkiem konkretnie, to plaża mnie ciągnie. Oj ciągnie!
W domu mi się nudzi jak licho!
A złe ludzie z mamusią na czele ciągle mają o coś do mnie pretensje i stawiają zakazy.
Na przykład nie wolno mi włazić za pralkę.
Bo podobno się tam klinuję i trzeba mnie wyciągać za kark, albo co gorsza za ogon, bo mordę drę jakby mnie ze skóry obdzierali.
Każdy by się darł, jakby się nie mógł obrócić w żadną stronę...
Nie wolno mi włazić do szafki pod zlewozmywakiem, bo wywalam kosz ze śmieciami.
Dementuję - ten kosz to się SAM przewraca! Ja tam tylko zaglądam...
Nie wolno mi łazić po stole, bo ludzie z mamusią na czele też po stołach nie biegają i wymagają ode mnie tego samego.
Mamusia ogólnie jest wyrozumiała i cierpliwa. Tyle, że jak na mój gust, za rzadko mogę się uwalić u niej na kolanach. Ciągle jest w ruchu, ciągle coś robi. Tylko późnym wieczorem, na krótko mam ją na wyłączność. Tylko wtedy, kiedy siedzi przy laptopie.
Bo mamusia nie chce ze mną spać.
Nie rozumiem, dlaczego nie podoba jej się to, że ją myję?
Co w tym złego? Przecież przed snem trzeba się starannie wypucować, a ja nigdy nie widziałem, żeby mamusia się lizała. Pewnie nie ma czasu, albo i siły po całym dniu, to ją chcę wyręczyć.
I co mnie za to spotyka???
Mamusia łapie mnie pod pachę i mówi krótko i niekulturalnie mocno zaspanym głosem, wystawiając mnie za drzwi: WON LIZUSIE!
No to popłakując z cicha idę sobie spać gdzie indziej.
Najlepiej z Fredziem:
Nie wolno mi też zabierać dzwonków z kolekcji Ani. Każda taka próba kończy się awanturą i inwektywami pod moim adresem.
Że podobno imbecyl jestem, szkodnik, kretyn i takie tam różne inne...
Ale co ja poradzę na to, że jestem kleptomanem? Co się w zęby mieści, to moje!
Jak już nie mam co, to i bombkę z choinki rąbnę:
Tylko, żeby nie było! Nic nie ginie bezpowrotnie!
Wszystko znoszę do swojego składziku z zabawkami za fotelem w salonie.
To moja tajna skrytka, o której wie tylko mamusia ;-)
Tak ogólnie to w sumie nie narzekam. Mogłem gorzej trafić.
Lubią mnie te dwunożne, co zamieszkują w domu ze mną i mamusią. Młode samice mnie czasem pieszczą i masują boczki specjalną łapą:
Duży samiec pozwala się lizać i nawet sam czasem podsuwa mi rękę do mycia i zaprasza na wspólne oglądanie telewizji. Nie odmawiam.
No może czasami... ;)
Ogólnie mam się dobrze i fajnie mi jest.
Aha! Ten wpis to mamusia zmajstrowała, bo mnie się nie chciało pisać.
Ja ten post wymruczałem, siedząc sobie u niej na kolanach.
Pozdrawiam serdecznie swoich fanów kilka dni po moich drugich (powtórnych!) urodzinach.
Ps: wszystkie zdjęcia umieszczone w tym poście robiła mi Asia.
Pamiętam jak dwa lata temu drżałam o tę kocią pirdułeczkę a tu taki cud kociołek. i te oczęta 😆
OdpowiedzUsuńQra - kocioł wyrósł i broi na potęgę. Chyba już nigdy nie wydorośleje :-D
UsuńMała kocia pinda. Fajny zezulec wyrósł z tego Fredzia. Fredziu, ja mam prośbę: daruj Mamusi lizusostwo ale podpowiem Ci że jak Mamusia siedzi przy maszynie to też można przyatakować kolana :D
OdpowiedzUsuńAnia - toż to Lucek! :-D Fredzio jest starszy i zrównoważony :-D
UsuńAż chce się kotka posiadać !
OdpowiedzUsuńBasiu - dom bez kota, to jak dom bez duszy :-)
UsuńBardzo fajny kocio, zycze mu jeszcze wielu lat zycia,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAnnamaria - dziękuję w imieniu Lucjusza :-)
UsuńJeszcze wielu urodzin dla Lucka! Bardzo przystojny z niego kocurek! Dobrze z tą smyczą wymyśliłaś! I dobrze, że się głupolek przyzwyczaił.
OdpowiedzUsuńSerdeczności, ;)
Aniu - syjamy są szatańsko inteligentne i pewnie dlatego Lucek bardzo szybko przyswoił sobie sztukę chodzenia na smyczy. Żal mi go było, że nie może wychodzić na dwór, więc szelki jakoś same sie nasunęły ;-)
Usuńhe he słodziak
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Beata - dzięki! Pogłaskałam ancymona od Ciebie :-)
UsuńŚliczny kociak! Żal mi tylko, że tyle wycierpiał w swoim życiu. Dobrze, że znalazł taką dobrą mamusię :)
OdpowiedzUsuńBeva - wszystko dobre, co się dobrze kończy :-) W sumie chyba źle nie trafił ;-)
UsuńWspanialy post wymruczal ci twoj kocio. Czytalam z zachwytem, ubawilam sie i wzruszylam. Taki kot to skarb. Teresa
OdpowiedzUsuńTereso - dziękuję Ci bardzo! Fakt - bez Lucka byłoby jakoś tak smutno i nudno...
UsuńNo, Lucuś! Wszystkiego najlepszego! Dużo zdrowia!!!
OdpowiedzUsuńNinka - w imieniu Lucyferiusza dziękuję :-))
UsuńKawał przystojnego kocurka z tego Lucka. Pierwsze zdjęcie moje ulubione, to spojrzenie ech.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Iwona - fakt! Przystojniacha z niego. Dobrze, że o tym nie wie, bo byłyby okropnie zarozumiały :-D
UsuńŚwietnie się czyta te Twoje historie.Jakbym czytała jakąś powiastkę.Ma kobieta talent do pisania.No i co za szczęście mieć takiego fajnego kota w domu
OdpowiedzUsuńGabriela - dziękuję! Ogromnie mi miło czytając takie komentarze :-)
UsuńWreszcie doczekałam się Lucusiowego wpisu:))
OdpowiedzUsuńLucusiu - wszystkiego dobrego na urodzinki!
( Mój Bambuś też na smyczy wychodzi na spacer, bo ucieka nie tylko pod samochody, ale i na najwyższy czubek drzewa. Akcja ściągnięcia go z tak wysoka, kosztowałaby mnie pewnie dość sporo, dlatego dmucham na zimne:)) Atuniu, czy ta obróżka nie zaciska mu gardełka? Może lepiej zakładać mu takie specjalne szelki na przednie łapki, obejmujące kark i nie uciskające szyi? Ja takie kupiłam i zakładam Bambusiowi, bo gdy wyrywał mi się na smyczy do przodu, zaczynał się dusić, teraz biega swodobnie, a szelki nie uciskają go w tym miejscu)
Serdecznie pozdrawiam i kizianki dla Jubilata i jego brata Fredzia:))
Małgosiu - obiecywałam, obiecywałam i w końcu się udało :-)
UsuńLucek ma szelki - na brzuszek i przez kark na szyję. Nie dusi się. Bardzo tego pilnujemy. Raz się tylko zdarzyło, że młoda młodsza zbyt nadgorliwie ściągnęła pasek szyjny i Luckowi prawie oczy wypadły. Szybko było to skorygowane i już nikt z nas nie popełnia błędów :-)
na lizaniu wymiękłam :D
OdpowiedzUsuńJo Ho - ja też wymiękam i dlatego Lucek nocuje poza moim zasięgiem :-D
UsuńMatko już dwa lata zleciały:o Fajnie ,że udało się wam uratować to małe kocie życie :))teraz macie wesoło :))
OdpowiedzUsuńKizie dla Lucka :))
pozdrawiam
Go sia - kizie przekazane :-) Dziękuję :-)
UsuńZdrówka kociaku!! Rodzinkę już masz;))
OdpowiedzUsuńSpes - w imieniu Lucka dziękuję :-)
UsuńPanie Lucjuszu, proszę podziękować Mamusi za ten uroczy wpis. Proszę się dla mnie postarać "wymruczywać" (cholera, jak to się odmienia...?) takich wpisów więcej: radosnych, lizusowych, rozrabiarskich ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Twoich współmieszkańców!
Marta - mamusi podziękowałem, ale nie wiem, kiedy znowu będzie jej się chciało pisać, co jej dyktuję. Ona zbyt leniwa jakaś jest...
UsuńPozdrowienia przekazałem i również pozdrawiam.
Podpisano: Lucek :-)
Lucuś wyrósł, wypiękniał,nieźle mu sie powodzi, a że ciut niedomaga.... no cóż po takiej traumie z dzieciństwa ma prawo. Wymiziać kociaste odemnie proszę :)
OdpowiedzUsuńMięta - wymiziałam jak należy :-D
UsuńJak zwykle obłędny wpis :). Uściski dla Lucusia i mamusi :)
OdpowiedzUsuńAudrey - dziękujemy za miłe słowa i uściski :-)
UsuńPiękny szczęściarz :-)
OdpowiedzUsuńSylwka - fakt! Urody gadzinie odmówić się nie da :-)
UsuńLucuś super trafił, najfajniejszy dom pod słońcem :-)
OdpowiedzUsuńAta, nie mogę komentować, w każdym razie nie zawsze. Na pewno tu pisałam coś na temat najlepszego domu, jaki Luckowi mógł się trafić i nie ma. Próbuję raz jeszcze. Pozdrawiam Wszystkich! Koty także :-)
OdpowiedzUsuńLilka - możesz komentować. Tyle, że mam włączoną moderację komentarzy dla wpisów starszych niż trzy dni. Taka moja mała walka ze spamerami, których swego czasu miałam zatrzęsienie :-)
UsuńPrzeczytałam z wielką przyjemnością calutkiego bloga :D
OdpowiedzUsuńTeraz będę zaglądać co dzień i wyczekiwać nowych wpisów.
Kate - całego??? Jestem pełna podziwu :-D
Usuń