To było wczoraj rano.
Odwiozłam Anię do szkoły. Wracając muszę wyjeżdżając z bocznej ulicy "wpasować się", na bardzo ruchliwą o tej porze, główną drogę.Przeczekałam niekończący się sznur samochodów, aż w końcu zrobiła się "dziura" i mogłam ruszyć w swoją stronę.
Mogłam i ruszyłam, ale nie ujechałam dalej niż 3 m.
Przy samym krawężniku zobaczyłam skulonego kotka. Ktoś go potrącił samochodem i tak zostawił...
- O rany! Maluchu! - łypnęłam szybko we wsteczne, czy mi nikt nie zrobi sobie z kufra garażu, jak się nagle zatrzymam. Ale "dziura" dalej trwała, więc włączyłam awaryjne i podeszłam ostrożnie do beżowego kłębuszka. Nie leciałam do niego na złamanie karku, bo bałam się, że się może przestraszyć i ruszy prosto pod koła na przeciwległym pasie.
Ale kocio nie reagował. Kucnęłam przy nim i kiedy już wyciągałam po niego ręce, usłyszałam wściekłe trąbienie.
Otóż jakiemuś nerwowemu osobnikowi nie spodobała się moja akcja ratunkowa i chyba chciał mnie przepłoszyć z tej jezdni...
Nie udało mu się.
Za to udało mu się zobaczyć mój środkowy palec...
Olałam kretyna, podniosłam kocinę i zaniosłam do samochodu. Nie wożę przy sobie kociego transportera, więc ułożyłam obojętnego na otoczenie brzdąca na podłodze - bałam się, że z siedzenia mógłby mi spaść i
jeszcze bardziej się poturbować.
Kotek nie miał wprawdzie widocznych obrażeń zewnętrznych, ale przecież nie wiedziałam co uderzenie samochodu zrobiło z jego organami wewnętrznymi. Miał tylko zaciśnięte oczka.
Poza tym - cały czas skręcało go w lewo.
Tak jak to widać na zdjęciu:
Zadzwoniłam do mojego weterynarza i zawiozłam znalezisko
Kotek został dokładnie przebadany i obejrzany.
- Nie ma niestety żadnych złamań - Powiedział wet - Mówię niestety, bo dla niego tak byłoby lepiej... Ma bardzo poważne obrażenia głowy. Uderzenie samochodu było na tyle słabe, że nie zginął na miejscu, ale na tyle mocne, że jego stan jest krytyczny. Ma całkowite porażenie lewej strony ciała - stąd ten spastyczny skurcz, na który zwróciła pani uwagę. Wytworzył mu się krwiak podtwardówkowy... Nastąpiło porażenie centralnego układu nerwowego.
- I? Co robimy?
- Rokowania są praktycznie żadne, ale możemy spróbować. Bo nigdy do końca nie można być pewnym. Nawodnimy go, będę mu podawał lek na zahamowanie tworzenia się krwiaka. Wprowadzę go w stan lekkiej śpiączki farmakologicznej i zaczekamy... No chyba, że zadecyduje pani inaczej...
- No i po co pan pyta? Przecież pan wie i mnie zna nie od dziś.
Kocio leżał sobie pod kroplówką, a ja zadałam dr pytanie:
- Niech mi pan powie: jak to jest? Przecież nawet jak kamień puknie w karoserię to jest taki dźwięk, jakby samochód się rozpadał. To co? Jak kot głową blachę zaliczył, to ten palant za kierownicą głuchy był? Dlaczego bydle nie wysiadło i nie zabrało biedaka??
- Haha - wie pani - zatrzymać się, wysiąść i co dalej? To jest decyzja, która pociąga za sobą konsekwencje. Więc bezpieczniej udawać, że to był tylko kamień.
- Jasssne! Poza tym zapewne tam się pojawił nagle wielki, czerwony napis: "Człowieku - jedź spokojnie dalej - G...ska zaraz tu będzie i uratuje sierciucha! " Ja rozumiem, że wypadki się zdarzają i to naprawdę tragiczne, ale i tak nie zrozumiem takiej obojętności "bo to tylko zwierzę".
I tak sobie narzekając, rozmawiając tak ogólnie i na zmianę głaszcząc kotka spędziliśmy ponad godzinę...
Co z kociakiem w tym czasie się działo?
Nic dobrego...
Skurcz spastyczny spowodował, że łepetynka kotka była już z całej siły przyciągnięta do lewego boczku. Żadnej poprawy - nawet ciut.
Sprawdzaliśmy czy maluch nie jest zaczipowany, bo jakby nie było to kot rasowy, więc...
Niestety - chipa nie miał.
Weterynarz określił wiek kotka na 5-6 miesięcy - czyli całe kocie życie przed nim...
Po ponad godzinie, kotek powędrował do szpitalika dla zwierząt, a ja pojechałam do domu.
Miałam wrócić wieczorem i mieliśmy zastanowić się co dalej.
Wieczorem było bez zmian - ani na lepsze, ani na szczęście na gorsze.
Więc kolejna szansa dla malucha.
Rano - tak samo jak wieczorem.
A w zasadzie ciut gorzej - teraz już obie przednie łapki objął skurcz spastyczny.
- A jak przeżyje, to co będzie?
- Prawdopodobnie może cierpieć na padaczkę, mieć niedowład lub całkowity paraliż tylnych lub przednich kończyn.
- Żaden komfort życia?
- Tak.
- I ciągle o to życie walczy...
- Walczy... To co? Może poczekajmy do południa - żal mi go - Powiedział weterynarz.
- Do południa? OK! To o której mam przyjechac?
- Nooo - tak o 18 :-D
Tak więc dziś południe wypadło ciut później ;-)
Niestety... Jest źle. Bardzo źle...
Daliśmy kłębuszkowi ostatnią szansę - do dziś. Do 22.
Jutro mam zadzwonić...
Już nie będę musiała jechać do czyjegoś NN...
Dziękuję z całego serca, że mu pomogłaś, choć to nie mój kot...
OdpowiedzUsuńEwelino - nie masz za co dziękować - to wg mnie normalne zachowanie.
UsuńBiedactwo... i maluch i Ty... jestem z Tobą. Pamiętaj, że to małe kocie życie dostało przynajmniej na sam koniec głaskanie, serce i pomoc. Aż moje koty chcę przygarnąć wszystkie i zapewnić, że nikt nigdy z nimi na "kamień" nie trafi... zabiłabym na miejscu
OdpowiedzUsuńAshritt - strasznie żałuję, że to kocie życie nie będzie dalej trwać... :-(
UsuńZ newsa na dole może wynikać, że jednak będzie ;-) Trzymam kciuki!!!
UsuńBiedny maluch :-(
OdpowiedzUsuńTak już jest, kłopot ze zwierzakiem. jak mój pies wpadł pod samochód, to podobno części poleciały, ale kierowca twardy był. A ja bym mu za szkody zapłaciła byleby tylko mojego kundla zwiózł do lekarza. Nie zawiózł, kundlisko przeżyło, ma się dobrze, pyskate strasznie się zrobiło :-)
Liluś - cieszę się, że psisko przeżyło i ma dużo do powiedzenia :-D Miał fart!!
UsuńCoraz bardziej mnie przeraża ludzka obojętność, głupota i bezduszność. Dobrze, że kotek trafił na Ciebie. Ogromnie mi go żal.
OdpowiedzUsuńEwka - bezduszność i obojętność jest straszna. I bezlitosna...
UsuńJa z takiej akcji mam kota do dziś, twardy jest, tylko na mnie tir trąbił, trzymam kciuki za twojego futrzaka :)
OdpowiedzUsuńJoanno - dziękuję! I też ciągle wierzę. Jak i weterynarz...
UsuńKociak jest piękny!!! Trzymam za Was kciuki i dziękuję, bardzo Ci dziękuję za reakcję!! Straciłam w ten sposób już trzy koty i psa. Dlatego teraz z moich oczu płyną łzy. Mam nadzieję, że kociak wyżyje, a jeśli nie to cieszę się, że na resztę życia dostał miłość!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam znad zmokniętej klawiatury!!!
Kobieto blogująca - nie dziękuj mi! Bo tak niewiele mogę zrobić dla tego maluszka...
UsuńBezsilność jest straszna...
Smutne - trzymam kciuki wierząc, że może zdarzy się cud.
OdpowiedzUsuńSylwka - tylko cud może go uratować! I o tym, że cuda się zdarzają rozmawialiśmy dziś z moim weterynarzem. I jeszcze wierzę...
UsuńCzekam na wieści, bo jakoś tak mi ten bidul ze zdjęcia zapadł w serce. Oby się udało.
UsuńJak dobrze, że jeszcze na tym świecie są ludzie tacy jak Ty. Wrażliwi na krzywdę zwierząt, a z drugiej strony co za bezduszna "gadzina" tak potraktować kociaka. Trzymam łapki za maluszka.
OdpowiedzUsuńMałgosiu - takich jak ja na pewno jest dużo! W to trzeba wierzyć, bo wiara góry przenosi :-)
UsuńDobre serce masz kobieto, kotek walczy, mam nadzieję,że to dobry prognostyk.
OdpowiedzUsuńKrzysiu - tego się z wetem trzymamy od wczoraj, od ósmej rano... Ma niesamowitą wolę przeżycia! Twardy jest! Tylko, że jego mózg tego nie przyswaja...
OdpowiedzUsuńOby stał się cud i kocio wyzdrowiał.
OdpowiedzUsuńUwielbiam koty i tak mi go szkoda.
Bożenna - jeszcze godzina do ewentualnego spełnienia cudu...
Usuńpiękne kocię...
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że wyjdzie z tego....
KonKata
Kasiu - patrzę na zegar - 5 minut...
UsuńTrzymam kciuki! Czas sie kończy, ale może...
OdpowiedzUsuńJa z powodu obawy przed autami swoje koty wypuszczam tylko do woliery. Wcześniej jeden niestety nie przeżył takiego własnie wypadku.
Rybko - dobrze robisz! Właściciele tego kocurka chyba za bardzo liczyli na Opatrzność..
UsuńSzkoda kociny, ale jeśli ma tak mało przezornych właścicieli to może lepiej, że był z nimi tak krótko.Dlaczego nikt nie może pojąć, ze posiadanie zwierzęcia to naprawdę duża odpowiedzialność? Skąd biedny kot mógł wiedzieć,że pałętanie się po ruchliwej jezdni jest niebezpieczne? To przecież jego właściciele powinni zadbać, by nie wyszedł na tak niebezpieczny spacer. Żal mi tego kota, ale z drugiej strony wątpię, by życie z niedowładem łapek i padaczką było dla niego najszczęśliwszym rozwiązaniem.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, ;)
Aniu - masz rację. O tym też dziś rozmawialiśmy z weterynarzem. Jakie go zycie czeka, jeśli przeżyje. Czy warto skazywać go na ciągłe branie leków i stuprocentowe uzależnienie od człowieka? Kot to samodzielny stwór - chodzi własnymi drogami...
UsuńO jej, jaka smutna historia... Dziękuję, Ata, że go zabrałaś z ulicy...
OdpowiedzUsuńJak dobrze,że biedactwo trafiło na Ciebie.Dziękuję z całego serca.
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno
Ja tylko proszę aby pamiętać o jednym: nawet jeśli historia kotka będzie musiała się zakończyć (tfu! tfu!), to i tak zostały mu dane spokojne ostatnie chwile. Środki przeciwbólowe, relanium, obecność życzliwych ludzi i ciepłe miejsce to wyjątkowa alternatywa do samotnego zwijania się z bólu na poboczu drogi. Do końca zachowam pełną nadzieję, ale jeśli nie zdarzy się duży cud, trzeba ze spokojem serca patrzeć na ten mały, który miał miejsce wczoraj.
OdpowiedzUsuńhlip hlip biedactwo :(
OdpowiedzUsuńkiedyś bardzo chciałam być weterynarzem, ale takie właśnie historie uświadamiają mi, że ryczałabym nad losem każdego zwierzaka potraktowanego w taki sposób ;( aż poszłam się do swojego futrzaka poprzytulać, by mnie pocieszył swoim ciepłym "mrrr mrrr" :(
OdpowiedzUsuńBardzo smutno się zrobiło że tak młode kocie życie zostało potraktowane przez innych sk.....li. Dobrze że trafił przynajmniej na końcu do dobrych ludzi, dziękuję za to.
OdpowiedzUsuńSmutne ale i pocieszające zarazem, że jeszcze są ludzi, którzy okazują serce. Pozdrawiam i trzymam kciuki za Kłębuszka.
OdpowiedzUsuńNo i poryczałam się na końcu! Dobra z Ciebie samarytanka!!!!!!!Trzymam kciuki za koteczka!
OdpowiedzUsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńjestes bbbbbbbbbbbbbbbbardzo dobra osoba, pomagasz zwierzatkom, to przykre jest XXI wiek a ludzie nie opiekuja sie swymi bracmi mniejszymi - zwierzetami, smutna historia, pozdrawiam Cie serdecznie i zycze maluchowi ZDROWIA.
pozdrawiam cieplutko,
ania
Ja też mam łzy w oczach... Biedny kociak. Od razu widzę te wszystkie rozjechane futerka na drogach i ulicach...
OdpowiedzUsuńDlatego mój Kot wychodzi tylko na smyczy, mimo że okolica raczej spokojna.
Ninka.
Chyba był wczoraj zły Koci dzień....Moja kicia weszła wczoraj na posesję sąsiadów , wprost w paszcze trzech psów....dobrze ,ze sąsiadka się zorientowała co się dzieje , mała wyglądała bardzo żle , ale żyje .Weterynarz ją obejrzał , zeszył ranę , teraz jest słabiutka , śpi .Ale będzie dobrze .Tak myślę.
OdpowiedzUsuńDobrze ,że Ty stanęłaś na drodze tego kociaka , lub On na Twojej ...
Pozdrawiam :)
ło matko :(
OdpowiedzUsuńBardzo smutno mi się zrobiło. Atuś, Ty zrobiłaś wszystko, co tylko mogłaś dla tego maluszka.
OdpowiedzUsuńAtko!!! no i co???? jak z kotkiem kochana?????
OdpowiedzUsuńKochana jesteś !!Szkoda kociaka :(
OdpowiedzUsuńMasz wielkie serducho i po raz kolejny to udowodniłaś :)
pozdrawiam
Bardzo mokry post i słony...
OdpowiedzUsuńA jak Kłębuszek?
Pani Gospodarz nie ma jeszcze, to ja zrobię spoiler, na wypadek gdyby ktoś nie mógł wytrzymać (osobiście za cholerę nie mogłem).
OdpowiedzUsuńKot żyje, chodzi sam, nawet żreć zaczął jak człowiek, tfu, jak futrzak. Pani Monika zalicza właśnie + 4589324159 punktów do karmy. Tej losowej i pewnie tej kociej :)
Piotrze - wybaczam spoiler! I wcale Ci się nie dziwię :-)))
UsuńDzięki, dobry człowieku, za wieści!
UsuńDzięki Ci, Ato, za dobre serce!
ufff
OdpowiedzUsuńO matko... Co za wieść na koniec dnia :)))
OdpowiedzUsuńRyczę, ale przynajmniej z radości :)
Atko - szacun, już Cię lubię, choć nie znam :)))
Pozdrowienia od moich pięciu futer :)
Aragonte
Aragonte - dziękuję! I wygłaszcz ode mnie te pięć kocich piękności ode mnie i moich dwóch sierściarzy :-))
UsuńPo naszej rozmowie myślałam, że już mnie nic nie zaskoczy, ale ta historia to tylko Tobie mogła się przytrafić.
OdpowiedzUsuńNic bez powodu się nie dzieje.
Kankanko - bo ja jestem taki generator dziwnych sytuacji ;-))
UsuńNic bez powodu się nie dzieje. tak, tak - to też ustaliłyśmy w trakcie telekonferencji ;-))