Wiatraki wywołują kolejne skojarzenie - Don Kichot.
Tak też i ja się czułam, kiedy to postanowiłam, że czas już po latach przerwy powrócić do pikowania z wolnej ręki.
Robiłam najpierw próbki na różnych ochłapach i skrawkach.
Rysowałam na kartkach papieru.
No i zgrzytałam zębami, aż skry leciały!
Machnęłam wszystkie próbki i przymiarki w kąt, bo stwierdziłam, że to psu na budę zdatne!
Mus uszyć coś konkretnego. Na czym mogę potrenować nie na sucho, tylko tak naprawdę.
I oczywiście nie mogła to być zwykła poduszka, bo tych mam już pierdylion i trochę.
Wybór padł na coś, czego nie używam i jakoś nie widzę tego u siebie.
Czyli, jak to mówią moje córki, dywan na ścianę.
Pogmerałam trochę w necie w poszukiwaniu czegokolwiek, co by się nadawało na prawdziwe próby i znalazłam!
Tulipany i wiatraki! Ideał! Zwłaszcza te wiatraki...
Pocięłam szmatki, pozszywałam i z duszą na ramieniu polatałam maszyną. Luzem, że tak powiem.
Efekt?
A proszszsz bardzo:
Czyli pierwsze wiatraki, yyyy... koty za płoty.
Nieco zbliżeń:
No i oczywiście fotka od doopy strony:
Jak na początek, to może być. Skłamałabym, gdybym stwierdziła, że mi się nie podoba.
Samouwielbienie nie wpadłam, ale że tak powiem - widzę w sobie potencjał ;-D
Całość jest nieduża: 68 cm na 65 cm.
Miałam poważny problem, gdzie toto powiesić. W sumie nigdzie nie pasuje.
Ale skoro HOLandia, to doskonale będzie pasował na ścianie w HOLu.
I tak się stało.
Tak więc HOL ma HOLandię, a ja - skromny Don Kichot - stoczoną pierwszą walkę z wiatrakami ;-)
O, wiosna w pełni ! A walka z wiatrakami - w pełni wygrana. Teraz możesz już sięgać po gwiazdy :)
OdpowiedzUsuńEwa - dziękuję :D Czyli omijam etap z motyką na słońce ;)
UsuńDo kuchni też by pasowało. Fajne i wesołe. Wprawdzie nie rozumiem pojęcia " szycie z wolnej ręki", ale to drobiazg- grunt, że ładne!
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Aniu - u mnie w kuchni królują słoneczniki :-) Z wolnej ręki tzn, że wyłączam dolny transport maszyny i to ja decyduję w jakim tempie i w którą stronę przesuwam tkaninę. Maszyna tylko szyje :-)
UsuńA gadała że nie umie pikować. Ściemniacz, ściemniacz.
OdpowiedzUsuńTulipany the best - wiesz że podobno wiosna idzie?
Aniu - no bo jeszcze daaaaleka droga i wyboista przede mną, żeby jako tako to ogarnąć :-)
UsuńIdzie wiosna! To już widać w ogrodzie :-)
super :)))
OdpowiedzUsuńwreszcie coś nieużytecznego ;)
Jo Ho - no i to mnie deprymuje przeokropnie!
UsuńSuper Ci wyszło z wolnej ręki.
OdpowiedzUsuńPatchworkwanda - dziękuję, ale to dopiero początek mozolnych treningów :-)
Usuńbardzo fajny naścienny dywan :) kokietujesz z tym pikowaniem no ale ja rozumiem że czasami człowiek musi bo się udusi :)
OdpowiedzUsuńMadziula - nie kokietuję, tylko się usprawiedliwiam ;-) Sama wiesz, jakie cuda tworzą mistrzynie pikowania :-)
UsuńSuper te tulipany, a lewa strona tak samo piękna. Dla mnie paczłorki to kompletny kosmos!
OdpowiedzUsuńPo kursach u Ani Sławińskiej w Szkole Patchworku "kosmos" może stać się "chlebem powszednim". Wiele z nas tak myślało, dopóki nie zaczęło działać w tym kierunku.
UsuńPozdrawiam
Maryanki - tak jak pisze Jola - po kursach u Ani Sławińskiej kosmos staje się bardzo przyjazną i ujarzmioną przestrzenią :-)
UsuńOj zapachniało wiosną. Cudowne tulipanki.
OdpowiedzUsuńMałgoś - dziękuję pięknie :-)
UsuńAle to jest ładne!
OdpowiedzUsuńMałgorzata - dziękuję :-)
Usuń