piątek, 2 listopada 2012

Nie ma mocnych!


Wolny dzień...
Człek go sobie zaplanował i miał zamiar zrealizować postanowienia.
Plan był prosty do bólu:
1: obudzić się
2: wstać
3: coś na ruszt wrzucić
4:  załatwić w dawnej tepsie odłączenie telefonu stacjonarnego na kolejny rok
5: zaliczyć Rossmana
6: odebrać paczkę dla sis w Weltbildzie
7: kupić  mięcho na sobotni obiad
8: wrócić na zad do domu i posprzątać hangar temi ręcami.

Łatwe? NO PEWNIE!
Możliwe do realizacji? NO PEWNIE!

Jasssne! Pod warunkiem, że się jest dobrze poukładanym i do bólu przewidywalnym człowiekiem...
A jak człowieki są dwa, to już kicha....
Trzeci człek - dla równowagi stonowany, zorganizowany i ogarnięty nie stanowił przeciwwagi dla dwóch pierwszych, niestety...

Jadom my se trzy: Aś, Ania i ja (jako kierownica).

Dojeżdżajom my na miejsce i się rozdzielajom na 2/3.
Tzn  Chuda wędruje do bankomatu, a my z Anią w kolejkę do dawnej tepsy (teraz Orange).
Tłumek się kłębił na ławkach. Widać wolny dzień sporo ludzi postanowiło spędzić w obsłudze klienta firmy w kolorze pomarańczy...
Szybkie liczenie i  wyszło mi, że spędzimy tam lekko licząc jakieś półtorej godziny!
Uhhhh! Za długo!
Chuda przyszła do nas po chwili z dość niepewną miną...
- No? Co jest? - zagaiłam przyjaźnie.
- Nic... Nie wzięłam  portfela... - ze smutkiem przyznała mi się pierworodna.
- Uuuuu! To trochę kiszka!
- Noooo....
- No dobrze! Spadamy stąd więc, bo nie chce mi się  tu tkwić. Lecimy do Rossmana.
Po drodze Chuda zarówno pomstowała na swoją sklerozę jak i cieszyła się, że nie odkryła braku portfela przy wchodzeniu do metra.
- Raczej chyba by mi się przykro zrobiło, jakbym się dopiero tam zorientowała...
- No raczej! A ile niepotrzebnych nerwów przy powrocie do domu po dokumenty!!
- A stracony czas?? - Chudą aż zatkało!
- A weź nic nie mów!
- NO jak  mogłam??Debilem być...
- Ojtamojtam! Najlepszym się zdarza! Skleroza nie boli, tylko się człowiek nachodzi!


W wyżej wymienionej drogerii spędziłyśmy niewiele czasu i ustawiłyśmy się w gigantycznej kolejce do kasy.
I nagle...
Coś mnie zaczęło uwierać...
Natrętnie i namolnie...
"Czy ja mam plastik do płacenia?"
Zajrzałam do torebki i....
Nie spłynęło na mnie uspokojenie...
Wręcz przeciwnie!
- Dziewczęta! Odwrót! Brak karty, brak gotówki!
- Nie masz karty??? - obie chóralnie i nad wyraz zgodnie wyraziły zdumienie- wszak matka ZAWSZE ma przy sobie WSZYSTKO!
- Nie mam... I nie tylko karty. Dokumentów też nie mam!!! ŻADNYCH!!!
Nie wierzyły.
- Znaczy? - Ania jest dociekliwym naukowcem...
- Znaczy moje drogie dziecko, że nie mam nic! Ani dowodu rejestracyjnego, ani prawa jazdy, ani dowodu własnego! NIC!!! Mama w świetle prawa NIE ISTNIEJE!!
Ania musiała tę wstrząsającą wiadomość przetrawić.
Natomiast Chuda zapytała krótko i węzłowato:
- Jak to możliwe?? Jaja se robisz!!!  To jest, kuźwa, NIEMOŻLIWE!!!
-Wczoraj, przed jazdą na cmentarz przepakowałam się z TORBISZCZA do torebki. Wszystkim. Oprócz dokumentów. Nie wiem, jak to możliwe. Zawsze w pierwszym rzędzie przepakowuję dokumenty.... Ale nie wczoraj. Bywa. Taki lajf.
- To weź chociaż paczkę Agaty odbierz.
- A za co?? Za dychę?? Tylko tyle mam!
- Pożyczę ci.
Stanęłam w pół kroku...
A Chuda się ogarnęła:
- Taaaa!! Pewnie! Pożyczę! Jak portfel odzyskam!!

Ania była niemym świadkiem zmagań matki i siostry z finansowo-dokumentowym koszmarem. Lekko chichrała się  pod nosem.
Aśka nie wytrzymała;
- Anka! A to co? Nie możesz nam kasy pożyczyć, krezusie??
- Nie! Nie brałam ze sobą!
- Zapobiegliwa - mruknęłam    z przekąsem.
Anna czujnie nie wystawiła sobie laurki pt: "ja nie zapominam!" , bo pewnie przypomniała sobie swoje liczne i dramatyczne sms'y do matki typu" Mamo! Ratuj! Nie mam fletu/piórnika/cyrkla"
Gwoli informacji: reaguję na nie ze stoickim spokojem: ZGŁOŚ NIEPRZYGOTOWANIE!"

Kiedy wsiadałyśmy do samochodu, uświadomiłam moje córki:
- Więc teraz, moje kochane, jedziemy kradzionym samochodem, bez pozwolenia na prowadzenie i do tego incognito! Nie wypłacę się, w razie czego, do końca dni moich!

Jak się prowadzi samochód bez dokumentów nie wiedząc, że się ich nie ma?
Normalnie...Jakby się je miało.Bez stresu

A jak się wie, że się dokumentów nie ma?
Zachowawczo....Prawie po chodniku... W zasadzie mając ochotę PCHAĆ autko ręcami, markując zepsucie, niż dociskając gazu....
Pot lał mi się ciurkiem po plecach na króciutkim odcinku 10 km....

Chuda stwierdziła:
- Nie możemy się siebie wyprzeć... Nie da się!
-  Taaaa! A wiesz? Geny masz po obydwojgu rodzicach skopane. Lata temu, jak miałam kaszlaka, zamieniliśmy się nieświadomie z  twoim ojcem dowodami rejestracyjnymi: ja miałam dowód Felki, a ojciec  malucha. Fajnie by było, jakby nas do kontroli zatrzymali: o mnie by powiedzieli: "ot, się baba rozmarzyła o wielkości...". A o twoim ojcu?? Że kompleks malucha ma, czy coś??  A było to wtedy, jak tata pracował w Kole i musiał jeździć przez tydzień z moim dowodem, a ja z jego :-D No i musiał też wrócić do Warszawy ze świadomością nie swoich dokumentów!
- Boszszsz.... Wszystko rozumiem....
I chórem dopowiedziałyśmy:
- GENY!!!


Wróciłyśmy do domu nie niepokojone przez kontrole miśków z suszarkami.
Nie zdziwiło mnie to zbytnio, bo chyba to jest nie do uwierzenia, ale: jeżdżę już 27 lat. I nigdy, słownie NIGDY, nie byłam zatrzymana do kontroli! Takiej zwykłej nawet - rutynowej! Nie mówię o tej mandatowej!
Święty Krzysztof nie śpi?
Może.
Powiedzenie mówi: nad głupimi Pan Bóg czuwa, ale czy ja wiem, czy Najwyższy nie ma ważniejszych spraw na głowie, niż gapowata Ata??

Wróciłyśmy do domu.
Asia zabrała portfel, a ja dokumenty i plastik.
Ania odmówiła chęci ponownej jazdy.
Została w domu, walając się w dobrobycie kompa swojej starszej siostry.

Wszystko dobrze się skończyło?
Nooo.... Prawie od razu....
Zakupy w Rossmanie poczynione.
Paczka dla sis odebrana.

Bankomat Chudej odmówił współpracy...

Zawzięte moje dziecko, naznaczone genami rodzicielskimi, dało radę - mimo wszystko wycisnęło kasę ze ściany ;-D

Na panie G. nie ma mocnych!!
To tak na wypadek, gdyby ktoś zapomniał  ;-P

24 komentarze:

  1. Ja potwierdzam, w koncu tez jestem G. I to po mieczu:)

    OdpowiedzUsuń
  2. deZeal - a ja po mężu, czyli też jakby po szabelce ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ata ja tam nie wiem... jak to jest... ale zgadzam się nie ma mocnych na Cię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beatko - nie ma! ;-DD
      Starają się różne wredne, ale nie dają rady :-)

      Usuń
  4. Bo życie piękne jest, choć nieco zagmatwane, oczywiście przez te geny:)))) Chodzenie z pustym portfelem do sklepu opanowałam do perfekcji. I wiesz, tylko raz na rok zmieniam torebkę, a wtedy robię to metodą: ta aktualnie noszona wybebeszona do imentu, na stole nie ma prawa nic pozostać. A ile śmieci przy okazji wywalę i ile ciekawych zapisków odkryję!
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu - ja torebki mam dwie. Jedną wielką jak wór, a drugą malutką i taką kobiecą (nie moją z wyglądu). Diabli mnie podkusili się lansować na cmentarzu tą malizną... ;-)

      Usuń
  5. Grunt to się nie przejmować i mieć wygodne buty :)
    Mówię to ja - krewna po sklerozie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi- wygodne buty! To podstawa! Mam tylko takie :-DDD

      Usuń
  6. statystyka była po Twojej stronie, skoro 27 lat nie spotkałaś miśiaków to szansa była niewielka
    ja pierwszą rutynową kontrole mnialam przy jednym z pierwszych dalszych wyjazdów, zimą i głęboką nocą, chyba za przepisowo jechałam w karnawale

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu - chociaż raz statystyka mnie nie zawiodła ;-D

      Usuń
  7. Oj, ale miałyście przygody! Ale żeby tak rodzinnie bez dokumentów? ;)
    Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  8. ech, normalnie jakbym siebie widziała... tylko ja ten numer najczęściej robię Osobistemu gdy biorę jego auto, a potem dokumentów zapominam oddać,jeszcze mnie chłopina nie ubił, jak widać i przeczytać można niniejszym ;))))
    Jeszcze... ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwona - a szanowny ślubny nie może sam pamiętać, żeby w trasę ruszać z full kompletem dokumentów?? To jakby nie było obowiązek kierowcy ;-DD

      Usuń
  9. No to dziewczyny zakręcone jesteście! Ale fajne!!!! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nuta - zakręcone jesteśmy! Jako te słoiki! ;-D

      Usuń
  10. Wariatki.... no z kim się ja zadaję....ależ by było nudno bez Pań G!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu - nawet nie wiesz, ile osób źle nam życzy i ma nadzieję, że znikniemy przynajmniej z "wirtuala"... ;-DD
      Się zastanów, czy dobrze się zadajesz :-DD

      Usuń
    2. Nawet nie będę się silić na takie zastanawianie. A swoją drogą podobno wszyscy znikniemy z wirtuala - to nawet jak na piętra rozmaite trafimy to chyba dalej się połapiemy do kupy :)))

      Usuń
    3. Trzymajmy się kupy - kupy nikt nie ruszy :-D

      Usuń
  11. Grunt jak coś się dzieje:) Życie nie lubi próżni:) Lubię się pośmiać u Ciebie:) Uściski ponowne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaprysiu - ja też lubię jak coś się dzieje, bo stagnacja jest nudna...

      Usuń
  12. Kiedyś się wybraliśmy do rodziców ok 350 km. W W-awie obowiązkowy jeszcze wtedy przystanek w McDonaldzie. Przychodzi do płacenia a tu nie mam dokumentów. Przed nami jeszcze 250 km i później jazda po miejscu i powrót ze świadomością braku kwitków uprawniających do jazdy i poświadczających, że auto jest nasze. Postanowiłem wrócić i pojechać na następny dzień. Wiem co przeżywałaś, ja za każdym krzakiem, zakrętem widziałem policjanta, który zaraz mnie zatrzyma zabierze dzieci i żonę za brak dokumentów. Masakra. Nasz powrót odbył się bez przeszkód, ale za to wyjazd na następny dzień do dziadków skończył się ponad dwutygodniowym pobytem najmłodszego w szpitalu ale to już inna historia. Co by było jakbym nie zawrócił, tego się nie dowiemy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może gdybyś nie zawrócił, nie było by tego szpitala?

      Usuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)