poniedziałek, 1 grudnia 2014

O sobie samym - Around the World Blog Hop

Do zabawy zaprosiła mnie Jola prowadząca blog "Od czasu do czasu".

Celem zabawy jest, aby quilterki z całego świata opowiedziały coś o sobie.

Nie ukrywam, że zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam zaproszenie. Nie czuję się patchworkarą, ani tym bardziej quilterką.
Jestem po prostu taką tam panią, co to czasem pozszywa parę szmatek do kupy i się cieszy, że coś  jej  strawnego spod maszyny wyszło.
Gdzie mi tam do dziewczyn szyjących prawdziwe cuda. Nawet za sto lat nie osiągnę ich biegłości i mistrzostwa.
No ale, skoro podjęłam wyzwanie rzucone przez Jolę, to koniec biczowania - czas przystąpić do ekshibicjonizmu.


1. O sobie samej.

Wzrostu podłego, wagi mikrej. Zwyczajowo i tradycyjnie rozczochrana (nawet jak uczesana). Pyskata. Co w sercu, to na języku. Nie cierpię lizusów i  pochlebców.

No dobra!
W tym punkcie miało być o mojej "karierze robótkarskiej", a nie o meandrach charakteru.
Kiedy zaczęłam robótkować? Hmmm... Miałam wtedy coś kole pięciu, czy sześciu wiosen. Dostałam taki fajny zestaw do haftowania krzyżykami. Jakieś serwetki i chusteczki z nadrukowanym wzorkiem. Do tego tamborek, nici i igła.
Nie konsultując się z nikim, przystąpiłam do działania.
Intuicyjnie można by powiedzieć.
Bo ani Mama, ani Babcia nie haftowały. Znaczy krzyżykami. Bo richelieu, angielski, pełny i płaski opanowany miały do perfekcji.
Co mi wyszło? Wierzch spoko, ale spód pierwszego urobku hafciarskiego wrzeszczał i wył o pomstę do nieba! Kotłowanina nici i supłów.
Skąd tak to dobrze wiem? No bo niedawno, na własnym strychu znalazłam to cudo stworzone własnymi, bardzo nieumiejętnymi  wtedy rękami :-D
Potem nastąpiły lata, w których bardzo sporadycznie bawiłam się robótkami ręcznymi. Ale jednak zawsze gdzieś tam mi się plątały po życiorysie.
A więc, żeby nie przedłużać i nie pisać swojego CV robótkarskiego wyglądało to mniej więcej tak:
haft krzyżykowy, szycie, druty, długa przerwa i znowu krzyżyki. A potem zachłysnęłam się hardangerem. I kocham go dnia dzisiejszego, ale już nie haftuję - oczyska głupie się buntują i nie pozwalają.
Kolejna miłość głęboka i na zawsze to frywolitki. Kocham ich zwiewność i delikatność. I łatwość dziergania.
Decoupage. A jakże! To też mam na swoim koncie. I to wcale niemało.
Potem druty i pierdylion zrobionych kapci, mitenek, chust, czapek i kominów.
W międzyczasie błąkało się szycie zabawek.

A gdzie w tym wszystkim patchwork?
Ano plątał się po życiorysie, jak spocona mrówka po pustyni.
Pisałam o tym tutaj  


Lubię szmatki, lubię je ciąć, lubię czekać na efekt finalny, lubię cieszyć się gotowcem.
Tak więc patchwork, chociaż jest okrutnie wymagający, zagościł na stałe w moim menu robótkowym.


2. Nad czym obecnie pracuję?

Nad paczworem.  
Ramę godną "Bitwy pod Grunwaldem" już ma od pewnego czasu. Czekał na plecki. I się doczekał. Wczoraj kupiłam 4 metry szczęścia, uprałam je w celu zdekatyzowania i czekam aż wyschną, żeby móc je pociąć, zszyć i skanapkować z gotową górą.

Poza tym bawiłam się takimi ło drobiazgami:


To heksagony o powalającej wielkości połowy cala.


Tak wyglądają realnie:


Maluszki urocze :-)


Po zszyciu i przepikowaniu wyglądały tak:


Produktu finalnego nie pokażę za żadne skarby świata, bo wyszedł mi taki zbuk, że aż się zdziwiłam.

Nie załamałam się, tylko wyciągnęłam wnioski na przyszłość. I znowu zacznę zszywać maciupeństwa ze skrzętnie ciułanych ścinków bawełnianych.

Heksagony bardzo mnie wciągnęły.

Z większych kawałków ścinków zszywam takie wielkości jednego cala:


Co z nich będzie? A ja wiem? Się zobaczy. Zapewne kiedyś coś powstanie ;-)
Może kolejny bieżnik? Tym razem większy i zszywany na żywioł? Pożyjemy, zdecydujemy.

Natomiast z całkiem dużych odpadów poprodukcyjnych powstają heksagony trzy calowe, plus gwiazdy:

Wiem co z tego ma być w bliżej nieokreślonej przyszłości: narzuta na podwójne łoże do sypialni.
A kiedy będzie? Jak się uszyje. Ręcznie rzecz jasna. Bo i takież pikowanie przewiduję.

Dla ciekawych fotka zbiorcza heksagonów, tak dla porównania ich wielkości:


Poza tym, dla relaksu, szyję sobie metodą PP takie bloki:

Co z nich powstanie? Chodnik przed łóżko młodej młodszej. Do kompletu z poduszką funkcyjną, o której pisałam  tu (klik!)

3. Czym moje prace różnią się od prac innych quilterek?

Jak to czym? Wszystkim! Choćby tym, że jak wspomniałam na wstępie - nie jestem quilterką.
Ja dopiero nieporadnie raczkuję w tym temacie. Pierwsze kroki stawiałam pod okiem nieocenionej Ani Sławińskiej w jej Szkole Patchworku
I ciągle się uczę. Podglądając innych, wzdychając nad cudami, które atakują mnie ze wszystkich stron. Bardzo często brakuje mi odwagi, żeby tak po prostu skoczyć na główkę, nie sprawdzając przedtem, czy w basenie jest woda.
Chyba jestem zbyt zachowawcza w swych poczynaniach patchworkowych...


4. Dlaczego tworzę to, co tworzę?

Bo lubię rzeczy użyteczne, a nie tylko ozdobne same dla siebie.
Czyli - durnostojki, kurzołapki nie mają u mnie racji bytu. Jak coś zrobię, to pro publico bono.
Ma być używane, eksploatowane i zużywane. Taki właśnie jest według mnie sens patchworkowania i innej sztuki rękodzielniczej.
Poza tym tworzę, bo lubię tworzyć. Bawi mnie to.
I jest odskocznią od codziennej rutyny (praca/dom/zakupy/sprzątanie/pranie/prasowanie/gotowanie).

A, że nie moje prace nie są konkursowe i idealne?
Tak jak powiedziała jedna z patchworkujących dziewczyn:
"Ten patchwork nie ma ratować świata. 
Ma się tylko podobać" 
I tej wersji będę się trzymać! Bo to w zupełności zaspokaja moje ambicje.


5. Jak przebiega mój proces twórczy?

O matko! Jak to brzmi: "proces twórczy"!
Z doskoku, szczerze mówiąc. I głównie w weekendy. Jak już wtarabanię maszynę do szycia na stół w salonie, to musi przynajmniej dwa dni podziałać. Bo w pozostałe dni tygodnia tylko by się nieszczęśnica kurzyła, a ja bym się wkurzała bajzlem po powrocie z pracy, od razu na wejściu. Tak więc proces twórczy u mnie to proces weekendowy.
Planów na szycie mam ssstraszszsznie dużo!  Staram się je jakoś usystematyzować i dostosować do możliwości przerobowych, materiałowych i finansowych. W całkiem konkretnych zamiarach mam parę rzeczy, ale o nich nic nie powiem, bo diabli wiedzą, czy się powiodą. Albo może zostaną wyparte przez inne, jeszcze fajniejsze projekty.


Zaletą wzięcia udziału w zabawie Around the World Blog Hop jest możliwość wyznaczenia do spowiedzi publicznej kolejnej uczestniczki.
Tak więc wywołuję do tablicy Jo Ho.
Warto do niej zajrzeć, bo chociaż bloga prowadzi od września, to  dziewczyna osiągnięcia i prace ma do pozazdroszczenia. Choćby ta, za  zdobycie drugiej nagrody w "Sew Sweet QAL" .

Dotarł ktoś do końca tego ekshibicjonizmu? :-D

22 komentarze:

  1. Dotarłam , chociaż z lekka mnie przytkało.Robisz to wszystko, czego ja nie zrobię za żadne skarby świata bo zwyczajnie tego nie lubię robic, ale Ciebie podziwiam na całej linii.Jesteś WIELKA!!!!!
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu - się zarumieniłam :-) Dziękuję za tak miłe słowa :-)))

      Usuń
  2. Dotarłam i to z prawdziwą przyjemnością :) I podziwiam, bo do takich działań, to ja już bym nie miała cierpliwości :P Wolę swoje 64 tysiące krzyżyków w elfie i 200 tysięcy krzyżyków w aniele :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu - a ja podziwiam Ciebie - nie mam już cierpliwości do krzyżyków. Zdecydowanie! I Scrapów też nie czuję ;-)

      Usuń
  3. Ata z wielkim poczuciem humoru i ciętym językiem zapomniałaś dopisać:) A co ty do mnie mówisz w jakimś obcym języku ...jakieś heksa czy hexagony?????, ale po polsku wyglądają super!!:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danusiu - ten cięty ozór, to się do pyskowania da podciągnąć ;-) Te hexagony to po prostu sześciokąty, tylko lepiej to brzmi ;-)

      Usuń
  4. Dotarłam i wcale nie cierpiałam:):) Niezwykle twórcza droga życiowa:) Podziwiam Cię trwale, niezmiennie i mocno.
    A teraz powiedz mi. co to jest metoda PP.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaskółko - dziękuję pięknie! A PP to po prostu paper piecing, czyli szycie po papierze :-)
      Tu masz tutorial dla początkujących:
      http://www.nancyzieman.com/blog/quick-quilting-projects/24047/
      To fajna metoda na szycie, nie trzeba specjalnie się wysilać, a samo wszystko równiutko wychodzi :-)

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję. Na pewno skorzystam, a jak nie wyjdzie to i tak wiedza mi się przyda:)

      Usuń
    3. Jaskółko - a czemu miałby Ci nie wyjść? To proste jest jak drut w kieszeni ;-)

      Usuń
  5. Ata, czy miała jakikolwiek wpływ na Twoją "działalność" patchworkową wiadoma narzuta?
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maryno - tak :-) Sądzę, że był to imperatyw, który dał mi mocno do myślenia. Wiem, że nigdy nie uszyję czegoś tak pięknego Ale dzięki niej mam w domu coś, co uczy mnie pokory :-)

      Usuń
  6. Nie miałabym teraz takiej cierpliwości do tworzenia patchworków! Czytając Twój wpis wspomniałam o czasach, gdy uszyłam tą metodą narzutę i powłoczki na poduchy - kiedyś miałam do tego chęci. Dlatego podziwiam Twoje zdolności i to co tworzysz! Jesteś wszechstronnie utalentowana!
    Miło mi było poczytać o Tobie:))
    Serdecznie pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu - oj zawstydzasz mnie :-) Moje patchworki to takie raczej raczkowanie i nieporadne próby. A że się przy tym bawię i relaksuję, to inna inszość ;-D

      Usuń
  7. oj taki zestaw do haftu- przypomniałaś mi ! też taki miałam tylko do haftu płaskiego, były to jarzębinki o ile pamiętam i też je mamie w przedpokoju (niby w tajemnicy robiłam)niestety nie zachowały się
    te półcalowe cuda to mój szacunek wielki wzbudziły,
    a chodniczek dla dziecięcia łał.....piękny będzie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu - kojarzę te jarzębinki. Nie miałam, ale gdzieś widziałam. Te półcalówki są łatwe i przyjemne. Szybciej się si je robi niż te byki trzycalowe :-)

      Usuń
  8. Ba! Dotarł? Spijam Twe słowa z ust. Świetny opis!
    Proces weekendowy natchnął mnie. Ja mam proces twórczy nocny. Na szczęście maszyny nie muszę przestawiać tylko ściągam opakowanie i cyk - szyję. Trzeba jeszcze tylko mieć siłę żeby do niej podejść - ostatnio zasnęłam nad przyszywaniem aplikacji...... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania - nie dziwię Ci się, że w locie zasypiasz. Przy Twoim napiętym grafiku zawodowo-prywatnym dziwne by było, jakbyś działała non stop, bez wytchnienia. Wszak nie jesteś perpetuum mobile ;-)

      Usuń
  9. :) jak można było nie dotrzeć do końca
    podziwiam heksagonowy upór
    chyba wiem już, dokąd posyłać mikrościnki
    mój ulubiony twór patchworkowy, który uszyłaś, to jasna narzuta z malutkimi trójkątami

    ps. nie cierpiałam chodzić do tablicy
    ale dziękuję Ci za wywołanie, czuję się suuuper
    jakąś życiową górkę mam, czy co...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jo - też lubię tamtą narzutę. Chociaż mam wrażenie, że uszyłam ją wprawdzie sobie, ale jakoś nie mam okazji z niej korzystać - okupuje ją mój mąż na zmianę z kotami :-D

      Usuń
  10. Ata - sam zachwyt nad takimi pasjami wyrażam, wszystko wychodzi świetnie!!!!!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)