poniedziałek, 7 lipca 2014

Podróże kształcą?

Jakby tu zacząć...
Mam dziecię młode, które od września idzie do gimnazjum.
Dziś, o godzinie 13:00 zostały opublikowane listy osób zakwalifikowanych, bądź nie, do wybranego gimnazjum. I od dziś, do jutra do 15:00 należało dostarczyć oryginały dokumentów, potwierdzenie woli, deklarację i inne papierki, coby od września przystąpić do nauki w wybranej szkole.
Tak więc wybrałyśmy się z Anną do jej nowej/przyszłej szkoły.
Autobusem, bo szkoła jest w centrum Wawy i znalezienie miejsca do parkowania w tamtych rejonach wiąże się z koniecznością ruszenia z domu tak kole piątej rano.
Przesady nie lubię - wolę sobie pospać.

Wsiadłyśmy w autobusik i jedziemy. Upał na dworze jak stopińdziesiont, a w niskopodłogowcu chłodeczek delikatny z klimy się sączy.
Ujechałyśmy tak kilka przystanków.
Na jednym z nich wsiadł młody człowiek z rowerem.
Wsiadł, to wsiadł. Nie on jeden.
Dwa przystanki dalej...
Kierowca otwiera kabinę i woła:
- Misiu! Zamknij to okno, bo klima chodzi!
Obejrzałam się odruchowo. Słowa były skierowane do tego rowerzysty.
- Nie zamknę bo mi gorąco!
- Zamknij pan, bo klima chodzi!
- Nie ma klimy! Gorąco mi!
- Jest!
- Nie ma!
- Zamkniesz to okno, do cholery?
- NIE! Nie mam zamiaru, Gorąco mi, i tak se będę jechać! I co mi ch..u zrobisz?
- No k...wa nie jedziemy! I dzwonię na policję! - Kierowca był konsekwentny i wyłączył silnik...
- To dzwoń, złamasie!

Cisza... Nic się nie dzieje...

Nagle jakiś cichy, nieśmiały głosik kobiecy:
- Ale ja mam bilet czasowy... Zaraz mi się skończy...
- A ch...j mnie to wali! - Jednośladowiec był zadowolony z siebie.
- Ale przecież jest klimatyzacja - nieśmiały szept pasażerów popłynął jak wyschnięta strużka błota.
- NIE MA KLIMY! Gorąco jest!

Siedzę i zaczynam się gotować... I z gorąca i ze złości!
Ania szepnęła mi nieśmiało:
- To może się przesiądziemy do następnego autobusu, co?
- SIEDŹ! NIE MAM ZAMIARU! - syknęłam wściekła jak szerszeń.

- Proszę pana! Niech pan zamknie okno! Chcemy jechać. Dziecko mam małe... - Jakaś pani próbowała poruszyć sumienie wytatuowanego mięśniaka z rowerkiem wyczynowym.
- A ch..j mnie to obchodzi! Mnie się nie spieszy!

Coś we mnie strzeliło! Purpurowe plamy przed oczami, furia w mózgu!
Odwróciłam się na siedzeniu i wydarłam paszczę:
- Zamknij to okno, do jasnej cholery!
- Nie zamknę, bo klimy nie ma!
- Klima jest, jak autobus jedzie, ćpunie!

W tym momencie kierowca również poderwał się do czynu i znowu otworzył drzwi od kabiny.

To co się stało później, cokolwiek mnie zszokowało.
Na szczęście tylko na chwilę.

Jednośladowiec wyrwał z kopyta i rzucił się z pięściami na kierowcę.
Ten na szczęscie zdążył się zamknąć w kabinie, bo szanowny użytkownik ZTM zaczął walić pięściami w szybę oddzielającą kierowcę od autobusu, kopać w drzwi, wykrzykując:
- Ch..u! Już nie żyjesz! Zaraz cię zaj...e! Łeb ci rozpie...le! Złama...e poje...y!

Noooooo! Tego mi było trzeba!
Nie, nie, nie!
Nie włączyłam się do rękoczynów!
Po prostu wyjęłam komórkę i zadzwoniłam na 112.

Pani odebrała bardzo szybko i już wysyłała wóz policyjny.
Ale...
Agresor, mimo swoich wrzasków i pogróżek, usłyszał moją rozmowę z policją, spojrzał na mnie i...
ZWIAŁ!
Złapał rower pod pachę i w długą.
Interwencję odwołałam.

Ale to jeszcze nie był koniec!
O nie!

Furiat postanowił przywalić kierowcy przez uchyloną szybę. I wyskoczył centralnie na jezdnię.
Akurat jechał TIR...
W ostatniej chwili odbił na środkowy pas, dał po heblach i się zatrzymał.
Kretynek, rowerzysta miał więcej szczęścia niż rozumu, bo jakimś cudem zmieścił się miedzy TIRem a autobusem i nic mu się nie stało.
Jeszcze pyszczył i się odgrażał, ale instynkt samozachowawczy zadziałał - zobaczył, że z kabiny TIRa wychodzi co najmniej wkurzony kierowca i nie wyglądał jak spokojna owieczka...

Rowerzysta prysnął, odgrażając się, rzecz jasna.

Do gimnazjum dotarłyśmy bez dalszych przygód.

Po powrocie do domu, opowiedziałam Chudej tą żenującą historię.
Dziecię zareagowało we właściwy sobie sposób:
- Tyle lat jeżdżę komunikacją miejską i tylko raz się zdarzyło, że pan kierowca trasę pomylił! A ty od wielkiego dzwonu w autobus wsiadasz, ale oczywiście nie możesz normalnie jechać i musisz na 112 dzwonić! Życie jest niesprawiedliwe!
- A możesz mi córko powiedzieć, dlaczego do cholery, tylko ja  zareagowałam? Przecież autobus był pełen ludzi!!!
- Nie wiesz?
- Nie wiem i dlatego pytam! Bo to jest dla mnie nie do pojęcia!
- Bo się bali...
- Czego, do diabła???
- Że oberwą...
- Kurna! Od kogo?
- Od tego "miśka".
- Żartujesz...
- Nie, mamo.
- Żaba! Przecież to tchórz! Sama zobacz - dzwonię na 112, a on spiernicza! Czego się bać, do diabła! TACY JAK ON, TO TCHÓRZE SĄ!

Chuda tylko pokiwała głową nad matką-bojowniczką.

A ja czuję niesmak.
Raz, że pełen autobus ludzi dał się sterroryzować jednemu, prawdopodobnie naćpanemu, wytatuowanemu jednośladowcowi.
Dwa,  że tylko jedna stara baba nie miała oporów i zareagowała.

Widać miałam pecha i trafiłam na bandę równie  tchórzliwych pasażerów, jako i ten agresywny typek :/

20 komentarzy:

  1. Ale dlaczego kierowca nie zadzwonił?
    A swoją drogą szkoda, że ten TIR....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorota - nie wiem, dlaczego nie zadzwonił. Może się bał, może liczył, że same pogróżki wystarczą?
      Jednak lepiej, że ten TIR nic mu nie zrobił. Przecież sam z siebie nie jedzie... Kierowca miałby traumę do końca życia przez jednego oszołoma.

      Usuń
    2. Kierowca w swojej kabinie najbezpieczniejszy w końcu, powinien zadzwonić, a nie swoich pasażerów narażać. A TIR - no ja nie mówię, że tak całkiem, chociaż świat by na tym nic nie stracił, ale jakby tak trochę go uszkodził, to może na drugi raz by pomyślał... ach nie, do myślenia to mózg trzeba mieć, a ja ostatnio coraz częściej mam wrażenie że coraz więcej ludzi go nie ma!

      Usuń
  2. i to jest najgorsze w ludziach w tych czasach-każdy myśli, że problem go nie dotyczy. Mój syn (III klasa podstawówki) został skarcony przez panią w szkole pod koniec roku szkolnego ( ja- matka oczywiście wezwana) za to, że stanął w obronie młodszego chłopca, któremu dokuczało kilka palantów z IV klasy. Na korytarzu tłum, nauczyciele, uczniowie i nikt nie widział, że dziecko płacze, oni nim pomiatają. Mój chłopak włączył się w szarpaninę, by pomóc biedakowi, ale najpierw zgłosił wychowawczyni że na korytarzu biją małego chłopca. Pani wychowawczyni jak go złapała w czasie akcji to wrzeszczała na niego że rośnie recydywa i że ma nie wtrącać się w nie swoje sprawy. Dziecko przyszło do domu z ogromnym żalem, a ja na drugi dzień po "zaproszeniu" wychowawczyni poszłam i zrobiłam raban. Bo uczę dzieciaka, że ma się nie bać- zwłaszcza gdy jest wokół dużo ludzi- ma się nie bać pomagać innym i reagować gdy coś się dzieje.
    To co opisałaś przechodzi ludzkie pojęcie i ręce opadają

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja rozumiem tych ludzi i rozumiem ich strach.... i uważam, że miałaś więcej szczęścia, jak rozumu w tej sytuacji - bo skoro naćpany, wcale nie musiał zwiać po Twoim telefonie... wystarczyłoby, żeby wyciągnął strzykawkę... z czymkolwiek.... ludzie byli z dziećmi. Strach to potężne uczucie. Fakt, że kierowca mógł zadzwonić z kabiny... mógł, ale znając życie - miałby więcej nieprzyjemności od przełożonych za to.

    Wiesz, ja też kiedyś chciałam tak gorliwie podyżurować i wyciągnęłam palaczy z kibla. Zostałam przez nich zbluzgana, a po wyjściu ze szkoły nie miałam już obu lusterek w samochodzie.Gdy zadzwoniłam na policję, to usłyszałam, że za mała szkodliwość czynu... a od swojej pani dyrektor - że przecież nie muszę przyjeżdżać samochodem do pracy, więc mam się nie skarżyć.... dlatego w pełni rozumiem reakcję tych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zadzwonił, bo dobrze wie jak się te awantury kończą - i tak gnoja wypuszczą bez żadnej kary (o ile nie rzuci się, do bicia policjantów) a jeśli pętak mściwy to upoluje potem gdzieś kierowcę i z kolesiami mu dowalą.
    Pasażerom też się nie dziwię, bo nikt potem nie chce być ciągany na świadka. Wszystko to jest wynikiem marnego działania naszej policji i skołowanego "wymiaru sprawiedliwości" opartego na zle sformułowanych przepisach. Podróże może i kształcą ale bywają również mało bezpieczne, zwłaszcza te naszą komunikacją łącząca odleglejsze miejsca stolicy od centrum.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyny, muszę się nie zgodzić. Dopóki będziemy wszyscy udawać, że nic się nie dzieje i będziemy pobłażać bandziorom to nic się nie zmieni. Uczniowie w szkole robią z nauczycielami co chcą, a dyrekcja i grono nauczycieli żyje w strachu, policja kończy sprawę niską szkodliwością czynu, bo ludzie potem nie chcą iść na świadka ze strachu, a kierowca? też w strachu przed gówniarzem i przełożonym. Do czego to prowadzi? ano do tego, że niebawem strach będzie wyjść na ulicę, bo każdy będzie się bał

    OdpowiedzUsuń
  6. I Herkules d... gdy narodu kupa! Gdyby w takich sytuacjach reagowało więcej osób, opisane "elementy" nie miałyby szans, pojedyncza osoba tylko czasem może coś zdziałać (Twój przykład). Jeśli jednak trafi się odporny pacjent to można skończyć z kosą w żebrach. Nie podoba mi się brak reakcji, ale też rozumiem skąd się ten brak bierze. Tzw. "kwadratura koła", można całą sagę napisać... Pamiętam czasy, gdy bez obaw podróżowałam, mogłam spacerować nocą z psem po parku... Teraz nie do pomyślenia... Zdziczeliśmy czy co? I tym mało optymistycznym akcentem kończę swój przydługi wywód :). Pozdrawiam i trzymam kciuki za bezpieczeństwo nas wszystkich, Kasia z Olsztyna.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiecie co? Bardzo mnie zasmuciły Wasze komentarze. I dały do myślenia. Faktycznie, działałam na zasadzie odruchu. Trudno jest się pogodzić z obojętnością, ale w sumie chyba już ją rozumiem.
    Następnym razem (oby nie było!) zastanowię się nieco dłużej, czy lecieć na odsiecz bandzie niemrawych i sterroryzowanych ludzików :/

    OdpowiedzUsuń
  8. ja z jednej strony rozumiem strach, ale z drugiej strony nie umiem być obojętna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aga - to tak jak ja. Doskonale rozumiem obawy i strach. Ale obojętność nie jest mi dana :(
      Czasem tego żałuję, bo nie raz po tyłku za zaangażowanie w cudze sprawy dostałam. I niczego mnie to nie nauczyło.
      Po prostu jestem niepoprawna :-D

      Usuń
    2. Nie dane mi było uczestniczyć w takiej "akcji" (Olsztyn to jednak prowincja), ale pomagałam kiedyś pijaczkowi, który rozwalił sobie nos na autobusie, którym jechałam. Po prostu nie trafił w drzwi. Nie mam litości dla nałogów (jeden taki skutecznie mnie wyleczył), ale krew się leje, facet "spływa" pod koła, obłęd jakiś. Cały przystanek ludzi, jedynie ja wysiadłam i jedna z pań na przystanku (starsza) pomogłyśmy rannemu. Zmusiłyśmy kierowcę i jednego z oczekujących do wyciągnięcia gościa spod kół, ale to było wszystko. Ktoś zadzwonił po karetkę, a ja dokupowałam chusteczki w kiosku i tamowałam krwotok, a tamta pani zagadywała go o nazwisko i adres. Dzięki temu już jakąś wiedzę ratownicy mieli. Natomiast oddzielny temat to pani z pogotowia, nie chciałabym, żeby to ona mi kiedykolwiek udzielała pomocy. Rozumiem, że smród, że niewdzięczny pacjent, ale to, jak go traktowała było karygodne. I znów nikomu do głowy nie przyszło zwrócić uwagę "pani doktor". Dziczejemy Ato, to straszne, ale chyba prawdziwe...

      Usuń
    3. Sorki, nie podpisałam się z wrażenia :).
      Kasia z Olsztyna

      Usuń
  9. To prawda - dziczejemy i obojętniejemy. Na wszystko... Aby tylko pod siebie zgarnąć ile się da :/
    Znak czasów, czy konformizm?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Według mnie to dwa w jednym...
      Ale najważniejsze, że są jeszcze dobrzy ludzie i że świeci słoneczko :).
      Pozdrawiam upalnie, Kasia z Olsztyna.

      Usuń
  10. A ja z innej beczki: zastanawiam się do którego gimnazjum jechałyście? ulach

    OdpowiedzUsuń
  11. Ulach - publicznie tego nie napiszę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, ja się tylko zastanawiam.

      Usuń
    2. Ulach - w gimnazjum uczą dwie Urszule ;) O to chodzi?

      Usuń
    3. Nie, jestem z podstawówki, też śródmiejskiej. Masz takie zdolne dziecko, że właśnie o tej szkole pomyślałam. Mam nadzieję, że będziecie zadowolone z wyboru. :-)

      Usuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)