Wprawdzie nie jest to mój blog o garach i o gotowaniu, ale jakoś tematyka wpisu idealnie pasuje do tego akurat bloga.
No więc.
Przedwczoraj byłam z wizytą przyjaźni u bardzo miłej osoby.
Ploteczki, pogaduchy, oglądanie miliarda pięknych szmatek, mizianie kocambra i dalsze Polek rozmowy...
Czas płynął szybko i niepostrzeżenie.
Mus coś zjeść. Koleżanka zarzuciła na obiad karkówkę pieczoną z pieczarkami w sosie.
W stosownym czasie rzeczona świńska część kadłuba powędrowała w naczyniu żaroodpornym do piekarnika na przepisową godzinę, a my ponownie rozpłaszczyłyśmy się zrelaksowane w fotelach, kontynuując rozmowy różne.
Po mniej więcej pół godzinie gościnna pani domu zerwała się z okrzykiem:
- O q...wa! SOS!
No cóż...
Niewiele brakowało, a byłaby karkówka w sosie bez sosu...
Ponieważ karkówka bardzo mi posmakowała, postanowiłam zapodać ją na obiad mojej rodzinie w dniu dzisiejszym. Tak więc wczoraj poczyniłam stosowne zakupy. Niewiele kupowania było, bo prawie wszystko miałam. Nawet ocet balsamiczny. Oraz karkówkę. Brakowało mi (wg. mnie!) jedynie cebuli.
Stoję ja sobie w kolejce do kasy, paczam z zadowoleniem na taśmę z niewielką ilością produktów i...
I nagle olśnienie!
- O q..wa! PIECZARKI!
Karkówka pieczona z pieczarkami w sosie bez pieczarek brzmi trochę głupio...
Udało się! Pieczarki kupiłam. Karkówkę zapodałam. Rodzinę przekarmiłam.
Nie dali rady końskim porcjom. Dzięki temu mam obiad na dwa dni z czaszki :-D
A teraz moje wczorajsze wyczyny kulinarne.
Schabowe nietypowo miałam trzy sztuki. Osób chętnych teoretycznie cztery.
Ja zrezygnowałam z chabaniny bez żalu, bo wolałam posilić się śledziami mistrza szklarskiego.
(Nie szukajcie przepisu, bo go zwyczajnie nie ma sieci. Jak opublikuję, to będzie ;-) )
Tak więc tym samym kotlety były w stosunku jeden do jednego.
Wrzuciłam je do piekarnika razem z frytkami do upieczenia. Zamknęłam piekarnik i poszłam w cholerę szyć.
Po mniej więcej 25 minutach zlazłam na dół w celu ogólnego ogarnięcia kuchni i zapodania rodzinie obiadu.
Idę do piekarnika, a tam...
Frytki jak były blade, tak blade sobie dalej były. Żadnej zmiany.
Tknięta złym przeczuciem wetknęłam rękę do piekarnika, a tam zimno jak w prosektorium!
Piekarnik umarł, zapytacie.
Nieeee...
Działa.
Tylko że jak się włącza termoobieg, to trzeba też drugim pokrętłem włączyć grzałkę...
Sama z siebie nie zadziała.
Rodzinie wygłodzonej usiłowałam wmówić, że to wina frytek wrednych niepiekliwych, że piekarnik się psuje i ogólnie NIE MAM POJĘCIA O CO KAMAN!
Tja...
Z głodu nie padli. Dali radę. Obiad dostali bardzo nieco później niż zwykle. I ŻYJĄ!
I do tego wpisu nie mają pojęcia, dlaczego tak długo czekali na strawę :-D
W sumie nie powinnam tego pisać, bo będę miała przechlapane po całości, ale co tam! Jest ryzyko, jest zabawa ;-)
Dawno mnie u Ciebie nie było :) A u mnie tyle zmian - założyłam sklepik internetowy. Może zajrzysz? http://pracowniasielskachata.pl/
OdpowiedzUsuńDorota z Sielskiej chaty
Dorota - byłam u Ciebie i jestem pod wrażeniem! Wszystko sama zrobiłaś?
UsuńAle my byśmy nie wiedziały, że to nie tylko nam się zdarza :)ostatnio długo czekałam na zagrzanie zupy....... Po czasie pomogło odpalenie palnika :)
OdpowiedzUsuńJustynko - taaa... Faktycznie podgrzanie zupy znacznie przyspieszy odpalenie palnika :-D
UsuńSkąd ja znam takie przypadki... Bywa też, że idę do kuchni wyłączyć palnik, a po jakimś czasie spędzonym z haftem lub np z koralikami w kuchni jakoś ciemno się robi. Samo życie ....
UsuńSłodkie! Pisałam niedawno, że zakochałam się w kuchence indukcyjnej- to prawda, ale czasem się zagapię, pomyli mi się gdzie mam nacisnąć i buzuje mi się nie pod tym garnkiem o którym myślałam. No ale to kwestia kilku sekund, przytomnieję i wszystko wraca na właściwe tory.Nie mniej gotowanie na kuchni indukcyjnej jest super-jest znacznie szybciej niż na gazie i znacznie mniej czasu spędzam w kuchni.
OdpowiedzUsuńAniu - u mnie kuchnia indukcyjna nie wchodzi w grę. Mam tak dziwacznie zrobioną instalację, że notorycznie wywalałabym korki. Bo jak mam włączony piekarnik i zmywarkę, to czajnik już przeciąża instalację w kuchni i pozbawiam prądu połowę domu :-D
UsuńZdolniacha. A przepisem na karkowke sie podzielisz? Bo mnie zazwyczaj wychodzi trudnozjadliwa
OdpowiedzUsuńTeresa - podzielę się, tyle, że ona jest potwornie niefotogeniczna :-D
UsuńHaha uśmiałam się. Nie ma jak wypadki w kuchni. Ja ostatnio robiłam sos z przypalonej mąki a mąż boki zrywal jak patrzył na mój wyczyn:-)
OdpowiedzUsuńOstatnio padł mi piec kuchenny po 22 latach- chyba miał prawo, nowy ma też 2 palniki i 2 płytki tyle,że kurki zamienione miejscami i już parę razy się złapałam na tym, że kotlety mi się mocno smażą , a ja wszak skręciłam palnik, tiiiaaa tyle ,że nie pod patelnią, a pod czajnikiem i dlatego czekam tak długo na wrzątek, było tęż ,że poszłam po chleb, a wyszłam z siatą zakupów ale.... bez chleba
OdpowiedzUsuńot życie..
Oooo, widzę, że nie tylko ja chcę coś piec bez temperatury :)) I tak samo tłumaczę, że to chyba piekarnik się psuje... :)
OdpowiedzUsuńKażdemu się może zdarzyć; najważniejsze, że rodzina nie przeżywała tego zbyt mocno.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia :)