sobota, 3 marca 2018

Maszyna story

Jak już pisałam w poprzednim poście maszyna mi się wykrzaczyła na śmierć i na amen.
Po pierwszym szoku, ogarnęłam się co nieco i wygoglałam autoryzowany punkt napraw maszyn Janome.
Zgadnijcie, co mi "wywaliło" na dzień dobry? Osławioną i reklamowaną wszem i wobec firmę eti.
No to zadzwoniłam do serwisu i po krótkiej wymianie zdań, dowiedziałam się, gdzie mam zgłosić felerną maszynę, co mam wypełnić i już.
Tak też uczyniłam.
Kurier przyjechał, maszynę odebrał. Przemilczę awanturę z rzeczonym kurierem, któremu nie pasowało, że jestem w pracy akurat wtedy, kiedy jemu pasowało podjechanie do mnie...
Minęły dwa dni od pożegnania maszyny.
Jest piątek - tydzień temu.
Jestem w pracy, zasuwam na wysokości lamperii, bo muszę skończyć bardzo pilną robotę właśnie wtedy, a nie w poniedziałek!
Dzwoni telefon. Na linii serwis, wspomnianej wyżej, autoryzowanej firmy naprawczej.
- Dzień dobry. Mamy pani maszynę, ale nie możemy jej naprawić.
- O mój Boże! Aż tak jest zepsuta?!
- A nieeee... Znaczy nie wiem, bo my jej nie naprawimy.
- ????????
- No bo maszyna nie była kupiona u nas.
- No i? Przecież jesteście AUTORYZOWANYM punktem napraw Janome?
- Tak, ale tylko dla maszyn kupionych U NAS!
- Aha...
- A pani serwis jest w strimie, czyli tam, gdzie pani maszynę kupowała.
- Nie rozumiem. Przecież jesteście AUTORYZOWANYM SERWISEM maszyn Janome.
- Tak jak mówiłem: tylko dla maszyn kupionych u nas.
- Nie sądziłam, że autoryzację wydaje się wybiórczo i dość losowo. Dziwna praktyka.I co teraz?
- Pani się nie martwi. Podrzucimy ją do chłopaków ze strimy, bo blisko mamy.
- Aha...
- Do środka włożymy kartkę z pani danymi.
- Ok. Podrzucajcie i wkładajcie...

Przypominam, że to był piątek, 23.02. Maszynę zgłosiłam do naprawy 19.02 (poniedziałek).
Przeczekałam cierpliwie poniedziałek (26.02), wtorek (27.02). I ciągle nie miałam żadnej informacji od strimy, że maszyna jest już u nich.
W środę (28.02) pękłam w okolicach godziny 14:00 i zadzwoniłam do eti z pytaniem, gdzie właściwie jest moja maszyna?!
Odpowiedź była lekko oburzona:
- No jak to gdzie?! Myśmy ją JUŻ dostarczyli do strimy. Na pewno coś już z nią robią. Ja dam pani telefon, tam jest pani Lucynka i ona wie wszystko.

No spoko. Zadzwoniłam do strimy.
Pani Lucynka okazała się być panią Alinką.
Wyłuszczyłam jej w czym problem i usłyszałam, co następuje:
-Aaaa! Ta Janome! Dziś do nas ją przywieźli i dlatego kojarzę o czym pani do mnie ROZMAWIA.

O tempora! O mores!
Ja rozumiem i sama stosuję dość luzacki styl mówienia, ale nie do licha w sprawach jakby nie było służbowych!
A po drugie: eti rozmawiało ze mną chwilę przedtem w tonie typu: dawno temu już mają pani maszynę, ale się opierd...zapewne.
Zapewne.
Ciąg dalszy wypowiedzi pani Alinki nie nastroił mnie bardziej pozytywnie:
- Teraz nic z nią nie zrobimy, bo serwisant jest chory. Ale powiedział, że po niedzieli zajrzy do niej.

Nie wiem, po której niedzieli - pani Alinka nie sprecyzowała.
Skapitulowałam cokolwiek i powiedziałam:
- Dobrze. Spokojnie. Aż tak mi się nie spieszy. Najważniejsze jest to, że wiem, że maszyna jest już u państwa, bo czułam się mocno zaniepokojona brakiem jakiejkolwiek informacji.
- No to już pani wie.

No wiem. Spoko. Luz. Nie spinaj się, Ata. Wszak brak maila lubi telefonu w kwestii informacji o miejscu pobytu dość cennego sprzętu, to taki niuans nie wart większej uwagi i nerwów...

Teraz małe podsumowanie:
osławiona i tak pozytywnie rekomendowana firma eti dała doopy, moim zdaniem.
Bo w trakcie rozmowy z serwisantem, powinno paść kluczowe pytanie:
- Czy maszyna była kupiona u nas?
Takiego pytania nie było. Szkoda.

Sprzęty w domu mam różne. I jak się psuły w ramach gwarancji, to kontaktowałam się z autoryzowanym serwisem napraw. Ale jak widać, człowiek uczy się przez całe życie, a i tak głupi umiera...

16 komentarzy:

  1. Niestety, świat schodzi na psy, a rzetelność zawodowa to dotyczy już chyba tylko wąskiej grupy dinozaurów. Nie chciałabym trafić na lekarza z takim podejściem. Życzę, żeby szybko wróciła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano właśnie. A my, biedne żuczki, możemy tylko zaciskać zęby ze złości i robić dobrą minę do złej gry...

      Usuń
  2. Niestety, tak to chyba już teraz jest ... Zgadzam sie z wypowiedzią powyżej.
    Też życzę aby szybko wróciła - NAPRAWIONA!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak widać nowe wraca, dobra zmiana zalała wszystko!
    Nie zostaje Ci nic innego "Jak do nich co 2 dni rozmawiać".
    Kurczę, nawet za przysłowiowej komuny autoryzowane serwisy przyjmowały bez problemu sprzęt, który miały z założenia serwisować.I nawet w dniu przyjęcia określały prawdopodobny termin wykonania pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu - w tym przypadku dobra zmiana nie ma nic do rzeczy. Po prostu - firmy się rozdzieliły i każda działa na swoim ciasnym podwórku.

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Marzenko - ano przykre, ale kiedyś przecież ta przykrość minie :-) Tej wersji się trzymam ;-)

      Usuń
  5. Nasuwa mi się tylko jedno przysłowie "Kogo nie boli, temu powoli". Żadnej z tych osób nawet przez myśl nie przeszło, że ta maszyna może być Twoim narzędziem pracy, a przecież gdyby tak było,to każdy dzień nie zarabiania, byłby dla Ciebie uciążliwością i nawet L-4 nie mogłabyś wziąć. Trzymam kciuki za szybkie i pomyślne załatwienie sprawy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwonko - na szczęście nie szyję zarobkowo. Ale faktycznie, masz rację. Gdybym na niej pracowała, to byłoby kiepsko...

      Usuń
  6. kurcze, jak bym pewne osoby w pracy widziała...
    czyli po najmniejszej linii oporu....
    trzymam kciuki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu - na władzę nie poradzę. Muszę czekać...

      Usuń
  7. a dlaczego nie szyjesz ręcznie heksów :D ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewa - jakoś nie czuję do nich pociągu. Mam ich sporo już gotowych, ale jakoś mnie nie wołają ;)

      Usuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)