sobota, 11 września 2010

Mania zbierania

Kto niczego nie zbiera, ręka w górę.
Nie widzę, nie słyszę... ;-)
Każdy coś kolekcjonuje: kordonki, włóczki, naparstki, materiały, starocia, filiżanki, kubki, buty, ciuch, samochody, kochanki...
No dobra! Rozpędziłam się!
"Każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma. A ja w domu mam..."
Nie!Chomika nie mam. I absolutnie nie planuję!
Za to mam grzyby! Sezon grzybiarski w pełni.
Wczoraj po południu wybrałyśmy się z Anią do lasu.
Wyprawa to zbyt szumne stwierdzenie. Po prostu wzięłyśmy łubiankę, wyszłyśmy za bramę i już byłyśmy w lesie.
Dla niezorientowanych: mieszkamy w otulinie Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. Tak więc las mam za płotem ;-)
Poszłyśmy bez nadziei na znalezienie czegokolwiek.
Z uwagi na łatwość dotarcia do lasu (kilka autobusów kończy u mnie na wsi swoje trasy), nieszczęsne zbiorowisko drzew przypomina raczej podręczne wysypisko śmieci.
Swoją drogą jestem pełna "podziwu" dla osób, którym chce się z torbą pełną szklanych butelek gnać w las i wywalać je w jeden z lei po bombach, z dala od cywilizacji...
Wory ze śmieciami "dyskretnie" upchnięte pod krzakami to ponura codzienność "mojego" lasu.
Tak więc wracając do naszej "wyprawy" - szłyśmy jak wspomniałam - bez nadziei znalezienia czegokolwiek poza kupami: zarówno śmieci jak i tymi psimi.
Właśnie również miłośnicy tych czworonogów też przyczynili się do degradacji lasu.
Pieski różnej maści i gabarytów puszczane luzem przez głupkowatych właścicieli wypłoszyły lisy, sarny, zające, dziki, bażanty itd...
Nie przyjmuję tłumaczenia:
-Bo się piesek musi wybiegać...
To my jesteśmy gośćmi w lesie! A nie dzikie zwierzęta!
No dobra! Bo mnie zaraz miłośnicy psów od czci i wiary zaczną odsądzać!

A więc: pogoda wczoraj była piękna. Ciepło, przyjemnie. W sam raz na spacer. Nawet niekoniecznie zwieńczony zaplanowanym sukcesem.
Ale jednak miło się rozczarowałyśmy: grzybiarzy tycio, a podgrzybkami napełniłyśmy naszą łubiankę po same brzegi nad podziw szybko!
Upojone szczęściem i powietrzem wróciłyśmy do domu postanawiając, że następnego dnia też idziemy!
Mój małż po powrocie z pracy zapłonął żądzą natychmiastowego udania się do lasu. I żałował, że za późno jest...
Zaproponowałam mu wprawdzie latarkę, ale nie chciał. Nie wiem czemu? Faceci są dziwni!

No a dziś...
O godzinie 5:15 usłyszałam jakieś hałasy dobiegające z kuchni. Wypełzłam zaspana jak nieboskie stworzenia i stwierdziłam, nie schodząc nawet na dół, że mój ślubny smaży sobie jajecznicę. A chwile później śmignął na grzyby. Samochodem. Za Warszawę. Ma jakieś swoje miejsca i tam jeździ.
Oczywiście uczciwie poprzedniego dnia proponował również i mnie jazdę na grzyby, ale niewdzięcznie i z pogardą prychnęłam:
-O 5 rano to ja się na drugi bok przewracam. To barbarzyńska pora dla piekarzy i nawiedzonych grzybiarzy!

A poza tym ja nie jestem długodystansowcem. A mój chłop goni po lesie jak chart afgański! Nie sposób za nim nadążyć! Nie! To stanowczo nie na moje nerwy!!
Tak więc konsekwentnie łupnęłam się do wyrka i obudziłam się jak skowronek o 8:15.
Bez pośpiechu wstałam, nastawiłam pranie, zjadłam śniadanie, podniosłam małą z łóżka. Nie bardzo jej się chciało, ale na hasło:
-Grzyby czekają! - zerwała się jak rączy jeleń.
Na spokojnie ugotowałam zupę, usmażyłam jabłka i wyrobiłam ciasto (przepis niebawem w Garkotłuku)
No i wyszłyśmy na grzyby.
O 10:30. Wyspane! ;-D
Po wejściu do lasu natychmiast zobaczyłam i usłyszałam dziką tłuszczę.
Znaczy "grzybiarzy".
Gnali w przód wrzeszcząc i tratując runo leśne i siebie nawzajem...
-A lećcie barany! - pomyślałam mało przyjaźnie
Barany poleciały.
A my podreptałyśmy wolniutko na nasze miejsca, zbierając po drodze to, czego barany nie podeptały...
Po dotarciu w to samo miejsce co wczoraj, ja się zamieniłam na moment w barana.
Znaczy zbaraniałam kompletnie.
Mech w wielu miejscach przesyła rosnąć...
On był po prostu PRZERYTY! Wywalony korzeniami do góry!

I tu mój nieśmiały apel do zbieraczy:
Uprzejmie proszę przed wyjściem do lasu o pozostawienie w domu:
-grabi
-motyk
-łopat
-sztucznych szczęk
-i innych narzędzi służących, lub mogących służyć do drapania poszycia...
Nie zachowujcie się w lesie w myśl hasełka:
Po nas choćby koniec świata!

Wracając od naszego grzybobrania.
Ania często znajdowała wycięte trzonki grzybów pozostawione w glebie.
Zgrzytając zębami wyciągała je.
Bo nawet moja dziewięciolatka wie, że grzyby się WYKRĘCA, a nie WYCINA! Po to żeby grzybnia nie zgniła!
A miejsca po grzybie nie zostawiamy rozbabranego, tylko przykrywamy. W ten sposób grzybnia nie wyschnie.

Zbieraczy było sporo. Cóż się dziwić - sobota!

Ale jedna pani wprawiła mnie w nie lada osłupienie...
Otóż przyszła tam, gdzie dreptałyśmy sobie z Anią i wyciągałyśmy podgrzybki jak malowane i łażąc mi po rękach (dosłownie!) zaczęła zabierać nam "nasze" grzybki!
Chyba obca jej jest taka niepisana "umowa" między grzybiarzami: nie włazimy innemu zbieraczowi przed nos! Las jest wielki! I grzybów wystarczy dla wszystkich chętnych!
Chciała być miła i zagaiła rozmowę:
-Ależ grzybki wysypały!
A ja pomyślałam wrogo: "A żeby ci się wysypały! Z koszyka!"
Ale zamiast tego zwróciłam się do dziecka równie niechętnie popatrującego na panią nachalną
-Weź myszko koszyczek, bo ja chcę zapalić a nie mam wolnej ręki. I patrz: tu, tu, i tu i tam, i tam o i tam są grzybki. Zbieraj słoneczko sobie...
Pani chyba pojęła aluzję bo zawróciła do gromko pohukującego na nią męża.
A moje dziecko?
Amoku dostało! Takiej gorączki grzybowej czy coś?
I wczoraj i dziś.
Kosiła grzybki z zapałem. Czasem zbyt dużym ;-)
Zdarzało się, że grzybek w trakcie zrywania tracił głowę...
Za którymś razem ponuro stwierdziła:
-Łeb mu urwałam!
-Po co? - zapytałam
-Zasłużył sobie!

Nieopatrznie uświadomiłam Aniusię jak się zbiera gąski.
No i mam przechlapane! Nie odpuści mi!
Wizja pełzania, ganiania na kolanach i poszukiwania grzybów w piachu metodą Braille'a potwornie pobudziła wyobraźnię mojej panienki ;-)
Miała ochotę JUŻ iść na gąski, ale pohamowałam ją.
-Za ciepło! Za wcześnie! Poczekaj! W październiku się zaczną! Póki co skup się na tym co jest!
Skupiła się. Wróciłysmy do domu.
Męża jeszcze nie było.
Więc rodzinnie obstawialiśmy:
A: jest tak dużo grzybów, że może może wyjść z lasu
B: nic nie ma i głupio mu wrócić do domu
Wrócił kilka chwil po nas...
Tja...
Niech zdjęcia przemówią:
To nasz dzisjeszy zbiór - mój i Ani


A tak wyglądaj na tle tych małża...




Ale...
Jak wspomniałam - ten nasz las jest zadeptany dosłownie i do bólu. Poszłyśmy dość późno i na krótko.
Tak więc nie jest źle ;-)

Później nastąpiło czyszczenie.

Zdjęcie autorstwa Rabarbary. Robione przy użyciu obiektywu tzw rybie oko. stąd ten efekt kulistości.
Mamy mnóstwo suszu grzybowego. Przydadzą się np. do krupniku i bigosu :-)
Powiększa się też kolekcja grzybków marynowanych - mężu robi, nie ja!
I co dosyć nam tego leśnego owocu?
NIEEEE!!!
Wszak mania zbieracza nigdy nie zasypia ;-)

A na zakończenie taka krótka historyjka. Autentyk opowiedziany mi przez brata ciotecznego.
Było to kilkanaście lat temu.
Rodzinka złożona z mamy, taty i trójki dzieci zbiera grzyby. Dzieci niezbyt wprawne w zbieractwie co chwila darły się z różnych części lasu:
-TATO! Co to za grzyb???
Tata leciał, wydawał wyrok i wracał w swoje grzybodajne miejsce. Za chwilę z innej części lasu, kolejne dziecko miotane wątpliwościami drze paszczę:
-TATO! Co to za grzyb??
Po kilkukrotnym galopie w tę i na zad tata się zniecierpliwił i ryknął do swoich pociech:
-ZBIERAĆ WSZYSTKO! W DOMU SIĘ PRZEBIERZE!!

35 komentarzy:

  1. Przeczytałam z wypiekami na twarzy..
    Uwielbiam zbierać grzyby ale z całej rodziny tylko ja lubię..
    Umiem zbierać grzyby,,ale jest jeden mankament ,gubię się w lesie.
    tak więc mogę napatrzeć na Twoje i Mężowe Trofea Grzybowe

    OdpowiedzUsuń
  2. Anegdota cudowna.
    Grzybobranie jest po za moim zasięgiem, a byłam namiętnym zbieraczem Bardzo.
    Żal "blaszanych kogucików, baloników na patyku", wielu rzeczy żal...:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. zazdroszczę tych marynowanych grzybków które uwielbiam. sama jestem antygrzybowo zbieracza - nie widzę tych jadalnych wcale - one powinny opanować jakieś sygnały dźwiękowe żeby zwrócić na mnie uwagę hihi

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale Ci zazdroszczę tej bliskości lasu i pięknych zbiorów!
    Zawsze z ojcem jeździłam na grzyby i choć jestem sową, to pierwsza byłam gotowa przed piątą rano na wypad do lasu :)
    A gdy pierwszy raz byłam z mężem, który kompletnie się nie zna na grzybach, to było podobnie jak w Twojej anegdocie - tylko, że ja kazałam mu zbierać wszystkie grzyby bez blaszek :))
    Dla mnie najgorsze po powrocie było czyszczenie...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ata, to ja u siebie tylko wstawię zdjęcia, a tych co czytać lubią wyślę do Ciebie po opowieść :D

    U mnie też mania-zbierania. I podgrzybki cudne, piękne jak malowane!I prawdziwe. Aj, w occie i susz. Mamy piękny rok!

    Tylko Ci 'turyści' leśni co niszczą grzybnię :( Wkur..nie bierze jak widzę zryty mech, wywaloną ściółkę, poniszczone grzyby niejadalne (bo przecież komu one po co potrzebne skoro niejadalne?? Wrrr....) no i na koniec wyrwane 15cm2 grzybni z odciętym w połowie wysokości trzonkiem grzyba. Obsuszone i martwe już zapewne :(
    Nic z tego nie rozumiem. A kogo by nie spotkać to 'potrafi zbierać grzyby'. Chyba tylko niszczyć :( Sorry, znowu mnie nerw wziął.
    Idę sobie zdjęcia leśnych skarbów pooglądać.

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja nie mogę już patrzeć na grzyby. Jest ich zatrzęsienie a moja druga połowa umie znaleźć grzyba nawet tam gdzie go nie ma. U mnie w tym roku zwariowały ogórki(wciąż rosną) i grzyby. Dobrze, że skup grzybów surowych i suszonych blisko. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jaga - u mnie wszyscy kochamy zbieractwo grzybowe! I na szczęście nie gubimy się w lesie. Może kredą na drzewach maluj jakieś znaki? ;-)

    Ela - nie łam się! Ja też wiele rzeczy mogę już tylko wspominać, ale cieszę się, że mam co ;-)


    Madzia - to następnym razem zabiorę Cię ze sobą - będziesz nam mówiła GDZIE NIE WIDZISZ ;-)))

    Bean - to najlepsza metoda dla laików! A czyszczenia grzybów to ja też nie znoszę! Oj nie!

    Aniu - a proszę bardzo! Rok faktycznie cudownie grzybny! I widzę, że mamy te same zapatrywania na pseudo grzybiarzy! Mi też gul skacze jak widzę tę bezmyślną dewastację!!!

    Janeczko - grzybów nigdy dość! Przecież nie co roku są niestety! A susz potrzebny w kuchni jest jak mało co!


    Aneta - i ciągle nam mało ;-D

    OdpowiedzUsuń
  8. Anegdota rozbawiła mnie do łez!!!
    Zazdraszczam tych podgrzybkow, ale niebawem wybieram sie do borow Tucholskich, ach, jak ja uwielbiam zbierac grzyby, jak widzę te brązowe 'łebki' to mi się gęba śmieje. Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  9. Ach zazdroszczę... też pobiegałabym po lesie. Uwielbiam zbierać grzyby. Na wakacjach w tym roku z grzybami było kiepsko. Zaczęły się zaraz po moim wyjeździe :(
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  10. O! Ania z warkoczami! I jeszcze jaka pracowaita! Ściskam mocno :)

    OdpowiedzUsuń
  11. I ja uwielbiam grzybobrania, ale niestety lasu za płotem nie posiadam, nad czym bardzo boleję;-(((
    Wasze zbiory imponujące!!!
    Jeśli chodzi o bezmyślne zaśmiecanie, to zgadzam się z Tobą zupełnie.
    Naród jakiś taki wyobraźni pozbawiony ( o kulturze to nie chcę nawet myśleć...), bo przecież później wypoczywa w tych górach śmieci, które sobie sam funduje.
    Mnie powalił na kolana obrazek z wakacji, kiedy elegancka pani, posiadaczka letniego domku na kielecczyźnie, w dolinie Białej Nidy, jadąc samochodem, zatrzymała się przy tamtejszej piaskowni, gdzie można znaleźć krzemienie pasiaste i amonity, i... wrzuciła do niej ogromny wór śmieci!!!
    Zgroza!!!
    I to dosłownie parę kroków od własnego letniego domku.
    Może po prostu pani czuje się lepiej i bezpieczniej "na własnych śmieciach".
    Pojąć tego niestety nie mogę.
    Pozdrawiam weekendowo.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja tam wolę zbierać swoje naparstki ;)
    W lesie może się nie gubię, ale grzyby przede mną uciekają...
    Zmarnowanych też nie jadam, jakoś nie lubiam takich...ale suszone do uszek na wigilię, albo do bigosiku...mniam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Brawo ale się rodzinka spisała.Ja w tej materii jestem jak te wrzeszczące dzieci z anegdoty.No może nawet jeszcze gorzej, bo przedemną wszystkie grzyby uciekają albo się chowają:)(mój brat idąc za mną zbiera a ja o ystych rękach), chociaż kiedyś będąc jesienią w pięknych okolicach łemkowskich grzybów widziałam pełno, szkoda było zostawiać to pomyślałam zbiorę i w domu sprawdzą, zebrałam dużo, jakieś dwie siatki, przyjechałam do domu i mój bratanek wtedy lat mając niewiele z dezarobatą pokręcił głową....oj ciocia..same trujące zebrałaś...fakt nie było żadnego dobrego grzyba...i obraziłam się na ten przysmak śmiertelnie...:):)
    chociaż do kwaśnicy w święta lubię a jakże

    OdpowiedzUsuń
  14. Kinia..właśnie poczytałam że nie tylko przedemną grzyby uciekajć :):):)

    OdpowiedzUsuń
  15. Przyjemnie się czytało ;) Zazdroszczę lasu za płotem !

    OdpowiedzUsuń
  16. Mąż miał dwa dni wolnego i naznosił mi tyle grzybów,że dzisiaj ogarnęło mnie lekkie zwątpienie.Normalnie miałam ich juz dość.
    A tak w ogóle to lubię zbierac grzyby, chodzić po lesie..

    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  17. a ja nic... nawet niemam siły wejść do lasu.
    uśmiałam się do łez.
    przymomiiało mi się zdanie z jednej reklamy.
    "pan to tak lubi spontanicznie o tym opowiadać"

    OdpowiedzUsuń
  18. no wiesz co moglabys sie podzielic troche :):)

    OdpowiedzUsuń
  19. Chyba już wszyscy byli na grzybach tylko nie My. Jak się wybiorę, to grzybów już nie będzie.
    Miłej niedzieli

    OdpowiedzUsuń
  20. Imponujące zbiory. Uwielbiam zbierać grzyby, ale czyszczenie to już nie należy do moich ulubionych czynnośći.
    Pozdrawiam Gorąco

    OdpowiedzUsuń
  21. popłakałam się ze śmiechu, tak jest prawie zawsze jak "Cię " czytam, grzybki super, ja sie wybieram w tygodniu, dzieci do przedszkola a my do lasu, park Woliński blisko i grzybów tam zatrzęsienie podobno, a na śmieciarzy i wandali lesnych to brak mi słów, nie da sie tego nijak wytłumaczyć

    OdpowiedzUsuń
  22. Uwielbiam grzybobranie. Zazdroszczę Ci wspaniałych zbiorów. Przez ostatnie 11 lat zbieram w lasach jurajskich i musze przyznać,że coraz więcej ludzisków wjeżdża samochodami do lasu ( 100 m to bardzo daleko), a po sobie zostawiają s..f. Piękne grzybki.

    OdpowiedzUsuń
  23. Zbiory imponujące! Historyjka super - ja na grzybach pewnie byłabym jak te dzieci :). Chociaż nie - bo ja nie tylko nie znam się na grzybach, ale nawet ich w lesie nie widzę :(. Ale lubię po lesie spacerować :).

    OdpowiedzUsuń
  24. W sobotę poszłam do lasu. Dwa razy.,
    Najpierw na tzw. zbieranie właściwe, potem tzw. rekreacyjne.
    Zbieranie właściwe odbywało się w godz. 8.00-12.00 (20 prawdziwków, ogromny kosz podgrzybków i innego pośledniejszego towarzystwa grzybowego). Zbieranie rekreacyjne z dzieckiem swym młodszym, w towarzystwie:babci, kolego syna i jego mamy - rekreacyjnie koszyk mniejszy + wiaderko dziecięcia zawziętego, efekt, walka z grzybem do dziś... Na dwa dni mam dość :))))
    Zbiory piękne, co mówiłaś o swoich lasach?:D
    Mąż bardziej zawzięty niż ja widzę :> Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  25. Ale grzybów:))) Cudnie, nawet te robotę przy nich tez lubię. Zaraz ide do swoich:) Pozdrawiam grzybnie:)

    OdpowiedzUsuń
  26. Ela - to nie anegdota - to samo życie! A ja Ci zazdraszczam tych Borów...

    Iwonko - grzyby dopiero się zaczęły. Jeszcze wszystko przed Tobą :-)

    Jolcia - ta z warkoczykami to tylko do zbierania taka chętna. Po godzinie obierania zwinęła żagle ;-)

    Florentyno - taki paniusiek niestety wszędzie pełno :-/

    Kiniu - marynowane by my małż są pycha!! A suszem też się cieszę!

    Zarobiona - to Bogu dziękować za bystrego bratanka!!!

    Kasica - mimo śmietnika, też go lubię i nie wyobrażam sobie mieszkania gdzie indziej...

    Aagaa - a ja mojemu zapowiedziałam, że w najbliższą sobotę zabieram mu kluczyki od samochodu! Nie ma bata! :-DD

    Agajaw - też tak myślałam, dopóki nie weszłam między drzewa ;-))

    Niedzielna - nie ma sprawy! A pomożesz przy czyszczeniu, jak coś? ;-)

    Mario - oby przed grudniem, to masz szansę ;-D

    Grażynko - czyszczenie grzybów to również nie jest moje hobby ;-)

    Laura - to ja w takim razie następnym razem oprócz Madziuli i Kini zabieram na grzybobranie również i Ciebie ;-) Ależ będą zbiory!! :-DDD

    By_giraffe - udanych łowów :-)))


    Beata - niektórzy jakby mogli, to by grzyby zbierali przez uchylone okna samochodów :-/

    Frasiu - jak widać po komentarzach trochę jednak jest osób niewidzących grzybków. Nie ma co się martwić! Spacer po lesie też przecież jest nie bez znaczenia :-)

    Iwonko - Ty weź mi nic nie mów, co ja mówiłam ;-D Bo dostałam takiego powera grzybnego, że podeszwy mnie swędzą :-DD

    Kaprysiu - nie pozostaje mi nic innego jak odkrzyknąć: darz bór! ;-D

    OdpowiedzUsuń
  27. ja dzisiaj weszłam między drzewa i zebrałam garść
    borówek .ze tez mnie podkusiło

    OdpowiedzUsuń
  28. ja do lasu mam daleko i na grzybach się nie znam,
    do lasu chodzę rekreacyjnie, grzyby mam od znajomej baby.
    zazdroszczę Ci tej umiejętności , wspaniałe grzybobranie

    OdpowiedzUsuń
  29. Uwielbiam zbierać grzyby i je jeść... czyszczenia już do przyjemności nie zaliczam ;-) myślę, że podobnie jak Ania po godzinie dałabym nogę ;-)

    OdpowiedzUsuń
  30. Aga - a co z grzybami? Omijałaś, czy nie było? ;-)

    Fuerto - odpoczynek w lesie jest tak samo bezcenny jak własnoręcznie poczynione zbiory ;-)

    Kasiu - ja też miałam ochotę pójść w jej ślady ;-D

    OdpowiedzUsuń
  31. Chyba wstyd się przyznawać w tym towarzystwie, choć urodzona i wyrosła prawie na skraju Puszczy Knyszyńskiej grzybiarą nie jestem. Grzybki uwielbiam, pod warunkiem, że ktoś je uzbiera, za najbezpieczniejsze i najlepsze uważam pieczarki, bo są pewne i dostępne przez cały rok :))))


    Proszę, nie linczujcie mnie ;)

    Atę i jej rodzinę podziwiam całym sercem za tę manię zbieractwa !!!

    OdpowiedzUsuń
  32. Krzysiu! A kto by Cię chciał linczować!
    Jeden lubi ogórki, inny ogrodnika córki ;-)

    OdpowiedzUsuń
  33. Zazdroszczę, a w szczególności, że tego roku nie za bardzo obrodziły, przynajmniej w naszych stronach. Z tęsknotą wspominam czas spędzony w Danimarce, gdzie zbiera się tylko kurki. Jak poszedłem tam do lasu z moim najmłodszym, to kazałem aby zbierał tylko prawdziwki i podgrzybki i to takie aby kapelusze ładnie można było ułożyć w słoikach po szparagach. Nogi też były zbierane ale na susz, który nawet do dzisiaj mamy. A rydze.... bajka, na masełku LURPAK z patelenki, poetry. Tak na marginesie widok zdziwionych Duńczyków na to co wynosiłem w koszach z lasu.... bezcenny

    OdpowiedzUsuń
  34. Ehhh! Rydze! Ile ja ich lat już na zywo nie widziałam! Wstyd się przyznać, bo normalni ludzie tyle nie żyją :-DD

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)