Właściwie to nie wiem jak zacząć...
Może od prania ;-)
Korzystając z tego, że dziecko młodsze złożyło skutecznie choróbsko (podejrzenie szkarlatyny), uprałam jej zimową kurtkę. Jaśniutka, to i się wybrudziła mimo, że Ania nie należy do fląder ;-)
Wyjęłam ja ją z pralki (kurtkę, nie Anię) i dostałam zawału! Cała ocieplina spadła w cholerę w okolice zadka. Plecy łyse! Tylko podszewka i materiał wierzchni.
Tak więc pod koniec zimy ruszyłyśmy na poszukiwanie zimowego okrycia dla Ani.
Szukałyśmy w różnistych sklepach - i dzieciowych i nie tylko.
Nic nie ma! Wiosna, panie sierżancie!
Tak więc dziś pojechałyśmy do Centrum Hal Targowych na Marywilskiej, czyli w skrócie mówiąc - do Chińczyków.
Ile tam jest stoisk? Nie wiem.
Moje nogi twierdzą, że milionpięćsetstodziewięćset!
Łaziłyśmy między boksami. Nie powiem, że skupiałyśmy się jedynie na kurtkach... ;-)
W pewnym momencie usłyszałyśmy komunikat nadawany przez tambylczy megafon:
-Zgubiono torby z zakupami. Uczciwego znalazcę prosimy o zwrot do...
-Hehehe! - zaśmiała się Rabarbara - jak można zgubić torby z zakupami??
-No nie? :-DD Jak widać się zdarza. O czym ci ludzie myślą?!
Kupiłyśmy Ani klapki na basen.
W innym stoisku namierzyłyśmy dla niej prześliczną princeskę-bombkę. Cudo! Idealne i na co dzień i od święta.
Ania przymierzyła i tak jak my z bAśką była zachwycona swoją osobą spowitą w kieckę w kolorze marengo.
Kupiłyśmy.
-Masz mała! Targaj swoje zakupy - mała wzięła siatkę zadowolona bez słowa protestu.
I pomaszerowałyśmy dalej.
Siatki z zakupami wędrowały między Asią, Anią i mną dość cyklicznie. W zależności od tego, która z nas rzucała się z macaniem na ciuchy ;-)
W pewnym momencie Aś miała obie siatki.
I wtedy to zarządziła przerwę w łażeniu, bo matka cokolwiek schetana jej się wydała i głosem nie znoszącym sprzeciwu kazała mi usiąść na ławce.
Siadłam, a jakże! Właściwie to bardziej zwaliłam się z hukiem ;-)
Aś stała. Z siatami.
-Daj te torbiszcza. Nie będziesz ich przecież targać jak ja se siedzę.
Dała...
Po pewnym czasie kiedy już doszłam do względnego porozumienia z odnóżami, ruszyłyśmy w dalszy oblot po hali.
W jednym boksie jedna kurtka, w drugim inna, w trzecim też. W milionowym kapcie...
Idąc w kierunku stoiska numer miliard machałam sobie beztrosko siatą z zakupami.
Jedną...
Jak szłam, tak stanęłam, bo mi się coś nie zgodziło...
-Aśka! Ile my miałyśmy siatek??
-No dwie!
-To kto ma drugą??
-No tobie dałam!
-NIE MAM... A co ja mam??? Co zgubiłam????
-Masz klapki... Nie ma princeski...
Mała w ryk! Aśka skamieniała...
A ja?
Spłynęło na mnie jednocześnie kilka uczuć: jestem do niczego, beznadziejna, stara jak świat i głupia jak but i totalnie bezradna!!
Jak można było zgubić zakupy???
Żeby to były klapki!
Nie kuźwa!!
Akurat to cudo krawieckiego kunsztu!
Aś zachowała przytomność umysłu i po pierwsze ryknęła na siostrę, żeby była uprzejma przestać ryczeć.
Mnie zapytała:
-Pamiętasz, gdzie siedziałyśmy?
-Przy gastronomii - ocknęłam się z letargu.
-Wracamy. Pewnie tam na ławce została.
Wróciłyśmy. Na ławce siedziała jakas pani z synem.
-Przepraszam, czy nie widziała pani tu siatki z sukienką?
-Nieeee. A co zgubiłyście panie?
-Tak.
Pani machnęła ręką:
-Och! A my kiedyś zgubiliśmy tu kurtkę...
Podziękowałyśmy.
I co dalej??
-Kurtki! - zakrzyknęłyśmy obie.
Pognałyśmy do stoisk z kurtkami.
Sprzedawcy bardzo się ucieszyli z naszego powrotu sądząc, że zdecydowałyśmy się na zakupy.
Nic z tego! Siatkę chcemy! Z kiecką!
-Nie ma pani! Nie ma!
Szlag!!! Mała hamuje z trudem łzy, a ja chęć samounicestwienia!
Aś przejęła inicjatywę i usadziła matkę z siostrą na ławce. Sama skoczyła na stronę, w celu przemyślenia sytuacji bez patrzenia na rozmemłaną siostrę i matkę ze skłonnościami samobójczymi ;-)
Wróciła. Więc ja się ewakuowałam na dwór w celu uspokojenia się. Znaczy na fajkę. Przynajmniej w okolicach nosa spokojność mi wróciła.
W tym czasie Aś pognała gdzieś het w siną dal...
-Gdzie Asia, Aniu?
-Poszła szukać sukienki.
-Gdzie?
-Tam do kapci.
-Dobrze, że ona zna tu każdą dziurę. Szukanie kiecki na studniówkę bardzo jej się przydało :-)
-Noooo... - potwierdziła Ania.
A ja pomyślałam, że szukanie jednej małej siatki w tej gigantycznej hali przypomina szukanie igły w stogu siana...
Minęło jakieś 5 minut.
Wraca bAśka. I widzę, że ma minę...
Udaje!
No niemożliwe!!
-Hehehehe! Chyba 50% znaleźnego mi się należy??
Była! Ktoś znalazł i oddał tej Wietnamce od kapci w hurcie!
Cud, że nie udusiłyśmy Aśki ze szczęścia ;-DD
-To jak? Idziemy po buty? :-DD - mój domowy detektyw wyszczerzył zęby w promiennym uśmiechu.
-Pewnie! Zapracowałaś na nie BARDZO uczciwie!!
A Ania? Ania nie ma kurtki, bo oznajmiła nam, że nie chce! Bo zima i tak się kończy, a na następną zimę i tak jej będę musiała kupić kolejną, bo wyrośnie. A ta przejściówka którą ma jest ciepła i fajna. Zbuntował się mały człowiek i już!
-W takim razie kupimy ci ciepłą bluzę - znowu Aś przytomnie przejęła inicjatywę, bo widziała, że matka z dna rozpaczy weszła w fazę histerycznej radości i w dalszym ciągu nie nadawała się do normalnych działań ;-)
Kluczyków od samochodu jednak jej nie oddałam - mimo, że taka sugestia też padła ;-)
Chwilę później usłyszałyśmy kolejny komunikat:
-Zgubiono kurtkę z kluczami. Uczciwego znalazcę... itd ;-)
-Coś chyba w powietrzu wisi - stwierdziła Joanna
Tjaaaa...
Prawie rok temu zgubiłam rajstopy, o czym pisałam tu.
Ale zakupów jeszcze nigdy! Sierota jestem i tyle!
Mam tylko nadzieję, że nie pomylę się przy wysyłaniu królików do nowych właścicielek ;-)
No to miałyście w sumie fart.A ja kiedys byłam w Wólce Kosowskiej, właśnie u Chińczyków i Turków. Myślałam,że zejdę, bo w tych halach nie ma wentylacji, za to było gorąco i duszno. Ale nic nie zgubiłam :)))
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Monika pewnie Tobie nie bylo do smiechu, ja za to usmialam sie serdecznie :-))) Przepraszam ;-)
OdpowiedzUsuńAta dobrze że ty się nie zgubiłaś..hi,hi...jak zwykle twoje opowiastki czyta się super..pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFajna historia i fajnie opisana :)
OdpowiedzUsuńJa kiedys zostawiłam w przymierzalni torebkę z zawartością ,czyli dokumenty,pieniądze itd.. Miałam szczęście, ze nikt nie wziął ,ale panika była :))
Króliczki super :)
uff ważne,że sie znalazły zakupy!
OdpowiedzUsuńa królice wziały kiecki w góralskich klimatach, bardzo ciekawe
KonKata
Witaj Moniko, dawno mnie nie było, bo chorobska dopadły całą rodzine. Opowieśc "przednia', w koncu musi być ten "pierwszy raz", no i zaliczyłaś z happy endem. Krolczki cudniaste, ale te spodniczki kaszmirowe w róże mnie rozczuliły, uwielbiam ten motyw, daaaawno temu miałam taką na czarnym tle, są piękne
OdpowiedzUsuńNo i oby nie zginęły na poczcie ;)
OdpowiedzUsuńLubię historie z happy endem :))))
OdpowiedzUsuńKróliki świetne, szczególnie te w różanych kieckach. Trzymam kciuki, aby dotarły tam gdzie trzeba ;))
Anabell - tam jeszcze nie byłam. W sumie to chyba jednakowa odległość ode mnie i na Marywilską i do Wólki. Ale skoro tam tak koszmarnie gorąco, to chyba jednak zostanę przy tych halach. Tylko sama to ja tam nie podjadę! Traumę mam ;-DD
OdpowiedzUsuńMarta - wtedy nie było mi radośnie, ale teraz to już się smieję beztrosko ;-))
Reni - ja się też zgubiłam... To Asia nas holowała po tych strasznych hektarach :-DD
Ja w pewnym momencie straciłam orientację, gdzie ja, gdzie samochód, gdzie wyjście z tej matni :-D
Ela - to faktycznie miałaś masę szczęscia! Jak my dziś!
Kasiu - oj dobrze, dobrze! Bo chyba bym się zapłakała! Ten materiał mnie oczarował do bólu i musiałam go kupić ;-))
Eluś! Cieszę się, że znowu się odezwałaś :-))
Brakowało mi Ciebie. Dobrze, że już po choróbskach! :-))
Magda!! Na litość!! Wypluj to słowo!! :-DDDD
Frasiu - ja też lubię takie dobre zakończenia :-)) A za kciuki NIE dziękuję ;-D
Ata - butów zimowych szukam! A właściwie ocieplenia w nich :> Teraz wszystkie buty bez futerka, a ja zmarźluch jestem :( Kolejna zima w starych butach... butów mi trza, help!
OdpowiedzUsuńKurtki też szukam, nie widziałaś gdzieś TAm na ławce, pod ścianą, jakiejś ładnej??? No wiesz, takiej dla mnie ???? SZUKAM!!!!
Ależ przygody! I jak fantastycznie że się zagubione odgubiło :))))
:))))
OdpowiedzUsuńJak zwykle poprawiłam sobie humor u Ciebie!
A króliki super!
i to ja byłam po imprezie i spałam całe 4h...
OdpowiedzUsuńAle sie usmialam :) Tez przepraszam za to, ale niezly numer :)!! Przyznam sie, ze i ja gapa jestem i tak cos zostawiam lub gubie lub niszcze :) Przeszlam sama siebie jak kiedys portfel z dokumentami w sklepie zostawilam. Gdzie ja glowe mialam? Do dzis nie wiem. Na szczescie odzyskany w calosci :) Gratulacje dla dedektywa w spodnicy :)
OdpowiedzUsuńHm no historia równie zabawna co i prawie ''tragiczna''zarazem ,ale masz dzielne córki i wszystko skończyło się dobrze.A swoja droga mogłabyś pisać opowiadania,bo masz fajny styl pisania, w każdym razie mnie urzekł, i to nie pierwszy raz.
OdpowiedzUsuńSie uśmiałam, chociaż wiem,że Wam do śmiechu nie było...
OdpowiedzUsuńBuziaki
E, tam! Zgubić zakupy to żaden wyczyn. W końcu robiłam to tyle razy. ;)
OdpowiedzUsuńNie zgubić, to jest coś! :D
królisie fajne zwłaszcza te na ludowo!
OdpowiedzUsuńhistoria .. . przeszytałam z zapartym tchem
Nie martw sie moglo byc gorzej- moj tata zapomnial, ze mial mnie ze soba na meczu pilki noznej..... Przypomnieli mu koledzy w drodze do domu....Coz typowy strzelec!
OdpowiedzUsuńO, matko. Miotałam się swego czasu po tych halach. Wyszłam spocona i zdegustowana, na szczęście nic nie udało mi się kupić to i nie zgubiłam, a to wcale nie takie trudne w tym miejscu. Już chyba wolę Maximusa w Nadarzynie, ale tam tez jest strasznie, z tym że stamtąd nie wychodzę tak bardzo odurzona wszechobecnym aromatem chińskiej gumy jak z Marywilskiej. Do Marywilskiej mam rzut beretem , do Nadarzyna kawał drogi, ale to wszystko jedno, bo ja się nie nadaję na takie zakupy. Za stara jestem:)
OdpowiedzUsuńNie zgubiłam dotąd, ale w życiu nie napiszę czegoś w stylu- jak można zgubić zakupy? , bo.... powinnam się wybrać na takie poważne i jeszcze.... [zaklejony]
OdpowiedzUsuńKróle są świetne !!!
Iwonko - sugerujesz, że mam szukać zagubionych części garderoby w celu przekazania ich Tobie? ;-D
OdpowiedzUsuńWygodna - śmiech to zdrowie :-))
Nikonowa - weź pod uwagę, że matka Twa dwa razy starsza od Cię jest (no prawie dwa razy).
Agatonka - nie przepraszaj - nie masz za co ;-)
Alicjo - dziękuję. A opowiadanka piszę - dla Was na blogu ;-)
Aagaa - wtedy nie, ale teraz to już tak :-D
Koroneczko - to weź opis jakie to uczucie NIE zgubić zakupów, bo dla mnie to chleb powszedni ;-)
Agajaw - dziękuję :-))
Agnicy - Twój tata ma mistrza!! Co tam kiecka wobec dziecka :-DDD
Karysiu - ja też nie jestem fanką takich zakupów, ale czasem muszę. W Nadarzynie też bywam, ale rzadko. Polecam omijanie hali "C" - tam mix zapachowy jest tak powalający, że dech na długo zapiera ;-)
Krzysiu - ano właśnie: nigdy nie mów nigdy ;-)
Kolejny raz mocno się ubawiłam;)))))))
OdpowiedzUsuńMasz jakiś wyjątkowy talent do znajdowania się w niezwykłych sytuacjach... he, he, he;))))
Trzymam kciuki,żeby króliki dotarły bez przygód:)))
Jak zwykle się uśmiałam. Cóż. Ja kiedyś szalik zgubiłam. Dobrze, że córek nie pogubiłaś. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAta - ja nie gubię, czasem mi się coś zapodziewa. Ale najczęściej sama ginę w lesie. Doszło do tego, że nawet mnie nie szukają specjalnie, bo i tak wychodzę sama ze trzy wioski dalej i wtedy telefon wystarcza.
OdpowiedzUsuńnam się udało kiedyś zgubić dziecko
OdpowiedzUsuńi to w markecie budowlany, więc wizja lecących na niego jakiś farb itp - brrr koszmar
dobre 5 min go szukaliśmy, a on testował kabiny prysznicowe ;)
więc Twoje zakupy to pryszcz przy mojej zgubie ;)
ludowe królicki czaderskie
buziaki
Ata - nie!!! Sugeruję iz braki odzieżowo-obuwnicze mam, i SZUKAM drugi rok z rzędu, coby sobie uzupełnić. I z szukania nici!!!! Bututów u nas nie ma, kurtek u nas nie ma... a jak tak u Was gubią, to może i ja co znajdę??? ;D
OdpowiedzUsuńolaboga ale się działo - coś musiało w powietrzu wisieć i to coś pomieszane z ogólnym zmęczeniem i depresyjną aura na zewnątrz spowodowało że "jednak można zgubić zakupy" :) aaa no to pokaż młodzież w tej princesce czy jak to szło :)
OdpowiedzUsuńŁo matko - potrzymałaś w napięciu do ostatniej chwili:)
OdpowiedzUsuńNiczym Chmielewska:D:D:D
Czy już pisałam, że uwielbiam Cię czytać...?:)
a ja twierdzę,że każdemu sie może zdarzyć :D wiem co mówię bo powszechnie mam opinię "roztrzepanej i pogubionej" :) grunt że wszystko się znalazło. A mówił ci już ktoś że masz talent pisarski? Świetnie się ciebie czyta :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!!
Jeśli chodzi o kurtkę, to rozpruj kawałek podszewki, u dołu albo z boku. wsuń rękę do środka, postaraj się rozprostować ocieplinę, która co prawda zjechała w dol, ale przecież dalej jest płaskim płatem. potem przyszyj od lewej strony do podszewki wzdłuż ramion i podkroju szyi, na koniec zaszyj podszewkę, i będzie jak nowa.
OdpowiedzUsuńHehehehe:):):) Historia przednia. A i moral niczego sobie:):):)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i podzielam nadzieje Ani - zima sie konczy. No przeciez kiedys w koncu musi...
Ato kochana, ubawiłam sie setnie. U Chińczyków byłam tylko raz ale utknęłam przy stoiskach z duperelami typu różowe budziki, seledynowe szczotki do sedesu, plastikowe pojemniki niewiadomego przeznaczenia itp. Na ciuchy siły mi nie starczyło. Może i dobrze.
OdpowiedzUsuńJolinko - ja nie wiem jak to się dzieje! Ja tych sytuacji nie generuję, one same się tworzą :-D. Jeden królik już dotarł na miejsce, drugi dziś pokicał. Trzeciego sama dostarczam, a czwartego gwizdnęła Ania, więc chyba już będzie z nimi wsio ok :-D
OdpowiedzUsuńEwo - szalik? Sam tak z szyi odpadł??
Kankanko - w lesie?? Nie zginę! W tych strasznych halach jak najbardziej! Się pogubiłam na amen! Ale las to mój drugi dom!
Kasiu - przypomniało mi się, że mój mąż zgubił kiedyś Anię w sklepie z ciuchami. Miał jej pilnować jak ja coś mierzyłam. Ani się spostrzegł, jak mała smignęła mu pod wieszakami z ciuchami i tyle ją widział ;-DD
Iwonko - przyjedź w takim razie! Może będziesz miała farta... ;-D
Madziu - chyba tak. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam. Jak nie zapomnę zrobić fotki, to zaprezentuję małą w tej zgubionej-znalezionej kiecce.
Dorotko - no chyba nie pisałaś :-DD
Dagmaro - dziękuję! Parę osób już coś w tym guście wspominało ;-))
Anonimie - ocieplina jest zbitym, twardym kluchem. Kurtka poszła już do kontenera. Próbowałam reanimować tak jak piszesz, ale bez skutku.
deZeal - pewnie, że tak! Zima jak najdłuższe nogi- zawsze gdzieś się kończą ;-)
Maryno - na Marywilskiej na szczęście tego nie ma, bo pewnie jeszcze do tej pory byśmy tam tkwiły ;-)
Ata,do osób szyjących wysyłam prośbę o pomoc przy decyzji zakupu maszyny do szycia. Szczegóły znajdziesz u mnie na blogu pod moim dzisiejszym postem. Jeśli będziesz tak miła,zajrzysz i wyrazisz swoją opinię będę bardzo wdzięczna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Jagna - już :-)
OdpowiedzUsuńDziękuje za życzenia-pozdrawiam. Co do szalika. Sam, samiutki odleciał jak wiatr zawiał, a ja nawet nie wiem kiedy. Zorientowałam się dopiero jak do domu przyszłam :)to tak na pocieszenie Ci pisze :)
OdpowiedzUsuńTy kobieto to masz klawe życie pełne przygód;)
OdpowiedzUsuńUbawiłam się setnie. Ciekawe czy cudne królisie dotarły do miejsc przeznaczenia.
Pozdrawiam serdecznie:)
Dobra jesteś, hi, hi... Kluczyki do samochodu to owszem nie raz, raz zgubiłam samochód ... ale zakupów jeszcze mi sie nie udało zgubić...
OdpowiedzUsuńJakbym Cię nie znała, to bym nie uwierzyła, ale Cię znam (Aś i Anię również, ku mej radości), więc chyba się nawet nie dziwię. Ale mogłaś dać Dziecku poprowadzić, tu już lekko przegięłaś ;-)
OdpowiedzUsuńA rodzinka królicza cudna - hm, nie chciałabym być namolna, ale Szymon wygląda swojego z utęsknieniem ;-)
Ewo - widac huragan szalał z szalem ;-)
OdpowiedzUsuńIwonko - DOTARŁY!! Bez szwanku na ciele!!
Beatko - samochód kiedyś też zgubiłam, ale nie sama - z mężem :-D Ale zakupów nigdy!
Sylwia - ja już nic nie powiem! W ferie po prostu dopadnę i wtedy ZOBACZYSZ!!! :-P
mam chęć powiedzieć tratatata, ale dam Ci szansę ;-)
OdpowiedzUsuńA zobaczysz!! na ten przykład - swoje zakupy :-DD
OdpowiedzUsuńLeżą i leżą... I szlochają bidne...
to całe szczęście, bo już się bałam, że się zgubiły ;-) To już niech nie szlochają, tylko im powiedz, że dojadą w ferie.
OdpowiedzUsuńNo tak, po przeczytaniu posta o zagubieniu pewnej części garderoby, to taka torba z zakupami to u "Cię" pikuś. Co do znalezionych rzeczy, to niestety nie jesteśmy dobrym przykładem jako naród. Ja zawsze staram się odnaleźć właściciela, bo przecież zguba prawnie nie jest nasza. Przeraża mnie podejście do tematu, "bo przecież znalazłem, a właściciela nie ma". Jak kurna nie ma? Jest, tylko przez swoje roztargnienie, pech, dziwny zbieg okoliczności mógł to zagubić, a zapewne zależy mu na tym aby "ten zgub" do niego wrócił. Ostatnio mojej żony kuzynka znalazła wypasiony telefon i "se" go "prztuliła na zawsze", ja się pytam, Sylwia, wystarczyło zadzwonić pod byle jakiś numer z tego telefonu i właściciel by się znalazł. No tak, ale przecież ja go znalazłam. Masakra. Trochę spłonęła na różowo, ale nie za bardzo. Dobrym przykładem jest tu znowu mój pobyt w Denmarku. Jak mój najmłodszy sierściuch poszedł tam do szkoły, to na pierwszych zajęciach było tłumaczone, jak coś leży pozostawione, to nie oznacza, że nie ma właściciela. Któś zapewne wróci po nitce do kłębka i odnajdzie swoją zgubę lub pójdzie na komisariat. Ja się o tym przekonałem, bo moją zagubioną torbę z wszystkimi kluczami i dokumentami odebrałem z komisariatu tamtejszej policji. Najstarsza latorośl, po znalezieniu przez niego portfela jakieś młodej dziewczyny, też była w stanie odnaleźć "zagubianta". Zgubiantka została przez nas namierzona i powiadomiona, gdzie można "towar" odebrać, wyraz twarzy tej dziewczyny bezcenny. Nie omieszkaliśmy się pochwalić, że jesteśmy z Polski i zrezygnowaliśmy ze znaleźnego, bo parę groszy tam było. No dobra, już skończyłem kremować, pączkować, torcić czyli słodzić o sobie.
OdpowiedzUsuńO kurna ale długi komentarz. Współczuję czytać.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z przyjemnością :-)
OdpowiedzUsuńPrzygodę z telefonem też mamy na koncie, ale jej nie opisałam. Może szkoda?
Chuda znalazła w centrum Warszawy. Całkiem wypasioną Nokię. Zadałam sobie "trochę" trudu i właściciel wziął się i znalazł :-)
A jaki był szczęśliwy! :-))