Post dzisiejszy powstał na skutek moich kombatanckich wspomnień sprowokowanych przez panią Anię.
Będzie się składał z dwóch części.
Pierwsza dziś, a druga za trochę.
Zacznę
od tego, że Ania jest osóbką wielce zdyscyplinowaną, zrównoważoną,
ostrożną, dobrze wychowaną, nie kombinującą. Ot taki spokojny typ
naukowca - nie sportowca...
Od samego początku Ania był posłusznym dzieckiem swojej mamy.
Wymarzyłam sobie, że po pierwszej córeczce, drugie moje dziecko powinno być... CÓRECZKĄ !
Ot tak!
Trochę na złość i przekór własnemu mężowi, który oznajmił światu, że teraz to będzie Jaś!
- Dupa Jasio, pierdzi Stasio! Po moim trupie! - pomyślała mściwie jego małżonka, czyli ja ;-)
Asia wymyśliła imię dla małej (bo małego nie brałam pod uwagę).
-Ma
być Ania. Będzie ci łatwiej zapamiętać. Tylko jedno imię - ja jestem
Joanna, to druga córka musi być Anna. Wystarczy, że jedną z nas
skojarzysz, a druga to ci się do rymu nasunie.
Argumentacja nie do odparcia! Tak więc jak mnie zeżre skleroza, to tylko jedną muszę pamiętać. I rym ewentualnie ;-D
Na ostatnim USG zażyczyłam sobie poznać płeć.
Poznałam.
Ania!!
No! Dziecko posłuszne - miało być dziewczynką, no to jest! :-))
Termin wyznaczony na 29.05.2001.
Tegoż
dnia ani ranek, ani popołudnie, ani późne popołudnie nie wskazywało na
to, że Ania się urodzi w terminie wyznaczonym przez facetów i facetki w
białych kitlach.
Normalnie funkcjonowałam: zakupy, jakieś pranie, jakieś sprzątanie, gotowanie.
Ekstra jazda z Asią zasmarkaną i przeziębioną do przychodni. Potem apteka.
O 18:00 wjechałam samochodem pod wiatę.
I poszłam.
Rodzić?? Zapyta ktoś niecierpliwy?
GDZIE TAM!
Przepytać Aśkę z historii, bo następnego dnia miała mieć sprawdzian semestralny.
Uwaliłam się na kanapie, bo jakoś niewygodnie mi się siedziało...
W trakcie odpytywania Joanny zadzwonił telefon.
Po drugiej strony drutu, ponad 200 km od domu wisiał mój mąż (sprawca moich licznych ciąż;-)).
Pracował w on czas het do domu i tylko na weekendy zwijał do Wawy.
Gadka
szmatka, co tam słychać, Asia przeziębiona, ojejjj, nic wielkiego,
pytam ją z historii, jak się czujesz, dobrze, to dobrze, i...
I czuję, że jakoś mi tak ciepło się robi tu i ówdzie...
- Wiesz co? Musimy kończyć.
- A dlaczego? - zapytał mój mąż zdumiony.
- A bo mi właśnie wzięły i wody odeszły.
-................ Yyyyyy..... JUŻ???? TO CO JA MAM ROBIĆ????
Nosz kuźwa! JUŻ!!! Po 9 miesiącach wyglądania i czucia się jak mastodont!!
- Już. Nie wiem co masz robić. Idź se na spacer, piwko se golnij, idź spać czy coś. Ja na dzisiejszy wieczór mam już plany. Pa!
Ale
zanim się wybrałam do państwowej placówki lecznictwa ogólnego,
dokończyłam pytać Aśkę, a potem doszłam do wniosku, że wypadałoby
spakować torbę do szpitala.
Zapewne normalni ludzie torby mają przygotowane co najmniej tydzień wcześniej, ale mnie się jakoś nie paliło...
No to spakowałam. Przede wszystkim książki i krzyżówki ;-)
Potem jakieś ciuchy - dla się i tej nowej obywatelki. Pieluch nie wzięłam, bo... nie miałam :-D
Następnie zabrałam dokumenty i kluczyki do samochodu i poszłam do rodziców oznajmić im, że:
- Jadę.
- A gdzie? - padło chóralne i lekko zdziwione pytanie.
- No do szpitala.
- A po co??
- RODZIĆ!!
- JUŻ???
Aaaaaaaaaaa!! Oni też???
9 miesięcy jako ta wyrzucona na brzeg wielorybka, a oni: JUŻ???
- TAK! JUŻ! Znudziło mi się chodzić z balastem! Pa!
- Zaraz! - wydarła się moja Mama - SAMA???
- No raczej. Świadków mi nie potrzeba.
- S-A-M-O-C-H-O-D-E-M???? - wykrzyknęła Macierz.
- No a czym??? Na piechotę mam lecieć???
- S-A-M-O-C-H-O-D-E-M???? - powtórzyła Matka córce jedynaczce.
- TAK!!!!
- MOWY NIE MA!! Coś ci się stanie, zasłabniesz albo co, wypadek, stłuczka, cokolwiek!!
- Jaki wypadek?? Co tymi życzysz?? 5 minut jazdy! Szpital za rogiem! Na piechotę nie pójdę, bo mogę nie zdążyć!
- S-A-M-O-C-H-O-D-E-M????
I tak dalej i tak dalej... Ja swoje, Mama swoje. Zero porozumienia dwóch kobiet.
Mój
tata cierpliwie przysłuchiwał się z boku i głos zabrał dopiero wtedy,
kiedy dwie furie zamilkły na moment w celu nabrania oddechu przed
dalszymi potyczkami słownymi.
I przemówił, spokojnie zadając mi jedno tylko pytanie:
- A gdzie ty samochód zostawisz?
- Jak to gdzie? Na parkingu.
- Na którym? Strzeżony o tej porze jest już zamknięty. A pod szpitalem, na dzikim, przecież kradną...
Fakt... O tym nie pomyślałam...
Grzecznie odłożyłam kluczyki i dałam się odwieźć mojej Mamie - tata odmówił, bo stwierdził, że to nie na jego nerwy ;-D
A Ania?
Ania grzecznie przeczekała "drakę" między mamą a Babcią i się urodziła.
Idealnie w terminie: 29.05.2001 godz. 22:30.
Asia podobno się ucieszyła, że ma siostrzyczkę, ale zapał jej opadł, kiedy zobaczyła fotkę nowo narodzonej
najmłodszej w rodzinie.
Z racji przeziębienia nie mogła przyjechać do szpitala i naocznie przekonać się, że jest już starszą siostrą, a nie jedynaczką.
Więc Babcia kochająca porwała zdjęcie robione przez szpitalnego fotografa i pognała do wnuczki Joanny.
Podetknęła jej pod nos.
Chuda pełna euforii, z uśmiechem promiennym złapała fotkę i... zgasła...
- O Boże... To na pewno nasze jest??
- No nasze, nasze! - zakrzyknęła podwójna Babcia.
- Jakaś strasznie brzydka!!
-
Jaka brzydka! Śliczna! Najpiękniejsza! I słodziutka! I grzeczna! I
jakie ma włoski! I oczka! I usteczka! - Babcia entuzjazmowała się jak
kibic przed Euro.
- Taaa... Może na razie nikomu jej nie pokazujmy... Biedne dziecko...
Dwa dni później Joanna zobaczyła swoją sis na żywca.
W życiu nie zapomnę, jak pełna obaw i oporów wydreptała nam naprzeciw i łypnęła niechętnie do becika...
- TO NASZE???
- No a czyje? - roześmiałam się.
- JAKA ONA ŚLICZNA!! Na pewno nasze??
Złapała w ramiona i mają taką oto pierwszą wspólną fotkę:
Upewniwszy
się, że zawartość becika jest jej młodszą siostrzyczką, postanowiła na
ten tychmiast odchamić noworodka i zasiadła przy łóżeczku z książką w
garści...
CHUDA! Czy już wiesz, skąd się wzięło zamiłowanie młodszej siostry do literek??
PRZEZ CIEBIE! Kto normalny czyta trzydniowemu noworodkowi bajkę o "Złotowłosej i trzech niedźwiedziach"??
Ania odwzajemniła głęboką miłość starszej siostry do siebie od razu pierwszego dnia po przybyciu pod dach rodzinny.
Nie słyszałam tego, ale mój mąż i Asia pamiętają do dziś dnia, to co się stało.
Ja
pławiłam się w dobrobycie własnej, czystej i pachnącej łazienki, a Ania
przebywała pod opieką zakochanych w niej na równi: taty i Asi.
Obydwoje nie wierzyli w to, co usłyszeli.
Otóż noworodek otwierając cokolwiek zapuchnięte oczka, zakrzyknął:
- ASIA!
Obydwoje
skamienieli. Nie dowierzając własnym uszom, Asia pogalopowała na
wszelki wypadek pod drzwi łazienki i pukając grzecznie zapytała mnie,
przekrzykując szum prysznica beztrosko lejącego wodę:
- Wołałaś mnie?
- Ja?? Nie, no coś ty!
Kiedy wyszłam z łazienki zastałam moją rodzinę skamieniałą nad łóżeczkiem.
- Mamo. Ona powiedziała ASIA!! Tata też słyszał!
Tata, czyli mąż mój osobisty bez słowa, z lekkim jedynie wytrzeszczem ócz swych (ze zdumienia) potwierdził.
Ciekawe...
Bo potem, przez dłuższy czas, Ania wołając Asię, lub mówiąc o niej używała jakże znanego wam słowa : ATA!
To pierwsza część sprowokowanych przez Anię kombatanckich wspomnień.
Czym spowodowanych?
Urodzinami tej warkoczowej.
W tym roku wypadły idealnie - 29 maja - wtorek.
Tak jak 11 lat temu.
Tyle tylko, że jest troszkę starsza, mądrzejsza i ciut bardziej samodzielna ;-)
A ciąg dalszy będzie wkrótce...
:) Anuś Sto Lat cierpliwości Ci życzę do Rodzicielki i Sister starszej. Wielkie uściski!
OdpowiedzUsuńAniu - w imieniu Twojej imienniczki dziękuję :-)
UsuńŚliczna Ania, śliczne obie. Udały Ci się. Pięknie o nich piszesz :)))Przekaz małej urodzinowe życzenia :)))
OdpowiedzUsuńJaskółko - przekażę na pewno :-)
UsuńFantastyczne wspomnienia, uśmiałam się jak norka, STO LAT dla córy i dla mamy, pozdrawiam hel.
OdpowiedzUsuńAnonimie - dziękuję :-)
UsuńNO kochana niezła historia.Masz co wspominać. Spóźnione, ale co tam, WSZYSTKIEGO NAJ NAJ NAJLEPSZEGO DLA ANI !!!
OdpowiedzUsuńAGA - dziękuję w imieniu Ani :-)
UsuńJeszcze raz wszystkiego najlepszego i oby te Wasze historie z miłością w tle nigdy się nie kończyły
OdpowiedzUsuńDominisiu - jeszcze raz dziękuję :-)
UsuńUwielbiam Cię czytać :) Może by tak wydrukować, oprawić łądnie i do wydawnictwa jakiegoś podrzucić? Bestseller murowany :)
OdpowiedzUsuńAnetko - no może, może... ;-) Ale żeby zaraz bestseller?? :-DD
UsuńFajne masz wspomnienia i świetnie potrafisz je opisać :))). Ekstra lektura do porannej kawy :). A dla Ani, spóźnione co prawda, ale najserdeczniejsze życzenia stu lat i wszystkiego co najlepsze!
OdpowiedzUsuńFrasiu - dziękuję :-)
UsuńSto lat dla Ani i jeszcze wielu wielu sukcesów w różnych dziedzinach (bo chyba nie ma takiej której nie ogarnia, co?)
OdpowiedzUsuńMonika Ty zacznij książkę pisać a ja będę jako pierwsza która ją kupi:D
Kasiu - trzymam za słowo jak coś ;-DDD
UsuńAniu wszystkiego naj....naj...
OdpowiedzUsuńMonika ty daj to w druku, co??? Qrcze, przecież ty się marnujesz kobieto!
Beatko - ależ się nie marnuję! Przecież piszę - dla Was, tutaj :-)
UsuńNajlepszego dla Ani, to fantastyczna dziewczynka!A Ty, jak ja - wyrobiłaś niskie procenty - porodów wg wyliczenia na podstawie ostatniego okresu jest zaledwie 4%, pośladkowych też tylko tyle i ja wszystkie te procenty wyrobiłam za jednym zamachem.
OdpowiedzUsuńMiłego,;)
Aniu - ja się załapywałam na zgoła inne procenty (Bogu dzięki!) ;-D
UsuńDziękuję za życzenia dla Ani :-)
Wszystkiego Naj Naj Naj dla Anny :) Wszak już duża z niej panna :)
OdpowiedzUsuńA mamie gratuluję takich dwóch kontynuatorek tradycji rodzinnych, oby talenta oratorskie po Tobie rozwijały, bo to, co tu opisujesz i sposób w jaki to robisz wart jest wydania w formie książkowej :D
Chwilami to nawet Chmielewska wysiada ;)
Diriee - dziękuję! A moje panny obie są wygadane (nie wiem po kim ;-)), ale jeszcze nie próbują swych sił w pisarstwie ;-)
UsuńBez przesady z tym Jasiem! Jaśki fajne chłopaki są ;))) Ale jako że mam w swych zasobach rodzicielskich takiego jednego Jaśkowego ancymona, rozumiem potrzebę posiadania DRUGIEJ córki, i masz babo co chciałaś ;))))
OdpowiedzUsuńSerdeczności dla solenizantki - moja siostra też Ania, i też przez mła :)))
Iwonko - bez urazy! :-DD Nie mam nic do Jasiów, ale wolałam córkę :-D
UsuńAnie wymiatają dzięki starszym siostrom?? :-D
Bezapelacyjnie! Gdyby nie starsze siostry i bracia Aneczki cienko by przędły ;) Mój mąż jako czteroletnie dziecię, przezornie poinformowany o fakcie powiększenia się rodziny, zażądał siostry Anki - marny byłby los zarówno dziecięcia jak i jego matki gdyby urodził się np. Filipek ;))) I oczywiście jest Anka - zgodnie żądaniem i pewnie dla spokojności :)))
UsuńCzyli Anki od zawsze są posłuszne. Niezależnie od szerokości i długości geograficznej :-D
UsuńAniu, wszystkiego co najlepsze , dużo uśmiechu i spełnienia marzeń!!!
OdpowiedzUsuńAta, pewnie następnym facetem w rodzinie będzie wnuk:)
Pozdrawiam Cie serdecznie:)
Fredko - czas pokaże, ale jeszcze mi do tego nie spieszno ;-)
Usuń100 lat w zdrowiu i szczęściu dla Ani i całej jej rodzinki :)
OdpowiedzUsuńKocha Was pół Polski. Tylko tyle, bo druga połowa jeszcze Was nie zna :)))
Alicjo - normalnie się zarumieniałam! dziękuję :-D
UsuńNie ma za co :)
UsuńTo ja dziękuję, że chce Ci się pisać tego fajnego bloga :)))
Alicjo - dziękuję raz jeszcze, a bloga piszę, bo lubię pisać ;-)
UsuńMoc urodzinowych całusów dla Ani:))) A dla Ciebie gratulacje i uściski:) Miło się Ciebie czyta, prowokujesz do własnych wspomnień i działasz na ludzkość krzepiąco:))) Buziole :)
OdpowiedzUsuńKaprysiu - cieszę się podwójnie - raz z tego, że zmuszam do zanurzenia się we własnych wspomnieniach, a dwa, że ta moja pisanina może się podobać :-)
UsuńJa też rodzona 29 maja tyle że znacznie wcześniej:) Muszę nieskromnie napisać ze strasznie fajowi ludzie rodzą się tego dnia:) Aniu choć z lekkim poślizgiem ale za to bardzo szczerze życzę wszystkiego najlepszego!!!
OdpowiedzUsuńAgu - to prawda :-DDD I Tobie przesyłam spóźnione, ale serdeczne życzenia urodzinowe :-)
UsuńFajna historia!Najlepsze życzenia urodzinowe dla Ani. Przy okazji. Korzystam z Twoich wspaniałych wskazówek robienia frywolitki, bo ja teraz tym żyję:):):)
OdpowiedzUsuńNuta - dziękuję za życzenia. I cieszę się, że mój kurs w dalszym ciągu jest potrzebny :-)
UsuńWszystkiego najlepszego..czekam na cd.
OdpowiedzUsuńReni - dziękuję w imieniu Ani. Cd wkrótce :-)
Usuńwszystkiego naj dla mlodszej pociechy
OdpowiedzUsuńa te twoj styl pisania to wow- uwielbiam twoje posty, sposob pisania a tekst sprawca moich ciaz rewelka :) w przyp mojego co prawda bylby bardziej prawdziwy gdyby efekt koncowy byl tak liczny jak bylo ciaz. ale tekst super i bardzo mi sie podoba :P
pozdrawiam jak zawsze usmiechnieta od ucha do ucha
Beatko - dziękuję za tak szalenie miłe słowa :-))
UsuńTroszkę spóźnione ale szczere życzonka urodzinowe, wszak 11 lat to piękny wiek :)))
OdpowiedzUsuńa Twój styl pisania wprawia mnie w doskonały humorek :)))
Pozdrawiam!
Kasiulko - dziękuję :-)
Usuńhmmm, troszkę spóżnione ale gąrace życzona dla wspaniałej córeczki. Zresztą musi być wspaniała- po mamusi:)
OdpowiedzUsuńAtus, Ciebie to się tak lekko i zawsze z usmiechem czyta:)
Buziaki dla Was wszystkich-wesoła rodzinko:)
FiolQak - dziękuję - nie ukrywam, że znowu zarumieniona :-))
UsuńWszystkiego najlepszego życzę Ani z okazji 11 urodzin, które, moim zdaniem, są wyjątkowe (moje były, choć to już daaawno)!
OdpowiedzUsuńGratuluję udanych córek.
Chyba coś w tym jest, że namawiają Cię do pisania, ja też to kiedyś (o ile dobrze pamiętam) zrobiłam i moja opinia się nie zmieniła.
Ninka.
Ninko - pewnie, że pamiętam :-))
UsuńJaką masz śliczną córeczkę, zresztą obie Ci się udały superowo. Dla Ani wszystkiego najlepszego
OdpowiedzUsuńIrenko - dziękuję pięknie!! :-))
UsuńNajwspanialszym Dziewczynom wspólnie składam życzenia, by takie fajne, radosne, pogodne, doskonałe były całe życie!
OdpowiedzUsuńAniu - :-***
UsuńMoni.....
OdpowiedzUsuńJak tak co jakiś czas podczytuję Ciębię, to serce mi się cieszy, ze takowe krea(tywne)turki Ci się trafiły memłonowo :)
a swoją drogą....to niezła odporność psychiczna i (nie)zdroworozsądkowość!
:) :) :)
Monia - dzięki :-DD
UsuńSpóźnione uściski od Ciotki Sylwii :-)
OdpowiedzUsuńMój pierworodny urodził się 1 maja. Z małżęciem byliśmy do południa na spacerku i wieczorem do szpitala do znajomej położnej aby obaczyła co i jak bo termin na 2 był. Zostałem powiadomiony, że moje szczęścia muszą zostać, bo tam się coś rozwarło na ileś tam palców. No to do domu po ciuchy i powrót do szpitala i powrót do domu. Po jakimś czasie (23:20)telefon, odbiera mamcia od znajomej położnej i słyszę, No co ty!!!!!, poważnie!!!!!!!, chyba żartujesz!!!!!!!!, nie może być!!!!!. Myślę, urodziła pewnie z dziesięciu za jednym razem. No ale w końcu dowiedziałem się, że jest syn. No i zobaczyłam go jako ostatni, bo obowiązki służbowe nie pozwoliły mi odbierać moich pociech ze szpitala. Jaka była moja reakcja na widok małego? Taka jak Aśki na zdjęcie. Cofnąłem się z pokoju. Miałem zupełnie inne wyobrażenie o noworodku, małe to to było, ciemne jakieś (nie czarne), pomarszczone. Ale później jakoś było.
OdpowiedzUsuńTatuś... Nie ma co! Że siostra tak zareagowała na fotkę, to się nie dziwię, ale żeby AUTOR na widok DZIEŁA NA ŻYWO??
UsuńZgroza! :-P