Tak trochę bez składu i ładu dziś napiszę.
Na początek bardzo Wam wszystkim dziękuję za oddawanie głosów na konkursowe zdjęcie Rabarbary :-))
Za to, że się Wam chce i za pochwały talentu obu moich latorośli :-)))
Konkurs traw do 31.05. O wynikach na pewno Was poinformuję.
Poza tym przez ostatnie trzy tygodnie siedziałam na maturach.
W siedmiu komisjach.
Raz u siebie jako te przewodnia siła.
A pozostałe sześć byłam członkiem wysuniętym z ramienia na czoło.
Nie będę pisać o szczegółach, bo nie daj Bóg zdradzę jakoweś tajemnice proceduralne ;-)
W skrócie to w tym roku postanowiłam się nie stresować maturami. W końcu ja maturę już mam. Książki ciekawe do czytania naszykowane miałam. Więc miało być luzacko. No znaczy dla mnie (nie licząc zbolałego od siedzenia zadka ;-))
I co?
Ano pstro!
NIGDY WIĘCEJ POZYTYWNEGO MYŚLENIA!!!
Jednego dnia pani przewodnicząca nie wszystkim zaznaczyła dysleksję i trzeba było szukać po arkuszach wg. peseli, kogo była uprzejma pominąć.
Innego dnia numerki do losowania miejsc zaginęły w akcji, a innego były zdublowane.
Pewna pani przewodnicząca mało co, a zapomniałaby przynieść arkuszy egzaminacyjnych.
Dnia pierwszego nie podpisałam super ważnego papierka, bo "zaprzyjaźniona" szkoła nie wiedziała, że trzeba i musiałam dmuchać na zad kilka wiosek dalej, żeby złożyć swój cenny autograf. A dla odmiany i równowagi, jak już na mnie spadło przewodniczenie, jeden z członków komisji (męski członek od WF-u dodam) nie chciał podpisać mojego protokołu z przebiegu egzaminu. Sprawa się oparła o obie dyrekcje - moją i jego. W końcu podpisał, bo dziwnym trafem ja miałam rację. Się siedzi od lat kiiiiilku na maturach, to się procedury zna ;-).
Poza tym przeżyłam dwie wizytacje nadzoru wyższego z panią Naczelnik Wydziału Oświaty włącznie.
I luzik! Jakoś przeżyłam.
Następne matury za rok! Będzie dobrze? Wolę nie myśleć ;-)
A teraz krótka historyjka, która mnie osobiście ogromnie rozbawiła.
Od początku.
Jakieś 10 dni temu na moim osobistym płocie zawisła bluza. Taka polarowa, w kolorze marengo. Na suwak pod szyją.
I tak sobie wisiała. Pewnie ktoś zgubił, więc niech wisi. Mieszkam na skraju lasu, spacerowiczów kupa, to pewnie ktoś się zgłosi i już. Płotu mi nie ubędzie od tego.
Przedwczoraj zwalczałam chwasty w kwietniku, który to już dawno swoją funkcję kwietnika zagubił w akcji. Więc wykopywałam roślinność ozdobną wraz z chwastami i oddzielałam ziarno od plewy niczym ten Kopciuszek mak z popiołu ;-)
Walcząc z komarami i mrówkami usłyszałam taką to rozmowę. Postaram się oddać dźwięk oryginalny ;-)
-Tyyyy... Paszszszsz... Jachhha fajna blusseszszka... No dla ssssciebie w sam rasss! - głos męski
-Neeee... - głos taki jakby damski.
-Dlaszszecho??? - głos męski się zbulwersował
-Bo to nie mój kolooorchhh...
-No ssssoooo ty??? Paszszsz! Śliszszszna jesss. Polarek tachhhhi... mięsiutchi.
-Bo moje kolorchhhyyy soooo innnee.
-A jakchhhhie? - głos męski miał chyba zamiar przefarbować ciuszek dla swej wybranki.
-Teee... Nooo... Szszszszarny i szszerfony...
-Aaaa... To ja fezmę i dla sssórki bede miałł present. Się ussssieszszy...
No ba! Kochający tatuś! Nie ma co!
Ciąg dalszy story pt: "bluza" miał miejsce wczoraj.
Tym razem wieszałam pranie na sznurku i słyszę taką rozmowę:
-O! Zobacz! Nie ma już twojej bluzy. Ktoś zabrał
-Oj tam! Trudno!
Któż to był? Ano sąsiad z sąsiadką. Tyle, że dla mnie nie pojęte jest to, że on sam nie zabrał tej bluzy z płotu. Bo codziennie obok niej przejeżdżał.! Ba! Nawet na nią patrzył. I co? Olśniło go po czasie? Czy może głupio mu było zdjąć ją z płotu i żonie odwieźć? Nie pojmuję. Faceci to jednak trzecia płeć.
Ale co tam! Sssórka siee usieszszyła ;-)
A dziś byłam z Anią na Międzynarodowych Targach Książki. I co? No co? Ja mam książek w ilości sztuk 3 + jeden autograf, a mała coś jakby 6 szt i 2 autografy! O nowej grze nie wspomnę!
Mało tego!
Stanisław Tym się małolacie przedstawił i w łapkę ją cmoknął, ku zazdrości całej kolejki czekającej po autograf ;-)
Ale ja też mam mały sukces na koncie! A jak! Moja promotorka, pani prof. Joanna Papuzińska mnie poznała! Po tylu latach! I machając autograf dla Ani ze mną prowadziła miłą pogawędkę!
I wiecie co? Po raz kolejny żałowałam (przez chwilę!), że nie zostałam na uczelni. Trza było trzepnąć ten doktorat jak mi proponowali... I studentów by człek pognębił ździebko... ;-)) Ehhh!
No dobra! Ale może wtedy nie miałabym czasu na robótki?
Jakieś dwa tygodnie temu pyknęłam doniczkę z motylkami.
Zdjęcia robione przez moją sis, bo to ona dostał tę "tfurczość" radosną.
Jak widać - talentu do robienia fotek obie nie posiadamy.
(Tak, tak Hoguniu! Wredna jestem :-PP)
Motylki nie są wciśnięte dramatycznie w doniczkę, jak by się mogło wydawać. Sterczą ponad!
Dobra! Gunia! Nie złość się ;-) Dzięki za fotki! Bo ja nie miałam czasu przez 2 tygodnie, żeby sfocić ;-D
Buziol publiczny!!
A poza tym - dostaję lekkiego kociokwiku - 30.05 Komunia...
Się stresuję. Kciuki plisss!!!
ja też dzisiaj przeleciałam przez fragmenciunio tych targów - na azymut na stoisko Latarnika i do Białegostoku mnie zgarniali od razu. O tym więcej u mnie może nawet dzisiaj :)
OdpowiedzUsuńMotylki są supr słodziaki :)
Sie nie stresuj, będzie dobrze ;)
OdpowiedzUsuńA motylki super :)
Na maturach też siedziałam, ale nie na wszystkich zaplanowanych. Nie dane mi było dojechać. Pracuję po drugiej stronie szalejącej Wisły. Mam nadzieję, że sytuacja się normuje. Jutro prawie po tygodniowej nieobecności wybieram się do pracy.
OdpowiedzUsuńKomunią się nie stresuj, będzie pięknie. Kciuki trzymam.
Przeżyjesz, przeżyjesz, nawet nie zauważysz jak już będzie po:-) wiem co mówię, ja to przeżywałam tydzień temu:-)
OdpowiedzUsuńMadzia - to pisiaj - czytnę :-) A tak btw: byłaś w Wawie?? I pary z paszczy nie puściłaś???
OdpowiedzUsuńZła kobita!
Kiniu - dzięki!
Laura - marengo to takie pomieszanie czarnego z szarym ;-)
Iwonko - mam nadzieję, że Wisła w końcu przestanie szaleć. Dziś przejeżdżałam dwa razy, i dwa razy ciarki mnie przeszły... Tak wielkiej Królowej Polskich Rzek jeszcze nie widziałam...
Rhianone - wiem, że przeżyję (nie mam wyjścia) ;-). Jedną już mam za sobą. Tyle, że 11 lat temu, więc wspomnienia się jakby zatarły :-)
Ato - wrażeń masz na dwie lub trzy takie! Ty wywieszaj od czasu do czasu jakiś łach i rób badania socjologiczne. Ja dziś na bocznym podwórku znalazłam kilka rzeczy leżących na poboczu chodnika, to je elegancko powiesiłam na płocie - do rzeczy były na jakąś nastolatkę. Ciekawe, czy mnie ktoś poobserwował? Co pomyślał? Ja sama o sobie tak: ogląda jakby sprawdzała czy na nią - a sprawdzałam, czy to aby czyste :)
OdpowiedzUsuńCzasem fajnie jest zrobić jakiś eksperyment. U nas wyrzucano kiedyś wszystko do kubła, a teraz jest inna moda - z boczku mała wystawka, często zapakowana w folię, aby nie zmokło. Rzeczy typu doniczki ceramiczne, szklanki, kosze drewniane i wiklinowe. Ciuchy raczej rozgrzebane szybko do kosza trafiają. A puszki już elegancko w woreczku gotowe do złomiarza idą.
Komunia - uf i koniec będzie! Zleci!
jeeeeej, ile u ciebie się dzieje... :)
OdpowiedzUsuńAniu - już nie raz wieszaliśmy na płocie, lub pobliskim słupie ciuchy, buty i inne artefakty. Wszystko znikało jak sen jaki złoty pod osłoną nocy ;-)
OdpowiedzUsuńEnthia - no właśnie! Ciągle coś się dzieje! Kiedy ja odpocznę??;-DD
Ja może proponuję jakąś szafkę postawić na te ubranka co ci zawisają na płotku ;o)
OdpowiedzUsuńJa z Panią Papuzińską też miałam zajęcia w Wawie, bardzo miło wspominam.
Dziękuję Kochana za komentarz na moim blogu i ciepłe myśli,których tak potrzebowałam w tych trudnych dniach*
OdpowiedzUsuńTo takie pociesznie dla duszy i serca*
U Ciebie to zawsze coś ciekawego się dzieje!!
OdpowiedzUsuńA mnie, niestety, na matury nie zapraszają, bluzy nikt na płocie nie wiesza ...
Trzymam kciuki za tego 30.05..
U mnie juz luuuzik!!
Pozdrawiam
Oj faceci to już tak pewnie mają, że zauważają pewne rzeczy ( i osoby)jak już ich nie ma :)
OdpowiedzUsuńMotylki przecudnej urody!!
Pozdrawiam
Nooo paszszsz, Madziula ani słowem nie pisnęła, że jedzie do stolicy, a rok temu, właśnie na targach, my się spotkałyśmy :)))
OdpowiedzUsuńNa Rabarbarę głosowałam, bo odkąd kiedyś pokazałaś mi jej zdjęcia jestem wielką fanką młodego talentu.
Monika, dasz radę, nie raz już udowodniłaś, że tylko z pozoru kruszyna jesteś :))))
mój ślubny też siedzenie plackiem na maturach źle wspominał,oj krzyże bolą
OdpowiedzUsuńmotylki bardzo ładne
co do polarka to może się go chcieli pozbyć ,a co mieli swój płot maić jak można sąsiadki, co nie
Oj, ale masz śmiesznie :). Chyba bym padła słysząc taki dialog. Ja czasem wystawiam ciuchy obok śmietnika zapakowane w worek i zawsze znikają w ciągu kilku godzin, nawet takie szmaty, co mi się zdarzyło wywalić nie w celu, żeby ktoś sobie zabrał.
OdpowiedzUsuńA komisje maturalne śmieszne są, siostra czasem opowiada...
Jeszcze tydzień i z głowy - wakacje, znów będą wakacje...l
KSIĄŻKI???? NA MATURZE???? CZŁONEK ZESPOŁU NADZORUJĄCEGO??? U nas by nie przeszło! W regulaminie drukowanymi i wytłuszczonymi literkami zapisano cyt. "członkowie nie zajmują się niczym innym" (poza nadzorowaniem). I jako nadzorcy popadamy w letarg wlepiając szeroko otwarte oczy w nieszczęsnych zdających. Szczęśliwie zakończyliśmy, powtórka za rok. Teraz pora na rehabilitację kręgosłupa i likwidację wytrzeszczu.
OdpowiedzUsuńCudnie się czyta Twoje zapiski! Wracam do starych, gdy mi smutno. A teraz przeskakuję do głosowania!
Buziaki od podglądającej i niekomentującej - bo ja taka więcej nieśmiała jestem ;-) Ewa
Ato doniczka jest urocza:)Musze Ci powiedziec że uwielbiam Cię czytac i kocham Cie gorąco za Twoje poczucie humoru które potrafisz na "papier"przelac zawsze poprawiasz mi humor, zawsze się pod nosem uśmiecham gdy Cię czytam i dzięki Ci za to bo bardzo mi sie ten usmiech przyda;)Co do polara historia przegenialnie opowiedziana, mój mąż zostawił gdzieś kiedyś polar i nie pamiętał gdzie, po roku okazło się że wisi sobie spokojnie w poczekalni u lekarza:)to się nazywa miec farta:)pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńHaha fajna historyjka o bluuussseczce.
OdpowiedzUsuńDialogi pierwsza klasa.
Doniczka z cala zawartoscia urocza, dla mnie zrobienie takich motylkow to czarna magia.
Pozdrawiam Cie cieplutko.
Historia polarkowa rozbawiła mnie do łez...Podobnie zresztą jak komisja maturalna...Masz dar pisania...A co do komunii - da się przeżyć, ale nerwy są...Pozdrawiam majowo!
OdpowiedzUsuńKasiu - jedne z najlepiej wspominanych Przeze mnie wykładów, to te prowadzone przez panią Papuzińską. Ma kobita charyzmę!
OdpowiedzUsuńPenino - nie masz za co dziękować :-)
Aagaa - się ciesz, ze na maturach nie siedzisz ;-). I zazdroszczę spokoju pokomunijnego!
Fredka - masz rację! Właśnie tak! :-DD
Krzysiu - myślałam o naszym spotkaniu sprzed roku, jak jechałam na Targi. Mało tego - Ania mnie pytała, czy będzie ta moja miła koleżanka, co w zeszłym roku :-D
Kasiu - może i tak. U mnie więcej spacerowiczów niż koło nich się szwenda ;-)
Irenko - i śmieszno i straszno... A do wakacji faktycznie jakby z górki!!!
Oslun - to ja współczuję!! Ja tak miałam w tym roku dwa razy, kiedy to na maturze siedziały panie wizytatorki. Ależ to był horror!! I dokładnie tak się czułam jak piszesz - wytrzeszcz połączony z letargiem.
I nie masz powodu być nieśmiałą - Ja nie gryzę ;-))
Arsarnem - Aż się zarumieniałam! Bardzo Ci dziękuję! Ja podobnie do Twojego męża posiałam parasolkę. I znalazłam po jakimś miesiącu właśnie w przychodni ;-)
Ateno - te motylki to łatwizna! Wystarczy umieć trzymać szydełko. Spokojnie poradziłabyś sobie :-D
Anielino - z perspektywy czasu mnie też te komisje już bawią ;-)
A co do Komunii - wiem, że przeżyję. Nie mam wyjścia. Marudzę tak na zaś, bo jeszcze nic nie mam ugotowanego ani upieczonego, bo za wcześnie :-D
Ale ja mam tak zawsze - boje się okropnie wszelkich świąt, imprez itp, a potem się okazuje, ze całkiem niepotrzebnie :-)
Anielino -
:-))) historia o bluzie prześmieszna. A przy Twoim talencie kucharskim Komunia to chyba pestka!
OdpowiedzUsuńUff ależ się u Ciebie dzieje :-) Faktycznie można by kilka osób obdzielić tym wszystkim ;-) Kciuki za Komunię trzymam, z pewnością wszystko się uda!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Nieodmiennie Twoje słowo pisane wywołuje uśmiech na mojej twarzy... dzięki Ci za to:))))
OdpowiedzUsuńA Komunia - przeżyjesz , bo tyle nas trzyma mocno kciuki za Ciebie:))))))))))
he, he... u mnie pod bramą też się często biją o różne rzeczy:)Ale takie wystawione przeze mnie, a nie znaleziska:)))Wesoło jest, a z maturami to Ci współczuję, dobrze,że są tylko raz do roku, nooo... i jeszcze jakieś poprawki chyba? Też chodzisz?
OdpowiedzUsuńbuziaki
Bestyjeczko - talent powiadasz? Dzięki! Mam nadzieję, że nie wytruję gości ;-D
OdpowiedzUsuńKasiu - czasem się zastanawiam, czy ja mam jakieś takie szczęście do generowania dziwacznych sytuacji, czy one po prostu same się dzieją ;-)
Jolu - dziękuję i cieszę się, że dzięki mojemu pisaniu ktoś się uśmiecha :-))
Elizo - na poprawki na szczęście chodzę bardzo sporadycznie, jak nie ma innego chętnego jelenia. Ale to dopiero w sierpniu :-)
Jola ma rację - tyle kciuków MUSI mi pomóc ;-D
NIE dziękuję za nie ;-))
Świetna historia.
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział do książki.
Musisz mi obiecac, że kiedys zaczniesz ja pisać!!!
Ata, u Ciebie to zawsze można sobie humor naprawić! Tak trzymaj :)
OdpowiedzUsuńFuerto - przecież piszę - na blogu ;-)
OdpowiedzUsuńJolciu - staram się ;-))
I znowu roześmiana gęba ! A co do komunii, to będzie git !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Kciuki się trzyma w wolnych chwilach od trzymania długopisu i klikania w klawisze:)Powodzenia, fajnie będzie:)
OdpowiedzUsuńMaturom zaś, na ten rok już dziękujemy, wystarczy. Nowa matura ciągnąca się jak flaki z olejem to nie był mój ulubiony pomysł naszych władz oświatowych, zresztą jak parę innych. Nie piszę więcej, bo to może być parę słów za dużo;)Pozdrowionka:)