A więc wyjeżdżamy. W niedzielę. Na nasz ukochany Hel! Cały rok na to czekamy z moimi dziewczynami i Siostrą. To ona "zaraziła" mnie miłością do tego półwyspu. Spokój, zapach wiatru, ciepły piasek pod stopami... To jest właśnie to, co tygrysy lubią najbardziej :-)
Ale przede mną jeszcze horror pakowania...
Niedawno, znajomy powiedział mi jakże trafną uwagę:
-Kobieta niezależnie od wielkości bagażnika samochodu, jakim dysponuje i tak zabierze o jedną walizkę za dużo, żeby dało ją się upchnąć.
Trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem.
Ekstremalnych przeżyć dostarcza mi w tej materii moja Rabarbara.
W ubiegłym roku jechałam na Hel tylko z Anią.
W piątek.
Asia miała do nas dojechać, a właściwie dopłynąć promem z Gdańska następnego dnia wieczorem, czyli w sobotę. Ale bagaże i jej ekwipunek oczywiście zabierałam samochodem.
Dziecko starsze dostarczyło mi swój niezbędnik ubraniowy w celu spakowania w czwartek.
Cokolwiek oniemiałam na widok sterty ciuchów do spakowania...
Piorun (lub jak kto woli tzw k...ca) strzeliła mnie dopiero na widok torbiszcza z butami:
-trzy pary balerinek ( w tym jedne ukradzione matce!)
-trzy pary szpilek (!)
-dwie pary klapek
-dwie pary adidasów (trzecie miała mieć na nogach)
Brakowało mi jedynie zimowych kozaczków.
Zaznaczam, że nie wyprowadzałyśmy się z domu na rok, tylko na 10 dni!
Poleciałam do Młodej pokryta pianą i zapytałam GDZIE DO JASNEJ CHOLERY ma zamiar się lansować w SZPILKACH???
-A jak ktoś znajomy się trafi? Jakieś spotkanie, czy coś?
No kuźwa! faktycznie! Że też ja stara, głupia na to nie wpadłam!
Stanowczo zażądałam likwidacji części obuwia, bo za Boga nie da się tego wszystkiego upchnąć w mojej niegumowej Fabii!!
Dziecko z wyraźnym obrzydzeniem dla matki ignorantki łaskawie zrezygnowało z jednej (1!!) pary szpilek!!
Poza tym dorzuciła jeszcze torbę z rzeczami niezbędnymi typu:
-góra kosmetyków kolorowych
-aparat fotograficzny
-obiektywy do aparatu
-książki (to akurat rozumiem i akceptuję bezproblemowo)
-i kupa czegoś bliżej nieokreślonego (nie wgłębiałam się!)
Poza tym musiałam upchnąć jeszcze ciuchami siebie i Anię, torbę z jedzeniem, zgrzewki wody, Aniusiowe zabawki na plażę no i kurtki (w końcu nie jadę na Karaiby, tylko nad uczciwy polski Bałtyk ;-) )
Wstał sobie piątkowy ranek...
Bagaże zawsze upycha mi mój małż.
Trzeba Wam wiedzieć, że spokojny z niego człowiek. W sensie, że nie używa słów ogólnie uznanych za niecenzuralne. Skazę taką ma nieszczęsny, w przeciwieństwie do żony własnej ;-).
Tegoż jednak ranka przekonałam się, że i on UMIE!! I to jak!!
Kurczaki! Uczeń przerósł mistrza!!
Pomijając brzydkie słowa, mój małż niewiele powiedział:
-%$#!@!&(*!!! (*&@!$%^!!!!!! ~!@#$%^^%%!!!!!! Co wy tam napakowałyście?? Na ile wy tam *&&@!#$%^&^&*&* jedziecie??????? Jak ja mam to !@#%**(^$%$$% upchnąć????
Nic nie mówiłam. Bo przecież na pytania retoryczne nie ma odpowiedzi ;-)
A więc samochód został upchany po dach. Jakimś cudem starczyło miejsca dla kierowcy (dla mnie) i dla pasażera (Ania). Reszta autka przypominała wóz Nomadów. Cały dobytek i dobro wszelakie.
Jak na tzw "popasie" otworzyłam drzwi od strony pasażera (tego nieobecnego), to kolanem przytrzymywałam sypiące się na prawo i lewo dobro wszelakie.
Po przyjechaniu na miejsce długo się rozpakowywałam... Etapami, że tak powiem, bo myślałam, że się ze wstydu spalę z powodu tej koszmarnej ilości bagażu.
Wodę przytargałam z bagażnika dopiero pod osłoną nocy, bo mi głupio było przed innymi wczasowiczami, którym i tak gały powylatywały z orbit ze zdumienia ile to może zabrać jedna mama z jedną córką... Nie wiedzieli nieszczęśni, że mam dziecko starsze w zapasie ;-D
A ja bida z nędzą zastanawiałam się jakim cudem ja ten cały chłam upchnę w drodze powrotnej, skoro małż miał takie kłopoty i opory...
Ale jakoś nam się udało. I Aś też się zmieściła ;-).
Kobiety górą!
Zajęło nam to ok 10 min i nie używałyśmy nieparlamentarnych słów.
No dobra! Nie było już 3 zgrzewek wody ;-)
A jutro... Znowu pakowanie na wyjazd.
Tym razem mam nadzieję, że Rabarbara poskromi trochę swoją chęć lansu i nie weźmie ze sobą:
- 16 bluzek z krótkimi rękawami
- 6 par dżinsów
- 4 grubych swetrów
- 2 bluz polarowych
- 2 sukienek
- 3 par rybaczek
- 3 szt krótkich spodni
- 4 spódnic
- tysiąca skarpetek
I że tym razem zapakuje bielizny tyle, że nie będę jej musiała dokupować na miejscu :-D
taaa!
OdpowiedzUsuńa teraz masz jeszcze kupę moich gratów!
może kupimy przyczepę na następny raz , albo busa , tira ... czy coś tam :-)))
biorę 4 pary spodni. ;] dwie krotki, dwie długie, i bermudy na dupę.
OdpowiedzUsuńjedne sandały, jedne japonki pod prysznic, jedne adidasy i jedne japonki do lazenia.
z 3 sweterki, polar, bluzę i z 5 bluzek.
już?:]
Oj tam zaraz kupę! Jedna torba wielkości słusznej zapachu nie wydziela ;-)
OdpowiedzUsuńMłoda! Na piśmie to mam!! A spróbuj więcej mi podrzucić - WYDZIEDZICZĘ!!!
OdpowiedzUsuńZawsze byłam pod wrażeniem, kiedy mój mąż pakował samochód. Nie używał brzydkich wyrazów, bo to nie my córka brałyśmy górę rzeczy, ale sprzęt obozowy zajmował duuużo. Okazało się, że do citroenka zx mieszczą się dwa namioty, w tym jeden kamping czeski płócienny, trzy śpiwory, cztery koce, materace, krzesełka i cała reszta niezbędna. Raz nawet wieźliśmy małą pralkę franię (ale wtedy jechaliśmy bez dziecka, tylko z jej małą ilością czystych rzeczy).
OdpowiedzUsuńA spowrotem łatwiej Wam było, bo jeśli robicie tak jak ja, to metoda jest prosta - upycha się ciuchy byle jak, na wcisk w każdy kącik, najlepiej w reklamówkach :).
Miłego wypoczynku
Jak to miło, że stres pakowania czeka nie tylko mnie.My wyjeżdżamy jutro ok. południa. I jeszcze nie jestesmy spakowani:-) Ale juz sie boję, bo ostatnio moja starsza córka(lat 12)na 10-ciodniowy obóz spakowała 23 bluzki z krótkim rękawem. Nie protestowałam za bardzo, bo sama to później dźwigała. Poza tym miałam nadzieję, że skoro po powrocie połowa bluzek okazała się nie noszona, to czegoś ja to nauczy. Zobaczymy jutro.
OdpowiedzUsuńMiłego wypoczynku!
Małż/oni na szczęście tak mają, że potrafią jakoś zapakować graty, niezależnie od ilości i wielkości bagażnika. Też mam taki skarb nieoceniony.Tylko ostatnio nie ma On możliwości popisania się w tym zakresie.
OdpowiedzUsuńAaale Ci zazdroszczę! Tak bym się tam pogapiła na wodę - a tu muszę kisnąć w środku Polski.
Jedziesz w moje ukochane miejsca - pomachaj proszę falom ode mnie.
Życzę wspaniałych chwil.
Tak to jest jak są 3!!! baby w domu :-))) Skąd ja to znam, hi, hi.
OdpowiedzUsuńMy mamy combi i też zawsze po dach zapaczkowany, między dziewczynami torba (przynajmniej jedna) a ja przez całą drogę kiwam się z prowiantem dla wszystkich... że tak się wyrażę... między nogami...
Ojej, dba dziewczyna o swój image, a Ty się czepiasz. Hi, hi! ;)
OdpowiedzUsuńMaciek pojechał na obóz tydzień temu i biorąc na ramiona ogromny plecak
OdpowiedzUsuń(ciuchów to tam raczej niewiele było) powiedział:
- Mamo,wreszcie nam to pakowanie migiem poszło.
Co miało być komplementem pod moim adresem, bo to ja zazwyczaj próbowałam coś upchnąć między jego sprzętem. Jakoś nie mogę się pogodzić, że śpi się w tej samej koszulce, w której łazi cały tydzień, albo śmierdzących skarpetek.
Dowiedziałam się jednak, że oni często zmieniają ubrania i bieliznę..... codziennie na drugą stronę :)))))
Poza tym kobietą jestem i choć bardzo się pilnuję, żeby nie zapakować całej szafy to przecież nigdy nie wiadomo co akurat może się przydać, a my kobiety mamy wyobraźnię :))))
Ech, kochana, u mnie jest na odwrot. Tzn corka bierze tez gore ciuchow, na kazdy dzien inne spodnie, tudziez sukienki, tuniki i bluzki, pelnowymiarowe kosmetyki, ksiazki( tu akurat jest ok, ja tez zawsze ciagne) jakies mp3 z ladowarkami, kilka par butow. I jej walizka jest ZAWSZE lzejsza od mojej o jakies 8 kg.
OdpowiedzUsuńJa zas biore ograniczona ilosc ciuchow, kosmetyki w jakis mini opakowaniach, 1 sandaly( na nogach) i klapki, a waliza tak napchana, ze wszyscy uginaja sie pod ciezarem. Ostatnio mialysmy 10 kg nadbagazu, na lotnisku w Tunezji zapytali nas-co wyscie kobiety tam napchaly...a ze mloda poliglotka, odpowiedziala cos dowcipnie-doplaty nie bylo...Trzeba bylo widziec mine Pana Malza, jak to bagaznika moja walize pchal...
A ja po prostu życzę nawdychania się jodu na cały rok i szczęśliwej podróży tam i z powrotem i cierpliwości stania w korkach,bo ja w wakacje nie cierpię jeździć przez te wieczne roboty drogowe :c)
OdpowiedzUsuńDziewczyny! Cieszę się, że nie tylko u mnie są takie "schody" z pakowaniem :-)
OdpowiedzUsuńJesteśmy już spakowane i stoimy w blokach startowych. W tym roku ciuchów jest dużo, dużo mniej :-)
Jutro wstaję o 4, a wyjazd o 5.
NIE DZIĘKUJĘ za życzenia ;-)
Wracamy 03.08
przyjemnego leniuchowania i wypoczywania :)))
OdpowiedzUsuńu mnie to ja pakuje i nie tylko w torby ale i do samochodu, i zawsze jecze ,ze nie da rady tego spakowac hihi
tylko u mnie najczesciej rzeczy zamowione przez bliskich no i sprzet dziecka, tym razem bez wozka hihi
pozdrawiam
Wyjazdy i pakowanie, odwieczny problem :-) Kilka dni temu wyjechalam bez skarpetek za to z adidasami, na szczescie nie byly potrzebne.
OdpowiedzUsuńMoj mlodszy syn wyjechal na dwa tygodnie i mial ze soba swoj szkolny plecak i torbe, ktora ja biore na dwudniowe wyjazdy. I podobno wszystko mu sie zmiescilo. Nie mam pojecia jak on to robi, ale moze to taka "uroda" chlopakow?
Osobiście jestem minimalistką pod tym względem.Moje córki też. Bo ja tak ustalam. Jednak mój mąż i jego grill, węgiel, pogrzebacze i takie tam.....bo przecież trzeba coś jeśc...
OdpowiedzUsuńKochana miłego wypoczynku.
No to już plażujecie! Odpoczywajcie i bawcie się dobrze :D
OdpowiedzUsuńhm..na Hel powiadacie...? mam nadzieję, ze nie jedziesz tam szukać spokoju, bo moi teściowie w te wlaśnie okolice Młodego zabierają....HAHAH *ponuro*
OdpowiedzUsuńhaha dobrze ze nie jestem osamotniona w ilosci zabieranego bagazu :-)
OdpowiedzUsuńJak wrócisz,to zapraszam po odbiór wyróżnienia :c)
OdpowiedzUsuńzapraszam serdecznie po wyróznienie do mnie na bloga:))
OdpowiedzUsuńhttp://zamieszanyspokoj.blogspot.com/
Wróciłam i opisałam ;-)
OdpowiedzUsuńAga - Twój młody jakoś mi się w oczy nie rzucił (niestety!).
Arkadio i Dommo - bardzo Wam dziękuję moje kochane! W najbliższym czasie stosowna notka będzie u mnie na blogu :-)