Bo nie lubię szycia pod presją czasu i oczekiwań zamawiającego.
Lubię szyć, bo lubię. Ale na moich warunkach. Czyli wtedy, kiedy mi się chce, kiedy mam czas, wenę i potrzebę pogarbienia się nad maszyną.
Żadnych przymusów, żądań i życzeń!
Po prostu ma mi to sprawiać przyjemność i nie ma być karą za grzechy faktyczne i wydumane.
Ale...
Ale zasady są jak przepisy prawa: istnieją po to, żeby je łamać ;-)
Się złamałam.
No bo jak się oprzeć błękitowi oczu?
Jak można być obojętnym na klapanie rzęsami pod własnym adresem?
Jak można, mówiąc kolokwialnie, olać przymilny i promienny uśmiech?
Jak sprzeciwić się jakże słodkiemu:
- Noooo weeeeeźźźź mi coś uszyj... I niech to coś będzie narzutą, proszę...
No można! Ale trzeba chyba być z kamienia :-D
Moja konstrukcja zewnętrzno-wewnętrzna jest raczej miękka i ulegam takiej eskalacji lizusostwa.
Zwłaszcza, że wypłynęła z dziecka własnego młodszego, czyli Aniusi mojej prywatnej.
Otóż dziecię me stwierdziło, że przydałaby się jej narzuta na łóżko.
- Przecież masz! Dopiero co ci uszyłam kocią!
- Ale chciałabym na zmianę mieć!
- Spadaj na drzewo! - powiedziałam przyjaźnie progeniturze.
- Noooomamoooonoooweźźźź!!!
- Wypad, rzekłam! Zdania nie zmienię!
- .... (tu było kłapanie rzęsami nad błękitami)
- Nie!
- .... (uśmiech plus to co wyżej).
- Nie mam pomysłu...
No i to zdanko mnie pogrzebało, bo młoda młodsza na ten tychmiast zasypała mnie zdjęciami narzut znalezionych w necie.
Niestety, moja asertywność tradycyjnie legła w gruzach, bo mało roztropnie wyraziłam się pod adresem jednego ze zdjęć słowami mniej więcej:
- O! Fajna!
- To mi ją uszyj!
Cóż było robić? Ino siąść i szyć ;-D
I tak oto powstała kolejna w mojej "karierze" patchworkaskiej narzuta na łóżko:
Szybko się pisze, ale zdecydowanie wolniej się szyje...
Pierwsze wycinanki zrobiłam dokładnie 25.09!
A ostatnie wbicie igły miało miejsce wczoraj ok. godziny 20:00!
Jak widać, czas szycia nie powala na kolana.
I nie dlatego, że narzuta jest jakaś okropnie trudna, czy skomplikowana w szyciu.
Nie. To najzwyklejszy herringbone patchwork.
Ja po prostu nie mam czasu!
Szyłam ją z doskoku i od czasu do czasu.
Oto grafik moich działań:
08.10 pierwsze rozłożenie tego, co pocięłam:
09.10 - drugie rozłożenie (z grubsza) już z kolorowymi elementami:
16.10 - koniec zszywania tego, co podziabałam.
Top leeeeżyyy i czeka na przypływ czasu...
18.10 - czas się na chwilę pojawił - skanapokowałam.
Kanapka leeeżyyy i czeka na przypływ czasu...
29.10 - rozpoczęcie pikowania.
Następnie wszywanie lamówki.
Najpierw maszynowe, a potem po lewej stronie ręczne:
Ten punkt programu zdecydowanie najbardziej lubię, chociaż jest bardzo pracochłonny.
To taka wisienka na torcie :-D
Tą wisienką delektowałam się dokładnie sześć godzin. Z zegarkiem w ręku.
A dziś mogłam wyjść w sad latem zielony, teraz kolorowy i zrobić fotki najnowszego uszytka.
W różnych pozycjach.
Wertykalnej:
Horyzontalnej:
W zwisie niechlujno-niedbałym:
W stanie rozkładu trawnikowego od boku:
Oraz rozkład trawnikowy ąfas, czyli trapezy rulesss! :-D
Na tym zdjęciu dobrze widać rozkład kolorów.
Dodanie ich było pomysłem Ani, czyli przyszłej właścicielki narzuty.
Dzięki tym kolorowym plamom narzuta nie jest nudna i grzeczna.
Ba! Buńczucznie stwierdzam, że nawet ociera się o styl modern ;-)
W sumie nieważne jaki to styl. Ważne, że Ania jest zadowolona z nowej narzuty i już ją użytkuje.
A ja się cieszę, że W KOŃCU udało mi się SKOŃCZYĆ tego pa(o)tworka. Bo wisiał nade mną jak miecz Damoklesa i po nocach się śnił :-D
Teraz dane techniczne:
- rozmiar - 220 cm na 140 cm
- bawełna szara, kolorowe materiałki, wypełnienie i lamówka kupione u Ewy
- plecki z flaneli i białą bawełna kupione gdziekolwiek,
Cóż mogę dodać na zakończenie?
Przyroda próżni nie lubi, więc korzystając z wolnego późnego popołudnia zaczęłam szyć coś nowego.
Nie jest to narzuta.
I nie na zamówienie :-D
I może skończę toto w jakimś przyzwoitym czasie, a nie po wieeeelu tygodniach.
CUUUUUDO ! A te kolorowe dodatki ech ... no pięknie. Aż żałuję, że ócz niebieskich nie posiadam i firany rzęs długich też nie. A z resztą nawet gdyby to jak machać nimi na odległość;)
OdpowiedzUsuńIwonko - dziękuję :-) Sądzę, że nie musisz machać w moim kierunku rzęsami, bo przecież szyjesz tak piękne rzeczy, że uszycie takiej narzuty nie sprawiłoby Ci najmniejszych problemów :-)
UsuńChylę czoła! Podziwiam Cię, bo to okrutnie dużo pracy wymaga. Może i to w nomenklaturze patchworku rzecz prosta i nieskomplikowana, ale roboty z tym masa. Wyszła ślicznie! Szczęściara z tej Ani.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Aniu - to prawda. Nie jest to skomplikowane, ale roboty przy niej było huk! Dobrze, że to już za mną :-))
Usuń"To najzwyklejszy herringbone patchwork."
OdpowiedzUsuńJa cie kręcę, najzwyklejszy....poległam :(
fajnie zestawiłaś kolory. Bardzo mi się podoba ta narzuta. Jednak, po raz kolejny, stwierdzam- zabawa nie dla mnie.
A na zieleń ócz nie dałabyś się skusić?
Jaskółko - na zieleń ócz dam się skusić, pod warunkiem, że to będą oczy mojej starszej córki ;-D
UsuńNo cóż, zawsze aktualne jest hasło: "Rodzina najważniejsza" i ja to uznaję.
UsuńSuper! Super! No i ta lamówka, co juz wspomniałam :)
OdpowiedzUsuńJocia - dziękuję jeszcze raz za pochwały :-)) Inna lamówka po prostu nie miałaby tu racji bytu ;-)
UsuńFajna młodzieżowa narzuta. Masz przepis jak taką uszyć?
OdpowiedzUsuńMadam - skoro uszyłam, to znaczy, że wiem jak :-D Przepisu do tego nie potrzeba: tniesz kwadraty, zszywasz je, tniesz po przekątnych, składasz we wzór, zszywasz, pikujesz, lamówkujesz i już :-)
UsuńAlbo zszywasz pasy i tniesz po ukosie :P
UsuńTyż można :-D
UsuńFantastyczny efekt - podziwiam za ręczne szycie lamówki i nie tylko
OdpowiedzUsuńOkko - bardzo lubię podszywanie ręczne. Mogę sobie wtedy rozsiąść się na moim fotelu robótkowym, wygodnie się oprzeć i bez pośpiechu delektować się ulubionym zajęciem :-)
UsuńRzeczywiście, super narzuta , prosta i elegancka
OdpowiedzUsuńWanda - dziękuję :-) Ania takie lubi: proste, bez udziwnień :-)
UsuńPodziwiam.
OdpowiedzUsuńPodziwiam narzutę, jej piękno. Podziwiam Ciebie, za ogrom włożonej pracy i jej staranność.
Pozdrawiam ciepło
Dendrobium - dziękuję bardzo za miłe i ciepłe słowa :-)
UsuńDawno nie zaglądałam... ani do ciebie ani nigdzie(do siebie też nie). Bardzo podoba mi się ta narzuta. Na tyle, że chciała bym sobie taką poszewkę uszyć na jaśka. Nigdy nie szyłam patchworków, ale może dam radę. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMięta - służę pomocą, jak coś :-)
UsuńFajnie, że wróciłaś :-))
Fajna :-) Jasna, lekka i przyjemna. Dodanie kolorów absolutnie słuszne,taka szaro-biała byłaby jednak jakby nieskończona :-) Bardzo mi się podoba :-)
OdpowiedzUsuńPatchTworki - poza tym taka szaro-biała byłaby okropnie nudna i zbyt grzeczna :-)
UsuńPiękna, niby taka prosta, a ile przy niej roboty :) Do tego jesteś super mamą: dwie własnoręcznie zrobione narzuty, żeby dziecko miało na zmianę ! Niech dziecię doceni taka jaka ma matkę :D
OdpowiedzUsuńEwa - dziecię docenia :-) I to bardzo :-))
UsuńBardzo mi się podoba! Kolorowe akcenty świetnie pasują i dodają charakteru :)
OdpowiedzUsuńMoje duże projekty są bardziej długodystansowe - liczę je w latach a nie w miesiącach ;)) Dlatego tym bardziej chylę czoła, bo mi często w trakcie wpadają inne uszytki co zdecydowanie wydłuża czas oczekiwania na ostatni szew!
Pozdrawiam, również zamawiającą ;)
Kamila
Kamila - mam parę projektów niewykończonych od lat baaardzo wielu :-D Do rekordzistów należy obrus hardangerowy, który nie może się doczekać wykończenia od 8 lat :-D
UsuńKolorowe akcenty dają cały smaczek !
OdpowiedzUsuńA taka zamawiająca jest najlepsza
Kasiu - dziękuję :-) Takim zamawiającym trudno odmówić ;-)
UsuńZdecydowanie zazdraszczam! Przepiękna!
OdpowiedzUsuń