Czyli inaczej mówiąc - ze szkolnego podwórka dwie króciutkie opowiastki.
Kilka dni temu:
Podchodzi do mnie uczennica i rozpoczynamy miłą pogawędkę.Taką ogólną.
W końcu rozmowa schodzi (jakby inaczej!) na książki:
- Wie pani co? Ja to w sumie nie lubię czytać.
- Ale tak w ogóle, w ogóle, całkiem nic?
- Tak!
- Może jeszcze nie trafiłaś na "swoją" książkę.
- No może... Ale ja już CAŁE SWOJE życie szukam i nic!
Panna ma la dziesięć i uczęszcza do czwartej klasy, jak coś ;-)
Dziś.
W czytelni siedzi grupka dziewczynek. Tak się złożyło, że też z tej samej klasy, co ta poszukująca.
Jedna z nich przegląda książkę i po chwili odnosi ją do szafy. Łypnęłam okiem i zobaczyłam, że to ostatnia część trylogii autorstwa Agnieszki Wojdowicz.
( Pierwszą część "recenzowałam" na łamach bloga, jak coś.)
- Natalia. To trzecia część, Pierwsza ma tytuł "Serce Suriela".
- Wiem, ale jest niestety wypożyczona. Tak sobie tylko przeglądałam. Muszę czekać, aż ktoś ją odda.
- A wiesz, że ta pani, która napisała te książki to moja koleżanka?
No i w tym momencie wszystkie sroczki w ilość sztuk ośmiu wydały z siebie okrzyki:
- ŁAAAAA!!! NAPRAWDĘ? Pani zna kogoś, kto książki pisze? Takiego PRAWDZIWEGO
pisarza?? ŁAAA! Ale ma pani fajowowo!!!
A Natalia podeszła do mnie i zapytała mnie zniżając głos:
- Proszę pani! A ta pani to jeszcze w ogóle żyje???
Taaaakkk... I bądź tu człowieku opanowanym, zachowaj twarz pokerzysty i nie ryknij zdrowym śmiechem!
Pohamowałam się jednak i zapewniłam Natalię, że pani Agnieszka żyje i ma się dobrze.
Dzwoniłam dziś do Agi opowiedzieć jej, jak autorów postrzegają małolaty. Dzieje się tak zapewne, że większość lektur szkolnych napisana jest przez pisarzy równie sławnych, co mało żywych.
Więc dzieci postrzegają to tak: napisał coś, zmęczył się skrobaniem i wziął i umarł!
Aha! Ja też miałam swój mały triumf: jedna ze smerfetek, Marta, podsunęła mi pod nos wyimaginowany mikrofon i powiedziała:
- To ja teraz zrobię z panią wywiad!
- Ze mną?? No co ty! To nie ja książki piszę!
- Ale pani zna sławnych ludzi!
Ha! Ma się te znajomości, no nie?! :-DDD
Ha, ha oraz ha!
OdpowiedzUsuńSławny autor powinien być mało żywy:)
Jakby nie patrzeć - rżę do imentu:)))
No i pierwszaaaa - u sławnej Aty :P
OdpowiedzUsuńDorotko - autografy rozdaję w każdy szósty poniedziałek miesiąca ;-D
UsuńCiśnienie 100/62, puls 72 (mierzone przed chwilką). Zatem mię nie podniosłaś parametrów:)
UsuńIdę oczekiwać na rzeczony szósty poniedziałek:D:D:D
Ateraz 92/58!!!
UsuńErrata! Znaczy a teraz:)
UsuńDorota - to chyba dobrze, że nie podniosłam :D
UsuńWprawdzie na niektóre osoby tak działam, ale chyba na Ciebie jakby MEGA kojąco? :-DDD
Moje zwyczajowe to 90/60 ;-)
Moje (za wielkiego MŁODU) takoż było 90/60.
UsuńZatem obecne 92/58 poczytuję sobie za sukces, zwycięstwo tudzież dumę wszelaką! W TYYYM wieku, Ata, w TYM wieku? Taaaaaaaaaaaakie ciśnienie? No MEGA jakby kojąco na mię działasz, no zdecydowanie! :D
Dorotko - wszystkie jesteśmy w tym samym wieku - w dwudziestym pierwszym ;-)
UsuńCiekawe jak ma małolata szuka tej odpowiedniej dla siebie książki- jeśli czytając je, to jest jednak nadzieja, że polubi czytanie.Ale być może, że jest z domu w którym ani jej nikt nie czytał książeczek ani dorośli nie czytali.Wiem, to dziwne, ale naprawdę znam takie domy.Nie mam zielonego pojęcia wg jakiego klucza układane są listy lektur dla dzieci, ale zawsze odnosiłam wrażenie, że są dopasowywane na zasadzie równania w dół a nie podciągania w górę.
OdpowiedzUsuńMiłego,;)
Aniu - lektury i ich kostyczność też mnie zadziwiają. A młoda poszukiwaczka coś tam jednak czyta, z tego co widzę ;-))
UsuńPamiętam lektury, których nie czytałam, bo były tak smutne, że nie dawałam rady: "Nasza szkapa", "Łysek z pokładu Idy", "Janko Muzykant", "Anielka"... I tylko dzięki wytrwałemu chorowaniu na niekończące się zapalenia płuc, grypy itp., odkryłam Sienkiewicza od strony "W pustyni i w puszczy", a potem to już był Verne i inne książki (zwłaszcza Wernic i jego indiańskie "Złoto Gór Czarnych").
Usuń"Złoto Gór Czarnych" napisali Szklarscy ;)
UsuńCo racja, to racja!
UsuńA ja ostatnio, cała z siebie dumna, że od razu po ukazaniu się Inferno D. Browna zamówiłam w ulubionej księgarni i czekałam na przesyłkę, wyczaiłam u młodej kobiety jadącej obok mnie w autobusie książkę podejrzanie podobną. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że ONA MA PIERWSZA i JUŻ CZYTA!!! O kurka siwa sobie myślę, no i znów się spóźniłam :). Ale zaraz następnego dnia pan listonosz uprzejmie mi doniósł i przepadłam... A dzieci jak tylko zaczną dotykać i oglądać, to prędzej czy później złapią bakcyla. Chociaż swoją drogą nie potrafię sobie wyobrazić życia bez książek... A wyobraźnię mam ho, ho! Kasia.
OdpowiedzUsuńKasiu - no wcale Ci się nie dziwię wkurzeniu! Jak tak można?? :-D Pewnie ma znajomego listonosza ;-))
UsuńA co do dzieci - sami to, że przychodzą do biblioteki i do czytelni, to już połowa sukcesu. Jedno od drugiego załapuje - nie ma to jak marketing szeptany - nawet jeśli chodzi o książki :-)
ooo, to ja się bedę chwalić,że znam Atę, co zna pisarkę, mogę, mogę, mogę?;-)
OdpowiedzUsuńRhianone - ależ oczywiście, że możesz :-DDD
Usuńdzieciaki są rozbrajające
OdpowiedzUsuńha, ja też znam jedną pisarkę realnie, a drugą wirtualnie i obie żyją nawet :)
OdpowiedzUsuńdzieciory są świetne w postrzeganiu świata :)
Zawsze lubiłam czytać i czytałam dużo. Niestety nie udało mi się tego zamiłowania przekazać mojemu dziecku, mimo iż czytałam mu w dzieciństwie całkiem sporo :(. Literatura piękna go nie pociąga, a już lektury szkolne działają wręcz odstręczająco. Ostatnio usłyszałam, że ballady Mickiewicza są pisane nie po polsku, bo nic z tego nie rozumie. Dopiero jak mu wyjaśniłam w kilku prostych zdaniach (tłumacząc z polskiego na nasze) o co chodzi w "Świteziance", to popatrzył na mnie i uśmiechając się stwierdził "no, teraz to rozumiem". Kompletny brak romantyzmu ;))).
OdpowiedzUsuńŚwietne są te Twoje posty, zawsze z przyjemnością tu zaglądam. Też dużo czytam, ale na czytniku, tutaj w wersji elektronicznej można mięć nowość wcześniej. Czasami mam książki, których wersji papierowej w ogóle nie ma....
OdpowiedzUsuńNormalnie zabłysnęłaś światłem odbitym ;)
OdpowiedzUsuńZawsze coś!
Uwielbiam Twoje posty!!!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPraca w podstawówce jest fajna, bo te dzieciaczki nie znają jeszcze pozerstwa i fałszu. Szczęściara :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAta, powiedz dziewczętom, że znasz na dodatek ludziów piszących w sieci i że te ludzie też są jak najbardziej żywe :)
OdpowiedzUsuńChociaż reakcja pewnie nie będzie tak spektakularna...
:D
Tylko dodaj, że piszą zdaniami złożonymi posługując się alfabetem i bez błędów ortograficznych ! bo w sieci to one pewnie też piszą, albo się im wydaje, że piszą :)))
UsuńNic dodać, nic ująć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Majeczka
A widzisz! wow! Ja nie znam osobiście żadnego żywego pisarza więc się nie dziwię małolatom ,że były w szoku!!!!!!!!!! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNie wiem, dlaczego moje komentarze się zdublowały ;(. Nacisnęłam tylko raz. Mam nadzieję, że sytuacja teraz się nie powtórzy. Przepraszam. Usunęłam, ale jednak info zostało. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie wiem, dlaczego moje komentarze się zdublowały ;(. Nacisnęłam tylko raz. Mam nadzieję, że sytuacja teraz się nie powtórzy. Przepraszam. Usunęłam, ale jednak info zostało. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOj Ty, Ty to się potrafisz ustawić, ;-)
OdpowiedzUsuń