Dawno, dawno temu. Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami był las.
Wieeelki las! A w tym lesie, w samym jego środku była polana. Wieeelka polana!
W centralnym punkcie tej polany stał dom. W domu tym siedziała samotna, piękna i smutna księżniczka.
Siedziała tak bidula i wzdychała:
-Jak ja mam ku.... WSZĘDZIE DALEKO!!
Ja też tak wzdychałam. Bo miałam strasznie daleko i pod górkę do własnej maszyny do szycia...
Głucha i odporna byłam na jej wołania.
Aż w końcu się wkurzyła i podstawiła mi pedał pod nogę, się potknęłam o złośliwuskę i chcąc nie chcąc po prawie rocznej abstynencji szyciowej, zrobiłam jej dobrze i ponownie uruchomiłam gadzinę.
Nie stworzyłam niczego na miarę płaszcza na miarę, ale od czegoś trzeba zacząć ponowne zmagania z mechaniczną igłą.
Otóż powstały dwa chlebaczki:
Ten słonecznikowy już jest u nowej właścicielki. O dziwo nawet się spodobał!
Dałam maszynie odpocząć, bo zbyt duży wysiłek po miesiącach nieróbstwa, mógłby się negatywnie odbić na jej podzespołach i przerzuciłam się na szycie ręczne.
Czy ktoś pamięta jeszcze kotki, które szyłam swego czasu w ilościach bez mała hurtowych?
Jak nie, to przypominam:
I fotka grupowa, czyli ostatni raz razem ;-)
Kotki-zawieszki lekko pachną lawendą.
I tak oto zaprezentowałam mój chwilowy come back do szycia ;-)
Pewnie coś jeszcze popełnię w tej materii, ale nie wiem kiedy. I nie wiem co.
Może kotki, może króliki, a może coś zupełnie innego.
Kto wie...
ja tez mam wszędzie daleko:P
OdpowiedzUsuńBiedna księżniczka ;-P
UsuńKoty są fajne, ale tymi koszyczkami przypomniałaś mi, że u mnie sztućce się walają z prawa do lewego!
OdpowiedzUsuńAniu - no to do maszyny siadaj! Albo może lepiej nie... Bo ja stworzysz cudo, to ze wstydu będę się musiała ze swoimi głęboko okopać ;-)
UsuńKoszyczki super, a kot to jakiś podobny wisi u mnie, tylko oczu mu nie dokleiłam (od dwóch lat ;-)
OdpowiedzUsuńSylwia! No ja rozumiem brak czasu, zarobienie itp, ale żeby tak biedne zwierzątko męczyć?? Sadystka!
UsuńNo dobra, przekonałaś mnie - jutro dokleję mu te oczy :-)
UsuńSylwia! JUŻ JUTRO?? Normalnie jestem pod wrażeniem :-P
UsuńŁadne rzeczy szyjesz. Koty są przefajne. Nie mam teraz czasu, ale pewnie na wiosnę też coś stworzę.A moja maszyna słodko śpi snem zimowym w szafie :)
OdpowiedzUsuńJaskółko - dziękuję. Odkurzaj maszynę :-)
UsuńKoszyczki super! Z maszyną widzę nieżle Wam się w parze współpracuje!
OdpowiedzUsuńAagaa - no jakoś się rozumiemy mimo przerwy ;-)
Usuńoj kotecki pamiętam, a jakże....
OdpowiedzUsuńa w brzuszkach wyłącznie lawenda?
a taki koszyczek, oj zdał by się taki...
Kasiu - nie tylko lawenda. Przede wszystkim ocieplina. Sama lawenda nie ułożyłaby się tak równomiernie i koty miałby garby na brzuszkach i łebkach :-)
UsuńŚwietne te koszyki! Jak fajne że się droga skróciła ;)))
OdpowiedzUsuńIwonko - ja wcale nie wiem, czy to nie był jednorazowy wyskok z tą maszyną... Coś mi tam niby świta pod czaszka, ale czy ja wiem w którym kierunku mnie pogna :-D
Usuńciesze sie ogromnie ,ze wrocilas do szycia bo slodko tutaj zawsze jest jak cos szyjesz:)
OdpowiedzUsuńkroliczki od Ciebie zamieszkaly u mnie na dobre i ciesza oko:)
a i material znajomy widze;)
obys czesciej siadala do maszyny, ja niestety musialam przerwac szycie bo mi sie igly wziely i polamaly i teraz czekam na dostawe:(
Dominisiu! No właśnie tak mi się wydawało, że ten materiał jest od Ciebie! A jakich igieł używasz? Może mogłabym Ci kupić w "mojej" czarodziejskiej hurtowni?
UsuńDzięki Ata:))
UsuńIgły już doszły, wiec szyje dalej ,niestety zdjęcia dopiero będą jak moje chłopaki z Polski wrócą a to dopiero 6.02. wieczorem:)
W kotkach to się można zakochać z mety i co ważniejsze, nie będą się wszędzie szwendać, tylko grzecznie wisieć tam, gdzie je powieszą.
OdpowiedzUsuńKoszyczki b. miłe i przydatne i nic dziwnego, że się spodobały.
Miłego, ;)
Aniu - bar5dzo Ci dziękuję za ciepłe słowa. Tak btw - wiszę postem na temat naszej środy! I bardzo mnie to uwiera, ale postaram się w miarę szybko to naprawić :-)
UsuńJa do mojej maszyny nadal mam baaaaardzo daleko i pod górkę :(. Chyba jednak za jakiś tydzień będę musiała się z nią spotkać i coś małego uszyć :).
OdpowiedzUsuńKoszyczki świetne - na widok tego żółto-zielonego aż mi się cieplej zrobiło :)), mimo okrutnego mrozu za oknem (-18,6 stopnia, brrrr).
Kociaki przesympatyczne, a do tego jeszcze pachnące :)).
Frasiu! Ty szyjesz takie fajne rzeczy, że szkoda tej stromej górki do maszyny! Ciekawa jestem, co też małego masz w planach. Pewnie znowu padnę z zachwytu i zazdrości!
UsuńŚliczny ten chlebak. bardzo mi się podoba. Maszyna to moja pieta achillesowa, nigdy nie miałam cierpliwości do szycia.
OdpowiedzUsuńAsiu - cieszę się, że Ci przypadły do gustu. Nawet nie wiesz, jak bardzo ;-DDD
UsuńOch, kociaki są słodziutkie :)
OdpowiedzUsuńA chlebaczki - genialne :D
Ten drugi... z moimi ukochanymi słonecznikami ;)
Asik - ten słonecznikowy to i mój faworyt :-) Chyba sobie taki wezmę i uszyję...
UsuńAta, dobrze ,że przeprosiłaś się z maszyną do szycia, bo razem tworzycie zgraną parę:)
OdpowiedzUsuńKoszyczki śliczne i kociaki słodziaki:)
Pozdrawiam cieplutko.
Fredziu - nie wiem, czy na długo się przeprosiłam. Wprawdzie lubię szyć, ale... ;-)
UsuńDawno, dawno temu... ;) byłam tu... Teraz znowu przyszłam i widzę jak Ty, Ata - fajnie szyjesz! Czego można się jeszcze spodziewać po Tobie?
OdpowiedzUsuńA gdzie "warkoczanka"?
Jolcia - faktycznie! Daaaawno Cię nie gościłam w swoich blogowych progach! Pochwała z Twoich ust/klawiszy to dla mnie prawdziwe wyróżnienie!! Serio!
UsuńA warkoczowa ma się dobrze. Aktualnie leży w łóżku z książką przed nosem i udaje, że zaraz zgasi światło i grzecznie pójdzie spać ;-D
Super ci wyszły chlebaczki :) a kociska przeurocze ,mam nadzieje ,że ten come back nie będzie jednak tylko chwilowy ;)
OdpowiedzUsuń