poniedziałek, 13 września 2010

Jestem chora...

Tak jak w tytule.
Nie ma sensu dłużej tego ukrywać. I tak większość z Was wie, że jestem nieuleczalnie chora. Od lat. Nie mam szans na wyleczenie.
I proszę - nie piszcie w komentarzach słów pocieszenia, że będzie lepiej, że bedzie ok! Że kiedyś, ktoś wynajdzie jakieś lekarstwo na moje schorzenie.
Nie! Nie ma takiej możliwości...
Moja choroba jest jak pisałam nieuleczalna, ale nie jest śmiertelna.
Choruję na nią już od wielu lat. Ale nasilenie objawów nastąpiło w niedzielę przed południem, kiedy większość z Was spokojnie zażywała relaksu na łonie rodziny lub przyrody...
Czas na konkrety...
Otóż atak mojej choroby objawił się następująco:
-bezdech
-wytrzeszcz
-cielęca bezmyślność
-i bełkotliwa mowa: o matkojessuuoooo!!
Atak nie nastąpił ot tak!
Przyczyna była zgoła zewnętrzna...
Oto ona:
To jest moja choroba - nieuleczalna!
Bo czyż leczy się MIŁOŚĆ???
To kot rasy main coon. Cudo kociej ferajny! Chyba największy kot domowy. Normalny, udomowiony żbik, proszę Was!.
Tu można poczytać o jego charakterze.

A teraz może wypadałoby rzucić trochę światła na ten pokrętny początek ;-)
Byłyśmy z Anią, wczoraj na Międzynarodowej Wystawie Kotów.
Obie kociary nie mogły odpuścić sobie takiej okazji!
A o wystawie dowiedziałam się od Kasi .
Ale o tym trochę później ;-)
Wycieczkę do centrum stolicy zapowiedziałam dziecku nieopacznie już w piątek. Więc nie miałam życia... Zwłaszcza, że od razu zapowiedziałam, że nie jadę samochodem, tylko autobusem, bo nie chce mi się tracić czasu na szukanie miejsca do parkowania. Więc Ania dostała amoku: nie dość, że koty, to jeszcze podróż AUTOBUSEM!! Ot - taka niewinna atrakcja dla dziecka przyrośniętego jak mama do foteli w samochodzie ;-)
Dobrze, że grzyby ją jakoś ukoiły na chwilę!
Lata przerwy w podróżowaniu komunikacją miejską spowodowały, że hm... tego... nie wiedziałam, jak się kasuje bilety :-D
Napisali wprawdzie "paskiem do dołu", ale nie pisali, że mam go puścić do kasownika luzem, a on mi odda!
A ja go trzymałam kurczowo w garści ;-DD
Ale jakoś w końcu udało nam się dojechać nie na gapę ;-)

Po wejściu na wystawę obie dostałyśmy amoku!
Tyle kotów! W jedym miejscu!
I do tego wystawcy nie mieli nic przeciw dotykaniu i głaskaniu sierściuchów!
Ba! Jedna pani hodowczyni sama wepchnęła mi kocie cudo na ręce!
Nie protestowałam!
Oto kot, a właściwie koteczek rasy niebieskiej rosyjskiej


Prawda, że cudny?
Mięciutki, delikatny.. I przestraszony tłumem obcych ludzi...

A to starszy przedstawiciel tej samej rasy:
Jak widać, ten delikwent już jest otrzaskany z ludzką nawałnicą i spokojnie sobie drzemał na puszystym pledziku ;-)

Koty zachowywały się różnie. Jedne spały jak te syberyjskie


To nawiasem mówiąc moja miłość nr dwa, zaraz po main coon'ach ;-)


Inne, jak abisyńskie beztrosko i zawzięcie tłukły się bez opamiętania:


Inne zaczepiały bezpardonowo zwiedzających:






Ten leniwy pers na fotce powyżej wyraźnie zapałał sympatia do mojej Ani i bardzo delikatnie łapał ją puchciatymi łapkami za paluszki nie wysuwając pazurków :-)

Koty większości z nas kojarzą się z puszystym i miękkim futerkiem.
Ale jak wiecie, są też koty jakby to powiedzieć... - łyse jak kolano!

To sfinks.
Nie ukrywam, że podchodziłam do niego z pewnymi oporami...
Taki jakiś glizdopodobny...
Ale ponieważ obiecałam mojej sis, że nie tylko zrobię temu czemuś fotkę, ale również w jej imieniu pogłaszczę tego ufoludka - to musiałam dotrzymać słowa.
Pani hodowczyni nie miała nic przeciwko głaskaniu tego kota, który z buzi przypomina mi Zgredka (kto nie jest Mugolem to wie o czym mówię ;-)).
Pogłaskałam... Czegóż się nie robi dla młodszej siostry!

Doznanie było niesamowite!!
To nie łysa, obślizgła skóra. To AKSAMIT! W najdelikatniejszym wydaniu! I jeszcze coś - ciepło! Niesamowite ciepło emanujące z tego drobniutkiego ciałka...
Nieprawdopodobne doznanie!
Gwoli wyjaśnienia: moja ręka to ta po lewej. Ta owłosiona łapa nie należy ani do mnie, ani do Ani ;-)
To inny zwiedzający równie przytkany jak my musiał swoje "odgłaskać" ;-))

Ale...
Ale i tak moją MIŁOŚCIĄ NIEULECZALNĄ będą main coon'y!!


To dla odmiany niespełna czteromiesięczna koteczka właśnie tej rasy. Wielkości mojej dorosłej kocicy :-)


Jak wspomniałam na początku posta, o wystawie dowiedziałam się od Kasi. A dokładnie z tego postu
Tak więc absolutnie nie mogłam odpuścić okazji do poznania w realu przemiłej i tworzącej cudowne rzeczy dziewczyny!!!


Na zdjęciu widocznym powyżej, Kasia broni się przed atakiem głównodowodzącego dragona czyli Uli vel Cebulki ;-)
Ta skądinąd przesymatyczna osoba nakazała Kasi szybkie "doszywanie" kocich zawieszek na komórkę "bo wzięły i wyszły!"
Nie dziwię się! Śliczności tam były takie, że oczy na wierzch wyłaziły!
To jeszcze jeden fragment ich stoiska:

I obie super kobitki w akcji: Kasia szyje, Ula sprzedaje :-)


Mam nadzieję, że głowy mi nie urwą za te fotki, bo uczciwie mówię, że nie pytałam o pozwolenie na publikację!
Dziewczyny! Super, że mogłyśmy się zobaczyć w realnym świecie!
Cieszę się przeogromnie, że mogłam poznać kolejną przesympatyczną blogowiczkę.
I mam nadzieję, że takich spotkań jeszcze wiele przed nami wszystkimi :-))

58 komentarzy:

  1. własnie oglądałam relcje tv z tej wystawy

    OdpowiedzUsuń
  2. Eeeeeeeeee, tam! Najpiękniejsze są moje dwa dachowce! :p

    OdpowiedzUsuń
  3. ja to prawie na zawał nie zeszłam, myślę sobie: "Trzeba będzie jakąś akcję zbieraniową na rzecz chorej uskutecznić". A potem to prawie padłam, że śmiechu! Też kocham koty. Nawet wywalczyłam pozwolenie na jeden egzemplarz u Mojego Prywatnego Zaciekłego Antykociarza (alternatywnie Narzeczonego). Szkoda tylko, że mamy takie małe mieszkanko, ale cały czas zastanawiam się gdzie wcisnąć kuwetę. Ja uwielbiam dachowce, a mój Kochany uparł się na kota brytyjskiego. 700 zł lekką ręką...

    OdpowiedzUsuń
  4. Cuuuuuuuuuuuuuda, cuuuuuuuuuuuuuda, kocham koty miłością bezgraniczną!! Main coony są boskie, skandynawski kot leśny jest przepiękny, syberyjskie kociaki powodują, że mam chęć założyć hodowlę, ale i tak najcudniejszy jest rosyjski błękitny, jak mój Bazyl :D:D:D I w dodatku piszę to siedząc z Igorem dachowcem na kolanach ;);)

    OdpowiedzUsuń
  5. Monik a ty oglądałaś u mnie zaczątek swojej poszewki?może się pogniewałaś że tak zwlekam?
    przepraszam cię ale sprawy zdrowotne krzyżuja mi plany.

    OdpowiedzUsuń
  6. Omamuniu!!!!!!!!!!!!!!
    Ale mnie wystraszyłaś, niemal śmiertelnie;-)))))
    Też mi się zaczęło od bezdechu...
    No i muszę Cię zmartwić Moja Droga: na Twoją chorobę nie ma lekarstwa!!!
    I nikt go nie wymyśli (na szczęście???).
    Musisz niestety nauczyć się z nią żyć...
    Gdybyś bardzo cierpiała, to pisz, stworzymy "grup wsparcia";-)
    A koty c u d o w n e!!!!!!!!!!!
    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Miało być " grupę wsparcia", rzecz jasna;-)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Też choruję na tą chorobę i gdyby to było bliżej to pieszo polazłabym na wystawę. Zazdroszczę wrażeń. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Niestety, ta choroba przypomina nieco epidemię. Ja też na tę chorobę zapadłam. Byłam na wiosnę na wystawie kociej i oszalałam :). A w sobotę we Wrocławiu był Festiwal Psa i Kota. Na szczęście miałyśmy ze sobą "głos rozsądku" czyli mojego męża, który stanowczo odmówił sfinansowania zakupu main coona. Powiedział, że powinnam się leczyć, ale na to nie ma lekarstwa, na szczęście. Bo jakbym miała trzeciego kotka to Lola miałaby się z kim bawić i nie miauczałaby, żeby ją wypuścić do koleżanki.
    Main coony i norweskie leśne to moje ulubione :).

    OdpowiedzUsuń
  10. Na Islandii, jeśli się chce mieć w domu zwierzątko futerkowe, np chomika, kota czy pasa trzeba dostać zgodę wszystkich mieszkańców danej klatki schodowej - bo może ktoś ma uczulenie... Takie wymagania.
    Zatem cieszcie się dziewczyny kociakami, póki u nas wolno tak nieskrepowanie. Kiedyś to pytanie i do nas przyjdzie, bo coraz więcej ludzi uczulonych na sierść.
    W dzieciństwie miałam psy, koty i - najwięcej - krowy. Jedna z nich miała na imię Bajka. Krowa Bajka.

    OdpowiedzUsuń
  11. Uff... nie strasz nas tak..
    Tak chora to ja też jestem... tylko u mnie te wszystkie objawy wywołuje rosyjski niebieski, uwielbiam te koty, szalenie mi się podobają... ten ich kolor, smukłość... ech...

    OdpowiedzUsuń
  12. wiesz co - nawet na słowo trudno uwierzyć że te bezwłose się głaska z przyjemnością ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Aga - a nas tam nie widziałaś?;-) A co do drugiego komentarza - byłam, widziałam i zostawiłam po sobie ślad ;-)

    Aniu - pewnie, że dachowce są niepowtarzalne, ale co szkodzi pokochać miłością platoniczną takiego utytułowanego hrabiego ;-)


    Fiubździu - dzięki! W razie gdyby coś nie daj Bóg, to będę wiedziała, że mogę na Was liczyć :-)) To jak masz małe mieszkanko, to może nie planuj main coon'a - do 10 kg rosną ;-D
    I zajmują od groma miejsca!

    Annaszo - masz super! Dwa koty! Ech... Do lipca też tak miałam :-((


    Florentyno - wcale mnie nie zmartwiłaś! Bo ja sobie z tego doskonale zdaję sprawę. Całkiem mi z tą chorobą dobrze :-D
    A swoją drogą "grupa wsparcia"... Hmmm... rzecz warta przemyślenia ;-D

    Janeczko - sądzę, że takich "chorych" jak my jest duuuużo więcej ;-)

    Irenko - ja nie potrzebowałam na szczęście głosu rozsądku - tym jest mój comiesięczny wyciąg z konta ;-D

    Tkaitka - na szczęście nie mieszkam na Islandii w blokach, tylko w Polsce w prywatnym domu, więc.. ;-)

    Kasiu - to prawda. Niebieskie rosyjskie są takie typowo kocie :-)


    Yen - serio! też w to nie wierzyłam, dopóki go nie dotknęłam...

    OdpowiedzUsuń
  14. mam dwa mane coony - boskie koty, mój "maluszek" wazy 8 kilosów a ma dopiero 1,5 roku i jeszcze rosnie ))0

    OdpowiedzUsuń
  15. Piękne kociaki,chociaż te bez sierści to raczej dla koneserów ;)
    Ale rosyjski błękitny jest przecudowny !!
    Tego Twojego to bym się chyba bała w domu trzymać ;)
    Moja Wika uwielbia koty,a Bartusiowi się nawet ostatnio śniło,że kupiłam im kotka.
    Potem jak się obudził to go szukał i pytał,gdzie ten kotek,bo przecież im kupiłam :)
    Ja też lubię te stworzonka i chętnie bym jakiegoś przyjęła pod dach. Niestety dorosła połowa naszej rodziny to alergicy.

    OdpowiedzUsuń
  16. Mój Boże, to rzeczywiście nieuleczalne!
    Musisz z tym żyć jakoś, nie ma wyjścia.
    Będzie Ci lżej, jeśli od czasu do czasu porozmawiasz z kimś o podobnych problemach-na przykład ze mną:)
    Buziaki***

    OdpowiedzUsuń
  17. Aaaaaaaa.... Cuda, pani, cuda. Jak przekonac osobistego, że posiadanie piatego kota jest konieczne? Zabiorę go na wystawę kotów.
    Osobiście dziekuje Ci za pokazanie zdjęcia Cebulki. Dało mi do myślenia.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ogólnie nie lubię kotów, ale te niebieskie rosyjskie są cudne.

    OdpowiedzUsuń
  19. Cudne kociaki!!!
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  20. Monisieczko - ależ ja Ci zazdroszczę!! Nawet nie masz pojęcia JAK :-D

    Klaudia - to w Waszym przypadku nawet sfinks nie wchodzi w grę. Tu jest o nim trochę:
    http://www.nakedmoon.pl/index.php?action=sfinks_alergia

    Moniś - chyba trzeba faktycznie pomyśleć o założeniu jakiejś grupy wsparcia ;-)

    Maryna - zdecydowanie piąty kot jest POTRZEBNY! Oj... Chyba narozrabiałam z tą fotką...

    Kasiu - a to ja ogólnie nie rozumiem, ale nie potępiam ;-D

    Aga - dziękuję :-)

    OdpowiedzUsuń
  21. Wiesz co ja ci nie wiem co zrobię kiedyś za te teksty, i do końca czytam i czekam kiedy ten watek właściwy będzie ufff oczywiście ulżyło mi.
    Ty to potrafisz człowieka ściągnąć do siebie hehehe i to w dodatku żeby czytał z zapartym tchem twoje posty :)

    OdpowiedzUsuń
  22. ja też jestem chora na wszelkie kociska, ale mój synu jest jeszcze bardziej na nie chory i nie możemy mieć żadnego sierściucha w domu, bo zaraz się dusi, niestety :(
    buziole

    OdpowiedzUsuń
  23. Mało przez Ciebie nie zeszłam śmiertelnie. Wstrzymałam oddech po przeczytaniu tytułu i zanim doczytałam na czym ta Twoja choroba polega to mało się nie udusiłam. Później dusiłam się ze śmiechu. No niech Cię...
    Ale mój głos będzie tu w mniejszości, bo ja jednak psinkę wolę, choć dwie przygarnięte czarne kicie też paradują po domu.
    A ten sfinks to powiadasz milusi w dotyku, bo...no wiesz nie wygląda.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  24. "Grupa wsparcia" konieczna
    choroba zaraźliwa roznosi się przez kontakt blogowy również
    a ten Twój Najpiękniejszy to mo9że żbik jednak...
    a łysolca bym chyba nie macała...

    OdpowiedzUsuń
  25. Hi hi, ja też mało nie zeszłam z wrażenia i już się nawet zastanawiałam, jak by Ci resztkę życia umilić :)
    Łysego macałam, aksamit zadziwiający. Ale wolę grube i owłosione. Koty, Moje Drogie Panie, koty mam na myśli :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Sama mam psa, ale kociaki są milutkie - moja siostra ma dwa koty, jak tylko do niej przyjadę, to od razu włażą mi na kolana.

    OdpowiedzUsuń
  27. No to sobie pogłaskałyście:))) Ale czyz dachowce i wsiowce (patrz Mrautak) nie są najpiękniejsze i najbardziej potrzebujące miłości i uwielbienia? Wystawy kotów i psów kojarza mi sie z konkursami Miss Uniwersum, dlatego za nimi nie przepadam. Nigdy nie kupiłam psa , ani kota i nie kupie, za duzo jest nieszczęśników do przygarniania i nie marzą mi się rasowce. No, ale co sobie pogłaskałyście, to sobie pogłaskałyście:)))Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  28. No właśnie, nawet taki łysy może uczulać.
    A poza tym, jak to koleżanka wyżej napisała,ja też wolę grube i owłosione ;)

    OdpowiedzUsuń
  29. Ot, taka choroba :D
    A ja tam wcale miłośniczką kotów nie jestem. Ale jakos tak zawsze sie składało że koty ZAWSZE u mnie, ze mną, przy mnie, wokół mnie były, dziwne... bo ja naprawdę ani, wcale i w ogóle:))) A moje obecne dwa Dabi i Bazyl bija rekordy: jeden diabelstwa drugi lenistwa.
    Twój wymarzony CUDNY. Ja tak choruje na Berneńczyka - i se jeszcze długo pochoruję, alem chora straszliwie! A jak boleśnie w dodatku!!!
    Atuś, lecz się, kup kotecka, będziesz zdrowsza:DDD

    OdpowiedzUsuń
  30. Ata, tak mi się jeszcze przypomniało - a węża boa kiedys głaskałaś??? Wiesz jaki CIEPŁY, AKSAMITNY i GŁADKI w dotyku??? Ja tez miałam opory, i przeżyłam spore zaskoczenie, wspaniała skóra:)

    OdpowiedzUsuń
  31. No ładnie, a ja na szczęście nie uwierzyłam w tę chorobę.

    OdpowiedzUsuń
  32. poszłaś normalnie po bandzie,słabo mi się zrobiło na moment aż sierściucha nie zobaczyłam...i też pomyślałam rany boskie co to za choroba???...
    U nas obiecnie Kot szyuk jeden..Zdzisek.zenka ostatnio załatwił sąsiad szybkim autem niestety..kiedyś objawię :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Ta choroba jest mi bardzo dobrze znana i nawet gdyby było na nią lekarstwo, nie poddałabym się leczeniu :D Zazdroszczę wycieczki... Po moim domu biegają trzy futrzaki, ale dla niebieskiego rosyjskiego zawsze miejsce bym znalazła...

    OdpowiedzUsuń
  34. jak ja Cię dorwę .... za takie straszenie mnie że mało mi serce nie stanęło!!
    Koty słodkie - ale ja to tylko cudze kocham :)

    OdpowiedzUsuń
  35. A ja już myślałam że ty piszesz o tym co kiedyś rozmawiałyśmy na gg??? A tu nie oczywiście jak nie zrobisz dreszczowca ze wstępu to żyć nie możesz.
    Ja cię ostrzegam, zbieraj kobieto na wianki pogrzebowe bo jeszcze trochę poczytamy twoje posty i na zawał zejdziemy ;o)

    Chora na kota to też jestem. Mam jednego od 4 lat. Jak wiadomo kotka z matki perski i dachowca ale śliczna. Miała być druga kotka tym razem również z tej samej perski- i tym razem perska------ ale moja zazdrośnica wysyczała ją z domu. No i niestety musieliśmy oddać. A zdjęcia tego puszka kulatego pokazywałam rok temu- jakoś w czerwcu.

    No cóż będziemy "męczyć się" z jedną- a ja chciałabym mieć jeszcze yorka miniaturkę- tylko może jakąś składkę zorganizować- bo skubańce drogie są :O)

    OdpowiedzUsuń
  36. Już ponad rok jestem szczęśliwą "mamą"
    czarnej kotki Alice rasy main coon.
    Przez rok nasze mieszkanie przypominało pole bitwy dosłownie. Mała uwielbia chodzić na smyczy i obgryzać kwiaty i wyciągać spod kołdty moje nogi w środku nocy...
    Strasznie mi brakuje jej w Norwegii:(

    OdpowiedzUsuń
  37. Sylla - czegóż się nie robi dla podniesienia temperatury ;-)


    Kasiu - współczuję i Tobie i synkowi! Zwłaszcza jemu :-((

    Ivonna - bardzo miły! Ale też się musiałam przemóc, żeby go dotknąć.

    Blogasku - bo to chyba taka "kocia grypa" ;-)

    Ovillo - no przecież nic innego nam do głowy nie przyszło! Wszak o kotach rozmawiamy ;-DD
    Ja też wolę takie większe i grubsze - koty rzecz jasna ;-PP

    Haniu - i jakie to przyjemne, prawda? :-)


    Kaprysiu - ja też sobie nie kupię, ale co szkodzi sobie pomarzyć, że mam takiego kociego Mercedesa ;-))
    Koty pojawiają się u mnie w domu z tzw. "podrzutu płotowego". Nie wybieram sobie sierściuchów - to one i los wybierają mnie :-)


    Klaudia - sądzę, że większość z nas też ;-))


    Ivalia - berneńczka ma mój sąsiad. Pięknościowy jest! Pies - nie sąsiad!
    A węża to któraś z moich córek macała. Nie pomnę która, bo tak mnie zamurowała ta wiadomość! I faktycznie - podobno aksamit!

    Huanito - przynajmniej Ciebie nie wystraszyłam ;-)

    Zarobiona - bo ja lubię jeździć po bandzie ;-D
    Strasznie żal mi Zenka :-((


    Orin - ja też bym niczego nie zażywała, nawet jakby było ;-)

    Madziu - co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?? :-DD

    Kasiulko - no nie! O "tym" to nie będę pisać ;-) A na wianki nie będę zbierać! Ja po prostu dbam o wasze zdrowie - jak tak na chwilę ciśnienie się podniesie, to lepiej - mózg się dotleni i oddech pogłębi... ;-)
    Yorki są śliczne! Te z rodowodem to faktycznie drogie jak licho!

    Lacrimo - współczuję Ci rozłąki z Alice :-(
    Pewnie obie tęsknicie za sobą z równą siłą.

    OdpowiedzUsuń
  38. jejku początek postu to prawie jak horror ;-D , ale później to już miodzik na moje serce dzięki za zdjęcia i relacje:-) ale masz racje coon'y jest prawie jak dla mnie rysiowaty na całego, no niech tylko Cebulka zobaczy zdjęcie, jestem ciekawa co powie hihi ;-)

    OdpowiedzUsuń
  39. Cebulka nic nie powie, bo co ma powiedzieć ;) może tylko kiedyś urwie głowę, bo wie gdzie autorka tegoż horroru w odcinkach mieszka :)))
    Fajnie się było spotkać.

    OdpowiedzUsuń
  40. Niestety ta choroba to epidemia...
    Ja tez jestem chora od wielu , wielu lat..
    A ostatni jej objaw ma już 4 lata ,na imię Henio i jest kocurkiem MCO (Maine coon) -najcudowniejszym na świecie.
    Pozdrawiam wszystkich zarażonych miłością do kotów :-)

    OdpowiedzUsuń
  41. taaaa....
    oj uduszę ja Cię następnym razem!... uduszę jak nie wiem co :-))) Chochliku o miedzianych i niesfornych uroczo włosach...

    fajnie było się spotkać!!!
    fajnie bardzo... szkoooooda, że tak krótko :(
    miło było Cię poznać w trójwymiarze i uścisnąć sprawdzając czyś prawdziwa :D... i Aneczce dłoń ścisnąć także miło było bardzo......

    do następnego razu! :-*

    OdpowiedzUsuń
  42. A mogę prosić więcej zdjęć? Choć sobie popatrzę tak wirtualnie :D

    OdpowiedzUsuń
  43. Za każdym razem, kiedy trafia do mnie kot przybłęda przypominam sobie swoje marzenie o kocie, którego kupię i sama wybiorę!
    Chyba nigdy tego nie doczekam. Zawsze inna parchatość i przylepność się wpycha.
    Obiektem pożądania jest Savannah, lub Tajski. Miły byłby także Syberyjski.
    Sąsiadka kociara do mojego charakteru raczej dobrałaby mi syjamskiego.

    OdpowiedzUsuń
  44. Beatko - proszę bardzo! cała przyjemność po mojej stronie ;-)
    A Cebulka już widziała - nawet napisała komentarz :-DD

    Ula - to ja teraz będę unikać jak ognia:
    A: wszelkich wystaw
    B: własnego domu :-DD

    Mieta - to ja się czuję pozdrowiona i jeszcze bardziej chora!! Kolejna szczęśliwa posiadaczka mojego marzenia!! Pogłaszcz Henia ode mnie!

    Kasiu - nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że i ja mogłam Cię "pomacać" w realu! Oby więcej takich spotkań :-)))

    Anetko - więcej w zasadzie nie ma, bo obie z Anią biegałyśmy w amoku między boksami i nie w głowie było nam focenie, tylko MACANIE!! :-DD

    Aniu - ja też wiem, że jestem "skazana" na podrzutki. One jak mało które koty potrzebują miłości i ciepła rodzinnego. Main coona nie będę miała. I nie tylko z powodów finansowych ;-)
    Syjam faktycznie by do Ciebie pasował, a przynajmniej tak mi się wydaje. Miałam takiego delikwenta ( a właściwie moja Mama miała) i to taki kot NIEZALEŻNY I CHARAKTERNY bardziej niż inne. Tak jak Ty... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  45. Chcesz ludzi wykonczyc na serce, widze ze nie ja jedna o malo nie padlam. A kociska cudne rzeczywiscie. Tylko ten golas troche dziwny z buzi. Pozdrowienia i dzieki za dobre slowa.

    OdpowiedzUsuń
  46. Niiiiiiiigdy, ale to nigdy mi tak nie rob!!!!!! I to na dzien przed moja matura,ja niewyspana w stresie i taki post!!! Bezdech wytrzeszcz i Jeeeessssu, za taki poczatek, zgaga jaka.

    Ale kociaki super, to ci sie nie dziwie...

    OdpowiedzUsuń
  47. Joasiu - a gdzie mi tam do wykańczania ludzi! Wstęp sam mi się nasunął ;-)

    Aga - ok! Obiecuję! Ani razu... Do następnego razu :-P
    Jaka matura?? CZEGOŚ NIE WIEM???
    A może Ty o wielkich zmianach na swoim blogu??

    OdpowiedzUsuń
  48. Kociaki śliczne, no może ten łysy trochę mniej, jakoś mi na kota nie wygląda ;)

    OdpowiedzUsuń
  49. Tutaj nowa fanka twojego bloga, prawdziwa przyjemnosc czytac. Polecila mi go kuzynka Agasunset. Ja tez jestem wielbicielka kotow, mam 2. Do Agisunset: tylko kotow ci brakuje kochana ;)
    Ja tez sie wystraszylam na poczatku, potem jak juz doszlam do pierwszego zdjecia kota pomyslalam "alergie kobieta ma".
    Czekam z niecierpliwoscia na nastepny post.
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  50. oj, nie zyczynaj tak postow, przestraszylam sie, jakos czlowiek tak blogowo sie do drugiego przyzwyczaja a tu taka informacja, zbija z nog!!!! na szczescie choroba niegrozna.
    No coz, wielbicielka kotow nie jestem, mam jednak "swirnieta" corke na ich punkcie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  51. nie zaczynaj dziewczyno tak postow!!!!! przestraszylam sie, jakos tak czlowiek przyzwyczaja sie do blogowch znajomosci i taka informacja!!!!!!
    Nie przepadam za kotami, za tomam "swirnieta" corke na ich punkcie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  52. Zula - a jednak to kot wbrew pozorom ;-)

    Evelyn - witaj w moich skromnych, blogowych progach :-) Zapraszam częściej.
    Na szczęście nie mam alergii na koty.

    Jolu - jakby to ująć - cieszę się, że się zmartwiłaś, bo to znaczy, że mnie lubisz ;-)
    I nie obiecuję, że to się więcej nie powtórzy ;-D

    OdpowiedzUsuń
  53. Dziękuję, ze zapisałaś się na moje candy :) Ja na Twoja pocieszjkę wpisałam się już dawno :)
    No to na mnie kocio tez podziałało. Zakochalam się w Twoim ulubieńcu! Tym fantastycznym żbikowatym kocie :*

    OdpowiedzUsuń
  54. Choć miłością największą darzę moje Bolończyki to pozdrawiam Cię wielbicielko kocich wdzięków!!!

    OdpowiedzUsuń
  55. Kobieto, Ty Boga w sercu nie masz, tak ludzi straszyć...
    Jakbym mieszkała bliżej, tobym Cię własnym szydełkiem zakłuła :P

    OdpowiedzUsuń
  56. Ludzi stresujesz takim wstępem do posta... Brr... Tą chorobę to i ja mam... przyjemna jest ;-))

    OdpowiedzUsuń
  57. Justynko - faktycznie - nawet przecież byłam u Ciebie na blogu :-))
    Czyli obie już jesteśmy chore na kocią zarazę :-DD

    Anielino - Bolończyki są cudne! Jak żywe maskotki!

    Aneladgam - hihihi! To chyba dobrze, że kawałek od siebie mieszkamy :-DD

    Oaza - ja już tak mam - normalnie nie umiem i już! ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  58. Main coony są świetne bardzo sympatyczny charakter- mnie się kiedyś marzy norweski leśny- ale to jak będę miała domek z ogródkiem póki co mam zwykłego europejczyka- podobno ze syjamskim przodkiem kochany łobuz :D Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)