Wróciłyśmy. Całe, zdrowe i opalone.
Tym razem ja wzięłam nieco więcej rzeczy niż moje starsze dziecię, ale w odróżnieniu do niej przynajmniej wszystkie krótkie rękawy "zaliczyłam" ;-)
Rabarbara nie byłaby sobą, gdyby czegoś nie zapomniała...
Przyjeżdżamy na Hel. Dziecko leci do torby z butami i słyszę dramatyczny okrzyk:
-TO TWOJE SANDAŁY??? JA MYŚLAŁAM, ŻE TO MOJE!! I W CZYM JA BĘDĘ CHODZIĆ???
Trzeba Wam wiedzieć, że mamy dość podobne obuwie letnie i młoda zerknąwszy do torby była przekonana, że kochająca mama zapakowała jej sandałki. A tu taka siurpryza...
Efekt? Aś chodziła w moich sandałach, a ja w klapkach, albo w balerinach. I jakoś mi te sandały nie były potrzebne... A po powrocie do domu zamieniłyśmy się na stałe - ja zabrałam młodej, a ona już ma te moje. Tym chętniej na to przystałam, że w tym roku coś nas "popsuło" i ja kupiłam zamiast płaskich, takie na małym koturnie, a ona zamiast na obcasie - płastugi (takie "moje" ;-) ).
Ale do rzeczy!
Czas na Helu płynął jakoś szybciej niż tu, w centralnej Polsce. Niby te dni były takie do siebie podobne i monotonne: śniadanie, plaża, obiad, plaża, pacyfikacja młodszego pokolenia, a potem nocne Polek rozmowy...
No właśnie może najpierw plaża...
Jak wygląda - każdy wie. Piasek i woda. Czyli nuda..
Tjaaa... Dopóki my tam nie przyszłyśmy....
Pewnego pięknego dnia Aś zażyczyła sobie sesji fotograficznej. Co tam miałam dziecku odmawiać? Wzięłam aparat i zaczęłam cykać... Tyle, że pojawił się tzw "mistrz drugiego planu", czyli moja Sis:
Rabarbara nie wytrzymała ciśnienia i padła na piach:
Nie, nie! Spoko! Nie zalała się łzami rozpaczy, tylko z nóg zwaliła ją świadomość, że nie tylko jej matka ma fiu bździu pod sufitem! ;-D
Ja też się doczekałam sesji! A co!!
Ach ta sława...
Fotoreporterzy normalnie się zabijają...
Pewnego dnia, kiedy pojawiłyśmy się na plaży, towarzystwo z kocyków obok zaszemrało:
-Znowu te wariatki!
Ja naprawdę nie wiem o co im chodziło?? Czy jest czymś nadzwyczajnym, że biegałam na czworaka za moją Sis usiłując złapać ją za palec od nogi?? Przecież na litość boską nie ganiałam ludziom na skróty przez ich grajdoły, tylko w obrębie naszego, wyznaczonego ręcznikami skrawka plaży!
Żeby nie było, że my takie dzikuski jesteśmy. Kulturalnie też się zachowujemy:
Czytamy:
Rozwiązujemy krzyżówki:
Czytamy i pijemy dla orzeźwienia:
Pijemy ogólnie po czytaniu i przed...
Dzieci w tym czasie babrzą się w piachu:
Co poniektóre nawet zbyt dosłownie...
Ta urocza krasnoludka z fotki wyżej, to Alicja - najmłodsza w rodzinie - córka mojej Sis.
Alutek na Helu posiadła trzy nowe umiejętności:
1: umie robić "brawo-brawo"
2: nauczyła się stać
3: nauczyła się pełzać (fotki pełzającej nie mam niestety)
Nie mylą Was oczy - to w czym Ala stoi to basenik dziecięcy. Służył jej do... spania:
Tak, tak... Moja Agata jest wybitnie kreatywną osobą!!
Moje córki też się czegoś nauczyły. A mianowicie mogą już zostać niańkami - umiejętność podawania strawy ze słoiczka posiadły, więc podopieczni z głodu nie padną jakby co:
Pisałam o wieczornych rozmowach. Na sucho to one się nie odbywały.
Aś przytargała pierwszego wieczora takie cóś:
Ja człek piwny nie znałam tego kompletnie, ale zasmakowałam, tym bardziej, że to słabiutkie jest (4 %) i pyszniutkie - takie babskie. Najbardziej lubiłyśmy "watermelona" (nie ma go na fotce).
Nasze gadulstwo zaczynałyśmy tak ok 20:00, a kończyłyśmy kapkę przed północą.
Nie myślcie jednak, że my tylko procenty i gadanie. Łaziłyśmy też tu i ówdzie.
W czasie jednego ze spacerów Agata znalazła ulicę swojego taty, a mojego wujka :-D
W porcie namierzyłyśmy nowy znak drogowy. Wydaje mi się, że takie bardziej przemawiają do wyobraźni ;-)
A to dziwne na fotce coś to kawalkada gąsiennnic. Ile ich było? Czort wie. Jakoś tak koło 2-3 metrów. Pierwsza pełzła w niewielkiej odległości od szeregu, a reszta wyglądała tak jak na fotce:
na ogonie jednej leżał łeb drugiej i tak sobie szły...
W porcie na Helu cumowały różne statki...
Ten to ORP "Bryza". Będzie zatopiony 16.08 o godzinie 12:00. Ma służyć płetwonurkom jako rozrywka i miejsce treningów.
Kilkaset metrów dalej "parkowało" Take cudo...
Jak będę na emeryturze, to sobie za odprawę kupię takie coś i zrobimy imprę na tysiąc fajerek ;-D
Foki w fokarium mają się dobrze
A nawet bardzo dobrze :-D
Ja też! Czasem latałam...
Często się śmiałam, jak głupi do sera
A czasem łaziłam bez celu...
Wracając kiedyś z Anią z jej "kolacji" (rurki z kremem - no co? przeca wakacje som! ) zobaczyłam ze zdumieniem Indianina (tak jakby prawie prawdziwy). Stał sobie pod restauracją o nazwie "Wanoga" ( po kaszubsku "wędrówka").
Grał i śpiewał. I jedno i drugie robił pięknie.
Ale jednego dnia grał na fletni tylko dla mnie!
Nieważne, że wokół stał tłum turystów. Nieważne, że wszyscy go słuchali i słyszeli.
Nieważne...
ON GRAŁ DLA MNIE!!
A cóż grał?
"Goodbye my love, goodbye" ...
Ależ mi się rzewnie zrobiło...
I tak jakoś...
Ech...
Później, przy drinkach w dość regularnych odstępach, zawodziłam smętnie ku utrapieniu mojej Sis i Rabarbary: "Goodbye my love, goodbye". Dziwne, że mnie nie udusiły.
Bo ja nie umiem śpiewać, ale bronię swojego prawa do fałszowania ;-D
Żal nam było wyjeżdżać.
Kiedy wczoraj bladym świtem definitywnie opuszczałyśmy Hel, Asia wygłosiła jakże słuszną uwagę:
-Jeszcze nigdy nie chciało mi się z nikąd tak bardzo wyjeżdżać i wracać do domu...
No cóż...
Mnie też.
Ale...
Zarezerwowałyśmy sobie nasz pokoje na następne wakacje!
Już 27.07.2010 WYJEŻDŻAMY NA HEL!! To przecież mniej niż rok! ;-D
Goodbye my Hel :-(
OdpowiedzUsuńI dobrze, że to mniej niż rok !!!
Tylko już nie śpiewaj, bo znowu zacznę z disco polo :-)))
No dobra... pomyślę...
OdpowiedzUsuńChyba, że mnie znowu jakiś Metys rozmemła ;-D
Wspaniałe wakacje. I pomyśleć, że zawsze byłam przekonana, że wczasy typu - plaża i dzieci są nudne.
OdpowiedzUsuńChociaż drineczki mogą sporo urozmaicić ...
Za rok też sobie gdzieś pojadę, a co...
Ale fajnie musiałyście się bawić :D
OdpowiedzUsuńAle dobrze, że już wróciłaś, bo brakowało mi Twoich wpisów..
Dobrze, że za niecały rok jedziesz. Też będzie taka fajna relacja! :D
Ścisakam serdecznie
Za rok wszystkie wariatki świata powinny zmówić się i najechać jakieś uzdrowisko-wczasowisko. Ale by było!
OdpowiedzUsuńDobrze,, że już jesteś i wakacje się udały!!!!
He, he - to gdzie ten zlot wariatek tudzież czarownic ? Może tak w centrumie Polski?
OdpowiedzUsuńAle miałaś zakręcone wakacje - myślałam ze to niemożliwe,ale były bardziej zakręcone niż Ty :)
Nienawidzę leżeć plackiem na plaży, choć plażę uwielbiam, myślę, że w Waszym towarzystwie czułabym się doskonale. Czyli co ?.... też wariatka ? :)))
OdpowiedzUsuńAta,cudnie to opisałaś, brakowało mi tu Ciebie.
Wspaniała relacja, zaczytałam się :-))) Zapomniałam o jedzeniu, kawie i innych takich.
OdpowiedzUsuńLeżeć, to bym jednak nie leżała, ale za palcem od nogi mogłabym już latać :-))
Wakacje Wam się udały. I dobrze!
Tak piknie piszesz,że aż żal,że nas ze sobą nie zabrałaś;-)
OdpowiedzUsuńNo tak, ale wtedy trzebaby pojechać na większy półwysep... a to już nie byłoby to...
haha... moje dziecię spało kiedyś w szufladzie...
OdpowiedzUsuńIrenko - jedź koniecznie! Akumulatory naładujesz, że hohoho!
OdpowiedzUsuńLaura - sprawa sandałów jest prosta: Aś ma sandały "A", ja "B". "B" pojechały na Hel, ale latała w nich Aśka. Po powrocie stwierdziłam, że wolę sandały "A", a młoda, że te "B". I szafa gra :-D
Ja też mam nadzieję, że uda nam się spotkać "namacalnie", nie tylko wirtualnie - coś nam się od życia należy, no nie? ;-)
Asiu - bawiłyśmy się świetnie!
Kankanko, Aniu i Basiu - zlot blogerek to nie jest zły pomysł - tylko który region Polski by to wytrzymał??
;-D
Krzysiu - nie inaczej - widać zarażam głupotą ;-)
Lilka - weź kobieto jedz, bo tym razem zamiast się udusić kawą, to z głodu padniesz przy lekturze tych moich wypocin ;-)
Aga - prawidłowo - krasnoludek w Szuflandii ;-)
Dziękuję Wam wszystkim za to, że chociaż troszkę tęskniłyście za moją pisaniną. Jest mi bardzo miło i cieplutko na duszy. Mnie też Was brakowało i cieszę się, że znowu tu jestem :-)))
Te gąsienice wyglądają jak goście weselni podśpiewujący "Jedzie pociąg" Rysia Rynkowskiego :)))
OdpowiedzUsuńW kwestii przyszłej impry na jachcie to poproszę w okolicach Karaibów ;)))
Super miałyście wakacje:)
napewno fajnie sobie odpoczelyscie a to najwazniejsze :-)
OdpowiedzUsuńLucille - nie ma sprawy, mogą byś i Karaiby ;-)
OdpowiedzUsuńNiedzielna - odpoczęłyśmy! Bardzo dokładnie ;-D
swietna relacja...rewelacyjne poczucie humoru..pozdrawiam ania
OdpowiedzUsuńAniu! dziękuję :-)
OdpowiedzUsuńUśmiałam się. Tak zgrabnie opisałaś ten wypad na Hel,że ciagle się śmieję. I wszystko zilustrowane. Dowcipna kobieta z Ciebie. Nie mogę przestać się śmiać.
OdpowiedzUsuńTęskniłyśmy, a na moim blogu jest na to dowód :)))
OdpowiedzUsuńDobrze, że już piszesz, bo jesteś tu nam potrzebna - wręcz niezbędna jako dawka optymizmu.
OdpowiedzUsuńDzięki relacji z Helu mogłam choć trochę łyknąć atmosfery moich ulubionych miejsc wakacyjnych.
O matko, ale fajne wakacje!!! Ja jestem wariatka, wyglupiam sie, a moje dziecie patrzy na mnie jak na jakis relikt przeszlosci i zgorszona upomina. Matce nie przystoi...
OdpowiedzUsuńHa! Jak to przyjemnie jest być tak miło witaną!
OdpowiedzUsuńElu - tylko nie poważniej! Optymiści żyją dłużej i śmieszniej ;-)
Frezjo - aż się zarumieniłam - dziękuję! :-)
Kasiu - cieszę się, że Cię rozbawiłam.
Krzysiu - dziękuję raz jeszcze :-)
Ale fajnie,że trafiŁam na ten blog i w dodatku widzieliśmy te gąsinnice, córka żaŁowaŁa,że nie wzięŁa aparatu żeby pstryknąć je.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście niesamowite to,jak one ciekawie szŁy.
Pewnie tego samego dnia to byŁo ?
ale myśmy takie same widzieli w Juracie,jak się szŁo na plażę,przez taki maŁy lasek.
Fajnie,że na wesoŁo sobie odpoczywaŁyście.Mnie też się bardzo podoba nad naszym morzem i w przyszŁym roku znów tam zawitamy.
Pozdrowienia.G.
W Juracie w dniu wyjazdu (tak kilka minut po piątej rano) widziałyśmy stado dzików...
OdpowiedzUsuńLocha z małymi. Szwendały się w samym centrum i zglądały po śmietnikach :-D
Niestety, nie chciało mi się wydłubywać aparatu.