piątek, 20 listopada 2009

Bombuś


Bombuś to kot. Dokładnie kot rasy syjamskiej.
Urodził się 23.04.1993.
Najpierw wyjaśnię, skąd takie imię.
Bombuś przyszedł na świat... w kurniku ;-). Miał 2 siostry. Jedna była zwykłą, uroczą dachową koteczką, a druga prześliczną srebrną persicą.
Kiedy kociaki miały tak koło 4 tygodni kocica po prostu je zostawiła i poszła w tango dorabiać kolejne pokolenia sierściuchów.
Syjamy rodzą się prawie łyse, więc Bombuś pozbawiony ciepłego futerka mamy złapał dość silne przeziębienie. Chodziłyśmy z nim do lekarza o nazwisku Bąbik. Moje dziecko (wówczas jedyne) słysząc, jak rozmawiam z Mamą, że trzeba znowu iść do Bąbika na kolejny zastrzyk, szybciutko złożyła sobie kota i weterynarza i wyszło takie coś:
Bąbik + kotek = Bąbek.
Żeby jednak skojarzenia nie były zbyt bliskie i może niezbyt miłe dla sympatycznego weterynarza, szybko przechrzciłyśmy kota na BOMBEK.
Oczywiście, wytłumaczyłyśmy panu doktorowi, skąd się wzięło takie dość podobne fonetycznie do jego nazwiska imię.
O dziwo dr Bąbik był mile zaskoczony, a nawet zadowolony :-).
Bombuś jak na "błękitną krew" przystało zachowywał się u pana doktora w sposób elegancki i bardzo zrównoważony. Z godnością znosił wszystkie zastrzyki, oglądanie uszu, zębów itp.
Do czasu...
Pewnego dnia przytrzasnęłam nieszczęśnika drzwiami. Strzeliłam go tak mniej więcej na wysokości bioder.
Zaznaczam, że NIECHCĄCY! Nie zauważyłam go, a drzwi zamykałam "z łokcia", bo ręce miałam zajęte.
Następnego dnia Bombek zwlókł się z łóżka opierając się tylko na przednich łapach, a kompletnie bezwładny zadek ciągnął za sobą nie bardzo rozumiejąc, co się stało.
Moja Mama podniosła lamet:
-O Jezu! Kota mi zabiła! Uśpić go teraz trzeba będzie! Kręgosłup w drzazgach!
Zapakowałam więc paralityka do samochodu i pojechałam z nieszczęśnikiem do znajomego weterynarza.
Postawiłam futrzaka na stole i tłukąc czołem w blaszane obicie, powiedziałam jak skrzywdziłam i prawie zabiłam pupilka własnej Matki.
Bombuś stał sobie spokojnie na dwóch przednich łapach i nic sobie z tego nie robił, że doktor majta mu biodrami we wszystkie boki i strony.
-To rwa kulszowa, Zwykły zbieg okoliczności. Uszkodzić kotu kręgosłup wcale nie jest tak łatwo. Dostanie zastrzyk i będzie ok. Dla formalności zmierzę mu jeszcze temperaturę.
Co powiedział, chciał wprowadzić w czyn.
Jednak ledwo uniósł kotu ogon rozpętało się piekło!
Spokojny dotąd kot dostał ataku furii!
Wyszczerzył kły, wydał z siebie głuchy warkot i pazurami usiłował złapać za rękę doktora.
Chłop miał refleks i się cofnął w porę.
Ja nie mogłam, bo trzymałam zwierzę. W tym momencie Bombuś widząc, że nic nie zrobi lekarzowi, a musiał gdzieś wyładować swoją frustrację, odwrócił się do mnie i dziabnął mnie dwa razy zębami w kciuk.
Bólu po ugryzieniu przez kota nie da się z niczym porównać!
Puściłam odruchowo sierściucha i teraz zaczął się horror!
Bombek ruszył przed siebie.
Normalnie - na czterech łapach!
I to jak ruszył!
Jaka rwa?? Jaki tam paraliż??
To co stało na szafkach wylądowało na podłodze, papiery z biurka pokryły gabinet białą warstwą poszarpanych ścinków. Ryk jaki z siebie wydobywał z siebie dystyngowany hrabia podobny był to ryku szarżującego nosorożca (tak sądzę).
W tym czasie, kiedy książę kot obracał w perzynę miejsce pracy dr Bąbika, ja poczułam, ze robi mi się dziwnie...
Szare jakieś to wszystko, rozmyte i odjeżdża sprzed oczu, a ja zaczynam słyszeć przez burą, grubą watę...
-Chyba mi słabo - powiedziałam niezbyt pewnym głosem (doświadczenia w omdlewaniu kompletnie nie miałam).
Biedny weterynarz nie wiedział kogo ma najpierw łapać: wściekłą, beżową furię, czy słaniającą się na nogach właścicielkę potwora.
Na moje szczęście zdecydował się na samarytański uczynek i złapał mnie nim doleciałam do podłogi.
Posadził na krześle i kazał schylić głowę.
Popatrzył na kota i mruknął:
-Zmęczy się, to przestanie.
faktycznie - po pewnym czasie Bombuś zaprzestał biegania po ścianach i suficie, ograniczając się do demolowania tego co sam wcześniej zwalił na podłogę.
Po czym usiadł w kącie i dysząc jak smok wawelski po zjedzeniu owieczki z siarkowym nadzieniem patrzył z dumą swym zezowatym wzrokiem na spustoszenie jakiego dokonał w gabinecie...
Minęło tak ok 10-11 lat.
Ponownie ten sam gabinet. Najpierw formalności. A potem:
-No to proszę wyjąć kotka.
Otworzyłam torbę. Bombuś wystawił na zewnątrz swą brązową, lekko już posiwiałą twarz...
Reakcja weterynarza była natychmiastowa: cofnął się kilka kroków, zbladł i wydusił z siebie:
-O Boże! To on! Ja go pamiętam!
Hehehe! Ja też! Od tamtej pory będąc u weterynarza zakładam skórzane, grube rękawice do łokci ;-)
W dzieciństwie Bombuś przejawiał skłonności do alkoholu...
Ale klub AA nie wkroczył do akcji ;-) - kot sam się wyleczył.
Miał wtedy ok 5 miesięcy. Siedziałyśmy sobie z Mamą pod jabłonką w ogrodzie i sączyłyśmy piwko. Koty plątały się koło nas. Bombuś zwęszył nagle, że obie pańcie mają coś apetycznego, coś co pachnie upojnie, a on tego nie zna...
Podszedł do nas. Zaczął pchać łeb w kierunku puszki. Nie dawał się odpędzić.
W końcu dałam mu resztkę, która została na obrąbku puszki.Ile tego było?
Maleńko.
Ale kot też duży nie był...
Wypił z lubością na trzy lizy. A potem...
Zrozumiałam powiedzenie "latać jak kot z pęcherzem".
Drzewa, płot, krzaki, parapety - wszystko jedno! Jest ryzyko - jest zabawa!
Wesolutki jak skowronek podrzucał do góry kawałki patyków. Zwinnie niczym wiewiórka zwieszał się z gałęzi głową w dół.
W końcu wylądował na ziemi. Jak stał tak padł. Zapadł w pijacką drzemkę. Po czym ocknął się, zwrócił nadmiar jedzenia i resztki %. Beknął jak stary chłop i od tamtej pory wszelkie alkohole omijał z daleka.
Historyjek związanych z Bombusiem jest więcej.
Pewnie kiedyś je opiszę, żeby nie zapomnieć.
Coś tam pisałam wcześniej TU

Bo nowych już nie będzie.

Dziś o 14:00, po ponad 16 latach życia, Bombuś odszedł do swojej ukochanej, rozpuszczającej go ponad wszelką miarę Pani...

28 komentarzy:

  1. Papa! Bombusiu !
    A jeszcze w sobotę z nim gadałam :-(

    OdpowiedzUsuń
  2. No wiesz co,nie takiego zakończenia się spodziewałam :(
    Ale trzeba przyznać,że wiek osiągnął słuszny, pozazdrościć ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Buu... niemniej zapamiętamy Bombusia z najlepszej i bardzo ciekawej strony, niewątpliwie.

    OdpowiedzUsuń
  4. fajna historyjka :) i jestem pod wrażeniem wieku kota, 16 lat to na prawdę sporo. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. zakończenie szokujące, fakt ... aż mi się pod powieką zrobiło mokro - nie znałam go ale chętnie poznam - pisz o nim jak najwięcej
    - w ogóle pisz jak najwięcej bo uwielbiam czytać to co napiszesz :)) nawet jeśli potem muszę wycierać oczy i nos ..

    OdpowiedzUsuń
  6. Ata, przeczytałam z wielką przyjemnością Bombusiowe przypadki. Wiem, że Ci przykro, mnie też, ale też wiem, że był sobie kot, co miał szczęśliwe życie....

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczy mi zwilgotnialy...Nie takiego zakonczenia sie spodziewalam usmiechajac sie podczas czytania.
    Niech mu tam gdzies bedzie dobrze...

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak trzeba wspominać tych co odchodzą, pogodnie, ale oczy same wilgotnieją....Współczuję i ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Szkoda Bombusia, ale wieku dożył słusznego.
    Dobrze jest pamiętać takie historie, zostają w sercu nawet, jeśli ulubieńca nie ma już z nami.

    OdpowiedzUsuń
  10. Z wielką przyjemnością i zaciekawieniem przeczytałam Bombusiowe przygody.
    Załamało mnie zakończenie ....
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozbawilas mnie opowiesciami o swoim pupilu a potem zrobilo mi sie tak smutno. Mam nadzieje ze mu dobrze po drugiej stronie teczy

    OdpowiedzUsuń
  12. Odszedł na drugą strone tęczy :(
    Ja w maju podczas matury syna staraciłam persiczkę. Jeszczę tęsknię za nią. Wpraedzie teraz mamy Main Coona ale to już nie to samo. Tamta do mnie przyszła w takim stanie jak Twój Bambuś u weta. 2 miesiące walczyłam z wariatką a potem to był mój naukochańszy kot.
    POzdrowienia dla mamy i leć po nowego kota :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Najpierw się uśmiałam,a potem poryczałam.
    Dzięki za odwiedziny i troskę,chyba też miałam rwę kulszową,jak Bombuś(te same objawy ciągania nogami) Po zastrzykach trochę puściło i myślę pozytywnie,że będzie dobrze :c)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziękuję Wam dziewczyny za ciepłe słowa.
    Same wiecie jak to jest - przywiązujemy się do naszych pupili i traktujemy jak członków rodziny. Kiedy odchodzą, pozostawiają po sobie pustkę, której nie zapełni inne stworzenie. Bo to już będzie inny osobnik, z innym charakterem i upodobaniami.

    Niewątpliwie Bombusiowi jest już lepiej. Tym bardziej, że skończyła się jego ponad dwuletnia tęsknota za Panią.


    Arkadio - mam nadzieję, że nie zdemolowałaś gabinetu? :-D

    OdpowiedzUsuń
  15. W mojej kanciampce (czyt: pracowni)i bez rwy można się przewrócić :c)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ata współczuję, jest tak jak piszesz, to są nasi domownicy...bardzo trudno rozstać się z nimi, chociaż wiemy że żyją krócej od nas to jednak trudno jest...
    Ściskam Cię, pisz o tym kociaku bo ciekawie piszesz, a ja uwielbiam tu przychodzić i czytać...
    Acha , nie zdążyłam wpisać komentarza pod 'policyjnym II', uśmiałam się do łez!
    No popatrz, co czytam to łezka leci...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  17. Moniko, jestem pod wrażeniem, a jednocześnie jest mi przykro, wiesz o czym mowię, pieknie go opisalas. Dzieki za miłe,łe filmiki

    OdpowiedzUsuń
  18. Śpieszmy się kochać...22 listopada 2009 20:10

    Tu naprawdę mamy do czynienia z żywymi i jakże silnymi emocjami... Znam ten ból doskonale, gdyż po tym jak odeszła moja dzielna i oddana prosięcina Eleonora (upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/5/50/Sau_mit_ihren_Ferkeln.jpg) moje cierpienie nie ustaje ;(( tak mi brak naszych wspólnych seansów filmowych przy pożywnej paszy ;(( Obecnie jeżdżę czasem do Rumunii polować na nietoperze ze względu na ich wyższą kulturę osobistą i nienaganne zachowanie w sali kinowej... Jednak pamięć o Eleonorze i naszych wspólnych popołudniach przy "Modzie na sukces" wciąż pozostanie żywa...

    OdpowiedzUsuń
  19. Kass i Elu! Dziękuję :-)

    A Anonim może jednak miałby trochę odwagi cywilnej i nie krył się za bezpiecznym nie podpisywaniem swoich wybroczyn umysłowych.

    OdpowiedzUsuń
  20. :( Przez tyle lat to do największego kota-drania można się przywiązać. I żal jest, gdy taki "drań" znika.

    OdpowiedzUsuń
  21. Do idiotki pt Śpieszmy się kochać... pisze...lecz się, albo lepiej powieś KRETYNKO!!!

    OdpowiedzUsuń
  22. @Śpieszmy się kochać... pisze...
    Na mój gust to jesteś biedną [względnie biednym, ale wychodzę z założenia, że nawet facet nie jest w stanie pierdolić takich dyrdymałów] gimnazjalistką [no może wczesne liceum;)] i szukasz swojej drogi w życiu pisząc swoje pseudo-inteligentne wywody. Przykry jest fakt, że nie podpisujesz się pod tym swoim imieniem i nazwiskiem. Chociaż gdyby ktoś z rodziny tak mi szargał nazwisko w internecie to z radości bym nie skakała, więc przynajmniej rodzina nie musi się Ciebie wstydzić. :)


    z wyrazami szacunku
    Joanna G.

    OdpowiedzUsuń
  23. Jak zwykle wesoło tu.Jak zwykle fajnie piszesz.
    Moje dzieci miały szczury i jak przyszedł ich czas to i mnie było przykro i łza w oku się zakręciła , choć ich nie lubiłam.

    OdpowiedzUsuń
  24. Joanno!
    Jesteś wielka! Mądrą mam córkę!

    OdpowiedzUsuń
  25. Przecież jak sie komuś nie podoba, nie musi czytać. Jaki problem. Nie rozumię ludzi, którzy takie rzeczy robią. Ja z załozenia zamykam bloga, który mi nie odpowiada.Wiek kochana,ze taki bezpodstawny atak wściekłego luda irytuję, ale nie ma co. Idiota i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  26. Jak to mówią: pies szczeka, karawana idzie dalej ;-)
    Ja wiem, kto to napisał i czekam aż będzie mieć tzw. odwagę cywilną i się przyzna.
    Ale wątpię, żebym się doczekała, ponieważ jest to osoba szalenie prymitywna. Głównym jej zajęciem jest popisywanie się pisaną pseudo elokwencją rodem spod budki z piwem. W realnym świecie nic nie znaczy i nic nie osiągnęła, mimo całkiem sporej metryki.
    Więc chętnie lansuje się publicznie, bezpiecznie skryta za pozorną anonimowością internetu.

    OdpowiedzUsuń
  27. Atuniu opowiadanie, jak każde Twoje, czyta się fantastycznie a ubaw przy tym po pachy, no ale takiego zakończenia tyż się nie spodziewałam ...

    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  28. Ubawiłam się jak zwykle czytając Twoje opowiadanie...świetnie piszesz i super się to wszystko czyta...ale na końcu buźka mi się w podkówkę wykrzywiła, nie spodziewałam się, że to jest tekst pożegnalny dla Kotka:( Moja kotka- Cićka żyła 9,5 roku, połowę tego co Bombuś,cóż, tak naprawdę dożył pięknego wieku, na pewno dobrze mu tam po drugiej stronie tęczowego mostu!:)

    A co do anonimowej wypowiedzi...hmmm...czasem lepiej nie komentować takich głupot, szkoda energii....

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)