Robótkowych i nie tylko.
Dzisiejszy post poświęcę tym rękodzielnym zaszłościom.
I od razu informuję, że to nie wszystkie.
Bo jest ich trochę więcej.
I nie mam na myśli swoich rękoczynów.
Zacznę może chronologicznie.
Otóż, jak wiernym czytelniczkom (i czytelnikom) bloga wiadomo, po raz drugi brałam udział w tajnym projekcie, o którym pisałam o tu.
Nie powiem, żebym bez duszy na ramieniu, Temat zadany nie był łatwy. NYB...
Szycie po łuku do łatwych nie należy, a tam, w tym projekcie, to tylko takie.
Najsaprzód oznajmiłam, że wymiękam, że to nie moja bajka i że nie dam rady.
Ale potem, jak popaczałam na uszytki prowodyrek, to się zachęciłam.
I na próbę uszyłam taki oto blok:
Ponieważ został zaakceptowany przez szanowne i szacowne gremium, odważyłam sie i poleciałam po batikach do narzuty właściwej:
No! Udało się.
Nie taki diabeł straszny.
Metodę EPP jednak lubię z wzajemnością ;-)
Zaległość kolejna.
Anna, moja młodsza córka, była ze mną w Krasnymstawie, o czym już nadmieniłam kilka tygodni temu.
Naumiała się sutaszu i wire wrappingu.
Pierwsze koczyki już pokazałam w wyżej wymienionym poście, ale to nie były ostatnie.
Tradycyjnie, jak co rok, wyjechałyśmy nad morze.
Zwykle brałam jakieś robótki ze sobą. Plus książki. Anna brała tylko książki,
W tym roku role się odwróciły.
Ja miałam tylko książki, a Anna robótki plus książki.
Efekt jej działań?
Mam nowiutkie, prześliczne kolczyki sutaszowe, w których lansowałam się jeszcze nad morzem:
Piękności! MOJE! OSOBISTE! Z dumą noszę, żeby nie powiedzieć, że się obnaszam ku zazdrości innych :-D
Ciąg dalszy.
Drugie moje dziecko, Joanna, miała urodziny.
Prezenty dostała, a jakże! Jeden z nich opiszę w kolejnym poście, bo okazał się być dość mocno problemotwórczy.
Dziś skupię się na tych lajtowych, zwyczajnych-niezwyczajnych.
Otóż, jako dodatek do prezentów właściwych, Joanna, jako istota słodkolubna dostała skonstruowane przeze mnie dwa bukiety:
Natomiast młodsza jej siostra zmontowała dla dostojnej, ćwirećwiekowej jubilatki, takie kolczyki:|
W sumie, to i bukiety i kolczyki zasługują na osobny wpis, bo historia ich powstania wcale nie jest taka oczywista...
Warto będzie ją uwiecznić.
Ale to już może inną razą ;-)
Podziwiam Ato Twojego pałera :). Mój się wygotował i nijak nie chce się odnowić. Upały to nie jest dla mnie dobry czas, dlatego tak cieszą mnie Twoje urobki (i Młodszej wielce uzdolnionej latorośli - proszę przekaż gratulacje ode mnie), dobrze chociaż popatrzeć hi, hi. Fajoskie te bukiety, czekam na jakąś ściągawkę :). O uszytkach nie wspomnę, szacun! Pozdrawiam, Kasia z Warmii
OdpowiedzUsuńKasiu - w upały dobrze mi się działa, bo ja jestem ciepłolubna osoba ;-) Jeśli będę jeszcze robić takie bukiety, to obiecuję, że od razu strzelę sesję zdjęciową typu "krok po kroku" :-)
UsuńZ przyjemnością czytam twoje opowiadanie i zawszeesię lekko uśmiecham, fajny styl uszytki cudne :)pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDanusiu - dziękuję bardzo za miłe słowa i za odwiedziny :-)
UsuńWampirzyce przemiłe(to w odniesieniu do treści poprzedniego posta:P):
OdpowiedzUsuń1. Narzutę u Wampirzycy Starszej mam zamówioną, czekam na jesień, będę męczyć i ustalać konkrety, si?
2. Czy u Wampirzycy Warkoczowej można zamówić sutaszowe kolczyki? ze szczegółami na privie rzecz jasssna???
:*
Dorotko -
Usuń1: ehhhh, że tak westchnę nostalgicznie... Daj żyć i szyć babo jedna! :-DD
2: Młodą zatkało z lekka ;-) Maila do niej już Ci posłałam fejsem :-)
Bloki NYB piękne :-) No i jak widać smykałka do rękodzieła dziedziczna ;-) Młodzież niechaj pozbiera szczękę, bo kolczyki są na prawdę śliczne. Gdyby nie fakt, że gustuję w bardziej nowoczesnych modelach sama rozważałabym zamówienie :-)
OdpowiedzUsuńTylko pogratulować tak zdolnych dziewczyn!
PatchTworki - dziękuję bardzo :-)
Usuńech te zielenie sutaszowe to odlot, ot co!!!!!!
OdpowiedzUsuńKonKata - oj tak! :-))
Usuń