piątek, 23 września 2011

Siła sprawcza...

Słowa mają siłę sprawczą.
Czasami...
Czasem chlapnie się coś ot tak, w nerwach, w chwili słabości czy tak ogólnie i się bierze i spełnia...
Prawie zabiłam mojego męża...

A było to tak.

Mam w domu takie pomieszczenie, które nazywamy z racji mieszkającej tam chłodni "chłodnią" vel spiżarnią.
To drugie określenie jest bardziej adekwatne, bo stoją tam zapasy typu mąka, cukier, sól, słodycze, przetwory (ilości hurtowe), wody, soki, mleka przeróżne itp, itd. Czyli to, co się kupuje, bo to coś pod ręką w każdej chwili może krótko mówiąc "wyjść", a będzie pilnie potrzebne.
Jak wiadomo, w takim lokalu bałagan robi się po prostu SAM!
Cyklicznie mam napady na sprzątanie w różnych czeluściach domu. Tak więc co jakiś czas wpadam do chłodni i działam jak dobrze zaprogramowany robot.
Czyli po moim działaniu spiżarnia wygląda jakby przeleciał przez nią huragan, wysysając burdel...
Takiż też napad miałam pod koniec lipca tegoż roku.
Ale pohamowałam go w zarodku, ponieważ Chuda moja organizowała huczne, 21 urodziny.
Więc sensu sprzątania nie było, bo spiżarnia przemieniła się w podręczny magazyn wszystkiego. Nie tylko jedzenia, ale też serwetek, naczyń, sprzętu jednorazowego użytku, napojów, soków, wody, folii malarskiej (do ochrony wykładziny na drodze do WC) itp.
% były gdzie indziej ;-)
Tak więc jak już impreza się odbyła, przystąpiłam do działania.
Przeleciałam z prędkością światła po półkach, regałach i szafkach.
Wystarczyło jedynie wszystko poukładać, przejrzeć i nadać temu jakiś logiczny kształt, zaburzony od ostatniego napadu szału porządkowego pani domu.
Wywaliłam kilka przeterminowanych kisielków i ze dwa budynie.
Pomyłam półeczki, zrobiłam inwentaryzację i spoczęłam dumna i blada na laurach.
Jak zwykle efekt moich poczynań podziałał piorunująco na moją rodzinę.
Na ten przykład Chuda po wejściu do spiżarni o mało co nie powiedziała:
-Ups! Przepraszam! Pomyliłam domy!

I tak oto minęło coś koło dwóch, no może półtora miesiąca...

Mąż mój osobisty w ubiegłą niedzielę polazł sobie do spiżarni.
Po pewnym czasie wychodzi i mówi do mnie:
-Słuchaj. Mam pytanie.
Jak słysze taki wstęp, to mnie ciarki przelatują...
-Nooo??
-Bo ja tam miałem naszykowany biały barszczyk. Gdzie on jest?
-Eeee... Jaki barszczyk??
-W torebce. Winiar.
-No to jak miałeś, to zapewne tam jest.
-NO NIE MA!!!
-A skąd ja mam wiedzieć, gdzie jest?? Nie używam!
-OOOO TUUUU KŁADŁEM!!! TUUUU!!! I NIE MA!!!

No kurna - DRAMAT!!

-Szukaj więc - poradziłam życzliwie.
A w zamian za dobre serce usłyszałam oskarżycielskie:
-No bo ty tu sprzątałaś! I nie ma!!
-Człowieku! 2 miesiące temu sprzątałam! Jakim cudem mam pamiętać czy tam była twoja zupka! Zobacz sobie tam gdzie są przyprawy. Jak była, to tam ją z całą pewnością położyłam.
-NIE MA!!!
-A kiedy ty ją tam położyłeś?
Chwila ciszy i odpowiedź:
-3 miesiące temu!
-Taaa! No jasssne! Jakbym sprzątała 3 miesiące temu, to zupka by tam była od 4, nieprawdaż??

I tu padło oskarżenie:
-Bo ty mi ją złośliwie schowałaś, albo wyrzuciłaś!!
-Tak!!!! A poza tym po kryjomu trucizny ci do jedzenia dosypuję!!

Dla przypomnienia: to była niedziela...

Wtorek:
Godzina 15:40 - ślubny wraca z pracy. Szok! Tak wcześnie?? Zwykle zwija koło 17:30-18:00.
-Co tak wcześnie? Coś się stało?
-A bo jakoś źle się czuję...
-Przeziębiony jesteś? Wszyscy kichają i kaszlą. Pewnie coś złapałeś.
-Nieee... Strułem się czymś.

Nie wyraziłam współczucia, nie pożaliłam się...
Bo nie mogłam!
Bałam się, że ryknę histerycznym śmiechem...
Czarownica normalnie!! Sama siebie się przestraszyłam.

Pokornie zakupiłam mężowinie sucharki i delikatną bułeczkę na sponiewierany przewód pokarmowy...

Ps: dziś znaleźliśmy winowajcę: salceson.
Uffff! ;-DDD

18 komentarzy:

  1. Ata,
    o matko jedyna... Ty uważaj co gadasz :-)))

    moja ulubiona Czarownica jesteś :-) więc gUpio by było Cię za jakimiś kratkami z oczu stracić :)))))

    OdpowiedzUsuń
  2. A kto zakupił ów salceson??? Czasami mam wrażenie,że wszyscy faceci są z jednej prywatki- nigdy niczego nie potrafią znalezć.A
    zwłaszcza, jeśli to leży np. 3 cm poniżej lub powyżej ich poziomu wzroku. I uwielbiam ten zwrot: "ktoś mi zabrał"..., co świetnie brzmi, gdy już od ponad 10 lat jesteśmy w domu sami.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasiu - czarownice to raczej na stosie kończą... ;-)

    Aniu - Mężu ów zakupił. Nie ja! I ogólnie można stwierdzić, że faceci to trzecia płeć!

    OdpowiedzUsuń
  4. I było to mężowi ten biały barszczyk chować, czy wyrzucać?! Następnym razem się zastanów jakie to konsekwencje niesie za sobą...

    OdpowiedzUsuń
  5. Strach się Ciebie bać Czarownico ;)))))
    A ja właśnie za chwilę wybieram się na zlot czarownic - oj będzie się działo :)).

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja jestem na etapie burdelu co to wlasciwie nie na huragan czeka ,ale na CUD- leze bykiem, bo wysiadl krzyz. A zupka to sie KIEEEEDYS sama znajdzie....he, he

    OdpowiedzUsuń
  7. ja to od 30 lat zabijam swego ślubnego;)) a on odradza się jak feniks z popiołów;))i dalej niczego w domu nie potrafi znaleźć:))
    a kiełbachę może sama zacznij kupować? po co się narażać na nerwowe wstrząsy?
    serdeczności
    P.S zastosowanie folii malarskiej powaliło mnie dosłownie:))

    OdpowiedzUsuń
  8. Krysiu - no żebym ja go jeszcze na oczy swe widziała!! Pewnie zużył i nie pamiętał, ale głupio było się przyznać do sklerozy!

    Aneta - miło mi, że wpadłas.

    Frasiu - zazdraszczam! A relacja będzie??

    Agni - kuruj się! Burdel nie zając - nie ucieknie, a zdrowie najważniejsze! Kuruj się!

    Alicjo - ja dopiero 22 lata go tłukę. Wszystko przede mną. Kiełbachy i salceson też kupuję. Ale w sumie dobrze się stało, że zaszkodził mu ten kupowany przez niego, bo strach się bać jakbym to ja osobiście trutkę do domu dostarczyła!!
    A folia w charakterze ochroniarza sprawdza się rewelacyjnie! Wykładzina dywanowa po licznych imprezach plenerowych Joanny jest kompletnie nie zniszczona!

    OdpowiedzUsuń
  9. A folia że tak powiem się nie rwie???
    Bo ja świeżo w temacie folii jako że remonta, z folią cienką i grubą się zapoznałam, konkluduję, że musiałaś zakupić przeciwpancerną:D

    Mówisz, że salceson, że nic nie dosypałaś?
    No wierzę Ci...:D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  10. a bo faceci od innej małpy są :)

    Kochana, Ty mi tu nie mydlij oczu salcesonem :) tylko pracę domową pokazuj :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Msze tu dodac , ze zatrucie pokarmowe to po prostu morderstwo doskonale i ...szybkie. Jest te druga , dluzsza wersja dla cierpliwych- gotowanie niezdrowe budujace cholesterol, cukier itp

    OdpowiedzUsuń
  12. Taaak, ja ciągle słyszę "zginęło"... SAMO oczywiście, nigdy "zgubiłem"! A sprzątanie jest zawsze winne, że coś ginie - standard z Marsa :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiam Twojego Wojtusia - taki kochany zagubiony ;-) Wiesz, ja tego w domu, niestety, nie mam i ciągle dostaje po uszach za jakieś przechodzone towary, to tu to tam pętające się czasami po szafkach.

    OdpowiedzUsuń
  14. Dorotko - się nie rwie. Kupuję najtańszą - 20 metrów kw za ok 3 zł. Wytrzymuje napór dziesiątek stóp spieszących do miejsca odosobnienia. Wypróbowana metoda! Polecam!

    Yenulko - bo oni to trzecia płeć som!

    Agni - AŻ takiej cierpliwości to ja nie posiadam :-DD

    Renifer - oni tak mają w standardzie wbudowane ;-)

    Sylwuś - bo mój Wojtuś, to po prostu jest Wojtuś! Znasz go zresztą, więc nie muszę nic więcej wyjaśniać ;-D

    OdpowiedzUsuń
  15. Robienie porządków zawsze niesie za sobą ryzyko, że pewnych rzeczy po nich nie sposób odnaleźć. Z drugiej strony, myślę, że zrobiłaś małżowi na złość. Co do trzeciej płci to chcę przypomnieć, że to Wy biudulki z zebra nasego ulepione zostałyście. No to w takim wypadku, którą pciom Wy jesteście?

    OdpowiedzUsuń
  16. A znasz tę słuszną prawdę: Pan Bóg stworzył kobietę, bo mu prototyp człowieka nie wyszedł?
    :-P

    OdpowiedzUsuń
  17. NO tak, i te dwie istoty są identyczne. Z tyłu tacy sami, a z przodu do siebie pasują :)
    Co za diabeł, zawsze musi być Twoje na wierzchu. Mam w domu se góralkę pół krwi, to wiem ze jak sie upse, to nic nie do jej rady.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)