No więc dziś będzie grzecznie i niepsujowo.
Czyli po porostu zdjęciowe podsumowanie powyjazdowe.
Czas najwyższy, bo dziś pyknął tydzień od naszego powrotu na warszawskie łono.
Zdjęć jest od groma.Ale mam zrozumienie i pokazuję tylko ułamek tego, co dźwiga dysk kompa.
Ułamek liczy chyba 39. Nie wiem kto to da radę obejrzeć, ale na usprawiedliwienie mam jedynie to:
No więc nie mogłam inaczej... ;-)
Zdjęcia w tym poście są autorstwa
Joanny i moje (które czyje, łatwo się będzie domyśleć ;-))
Zacznijmy może od pogody...
No więc:
POGODA JEST ZAWSZE - zależy tylko jaka ;-)
Ale nawet jak pizga i nie jest plażowo, osoby inteligentne i kreatywne zawsze znajdą sobie odpowiednie dla siebie zajęcia.
Na przykład jak się lubi, można dmuchać:
Dmuchanie jest zaraźliwe ;-)
I bardzo zajmujące. Osobniczka na zdjęciu poniżej dmuchała nie bacząc na obecność i przyduszanie własnego dziecka...
Jak
się znudzi dmuchanie własnoustne, to się człek wystawia na dmuchanie
zewnętrzne, czyli idzie se porejsować (mimo panicznego lęku przed łajbą,
trapem, kołysaniem, wodą i głębią!).
Na statek byłam bez mała
wciągnięta, względnie wepchnięta przez pana, który naganiał na rejs.
Dzieci me bez problemu pokonały trap i tę głębię pod nim. Natomiast
ja...
No dobra!
Wlazłam, płynęłam...
A nawet ośmieliłam się oderwać od ławki w celu sfocenia tejże historycznej chwili dopingując Chudą:
- Dawaj, dawaj! Na fejsie się polansuję! ;-D
Udawałam, że się nie boję, ale lina trzymana w garści jednak dawała mi minimum pozornego bezpieczeństwa ;-)
Moje pannice nie miały takich oporów!
Oczywiście pokrzykiwałam jak spanikowna kwoka:
- Aśka! Złaź! Spadniesz! Wypadniesz! Utopisz się!
Zero reakcji!
Mała też odwagą szastała!!
Pełen relaks!
I do tego SYMBIOZA!!!
Mała to se nawet pozwoliła iść do sterówki, skokietować kapitana i ster przejęła!
"Kapitan Morgan" nie zatonął, o czym świadczy niniejszy wpis ;-)
Na lądzie czuję się jednak zdecydowanie pewniej!
Z tego szczęścia nawet se polatałam ;-)
Korzystając z pogody (nieplażowej) po wielu latach przymierzania się, zwiedziłyśmy Muzeum Obrony Wybrzeża.
Od czego należy zacząć??
Od jedzenia, rzecz jasna!
Jak zapachniała nam grochówa, to nie było bata - najpierw jedzenie, potem zwiedzanie.
Zdjęć z muzeum nie umieszczam. Jak ktoś jest zainteresowany, to sam pójdzie (BARDZO WARTO), a jak nie, to jego strata.
Chodzenia i oglądania na parę godzin.
Niektórzy w trakcie dziecinnieją i padają jak muchy...
Mimo, że jechali kolejką, w celu oszczędzenia własnych nóg
Mistrz drugiego planu wiecznie żywy (jako ten Lenin z dowcipu)...
No dobra...
Teraz krótki dowód na jeden z poprzednich wpisów:
To ta NAPRAWIONA przeze mnie luneta! :-D
Właśnie podglądam suszące się na sznurku (exuse moi le mot) gacie prezydenta ;-)
Czy zawsze było lajtowo i cukierkowo?
O NIE!!
Zdjęcie poniżej, to początek mojego WIELKIEGO WYBUCHU!
Etna może mi z szacunkiem mówić "proszę Pani"
Przemilczę szczegóły, ale Chuda i Agata orzekły jednogłośnie:
- PRZESADZIŁAŚ!
Nie
będę się wdawać w szczegóły, ale NIE przesadziłam!! A mała dostała taki
opiernicz, że dłuuugo będzie pamiętać, iż przy temperaturze wody i
powietrza oscylującej w okolicach zera bezwzględnego, kąpać się nie
należy. Zwłaszcza w ubraniu...
No nic...
Przeszło mi. Na szczęście nie w stan chroniczny ;-)
Chociaż zarówno Agata i nasze córki dbały o moją nierównowagę psychiczną!
Wlazły na falochron i dobrze im tam było. A po drugiej stronie zapewne otchłań straszna!!
Chuda dodatkowo, czując się gwiazdą i tłumów fantazją darła się w przestrzeń:
- Prawie jak TAJTANIK!!!
Taaa...
Prawie...
No właśnie...
Gwiazda...
Wpadłyśmy na pomysł, że trza nową (prawie) gołą fotkę strzelić. Na fejsika. Taki "rimejk" powszechnie znanej...
Tym razem za obiektywem stała mamuśka.
Może dlatego nie jest topless. Chociaż sugerowałam zdjęcie tego i owego...
Otwarta jestem na różne pomysły, ale Chuda jakaś taka spięta, czy coś??
Marudziła, że ludzie są i w ogóle...
A ja pokrzykiwałam:
- Ludzie! Najsłynniejsze plecy fejsbuka! Jedyna okazja obejrzeć na żywca!
Tłumów nie było...
Trudno.
Jedynie siostra młodsza doceniała.
I co ją za to spotkało??
Brutalna napaść!!
Wepchnięto do wody niczego nie spodziewające się maleństwo!
Następnie oblano czymś, co nocą niewątpliwie zamarzało (trafne spostrzeżenie mojej sis):
Ale...
ZEMSTA JEST ROZKOSZĄ BOGÓW!!
Mała nie odpuściła i gnała za Chudą z wiaderkiem wody, aż dopadła
Dopadnięcia na zdjęciach nie ma, bo paparazzi, czyli ja padł przed dopadnięciem ;-)
Woda była... Mokra. To niewątpliwe.
Poza tym...
Nooo...
Taka sobie, jeśli chodzi o ciepłotę ;-)
Chociaż młodzież młodsza i najmłodsza twierdziła inaczej.
I nieważne, że po kąpieli trzeba było leżeć z własnej i nie przymuszonej, acz SINEJ z zimna woli pod cieplutkim ręcznikiem ;-)
Taka fińska sauna wzmaga apetyt:
Nie tylko tych po krioterapii całego organizmu:
Te, co tylko "paczają", też głodnieją ;-)
A niektórym, zwłaszcza zawodowcom, podczas letniej kanikuły się nudzi...
I to jak twórczo!!
Z
braku lepszych obiektów do obfocenia, znudzona Chuda kazała matce swej
robić za modelkę. I nie zraziło jej to, że nie przeszłam przeszczepu
twarzy!!
Z dziką przyjemnością oddałam się w jej nie tyle ręce ile w jej obiektyw:
No i jestem zaskoczona...
Bo całkiem niezła laska ze mnie ;-D
W tym czasie sis i Ania po prostu cieszyły się upałem i wolnością:
A niezmordowana Chuda po obfoceniu jakże wdzięcznej modelki, spacyfikowała błękitnooką diablinkę o imieniu Alicja:
Nie wierzycie, że to ancymon?
A prosiem bardzo:
Ala włazi tam, gdzie jej nie chcą i całkiem jej tam dobrze!
No to chyba wystarczy tej fotorelacji.
Padam na kolana i proszę o wybaczenie, ale nie umiem wybrać tylko kilku zdjęć.
A na dobranoc i pożegnanie nie może zabraknąć tradycyjnego, nadmorskiego zdjęcia: