Ania ma lat 8. No dobra! Prawie 9.
Zębami obrosła późno, a więc i później zaczęła je tracić.
O kolejnym poruszeniu w jej szczęce dowiedziałam się w piątkowy ranek.
-Nie mogę jeść.
-Czemu? - zdziwiłam się, bo Ania lubi śniadanka i swoje zupki mleczne z chrupkami.
-Bo ząb mi się w dziąsło wbija.
-Jak to??
-No rusza się, to się i wbija - pouczyło mnie dziecko.
Powodowana współczuciem pozwoliłam małej na wpicie mleka z zupy, bez chrupania zawartości.
Ale wiecie co? Jak ją odbierałam ze szkoły, to na wejściu poinformowała mnie, że na obiad były pyszne naleśniki z serem i zjadła dwie dokładki. Ciekawe jak? W płynie były?? ;-)
W drodze do domu zgarnęłyśmy Rabarbarę powracającą z załatwiania sobie praktyk na nowy semestr.
Poinformowałam jeszcze moje panny, że bezwzględnie muszę podjechać do sklepu ogrodniczego w celu zakupienia ziemi do kwiatów. Baś upewniła się, że matka (kaleka życiowa) sama da sobie radę i worek przyniesie bez pomocy, została z młodszą siostrą w samochodzie.
Kiedy wróciłam po kilku minutach powitał mnie radosny rechot małej i jęki starszej trzymającej twarz w rękach.
-Jessssuuuu!! Przestań!! Ja nie mogę!!! Fuuuu!!! Patrzeć na to nie mogę!!
-Co jest? - zapytałam trochę zdziwiona, bo zwykle sytuacja jest odwrotna: mała jęczy, a starsza rechocze.
-Bo ona mi pokazuje, jak się jej ząb rusza!! A to jest OKROPNEEEEE!!!!
-O! Właśnie! Jedziemy jeszcze do cioci Uli.
Ciocia Ula to moja koleżanka. Z krótkimi przerwami siedziałyśmy ze sobą w jednej ławce do końca ósmej klasy. Chrzestna Asi. A zawodowo rewelacyjna, poważna pani stomatolog.
Ania zasiadła dziarsko w fotelu, bez obaw i radośnie.
A Asia?
-O Jesssuuuu!! A to ją będzie bolało??
-Nie.
-Ania! Boisz się??
-Nie! Hihihihi!
-Ja nie mogę! No straszne! Biedna Ania!
-BIEDNA ANIA?? - zakrzyknęłam oburzona- a jak ja szłam do cioci i przez trzy dni kombinowałam jak koń pod górę co tu zrobić i wymyślić, żeby do niej nie dojść to się ze mnie wrednie śmiałaś?? I zero współczucia było!! A teraz biedna Ania!! A JA??? Gorzej miałam!!
-Oj tam! Ty....
Jasne! Człowiek demolka jak Chuck Norris - twardziochem jest, nie mięciochem :-/
W czasie naszej konwersacji Ania dalej chichotała, a Ula łypiąc rozbawiona w naszą stronę posmarowała małej dziąsło szuwaksem przeciwbólowym i pomaszerowała do autoklawu po kleszcze.
-O maaatkoo - szepnęła Joanna.
I jak stała, tak padła...
No nie, nie do końca. W przykucu wyhamowała, wsparta o litościwe drzwi od gabinetu.
-Aśka! Jak chcesz zemdleć, to od razu się połóż na na podłodze - poradziła jej dobrotliwie ciocia.
-Nie - stęknęła Baśka - jakby jej krew pobierali, to pewnie bym wymiękła.
Ania chichotała radośnie w dalszym ciągu.
Po chwili ząbek został usunięty i komisyjnie zapakowany do torebki po gazikach.
Wszak za każdy utracony mleczak wróżka zębuszka zostawia brzęcząca mamonę pod poduszką ;-)
Oczywiści Asia natychmiast przypomniała sobie swoją krzywdę z dzieciństwa i mi wygarnęła:
-A ja ci nigdy nie zapomnę, że ostatni mleczak, to żeś mi z prześcieradłem wytrzepała! Akurat zebrało ci się na zmianę pościeli! Strzepnęłaś prześcieradło i srrruuu! Po zębie!!
-Ale wróżka chyba przyszła? - zapytałam zdruzgotana, bo jakoś słabo pamiętałam ten fakt sponiewierania cennego mleczaka mojej starszej córeczki.
-A skąd! Ostatni ząb... - Aś roztkliwiła się nad swoją stratą finansową sprzed wielu lat i popadła w ponure zamyślenie...
W tym czasie Ania zeszła z fotela z gazikiem w charakterze implantu prawej dolnej dwójki, dumnie sterczącym na zewnątrz radośnie uśmiechniętej buzi.
Ula powiedział coś, co mnie ogromnie za każdym razem cieszy w takiej sytuacji:
-Aniu! Przez 15 minut masz mieć ten tamponik w buzi i postaraj się nie mówić.
ZAKNEBLOWANA!!! 15 minut ciszy!!
No niezupełnej - w 50 %, bo drugie dziecko niestety ma już wszystkie stałe zęby i nie ma szans na takie sprytne unieszkodliwienie gadulstwa.
-Ania! Bolało??? - Asia cierpliwie drążyła temat.
-Yyyyk - mała pokręciła łepetyną.
-Wcale?? Na pewno??
-YHY!! Hihihihi!
I odwróciła się w całości do Asi...
-O JEZUUUUU!! KREW!!! ONA MA KREW W BUZI!!!
- O Chryste! A co ma mieć?? Peta?? Zęba miała rwanego jakbyś nie wiedziała. Nie histeryzuj!
-Ale jej leci!!
-Tak! Leci! Niagara normalnie!!
A Ania?
Ogniki jej w oczach zapłonęły i przemówiła z czeluści swej brzuszyny nie otwierając ust:
-Aśśśaa! Paaaszszsz!! HYHYHYHYHY!!! - i podtykała swoją paszczę przed oczy pobladłej pod grubą warstwą fluidu Asi...
W nagrodę za dzielne zachowanie na fotelu Ania dostała śliczny ołówek z My Little Pony.
Asia też, chociaż zupełnie nie wiem za co?? Kumoterstwo jakieś!!
A ja?? A nie!! :-((
Gdzie ta sprawiedliwość ja pytam??
Nawet jak sama z fotela tortur złażę, to nic nie dostaję! A dzielna zawsze jestem!
No....
Dooobra...
Prawie....
Bo dam sobie dłubać w zębach pod jednym warunkiem: ZNIECZULENIE!!!
Ula wie o mojej traumie z dzieciństwa i bez pytania wali mi zastrzyki, po których przez dwie godziny mogę mówić jedynie półgębkiem a i to niechętnie ;-)
O traumie napiszę. Kiedyś. O ile kogokolwiek to interesuje.
Teraz mam inne traumatyczne bez mała przeżycia.
A mianowicie tkwiąc nieustannie od pewnego czasu w szale sprzątania i wywalania rzeczy zbędnych dotarłam do szyflady, w której trzymam hardangerowe przybory.
No to jest dopiero HARD szuflada!!
Zaczęłam wciągać na światło dzienne materiały, kordonki, wzory i...
I UFOLUDY!!!
Pierwszy ufolud:
Zaczęłam tę serwetę dokładnie 01.03.2008. Ponieważ mam zdrowego hopla na punkcie haftu norweskiego, nazywam każdą pracę.
Ten ufoudek nosi dumną nazwę "Oczekiwanie"
Przeklęłam go tą nazwą chyba, bo ja się doczekałam tego, na co czekałam zaczynając ją haftować, ale ta bidula zaległa w szuflandii i tak sobie OCZEKUJE. I chyba jeszcze poleży, bo ugrzęzłam przy obrabianiu przęsełek. Zabijająco-dobijające są!! HEKTARY normalnie!! Całość robiłam szybko, lajtowo i z przyjemnością. Ale to wyciąganie niteczek i to "tkanie" poprutego...
Ile mam?
A tyle (widać po powiększeniu fotki)
Toż ja ją nawet na Hel ciągnęłam w 2008 i popołudniami na plaży wysnuwałam niteczki!!
Chociaż miałam przeszkadzacza ;-))
Ten biały psiak to Beksa. Nie moja ona, tylko mojej siostry. Mądra psica - czuła, że i tak tego nie skończę, to co się miałam męczyć ;-)
Drugi ufoludek to bieżnik o wdzięcznej nazwie "Dylemat"
Dlaczego taka nazwa?
Jak ktoś ma cierpliwość, to zapraszam do poczytania tu. Opisałam dość dokładnie moje z nim przeboje i boje.
I na koniec ufoludziątko:
Serwetka perminowa. Ma być kompletem do tego bieżnika. Kiedy? A ja wiem??? Jak na emeryturę pójdę, albo może na rentę ;-DD
Zabija mnie liczenie. Bo Sam haft jest prosty jak konstrukcja cepa. Ale to licznie niteczka, po niteczce jest horrorem!!
Matematyka to moje hobby :-/
Ania jest dzielna u cioci za każdym razem.
A ja?
Wymiękam przy obrabianiu przęsełek, przy wątpliwościach względem ilości kordonka i na prostym liczeniu niteczek do 26...
Może gdyby przyświecała mi perspektywa grubo wypchanej szeleszczącą zawartością koperty pod osobistą podusią, dostałabym jakiegoś turbo kopa w igłę i szybciej pokończyłabym te skądinąd ładne (moja opinia!!) ufoludy?
A tak wiszą sobie nade mną jak miecz Damoklesa i przyprawiają o wyrzuty na sumieniu...
Żeby je ciutkę zagłuszyć upiekłam dziś drożdżowca z przepisu Kass.
Zmieniłam tylko trochę dostosowując przepis do posiadanych produktów:
zrezygnowałam z rodzynek (nie lubię i dziewczyny też nie bardzo), z gruszek kandyzowanych (nie miałam). Zamiast nich wrzuciłam do środka wiśnie kandyzowane.
Drożdże świeże zamieniłam na suszone (jedna torebka), a do kruszonki dałam masło, pomijając smalec (sikorki zeżarły).
Się Panie częstują :-))
SMACZNEGO!
No smakowicie drożdżak wyglada,i lepiej mu z wisniami, rodzynki robią się falpowate - też ich nie lubię w ciastach, w mięsku sa ok:)
OdpowiedzUsuńAnia dzielna jest, Asia nie studiuje medycyny, mam nadzieję??? Ja też mam jak Asia, taka dziura po zębie ( u kogoś) jest szalenie bolesna:) no i krwista, ble...
Pozdrawiam
Twoje opowiastki chłonę jak gąbka, "strasznie" fajnie piszesz:)))
OdpowiedzUsuńUfoludkowe hardangery kiedyś na pewno skończysz a tymczasem zapraszam po odbiór kilku wyróżnień:)))))))
Ivalio - ciacho lepsze niż wygląda ;-)
OdpowiedzUsuńAsia i medycyna?? Ło matulu!! :-DDD NIGDY W ŻYCIU!! Ona na szczęście będzie fotografem :-))
Jolu! Cieszę się - podwójnie I bardzo Ci dziękuję! :-))
Pamiętam Twoje ufoludy, tzn. przypomniały mi się jak je zobaczyłam, ale rozliczać z niedokończenia nie będę, bo sama mam coś grubszego na sumieniu :)))
OdpowiedzUsuńMonika, uwielbiam czytać Twoje pisaninki !!! i każda historyjka przypomina mi moje, jakoś tak podobne są, przynajmniej tak mi się wydaje :)
Krzysiu! Jak dobrze, że jest nas więcej - tych z ufoludami w Szuflandii ;-)
OdpowiedzUsuńA, że wspomnienia mamy podobne? Nic dziwnego - dzieci są pod każdą długością i szerokością geograficzną "okropne" tak samo (albo podobnie ;-))
Dzięki Ata za poprawienie humoru ( jak zawsze zresztą jak wchodzę na twojego bloga ).Właśnie choróbsko zwaliło mnie na łoże boleści (a całą zimę się nie dałam hehe).Ja wczoraj też piekłam drożdżowca , ale bez wiśni:)Trzymam kciuki cobyś dotrwała do wykończenia hardangerów , bo cudnie się zapowiadają:).Pozdrawiam i uciekam , żeby Cię wirusem nie zarazić:)
OdpowiedzUsuńAch te Twoje opowieści!!!! Uśmiałam się jak zawsze!
OdpowiedzUsuńA Ufoludy sssuper! To u Ciebie pierwszy raz trafiłam właśnie na hardanger, a od Ciebie do Krzysi. No i dla mnie w tej sferze jesteście guru.
Tylko co z tego, że ty gdzieś tam kiedyś napisałaś jak się oblicza wielkość kanwy potrzebnej do kupienia. Nijak nie potrafiłam tego zrobić. Jeśli się kiedykolwiek zdecyduję na większy haft hardangerowy to chyba będę musiała poprosić koleżankę, żeby to ona mi wyliczyła i najlepiej zaczęła wyszywać kilka bloczkó.
Najbardziej podoba mi się "Dylemat". A "oczekiwanie" to samo mówi za siebie, sama bym wysiadła- kilka razy miałam doczynienia z przęsełkami. Wygadałam się!
Ale się uśmiałam z Twoich dziewczyn
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz.
Powinnaś zebrać Swoje przemyślenia i książkę wydać
jak zwykle fantastyczna opowieść:) A serwety zapowiadają się cudownie:)
OdpowiedzUsuńJakbym Grocholę czytała :-) Świetnie opowiadasz :-)
OdpowiedzUsuńOpowieść jak z wykle z"jajem" świetnie sie czyta
OdpowiedzUsuńZawartość szuflady ,łał same piękności, życzę ich dokończenia choć zdaje sobie sprawę ,że są czasochłonne
powodzenia
Fredziu! Zdrowia Ci życzę!! I na wszelki wypadek nie dziękuję za kciuki ;-)
OdpowiedzUsuńKasiu - to liczenie tylko w pisaniu tak makabrycznie wygląda. Sama spróbuj. To nie jest trudne. W końcu bibliotekarki to dzielne baby, no nie? ;-D
Fuerto - nic z tego. Nie będzie książki. Już kilkanaście razy pisałam - nie sądzę, żeby był taki wydawca, który by chciał zaryzykować w tak niepewne przedsięwzięcie ;-DD
Ludkasz, Almirani i KonKata - bardzo Wam dziękuję :-))
Wpadłam przez przypadek, i wpadłam po uszy!!!
OdpowiedzUsuńObśmiałam się jak norka z zębowej opowieści ;)))
A akurat dzisiaj Zębowa Wróżka odwiedziła moją wnusię i podarowała jej pierwszy ząbek ;)))
To miły znak dla blogowej znajomości...
pozdrawiam serdecznie
Twoje posty powinno sie czytać z rana,wtedy dobry humor na cały dzień gwarantowany!!!
OdpowiedzUsuńA Twoja szuflada to takie cuda skrywa,że hoho....
Buziaki
A wiesz, że ja, mimo, ze stara baba, to się zachowuję za Twoja starsza. Na widok ruszającego sie zęba moich pociech piszczę z przerażeniem.
OdpowiedzUsuńA Twoje hafty... niby takie proste mówisz, a ja nie potrafię!
Pozdrowionka.
Twoje posty faktycznie wspaniale się czyta -Ty się marnujesz książki zacznij pisać!!!
OdpowiedzUsuńA u moich dziewczyn jest podobnie starsza okrutnie boi się stomatologa a młodsza 4 lata z przyjemnością tam chodzi.Ostatnio kiedy czekałyśmy w poczekalni na borowanie. Mała cały czas podpytywała się kiedy jej kolej bo ona nie może się doczekać- bo u dentysty fajnie jest i już.
Migoshia - witaj na moim blogu :-) Zapraszam częściej. Faktycznie - ten zębowy przypadek to pewnikiem jakiś znak ;-)
OdpowiedzUsuńAagaa - dziękuję! Cieszę się, że wywołuje swoim pisaniem uśmiech :-)))
Penelopo - TY NIE UMIESZ??? Bo pewnie nie próbowałaś. Na pewno umiesz! Tylko jeszcze tego nie wiesz ;-))
Grażko - nie marnuję się - wszak sporo osób czyta tu, co tworzę ;-)
A Asia nie boi się dentysty (wszak to jej ciocia) - ona się bała o siostrę :-DD
HA. Witaj w klubie z tramatodi...traumatoidalnymi..ztraumaszonymi przeżyciami podentystycznymi :D
OdpowiedzUsuńAga! Bogu dzięki, że nie tylko ja się panicznie boję dentysty!! Już myślałam, że coś ze mną nie tak, bo znikąd zrozumienia nie miałam!!
OdpowiedzUsuńBrrrrrrrrr! Sztraszne rzeczy piszesz! Lepiej dam nogę! ;)
OdpowiedzUsuńAle Ty to jesteś zdolna nieludzko. Ten pierwszy ufolud cudo! Po dentyście zawsze sobie sama prezent kupuję za dzielność:) A ciasto aż pachnie, mniam:)
OdpowiedzUsuńDziewczyny masz fantastyczne!!!! Jesli chodzi o ufoludy, to ja mam kilka takich co im juz cwierc wieku stuknelo:)) przywiezione jeszcze z Polski w stanie "do wykonczenia" i leza gdzies na dnie kufra. Odeszla mnie wena do takich robotek tutaj, nie wiem, stracilam cierpliwosc? zapal? Ale nie wyrzucam, leza grzecznie i nawet wiem gdzie:)))
OdpowiedzUsuńOj zaraz tam straszne! Życiowe takie więcej ;-)
OdpowiedzUsuńKaprysiu - ja i zdolna?? Raczej leniwa ;-DD
Pomysł z pocieszanką po dentyście wart plagiatu ;-)
Stardust - ćwierć wieku powiadasz? To w takim razie nie jest ze mną jeszcze tak źle! Pocieszyłaś mnie :-DD
ja też mam ufoki w kartonach i żeby tylko ufoki ale też różne inne krzyżyki i takie tam :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam w dniu naszego święta :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTe serwetki są cudne.Już kiedys pokazywałaś ten rodzaj haftu dla mnie niepojętego.Jest piękny jak wszystko czego tkniesz. Co do zębów, to też pamiętam jak mleczaki wypadały na bułce i potek człowiek taki urodziwy chodził.A Ani wróżka coś przyniesie?
OdpowiedzUsuńMoniko ... uwielbiam Twoją pisaninę, dentysta, no cóż dla mnie normalka... ale znam takich co się boją... i jest ich duuużo :-))))
OdpowiedzUsuńBeata - Ataboh
Madziu - a nie gryzą Cię te ufoludy w sumienie?? Bo mnie strasznie!! :-DD
OdpowiedzUsuńKasiu - ten haft jest niepojęty, dopóki się za niego nie weźmiesz. Jest naprawdę prosty :-)
Wróżka oczywiście przyniosła kasę :-DD
Beatko - cieszę się, że do mnie zaglądasz :-**
Ja nie moge tu zagladać, śmieję się do łez...patrzą na mnie w domu z politowaniem, i pytają czy to co czytam to tragedia czy komedia :)
OdpowiedzUsuńAta uwielbiam Cię za poczucie humoru, życie od razu jest lepsze jak się poczyta Twoje posty, i wszystkie denerwujące momenty dnia zaczynam obracać w żart...
Cieszę się że ciasto wyszło, pozdrawiam!!!
No i zapomniałam najważniejsze: pięknie haftujesz, cudne te Twoje dzieła !!!
OdpowiedzUsuńNo cóż i ja musiałam przybiec ponownie... bo przy tych Twoich opowieściach Moniko, zapomina się o tym, że również robisz świetne prace... bardzo mnie zachwyca to co ukrywasz w czeluściach szuflad wszelakich... życzę i Tobie i im abyś je skończyła - Beata Ataboh
OdpowiedzUsuńKasiu - śmiech to zdrowie, więc zapraszam częściej :-))
OdpowiedzUsuńA ciasto zniknęło z prędkością światła :-))
Dziękuję za pochwały pod adresem moich dziobaninek :-)
Beatko - to ja na wszelki wypadek NIE dziękuję ;-)
Mnie ostatni mleczak wypadł w ósmej klasie szkoły podstawowej w wieku 14 lat...anomalia przyrodnicza;P
OdpowiedzUsuń