Panna Anna, jak wiadomo jest moją młodszą latoroślą.
Jest raczej zdolna, raczej spokojna i raczej nie z tej planety...
Przygody
miewa jak zwykły zjadacz chleba. Czasem staje obok i wychodzi z siebie,
bo matka i starsza siostra okazują się być głuchymi ignorantkami...
Ale może po kolei kilka małych przypadków i wypadków, zanim dojdę do meritum ;-)
Rzecz się działa w cudownie ciepły i cudownie długi weekend majowy.
Ania lubi łazić po drzewach.
Tego DNIA to nie był jej DZIEŃ .
Najpierw obdrapała i obiła sobie kolano wspinając się na jabłonkę.
Później huśtając się na linie dość niefortunnie zsunęła się z niej demolując sobie kuper.
Kilka chwil dalej zjechała na plecach ze schodów w domu uszkadzając, sobie dość boleśnie kręgi "słupne" i skórę na plecach.
Resztę dnia na wszelki wypadek ( i po wypadkach!) spędziła leżąc na brzuchu, na karimacie z książką przed nosem...
Dość blisko nas mieszka jej kolega z klasy. I nie tylko on. Kupa dzieciaków w mniej więcej zbliżonym wieku takoż.
Tak więc Ania każdego popołudnia obierała kurs na koleżeństwo i tyle ją oglądałam.
Pewnego dnia pogalopowała w klapkach typu japonki.
Upał był, więc trudno wymagać od dziecka włożenia obuwia nieco mocniej trzymającego się stóp...
Stopy wraz z dzieckiem wróciły do domu o określonej przez matkę porze.
A klapki?
Noooo też. Ale w garści dziecka!
Rozwaliły
się dokumentnie! Dziecko wracało na bosaka. Niby niedaleko - tak około
200-300 m, ale dróżką podłą, nad kanałkiem. A naród polski porządny nie
jest i szkłami sieje równo i po całości...
Na szczęście żadnej stłuczki szklanej na drodze bosych i potwornie brudnych biegówek mojej młodszej nie było!
Następnego dnia cokolwiek się ochłodziło i dziecko powędrowało w butach typu tzw adidas.
I wróciło...
W butach! A jakże! Tyle, że ociekających wodą/błotem...
Na moje pytanie co się stało padła zwięzła odpowiedź:
-Wpadłam do kanałku.
-Jakim cudem??
-Bo
się zator robił z patyków i my gu usuwaliśmy. I się trochę poślizgnęłam
i wpadłam. Ale nie głęboko! Płytko tak - do kostek tylko.
Fakt - pikuś! Jej starsza siostra skąpała się w tym samym kanałku (w środku zimy!!) bardziej dokładnie, bo do kolan.
Coś mnie jednak tknęło i zapytałam:
- A tak mniej więcej o której się pluskałaś w tej brei?
- Noooo... Tak koło 18:00...
Była 19:30...
- I chodziłaś tyle czasu w mokrych butach i skarpetkach???
- Nieeee! Skarpetki zdjęłam!
Osłabłam z lekka...
- A spodnie?
- A spodnie już wyschły!
- Nie mogłaś przyjść do domu i się przebrać??
- Noooo jakoś nie pomyślałam...
Tjaaaa...
Jak widać, człowiek-mózg nie przywiązuje wagi do spraw doczesnych i przyziemnych i mózgu nie zużywa na pierdoły...
Kilka dni później Ania wyjeżdżała na kilkudniową wycieczkę klasowo-szkolną.
Pierwszy raz SAMA!
Znaczy bez mamy na dłużej, niż cały dzień ;-)
Żegnając się przy autokarze zapowiedziałam:
- Będę dzwonić co 15 minut!
- No wiesz??? Obciachu mi narobisz! Wszyscy się będą ze mnie śmiać! Nie dzwoń!
- Dobra! Przegięłam. Raz na pół godziny!
- MAMOOOO!!!!
Nie dzwoniłam.
Twarda byłam!
A mała?
A pierwszego dnia po przyjeździe wysłała mi mmsa ze zdjęciem pokoju, w którym kwaterowała z krótką informacją:
"Nowogród wita"
I tyle...
Wieczorem:
"WCALE ZA TOBĄ NIE TĘSKNIĘ!! HA HA HA!!!
Gadzinę se wyhodowałam na własnej piersi!!
Następnego dnia wymowna cisza od rana...
- Nie tęskni? To
nie! Ja się nie odezwę! Nie ma bata! Co za małolata wredna! Niech spada!
Wcale mnie nie obchodzi, co się u niej dzieje! Nic, a nic!
Pękłam o 15:00
Wysłałam nieśmiałe pytanie:
"Żyjesz?"
Po półgodzinie przychodzi lakoniczna odpowiedź:
" Tak"
Na co ja:
"I jak tam?"
JUŻ po trzech godzinach dostaję informację zwrotną:
"Fajnie!"
No to fajnie....
Trzeciego dnia dla odmiany zostałam zawalona wiadomościami. A to fotki, a to słowo pisane...
Chyba urabiała matkę, żeby po nią wyjechała wieczorem i odebrała spod szkoły na zad do domu ;-D
No więc pojechałyśmy z Joanną, która udawała (jak sądzę), że
WCALE jej siostry w domu nie brakuje i WCALE za małolatą pyskatą nie
tęskni.
Wyżej wspomniana małoletnia wysiadła z autokaru, ucieszyła się
entuzjastycznie na widok starszej sis, matkę też obdarowała całusem
łaskawie i dała się zaprowadzić do samochodu.
W łapce niosła jakiś odcisk (chyba gipsowy).
Odcisk był jakąś łapą zwierza.
- Ania - co to jest? - zapytała Asia.
- Droplisa - padła szybka i zwięzła odpowiedź.
- Co??
- Droplisa.
Matka dzieciom też nie dowierzała własnym, starym uszom:
- Co takiego???
- No przecież mówię wyraźnie: DROPLISA!!!
Na co matka zwróciła się do starszej córki:
- No słyszysz - zwierzątko nowe takie odkryli - droplis się nazywa.
- Droplis?? Anka! Gdzie to żyje?? Na tych bagnach??
- Czy wy głuche jesteście?? To jest przecież LISA TROP!! Przecież mówię wyraźnie: TROP LISA!!!
Jednym słowem: fafkulce wiecznie żywe ;-D
Mina Chudej i moja - bezcenne!! :-DDD
Czas do laryngologa (my), czy do logopedy (Anka)?
Te! Cwaniara! A na fejsie to cicho siedziałaś i brałaś udziału w rozwiązaniu zagadki DROPLISA! Teraz się wymądrzasz, jak rozwiązanie znasz?? :-PP
OdpowiedzUsuńAnia kocham Cię! A Matkę i Sis do laryngologa wyślij, proszę!
OdpowiedzUsuńAniu - nie przekażę Ani Twoich słów! Wybacz ;-DD
UsuńAta , a Ty nie wiedziałaś co to Droplisa ? to takie proste:)))))
OdpowiedzUsuńAniu jesteś wspaniała!!!
Pozdrawiam Was serdecznie:)
Fredko - no kurcze nie! Przerosło mnie to normalnie ;-D
Usuń:):) jak ja Cię lubię czytać:):)Atuś, zawsze poprawia mi suię humorek. Pozdrawiam córkę:)
OdpowiedzUsuńFiolQak - cieszę się jak zwykle, że umiem wywołać czyjś uśmiech na twarzy swoją pisaniną :-)
UsuńKurde...;/ Chciałam tak napisać, ale wydawało mi się za bardzo oczywiste;/
OdpowiedzUsuńAga - no to trzeba było! Spiłabyś nektar zwycięzcy jak i przy poprzedniej zagadce na fejsie ;-D
UsuńAle przecież droplisy też występują w niektórych rejonach;)Dobrze,że tam nie ma dropwilków:) A laryngolog czasami przydatny jest;) Uściski:)
OdpowiedzUsuńKaprysiu - a skąd wiesz, że nie ma dropwilków?? Ja bym nie była taka pewna ;-D
UsuńPo tytule pomyślałam, że ma to coś wspólnego z włóczkami Dropsa.
OdpowiedzUsuńAle treść okazała się 100 razy fajniejsza :)
Wszystkie trzy jesteście fenomenalne, każda w swoim rodzaju ;)
Alicjo - fenomenalne? Eeee tam! Zwykłe takie jesteśmy :-)
UsuńDroplisa zabrzmiało nie co podobnie do Noplisa... Ale to trochę inna historia ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Anię i jej mniej domyślną siostrę oraz mamę :)
Super się czyta Wasze przygody :D
Diriee - noplisa też brzmi intrygująco! Cóż to takiego?
UsuńTo dość "brutalny" dowcip, który usłyszałam kilka lat temu...
UsuńNie wiem, czy ryzykować publikację, bo nie chcę być posądzana o jakieś skrajne poglądy :)
Najwyżej usuniesz ten komentarz :)
To było tak:
"Kolega koledze opowiadał, że był w Afryce na polowaniu na Noplisy.
-Noplisy? A co to za zwierzyna?
-A takie małe, czarne i biega w koło wołając noplis!"
Nie usunę :-DDD
UsuńA ja myślałam, że tylko moje dzieci mówią jak nakręcone i "zlepce" tworzą ;)
OdpowiedzUsuńFajnie się czyta takie historie, a te Wasze to dla potomnych zapisać ;)Pozdrawiam serdecznie .
Mięta - dzieci tak mają! Wszystkie jak widać :-) No i zapisałam - ku pamięci potomnych ;-)
UsuńI pozostaje pytanie: "co głuchemu po uszach, skoro i tak nie słyszy ?"
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Aniu -że niby obie z Chudą jesteśmy głuche?? Czy mnie oczy mylą?? :-DD
Usuńoj jak miło poczytać co tam u Was słychac!!!!
OdpowiedzUsuńAagaa - dziękuję :-)
Usuńpadam zawsze ze śmiechu jak tu wchodzę :)))
OdpowiedzUsuńsylwia
www.romka.mojabudowa.pl
Sylwia - a ma Cię kto podnieść?? ;-D
UsuńTaki był dzisiaj dzień ponury, zasiadłam do lektury i od razu człowiekowi lepiej na duszy :)))
OdpowiedzUsuńDzięki za droplisa :)
Iwonko - bardzo proszę :-))
UsuńHaha!! no jakbym siebie pamiętała z wiecznie odrapanymi kolanami:D
OdpowiedzUsuńNo bo oczywiście kogo scisnęły drzwi co to sie automatycznie otwierają? przeszły 2 osoby i nic przeszłam ja i ciach!!
Fajne te wasze domowe opowiastki!!
pozdrawiam
Deilephila - Ania z rzadka się obdrapuje - jest dzieckiem baaardzo zachowawczym, jeśli chodzi o jej własne "body" ;-)
UsuńTak więc "wypadki" warte były opisania ku pamięci. Na pocieszenie powiem Ci, że często-gęsto takie drzwi z fotokomórką w ogóle na mnie nie reagują ;-D
Matko! Co za cudna nazwa dla zwierzaka! Droplis!:)) Jak z "Alicji w Krainie Czarów". Ty się lepiej Ani dobrze dopytaj, gdzie ona naprawdę na tej wycieczce była! Bo może wpadła do jakiejś króliczej nory. ;)
OdpowiedzUsuńDeszcz dziś leje, ale chyba obie mamy wolne, prawda? :)))
Agnieszka Woj.
Agnieszko - nawet jak była w króliczej norze, to się skubana nie przyzna!
UsuńFakt - mamy wolne :-)) Środa to całkiem miły dzień. Mimo, że leje. Na ocieplenie i lekkie osuszenie atmosfery szukam sobie jakiegoś przepisu, co by rodzinę ciasteczkami uszczęśliwić :-)
oj Laurko, wyjęłaś mi to z ust. Trzeba by to dziecko do jakiś porządniejszych rodzin zabrać ;-)
OdpowiedzUsuńWy normalne to już nie będziecie......... i chwała Bogu!
OdpowiedzUsuńAniu - nie będziemy! Nie dane nam to :-DD
UsuńJuż nie mam siły Was komentować, co Pani Profesor jeszcze wymyśli. Droplis, dobre sobie.
OdpowiedzUsuńDroplis ciągle żyje w naszych rozmówkach ;-D
OdpowiedzUsuń