piątek, 21 października 2016

Biedny mój Fred...

Kot domowy - udomowiony gatunek ssaka  z rodziny kotowatych, o miękkiej sierści, ostrych pazurach, długim ogonie, obdarzonych doskonałym słuchem i wzrokiem.
O refleksie nawet nie wspominam.

Czasem kot popada w konflikt z otoczeniem...

Z różnych powodów - a to pani nie daje jeść, kiedy się kotu ciągle jeść  chce tłumacząc, że i tak gruby jest i przeżarty. 
A to spać nie pozwalają na stole kuchennym na ukochanym przez kota obrusie w truskawki.
A to na noc w domu zamykają wbrew woli rzeczonego ssaka z rodziny kotowatych.

No właśnie - nie zawsze się ten artysta daje dowołać na nocleg domowy.
I kończy się to lekkim dramatem.
Rzadko, bo rzadko, ale jednak...

Mowa o Fredziu.

Noc z wtorku na środę spędził z własnej woli na dworze. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz.

Wrócił, jak zwykle skruszony, kiedy mężu wychodził do pracy.
W tym czasie działałam w kuchni. Fred przyszedł dość mocno utykając na lewą zadnią nogę.
- No co? Znowu ścięgno naciągnąłeś, tłuściochu? Gdzieś ty się szlajał? Wołałam wieczorem, ale mnie olałeś, mówiąc kolokwialnie. - Zagadałam do kota.

Kot nic nie powiedział, tylko zasiadł do michy i nadrabiał zaległości z żywieniowe z całej nocy.
Po czym dostojnie pokuśtykał spać.

On spał, a ja pojechałam do pracy.

Wróciłam po jakiś ośmiu godzinach.

Fred przykuśtykał do michy i zażądał jedzenia. 
Dostał.
Zjadł.
Sądziłam, że zażyczy sobie wyjścia na dwór i będę musiała walczyć z oporną i jęczącą materią puchatego futra, bo niepełnosprawnego kocura nie wypuszczę na dwór pod żadnym pozorem.
No bo jak będzie mógł sprawnie prysnąć na przykład przed psami łażącymi luzem po lesie, bo żaden z właścicieli nie ma zwyczaju stosować się do przepisów i na spacer wyprowadzają obszczymury bez smyczy.
Nie ma najmniejszych szans!
A tu, siurpryza - Fred zjadł, oblizał się i... poszedł znowu spać!

- Uuuu! Koleżko! Nieźle cię łapa boli... - pomyślałam.

Nieco później dopadłam Fryderyka i zaczęłam go "obadywać".

Wymacałam całą łapę. 
Nic. Zero reakcji. 
Pomacałam po udku.
Jak wyżej.

- Fred! No co ci jest? - Zapytałam przeciągając dłonią po całej kociej, lewej kończynie. I poczułam jakby lekką wilgoć na ręce. Przyjrzałam się dokładniej i zobaczyłam, że jedna z poduszek na Fredziowej stopie prawie nie istnieje...

- Oj chłopie! Aleś się urządził! Siedzisz w domu. Nie ma bata. A jutro do weta. Na zastrzyki.

Fred nie był zadowolony z perspektywy kłucia puchatych pośladków...

Następnego dnia, zastałam Fredzia w kuchni na taborecie. Leżał sobie zadowolony z życia i czekał, aż karmicielka łaskawie wstanie i nałoży mięsko do miseczki.

- Jak tam Fred? Dobrze się czujesz? - Zagadałam do pazurzastego.

Fred przeciągnął się rozkosznie całym kotem i wtedy zobaczyłam coś, co mnie wbiło w terakotę:
na lewym udzie miał rozcięcie długości mniej więcej 5 cm. Głębokie tak, że mięsień było widać gołym i zaspanym okiem...
Cięcie równiutkie - wręcz idealne. I głębokie jak Rów Mariański.

- O kur.... czaki! - Obudziłam się na ten tychmiast. 
Ogłosiłam alarm w rodzinie pt: "a niech wyje i błaga - na dwór nie puszczać pod żadnym pozorem!"

Po południu pojechałam z futrzakiem do weta.

Golenie, czyszczenie rany, zastrzyki - czyli norma.

No i problem - jak zabezpieczyć ranę przed lizaniem?

Bandaż zdejmie. Łba mu nie urwę, paszczy nie zakleję "kropelką". 
Chociaż to ostatnie nie takie głupie - odchudziłby się może ciut ;-)

- Mamy dwie opcje do wyboru - taka osłona na nogę, albo kołnierz. Kołnierze w przypadku kotów nie sprawdzają się najlepiej. Koty kiepsko na nie reagują. - Powiedział wet.
- To bierzemy osłonę. - Zadecydowałam szybko, nie chcąc narażać Freda na dodatkowy stres.

Osłonka okazała się być takimi, jakby to rzec,  niepełnosprawnymi rajtuzami. Znaczy - jedna nogawka zawiązywana na grzbiecie w dwóch miejscach czterema trokami.

Fryderyk wykonał pierwsze zrzucenie z siebie gaci po godzinie.

Kolejne rozbiórki poszły mu szybciej: 15 minut, 5 minut, 2 minuty, chwila moment.

Tak więc dziś, zameldowałam panu wetowi, że Fredzio zdecydowanie nie ma inklinacji na zostanie chłopcem z baletu i obcisłe, pięćdziesięcio procentowe trykoty nie leżą w spektrum jego zainteresowań.

W nagrodę za swoją niezłomność, pan Fryderyk dostał abażur naszyjny.

Sądziłam, że to ustrojstwo mocuje się do obroży, ale okazało się, że wystarczy zwykła tasiemka związana pod szyją.
Obiecałam przywiązać etui wspomnianą tasiemką  na koci łeb tak, żeby mu oczy nie wypadły.

Udało się!

Żarówka w zęby i oryginalna lampka gotowa :-D

Kocamber żyje, aczkolwiek jest szalenie nieszczęśliwy, bo się w drzwiach nie wyrabia i klinuje się na futrynie.
Ale przynajmniej nie liże tego, czego lizać mu nie wolno.

Od razu informuję: Fred z głodu nie padnie. Zdejmuję mu tę tubę jak ma jeść, siedzę nad nim, jak kat nad dobrą duszą i jak kończy konsumpcję, zakładam mu plasticzaną ozdobę na zad. Znaczy na szyję, nie na zad ;-)

Koci koszmar?
Pewnie tak.

Ale biedny Fredek nie wie, co go czeka w niedzielę... To dopiero będzie horror!

Otóż "nieludzki" doktor wyjeżdża i to JA osobiście, temi ręcami, oprócz czyszczenia rany (robię to 3 razy dziennie, jak coś) będę musiała zaaplikować mu zastrzyk.
W dupsko. 

Biedny mój Fred... ;-) 



7 komentarzy:

  1. Oj, biedny Fred, oj, biednaś Ty:)
    A w sumie brawo TY, kot i tak jest dopieszczony:)
    Swoją droga, ciekawe, kto go tak urządził, bo jak równe cięcie, to raczej nie rywal? No chyba , że gdzieś "na płocie' zahaczył futrem.
    Nieważne, ważne, by ozdrowiał zanim zwariujesz od tego dawania zastrzyków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaskółko - chyba wiem, gdzie się tak załatwił. Po sąsiedzku mamy zdziczały ogród. W ogrodzeniu jest dziura, a przy niej stoją szyby. I to pewnie tam się zahaczył. Bo cięcie jest idealne i równiutkie.

      Usuń
  2. Ufff, dobrze, że nie przeciął sobie ścięgna!
    Chyba nigdy nie pojmę dlaczego naród pozwala psom biegać po lesie luzem.
    Z drugiej strony podobno jest jednak sporo bezdomnych psów w okolicznych lasach.Znawcy tematu twierdzą, że są w Polsce miejsca ulubione przez tych, co to na wakacje jadą i pies im przeszkadza.
    Biedny Fredzio a i TY nie masz radośnie.
    Trzymaj się;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdrówka dla Fryderyka życzę i wytrwałości dla pielęgniarki. I Ty mu ten ZASTRZYK w dupsko sama dasz i nawet ręka Ci nie drygnie? Szacun.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. ZASTRZYK!!! SAMA? Biedny Fredzio i biedna TY - mam nadzieję, że Fredzio wyzdrowieje, bo ogromnie się zmartwiłam. Życzę zdrówka Fredziowi.
    Serdecznie pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  5. moja kotka wyszła z ubranka po operacji guza za pierwszym razem rozwiązując środkowy trok na grzbiecie, a za drugim pierwszy za głową, pomogły podwójne kokardki

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedny Fred..ucałuj go ode mnie w szare czółko..Ewa z Wrocławia.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)