Poczytałam, pokiwałam głową i stwierdziłam, że temat super i w ogóle...
Ale przecież ja w te wakacje nigdzie nie wyjeżdżam, to i kartki wspomnieniowej nie uszyję.
Bo plany miałam inne.
Bardziej przyziemne i całkowicie udomowione.
Czyli trzeci rok z rzędu MALOWANIE!
Nie pejzaży, nie martwych natur, ani nie portretów. Ściany mnie wzywały. I sufity.
Malowanie sprzed lat trzech już opisywałam o tu.
W poprzednie wakacje postanowiłam odmalować tylko jeden pokój i łazienkę górną.
No to pomalowałam
Ale stwierdziłam, że głupio wyglądają takie świeżutkie pokoje (prawie wszystkie) przy niedomalowanym przedpokoju tzw. górnym.
No to go machnęłam.
W tym momencie klatka schodowa przestała być kompatybilna z górą domu.
No to co jej miałam żałować? Pomalowałam
Natychmiast upomniał się o swoje przedpokój dolny.
Też dostał swoją porcję farby.
Zaszlochała kuchnia stęskniona za zapachem świeżej farby.
Niech ma!
Łazienka dolna nic nie mówiła, bo jest mała i nieśmiała.
W nagrodę też została odmalowana.
Zostały mi tylko dwa pokoje. Na górze i na dole.
Sporo ścian i koszmarne płachty sufitów...
Odłożyłam zabawę w malarza na rok, czyli do aktualnych, ciągle jeszcze trwających wakacji.
Zabawę zaplanowałam od ostatniego, górnego pokoju.
Zaczęłam dokładnie dwa dni po ogłoszeniu, wspomnianego na początku wpisu, konkursu.
I tak se machałam wałkiem beztrosko w tę i na zad. I tak podziwiałam jak się robi ślicznie i czyściutko. I w trakcie tego machania i podziwiania rozmyślałam o konkursie.
- Faaajny ten konkurs. Taki inny. Taki "ludzki". Szkoda, że nie będę miała żadnych wspomnień wartych uszycia... A może by tak jakieś marzenie uszyć? Iiii tam! Bez sensu!
Jedyne marzenie to ja mam w tej chwili takie, żeby mieć już pomalowane, poustawiane i w ogóle, żeby do normalności domowej wrócić. Na słoneczko, na dworek wyjść. Weź ty lepiej babo pędzel w łapę i kąciki poobrabiaj.
Się postawiłam do pionu, pomalowałam raz, a potem drugi raz. I stanęłam zachwycona własnym dziełem.
- Boszssz! Jak cudnie! Jak jasno! Jak czyściutko! Normalnie czuję się jak kopytkujący jednorożec rzygający tęczą!!!
No i w tym momencie spłynęło na mnie olśnienie!
TĘCZA! TAK! TO JEST POMYSŁ!
Tęcza z pędzla! I słońce kuszące! Za oknem!
Ha!
Po niecałych dwóch tygodniach od rozpoczęcia armagedonu domowego, miałam już wolne i wcieliłam swoją wizję w życie.
I tak oto powstała pierwsza karteczka:
Pędzel jest? Jest!
Tęcza jest? No ba!
Słoneczko kuszące za oknem? Obowiązkowo!
No i do tego po raz pierwszy uszyłam coś metodą confetti (tak sądzę ;-) ).
W poczuciu dobrze spełnionych obowiązków usiadłam spokojnie na dworku i...
I podeszwy zaczęły mnie swędzieć.
- Wakacje w sumie jeszcze potrwają, a ja odczuwam deficyt wrażeń i odpoczynku. Takiego prawdziwego, na wyjeździe. Hmmm... Trzeba było o tym myśleć wcześniej, a nie teraz. Ale... A może by tak na Hel...
Od myślenia do działania u mnie droga krótka.
Telefon w garść. Dzwonię do kochanej, helowskiej duszy z pytaniem i prośbą.
- Oj kochana! Teraz? W pełni sezonu? Co ja ci znajdę? Jaki ma być pokój?
- Trzy osoby, najchętniej z łazienką i żeby ze skóry nie obdarli.
- Łoooo... No nie wiem, nie wiem... Dobra. Popytam, poszukam i oddzwonię. Ale nie wcześniej niż w niedzielę. Ale wątpię.
Był to piątek, jak coś.
Trzy godziny później miałam wynajęty pokój zgodnie z oczekiwaniami :-D
Tydzień później smażyłam się w doborowym, jak zwykle, towarzystwie nad ukochanym Bałtykiem, w najpiękniejszym miejscu na ziemi.
No i temat na kolejną karteczkę jakby sam się nasunął.
Ale zbyt oczywisty jak dla mnie.
- Może? Plaża? Eeeee... Wolę coś innego.
Od lat kocham haft kaszubski we wszystkich jego odmianach.
Tak więc niewiele myśląc skopiowałam wzór z tej strony, skanapkowałam szmatki i za pomocą zwykłego Singera Brillance wyszyłam/uszyłam karteczkę:
Tak...
Dwie już mam. Trzeciej już nie stworzę. No chyba, że zmienię zdanie ;-)
Miałam dużo frajdy przy szyciu. A jeszcze większą przyjemność odczuwałam, jak spływało na mnie olśnienie :-D
Obie bardzo polubiłam, ale szczególnym sentymentem darzę tę ze wzorem haftu.
Dlaczego? No bo przypomina mi lenistwo na Helu ;-D
Karteczki póki co są jeszcze u mnie w domu, ale za kilka dni wyślę je do Karoliny.
Zachęcam Was do wzięcia udziału w konkursie. To bardzo fajna zabawa zmierzyć się z czymś tak małym (10 cm na 15 cm).
No i wymyślając tematykę kartki można rozruszać szare komórki nieco przyćmione wakacyjnym lenistwem ;)
Wszystkie zdjęcia w tym wpisie są autorstwa mojej starszej córki Joanny
Jakie ladne karteczki!
OdpowiedzUsuńTego jeszcze nie probowalm :)
Spróbuj, Basiu. Do 5 września jeszcze sporo czasu :)
UsuńCudnie to opisałaś. A bardzo ładne i w temacie.
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
UsuńŚliczne karteczki. Opis zmagań z malowaniem cudny. U mnie ściany także wołają ale jest to raczej wołanie na puszczy bo nie mam siły zabrać się do roboty. A nad kartkami myślę od początku konkursu i też jakoś wena nie przychodzi. Heh, trzeba chyba rzeczywiście poszukać wokół siebie... :) Super, że udało Wam się jednak wyjechać w ulubione miejsce.
OdpowiedzUsuńKasia - najgorsze w malowaniu jest szykowanie do malowania. Boszsz! Pół życia na tym schodzi! Bo potem to już leci szybciorem.
UsuńMyśl o kartkach i wprowadź myśli w czyn, bo to fajny konkurs :-)
Malowanie - myślałam, że tylko ja mam takiego hopla na tym punkcie :D I widzisz olśnienie samo przyszło. Śliczne kartki, kolorowo, ludowo tak jak lubię :)
OdpowiedzUsuńKarolina - czyli są nas dwie - maniaczki pędzli i wałków :-D
UsuńDziękuję za miłe słowa :-)
cudne karteczki, naprawdę wyjątkowe
OdpowiedzUsuńDziękuję! Powiem Ci, że dziewczyny poszyły takie cuda, że moje są daaaleko w tyle za nimi. Ale co się pobawiłam, to moje :-)
UsuńKarteczka z pędzlem jest genialna !
OdpowiedzUsuńEwa - zaraz tam genialna :-D Normalka wakacyjna u mnie ;-)
UsuńFajne karteczki obie, ale ta z pędzlem niesamowicie pomysłowa!!
OdpowiedzUsuńBasiu - sam się nasunął. Jak człek pędzlem trzeci rok z rzędu macha, to i pomysły głupie mu do głowy przychodzą :-)
UsuńŚwietne obie, super wyszła ta kaszubska!
OdpowiedzUsuń