Dawno temu, opisałam jak to bywa czasem w bibliotece
Wtedy było to w liceum. Teraz pracuję w zespole szkół (podstawówka i gimnazjum).
Dzieciątek liczy ten zlepek oświatowy ok 1100 sztuk (tysiąc sto - to nie pomyłka).
Nie wszystkie ogarniam, bo się nie da.
Gimnazjalne w lwiej części do odstrzału. Najchętniej w okresie ochronnym, czyli poza sezonem łowieckim....
Podstawówkowe - dają radę ;-)
Przykład nr jeden:
Rok temu.
Dzień jak co dzień. Nagle z hukiem otwierają się drzwi biblioteki i oczom mym ukazuje się taki widok:
opierający się ze wszystkich sił, niczym zwierzątko z kreskówek, maluch, pchany przez mamę za plecak:
- NO IDŹ! WYPOŻYCZ KSIĄŻKĘ!
- PO CO???? Przecież w domu jedną już mamy!!!
Taaa.... jasne! Zapewne pięćdziesiąt twarzy greja kupione w biedronie na przecenie - pomyślałam wrednie.
Dziecko zmuszone, wyszło z naburmuszone z książką na siłę wepchniętą mu przez nadgorliwą i napaloną na czytelników panią bibliotekarkę.
Dla równowagi: przychodzi młodzieniec z klasy równoległej.
- Chciałbym coś wypożyczyć... Czy może mi pani coś doradzić? - i rzucił olśniewające spojrzenie w kierunku mojej koleżanki.
Oczywiście, że mogła!
- Uprzejmie dziękuję. Wiedziałem, że spotkam się tu ze zrozumieniem i z pomocą.
Wziął ją za rękę i powiódł między regały, od niechcenia pogadując...
Podsumowanie: ten opierający się jest wiernym czytelnikiem. Czaruś - jakby odpadł w przedbiegach...
Niedawno:
Przychodzi chłopię z klasy pierwszej.
- Chciałem WYKUPIĆ książkę.
- Wypożyczyć może?
- No tak. Wykupić. Taką z dziećmi.
- Dzieci z Bullerbyn?
- Tak!
- Filipku, jesteś pewien? To lektura klasy trzeciej.
- Mama mi kazała, bo podobno jest fajna.
- A to proszę bardzo. Mama będzie ci czytać?
- Ależ skąd! Ja sam umiem czytać. Poczytać pani?
- Poczytaj!
Po dwóch zdaniach, zbierałyśmy z koleżanką szczęki z podłoża...
Daj Boże, żeby piątoklasiści czytali jak ten maluch, któremu ledwo nos nad ladę biblioteczną wystawał.
Wyszedł, obiecując, że jeszcze wróci WYKUPIĆ kolejne książki, bo on kocha czytać.
Inwazja panienek, w jedynie słusznym kolorze "luziowym".
- Oddaję książkę! - i promienny, acz szczerbaty uśmiech.
- Przeczytałaś? Podobała ci się?
- Nie przeczytałam, ale obejrzałam WSZYSTKIE obrazki!
- To może jeszcze weź ją do domu i mama albo tata ci przeczytają?
Dziewczę zasępiło się dość mocno i ze smutkiem wyznało:
- Oooo nieee... Mama i tata ciągle pracują - nie mają zupełnie czasu. A babcia siedzi w kuchni i tylko gotuje. Nie ma mi kto czytać... Ale już niedługo nauczę się sama czytać! To mogę sobie coś wypożyczyć? Z obrazkami?
Mogła. Jak najbardziej. Obiecała mi, że jak będzie chciała posłuchać czytania, to ma przyjść do mnie i załatwimy sprawę bezboleśnie przed lub po lekcjach ;-)
No i na koniec...
Dziewczątko czarnowłose, ciemnookie, z głosem baaardzo głębokim (bas operowy).
- Oddaję książkę... - i rzut ponurym wzrokiem w moją osobę.
- Podobała ci się książeczka? - Zaświergotałam radośnie.
- Podobała. - Postura zaczątka kobiecości wyraźnie mi mówi: SPADAJ!
- Coś chcesz jeszcze wypożyczyć? - mój promienny, profesjonalny uśmiech i zapał wyraźnie wpływają negatywnie na odczucia panieneczki.
- Chcę. - W domyśle słychać wręcz: "bo niby po co tu jesteś, rozczochrańcu!"
- A wiesz jaką, czy czegoś razem poszukamy? - Jak ja śmiałam zapytać!
- WIEM!
- A co?
- PONURĄ OWCĘ.
.
.
.
Tjaaaa... "Czarna owieczka" już na zawsze pozostanie dla mnie ponurą owcą! :-D
TAAA. W pustyni i w paszczy, Chłopcy z placu zbrodni... Dziady trzy to jednak było mistrzostwo, Siostro :-))))
OdpowiedzUsuńSię samo nasunęło... Przecież wiesz, bo byłaś świadkiem ;-)
UsuńCzujesz... czujesz każdym nerwem te sytuacje i piszesz tak, że znalazłam się znów w szkole i zobaczyłam te fajne dzieci. Ponura owca... no nie... ponura owca:):):):):)
OdpowiedzUsuńI te dzieci, zawsze są jedną wielką niewiadomą. Już mi się wydawało, że je poznałam, Już "byłam w ogródku i witałam się z gąska...", a tu suprajs- coś tak nieoczekiwanego z dzieciaka wyłaziło, że dech zapierało, a ja jak ta ...ponura owca...
Jaskółko - dzieciaki to faktycznie wielka zagadka :-) Nigdy nie wiesz, co wymyślą i czym zaskoczą :-)
UsuńMatko kochana, jak mi brakuje takich scenek, zabawnych sytuacji i uczniowskiego poczucia humoru, które w ogóle nim nie jest, bo śmiesznie jest przy okazji (i bez niej). Nie doświadczyłam już tego całe wieki. Przynajmniej tu się uśmiałam. :-)
OdpowiedzUsuńAgnieszko - dobrze rozumiem, o co Ci chodzi... Szczerze Ci współczuję, że musisz TAM pracować :-/
UsuńAutentyk z czasów, gdy byłam szkolną bibliotekarką: - Jest Sierotka Marysia? - Nie ma w tej chwili! - A siedmiu krasnoludków?...
OdpowiedzUsuńGrażyna - też pięknie :-D Ostatnio przyszło dziecko i poprosiło o "przygody Archimedesa". Chodziło o "Sposób na Alcybiadesa" :-D
UsuńO tak, dzieci potrafią powalić człowieka na długo jednym zdaniem ;-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam zapach i atmosferę biblioteki. Karta biblioteczna to był taki pierwszy dowód na dorosłość.
OdpowiedzUsuńFajnie opisałaś scenki z życia pani Bibliotekarki. Wbrew pozorom to też pedagog, nigdy nie wiadomo, kiedy dzieciak załapie bakcyla czytelnictwa.
Pośrednikiem między nim, a książką jest oprócz rodzica, pani z biblioteki.
W liceum pomagałam w bibliotece i pamiętam jak zaszywałam się między regałami i czytałam. Panie z biblioteki to były nasze prawdziwe wychowawczynie. Można by opowiadać bez końca.
Pozdrawiam.
Ponura owca mnie powaliła ;)
OdpowiedzUsuńPowinnaś pisać książki.
OdpowiedzUsuńTeż pisałam już to parę razy,że książkę powinna napisać.Najlepiej śmiesznego kryminała.Pamiętam,że w szkole też nie za bardzo do książek lgnełam,ale potem lektury to co niektóre po x razy czytałam.A teraz zainwestowałam w Kindla i mogę czytać ile dusza zapragnie i nie martwić się o miejsce na półkach.
OdpowiedzUsuńTy też niezła jesteś. Ciekawie opowiadasz z przyjemnością czytam.
UsuńTy też niezła jesteś Gabriela.
UsuńCiekawie opowiadasz z przyjemnością czytałam Twojego bloga.
Ponura owca??! Dobre. Ja ostatnio wypożyczam : "W imię róży" i "Kordiana Wallenroda" :) Pozdrowienia
OdpowiedzUsuń