Wydaje mi się, że chyba jakoś przedwczoraj...
Załamka totalna, co dało się zaobserwować w moim poprzednim wpisie.
Ale, że ja twardom babom jezdem, nie odpuściłam tak łatwo! O nie!
Nie będzie chiński badziew pluł mi w twarz!
Rozkręciłam od góry, popaczałam na bebechy, tu i ówdzie pomacałam i postukałam. Polałam na oślep olejem do maszyn i skręciłam na zad.
Toż samo uczyniłam z dolną częścią.
Dla pewności i niejako w desperacji zagroziłam cholerze młotkiem i wywiezieniem na szrot.
Podziałało?
No nie do końca...
Maszyna przestała zupełnie szyć! Chyba przesadziłam ze straszeniem...
Górna nić nie była kompletnie kompatybilna z dolną!
Szyłam sobie kawałkami ot tak - na sucho. Dziurki od igły się robiły i owszem, tyle, że ŁYSE DZIURKI! Bez nici! Ani górnej, ani dolnej nie uświadczyłam w uszytku.
No więc rozkręciłam gadzinę raz jeszcze, potem poskręcałam, zacisnęłam zęby i zaczęłam znowu szyć. Skurcz szczęk minął mi bardzo szybko - dość ekspresyjnie, można by powiedzieć...
No bo jak normalnie reagować, bez nerwicy, kiedy kolejne igły łamią się jak przesuszony chrust??? Co z tego, że na uszytku zaczął się pojawiać równiutki ścieg?
Tak więc powoli, częściowo z napędem ręcznym, szyłam sobie łamiąc kolejne igły...
Aż w końcu odtrąbiłam SUKCES!!!
Szlag mnie nie trafił, plan zrealizowany!
Czyli MAM TORBĘ!!! Uszytą na bazie kursu Joanny, umieszczonego w ostatnim numerze "Twórczych Inspiracji"
Z drugiej strony wygląda tak:
Jak widać, zafundowałam torbie pikowanie lotem naćpanej pczoły (to było przed zepsuciem ustrojstwa).
Torebka ma proszę Was, podszewkę i kieszonki:
Z powodu popełnionego przeze mnie błędu przy szyciu, zamiast dwóch kieszonek bocznych, niechcący mam cztery :D
Ale od przybytku głowa nie boli, a kieszonek w torebce nigdy za wiele.
Ale od przybytku głowa nie boli, a kieszonek w torebce nigdy za wiele.
Nie jest wielka, ma normalny, pasujący do mnie rozmiar.
To dla mnie nowinka, szczerze mówiąc, bo od zawsze preferowałam torbiszcza mieszczące w sobie tak mniej więcej metr ziemniaków i inne przydatne przedmioty codziennego użytku.
Zapewne to taka świecka tradycja: kobiety postury podłej, lubią torby większe od siebie, a niewiasty gabarytów słusznych noszą subtelne torebunie dyskretnie ukryte pod pachą :-D
Tak przynajmniej wynika z moich obserwacji organoleptycznych ;-)
Się cieszę jak nie wiem! Mimo przeciwnych wiatrów wiejących od strony maszyny, udało mi się W KOŃCU uszyć, to co planowałam od czerwca.
Wprawdzie torba powstawała trzy dni, zamiast trzech godzin, ale efekt końcowy jest w stanie mi to wynagrodzić :-)))
O!
I tej wersji będę się trzymać :D
najważniejszy jest efekt końcowy ;) super torba :)
OdpowiedzUsuńMonika - masz rację! :-)
UsuńSuper torba!
OdpowiedzUsuńA co do preferencji - rozmiarów jestem więcej niż słusznych, a torebkę także potrzebuję słuszną - w końcu musi w niej być miejsce na książkę i robótkę :)
Aniu - a widzisz! Pewnie w moich obserwacjach nie uwzględniłam kobiet robótkujących i czytających ;-))
UsuńOj tam, oj tam.... trzy dni to nie wieczność. Torba cudności. Podoba mi się ten wzór i kolory- bardzo letnie, bardzo optymistyczne:) Maszyna.... ale to już sama wiesz;)
OdpowiedzUsuńJaskółko - powiem Ci, że dla mnie te trzy dni były jak wieczność! Tym bardziej, że nie miałam pewności, czy i kiedy uda mi się skończyć :-D
UsuńFaktycznie twarda baba z Ciebie - żadna, nawet zje...psuta maszyna nie przeszkodzi Ci w szyciu, gdy masz na to ochotę :)))). Po lekturze Twoich perypetii z maszyną postanowiłam sprawdzić czy moja jeszcze działa. No i działa, a efektem są dwie bluzki w rozmiarze oversize. Muszę im jeszcze tylko poobcinać zbędne nitki i jakoś namówić jutro mojego fotografa na sesję zdjęciową :). A uszycie torebki też mam w planach .... od około 3 lat ;)).
OdpowiedzUsuńFrasiu - oooo! To czekam na fotorelację! Ciekawa jestem Twoich nowości bluzkowych :-)))
UsuńTorba super, ja z maszyną do szycia raczej się nie zaprzyjaźnię! A co do torbowych preferencji, to ja podobnie jak Anek73 jestem rozmiarów słusznych i torby też preferuję takie na metr kartofli!
OdpowiedzUsuńWitaj znam Twój maszynowy ból. Czasami mam to samo, ale z polskim łucznikiem. Trzeba przeczekać. a może jej było za gorąca;) torba śliczna pozazdrosbić i ilości kieszonek też zawsze sie przydadza i może być ich za mało. Pozdrawiam cioeplutko Małgoś
OdpowiedzUsuńNo piękności niebywałaej torbiszcze Twe - dobrze Ci, że umiesz tak szyć (nawet ze znarowioną maszyną). No to co ? Teraz jakaś wszywka do mojej torebuni, co by się szydła nie rozpierzchły ;-)
OdpowiedzUsuńKurde Ty to mistrzyni jesteś, nie zważając na fochy Zochy taką cud miód torbełkę uszyłaś. Świetna!
OdpowiedzUsuńpodziwiam upór, za mną też chodzi taka potrzeba i uporu i torebki, szkoda,że nie mam dostępu do takiej literatury
OdpowiedzUsuńno i nie daj się chińszczyźnie!!!!