Wiem, wiem!
Miał być ciąg dalszy wspomnień. Będą.
Ale nie dziś.
Dziś będzie o wczoraj. I o dziś ;-)
Zdobycze techniki... Można wymieniać bez końca.
Kto ich nie zna!
Ja się skupię jedynie na dwóch: samochód i plastik, czyli karta płatnicza.
Co łączy te dwie rzeczy?
Dużo! Między innymi to, że za benzynę, naprawę, wymianę czegokolwiek można zapłacić nie mając przy sobie ani grosza.
Moje autko cyklicznie domaga się jedzenia. Piszczy biedne przy
odpalaniu i łypie symbolem dystrybutora z deski rozdzielczej dość
wymownie, więc mając miękkie serce nie odmawiam i karmię wygłodzone
jeździdło pod korek.
Wczoraj też tak było.
Zwyczajowo
podjechałam pod dystrybutor, wlałam nieco mniej, niż fabryka
przewidziała, bo nie jeździłam jeszcze na oparach i podreptałam
grzecznie do kasy w celu uiszczenia się.
Plastikiem.
Pan wziął kartę wsadził sobie (znaczy w terminal) i...
I terminal po odpowiednim czasie zapikał i oznajmił: "wyjmij kartę".
Więc wyjęłam.
A pan od kasy wydarł się na mnie:
- PO CO PANI WYJĘŁA KARTĘ??? ZA WCZEŚNIE!!!
Lekko się skonfundowałam i odparłam grzecznie, że terminal mi kazał.
- Ale mi nic takiego NIE PISAŁO!!
Oszszsz kuźwa!!!!
- Ale u mnie BYŁO NAPISANE, że mam wyjąć!!!
Pan się ogarnął i po raz drugi sobie wsadził (moją kartę, jak coś).
Tym razem terminal napisał panu wyraźnie: "transakcja odrzucona"
No to jeszcze raz!
I znowu!
"Cztery razy po dwa razy,
osiem razy raz po raz.
O północy ze dwa razy,
i nad ranem jeszcze raz!"
Tak mi się ta przyśpiewka weselna przypomniała, kiedy po kolejnej
nieudanej próbie zapłacenia plastikiem wylądowałam w drugiej kasie.
Tym razem moim przeciwnikiem była miła, młoda koza, mniej więcej w wieku mojej Joanny.
Pani po 4 razach dała sobie spokój i się poddała.
- No nie da rady!
Muszę
Wam powiedzieć, że od wielu lat, czyli od czasu, kiedy dostałam w garść
swoją pierwszą kartę płatniczą, zastanawiałam się co robią z ludźmi,
którzy nie mogą uiścić zapłaty plastikiem, nie posiadając na tak zwany
"wszelki wypadek" odpowiedniej ilości gotówki.
Tak więc wczoraj stojąc jako ten niewypłacalny naciągacz na 37 litrów etyliny 95', całkiem dobrze się bawiłam.
Wracając do miłej pani. Wbiła we mnie wzrok i powiedziała stanowczo po raz drugi:
- Kartą nie da rady. Pewnie w banku coś robią.
- Niemożliwe. 10 minut temu płaciłam nią w aptece i wszystko było ok.
- No to ja nie wiem...
Ja też nie wiem! Ale sytuacja zaczyna mnie co raz bardziej bawić.
No bo CO ONI TERAZ ZROBIĄ??
Policję wezwą? A może - co bardziej mnie podniecało - będą wysysać mi z baku te 37 litrów benzynki???
I jak oni to będą robić? Rurką?? Metodą usta-wlew??
Moją wyobraźnię przystopowała pani vis a vis:
- Musi pani zapłacić normalnie.
- Znaczy jak? Nie noszę przy sobie aż tyle gotówki. Po to mam kartę. Po raz pierwszy coś takiego mi się zdarzyło.
- No to musimy wypisać fakturę.
- Piszmy więc! - zachęciłam panią do czynu.
Zostałam spisana z:
dowodu osobistego,
dowodu rejestracyjnego,
prawa jazdy,
a jako dodatek musiałam podać swój NIP i nr telefonu.
Rozbawiona już naprawdę maksymalnie odbierając fakturę powiedziałam:
-Wie pani co? Za różne rzeczy płaciłam przelewem, ale za benzynę jeszcze nie :-DD
Obie byłyśmy rozbawione, bo w gruncie rzeczy sytuacja, chociaż idiotyczna, do płaczu nie była.
Mam fakturę - dłuuugą jak lista Wildsteina. Mam 5 dni roboczych na dokonanie przelewu.
Dziś pojeździłam sobie jeszcze ZA DARMO - z pełnym bakiem ;-)
Do samochodu wracałam podśpiewując trochę bez sensu, ale za to do wyżej wspomnianego refrenu:
"Czy normalna, zdrowa rybka
może zgwałcić wielorybka?
Ależ owszem, czemu nie!
Rybce też należy się!"
No to już jesteśmy przy dziś...
"Najsamprzód" małe wprowadzenie.
Mam ja sobie buty tzw "adidasy".
Można rzec, że leciwe. Jak na buty, bo mają ok 7 lat.
Nie mam wymagań wygórowanych względem łachów i obuwia, więc póki nie odpada od człowieka, to znaczy, że jest ok.
Od jakiś 3 lat Chuda stękała, że te moje UKOCHANE adidaski cokolwiek stare są i czas na nowe.
Oburzałam się za każdym razem i z fochem oznajmiałam:
- Jakie stare?? Młodsze od ciebie!!
Niestety
- w tym roku, ku mojej głębokiej rozpaczy, zaobserwowałam powolną
degrengoladę wyżej wspomnianego obuwia - zaczęło pękać tu i ówdzie...
ROZPACZ!!!
Głupia ja i naiwna pożaliłam się dziecku starszemu. I co usłyszałam???
Nabożne westchnienie:
- BÓG ISTNIEJE!!!
Tyle to i ja wiem!
Tak
więc dziś, mając w planach szwendanie się "darmowo" nakarmionym
autkiem, ujęłam w swych planach jazdę do zaprzyjaźnionego sklepu
obuwniczego w celu zakupu nowych adidasów.
Pogadując sobie lekko z właścicielem sklepiku, gmerałam po półkach i znalazłam!
Fason zbliżony do mojego spękanego obuwia, lekkie, jasne i przewiewne!
Złapałam łakomie w łapska i zapytałam:
- A jaki to rozmiar?
- 38.
- Uuuuu! To za duże!
- Pani mierzy - rozmiarówkę sportową zawyżają.
To zmierzyłam, bo i mnie na oko się wydawało, że sa akurat.
Okazało się, że nie tylko na oko, ale i na stopę mi pasują.
- Co za ulga! - zakrzyknęłam radośnie - już się bałam, że się stopą rozrosłam, niestety nie tą życiową! Poproszę drugi.
- To już, momencik! Lecę do samochodu.
Sklepik jest faktycznie malutki, i sporą część towaru właściciel ma w swoim dostawczaku.
Poszedł.
Nie ma go.
Nie ma go.
I ciągle go nie ma!!
W końcu po jakiś 10 minutach wrócił.
Bez lewego adidasa!
- No nie mam...
- Jak to??
- No... W domu został.
Adidasy będą skompletowane w piątek. Przynajmniej tak pan
obiecał. A dla pewności i ku pamięci wsadził sobie ten prawy za
kierownicę ;-D
Trzymajcie kciuki, bo kalosze dla Ani też ma mieć - PRAWY I LEWY!!! ;-DDD
Czy ja nie mogę normalnie, tak jak biali ludzie iść, kupić, zapłacić i już???
"Czy normalna, zdrowa rybka..."
Znowu oplułam monitor :), mnie by szlag trafił :)
OdpowiedzUsuńIrenko - czemu?? Toż to zabawne wszytko jest :-DD
OdpowiedzUsuńKobieto czy jest coś co wyprowadzi Cię z równowagi??? Pan od butów oprócz Twojego buta też za kierownicą kalosza umieścił??? Ciekawe :-D
OdpowiedzUsuńNie dręcz więcej i proszę o ciąg dalszy historii dziewczyny z warkoczami - oczywiście wielkie uściski dla niej :-D
Asiu - sporo jest takich rzeczy, ale staram się je jakoś "oswajać" ;-)
Usuńmatko, Monika! u ciebie brak normalności to stan normalny!!!
OdpowiedzUsuńjakto nie miał buta w sklepie?
jak to but został w domu?
to ona sam od siebie kupuje i potem, jak mu sie znudzi, to se sam sprzedaje do swojego sklepu i odsprzedaje dalej???????????
ja zawsze mam gotówę, bo większośc sklepowych terminalów nie łyka cienkich kart cudownego (!!!!!) PKO z pomarańczową kropką
a kalosz, to jakie? bo ja mam ochotę na łączkę....od lat ją mam :)
Monia - on w domu ma magazyn z butami. Nie sądzę, żeby popierniczał w damskich adidaskach ;-D
Usuńhehe, ja też mam dziś butowy post, ale mnie wcale nie jest do śmiechu
OdpowiedzUsuńbuziaki
Kasia
Kasiu - to ja zaraz lecę czytać!
UsuńMonia kochana jesteś i nawet opluty monitor nie przeszkadza :) Uwielbiam Ciebie czytać i ja tak myślę niuchając menadżersko że Ty to powinnaś książkę jakąś strzelić na tym Twoim bezrobociu co??
OdpowiedzUsuńMadziu - a wiesz Ty, że ja na tym bezrobociu zarobiona jak nigdy jestem?? :-DD
UsuńDziękuję za rozluźnienie atmosfery spiętej przedwyjazdowej-pakowaniowej ;)
OdpowiedzUsuńAniu - tylko się nie rozluźnij za bardzo, bo możesz tylko jeden adidasek spakować, a potem będzie na mnie ;-D
Usuńspłąkałam się ze śmichu-chichu... po czem przeczytałam mężowi na głos... i już płakaliśmy oboje... :)))
OdpowiedzUsuńale też i oboje trzymamy kciuki za skompletowanie obuwia :-)))
Kasiu - dzięki! Jutro mam szansę się przekonać, czy pan ma w domu porządek czy niekoniecznie ;-)
UsuńO rany, ale mnie ubawiłaś!!!! A tymi butami jeszcze bardziej niż kartą. Osobiście mam wstręt do płacenia plastikiem, bo zawsze są z tym hece, jak zauważyłam.Poza tym jakoś mniej wydaję, gdy płacę gotówką.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Aniu - fakt - mniej się wydaje, ale jakoś odwykłam od noszenia gotówki przy sobie. Wygodnicka się zrobiłam na stare lata ;-D
UsuńAta - ojtam, ojtam, należysz po prostu do osób, które muszą rzecz uściślać. Czyli - piszesz, że buty masz nowe, prawy i lewy, oba w tej samej numeracji, kupione w jednym lub dwóch sklepach (bo tu już u Ciebie rozmaite wersje mogą być), na przelew, w euro, za okazaniem pozwolenia na zakup takowych z Nipem, Peselem i kartą szczepień zaktualizowaną. I tyle.
OdpowiedzUsuńToż by było nienormalne jakbyś tak buty kupiła ot, po prostu!
Aniu - masz rację! To u mnie zupełnie normalne by było! I pewnie wcale się nie zdziwię, jak kiedyś kupując np truskawki zażądają ode mnie świadectwa szczepienia Fredka przeciwko wściekliźnie ;-D
UsuńNo, co chcesz: masz ciekawe bogate życie!!!
OdpowiedzUsuńNinka.
Ninko - to fakt - nudno to ja miewam bardzo rzadko ;-D
UsuńOj Kochana jak zwykle z zębami na wierzchu i łzami(śmiechowymi) w oku czytałam twoje historie. Lubię twój styl i lekkość bycia w pisaniu :-) Dobrze że nie jesteś stonogą i masz do skompletowania tylko 2 buciki...Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńMonia - weź nic nie mów!! 100 butów! Goła i bosa bym chodziła :-DD
Usuń:))) Ata - przecież u Ciebie nie może być tak zupełnie normalnie. O czym byś nam wtedy pisała? :))).
OdpowiedzUsuńA wiesz, że wiele razy zastanawiałam się co by było, gdybym po zatankowaniu benzyny na stacji nie mogła zapłacić kartą? Teraz już wiem! :))
Co do adidasków, to mam nadzieję, że skompletujesz wreszcie całą parę ;))
Uściski :)
Frasiu - czasem tak sobie myślę, że Opaczność czuwa nade mną i dostarcza mi tematów, żeby blog nie skonał z nudów ;-D
UsuńUśmiałam się jak normalna, zdrowa rybka (?) ;) Swoją drogą, to też byłam ciekawa, co robią w takich sytuacjach, gdy ni mi kasy i ni ma zapłaty..
OdpowiedzUsuńJola - tak więc obie już wiemy :-)))
UsuńTaaa... kupić, a gdzie byłby temat na kolejny wpis?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kasiu - no właśnie!! ;-DDD
UsuńUśmiech na ustach moich wywołałaś tym wpisem. Jeszcze nie słyszałam by za benzynę płacić przelewem, a uwierz widziałam wiele. Przeważnie panie zostawiają dowód i biegną po kasę ile sił w nogach.
OdpowiedzUsuńMałgosiu - stanowczo odmówiłabym biegania! Do bankomatu mam ok. 3 km :-D
UsuńSprawdź tylko ,żeby Ci dwa razy nie pobrali z konta za tę benzynę, bo skoro terminal powiedział zabierz kartę?
OdpowiedzUsuńNuta - dwa razy?? Jakby mieli mi chapnąć to 7 :-DD
UsuńFajne przygody płatnicze;) Już wyguglałam Zpagetti - dziękyou
OdpowiedzUsuńReniferze - proszę bardzo :-)
UsuńNoooo.....Tylko Tobie się takie rzeczy zdarzają!!!!Hehe...
OdpowiedzUsuńAagaa - jestem generatorem dziwnych sytuacji i pewnie dlatego mnie dopadaja ;-D
UsuńCo do kart płatniczych - czasem kasjerki w moim przyblokowym sklepie owijają je w torebkę foliową i dopiero wtedy przeciągają przez czytnik.:) Podobno lepiej "łapie". Mojej starej karcie przytrafiło się to kilka razy i faktycznie poskutkowało. Niezłe, co?
OdpowiedzUsuńAgnieszko - u mnie też kartę owijają. Pod warunkiem, że się nią przez czytnik przesuwa. Na stacji mają taki terminal, do którego kartę się wkłada. Tak więc opcja "owijki" odpadła w przedbiegach ;-D
Usuńz moją cienka kartą też tak robiono.....niestety....już tez trick nie działa....gotówkę muszę nosić....
OdpowiedzUsuńOch, to chyba ten sam bank mamy na myśli.;) Ale jakiś czas temu wymienili karty. Z nową nie mam takich przygód. Chyba że się porysuje; kasjerki tak w każdym razie tłumaczyły te foliówki. I że faktycznie za cienkie. :))
Usuńokazało sie, ze moja karta jest ważna jeszcze jakieś 2 lata....wcześniejsza karta była ważna tylko dwa...a ta.....kilka, grrrrr. W banku mi powiedzieli, ze karty mi nie wymienia, bo działa, spełnia swoje przeznaczenie, czyli moge brać gotówke z bankomatu...A że niektóre czytniki jej nie czytają...cóż....wymiana karty na własny koszt
UsuńHihihi, Ata Ty to masz przygody:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie:)
Fredko - dobrze, że mnie póki co nie męczą ;-D
UsuńNo cóż, jak Cię znam, to tylko wyrobiłaś normę nienormalnych zdarzeń (choć w Twym świecie normalnych najzupełniej ;-). Zaczynam się przyzwyczajać, tylko chyba będę rzadziej z Tobą bywać tu i tam (tylko ja to wprowadzę w czyn na Helu, to nie wiem ;-)
OdpowiedzUsuńSylwuś - własnie odczuwam Twoją niechęć i izolację ode mnie :-((( Już nie pomnę kiedy ostatnio się widziałyśmy! A na Helu NIE UCIEKNIESZ!! Będę koczować pod Twoimi drzwiami, albo w kuchni :-PP
UsuńNiechęć ? Izolację ? Toć ja lgnę do Ciebie niczym Fredek, tylko wirtualnie ;-)
OdpowiedzUsuńA na Helu zostawię drzwi otwarte (no może tylko nie te do łazienki), obiecuję :-)
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie lejesz mnie po nogach jak Fredek :-DDD
UsuńA te drzwi na Helu to pewnie, żeby Szymek u ciotki zamieszkał?? ;-DDD
O widzisz, też mnie ciekawiło, co wtedy jak nie będzie można zapłacić kartą i człek nie będzie w posiadaniu gotówki. Rozwiązanie jednak jakieś jest. Adidoski i kaloski sparowane udało się kupić?
OdpowiedzUsuńNo to już wiesz ;-D
OdpowiedzUsuńRzeczone obuwie (w komplecie) kupiłam....
Gdzie indziej, bo pan się nie sprawił i zapomniał dwa razy pod rząd :-/
Więc mówiąc kolokwialnie - olałam niesłownego kupczyka ;-D