Poniedziałek. Pora obłędnie niesprawiedliwa. Budzik wyrywa ludzia z czułych objęć Morfeusza.
Ludź niechętnie otwiera zaspane oko.
Potem drugie, równie zapyziałe...
Po kilku minutach ludź dźwiga swe obłe ciało do pionu i ziewając nieludzko, aż w szczęce strzela łapie za zasłonkę, zasuniętą wieczorową porą, coby ludziowi łysy na niebie po oczach nie dawał.
Zasłonka postawiła ludziowi twardy opór...
Ludź nie odpuszcza i dalej ciągnie.
Bez zmian!
Ludź podniósł niechętnie głowę do góry i stwierdził, że jakimś cudem "żabki" w ilościach sztuk pięciu powiewają luzem na karniszu i nie pozwalają zasłonie na lekki suw po karniszu.
Ludź miał trzy opcje do wyboru:
1: olać i zostawić tak jak jest
2: szarpać dalej gałganem, licząc na to, że jego determinacja zwalczy opór wrednych żabek
3: wejść na parapet i przypiąć rzeczone gdzie ich miejsce.
Co wybrał ludź?
Ano punkt trzeci...
Wlazł ludź zaspanymi swemi nogami na parapet, przypiął wredne płazy i o dziwo nie spadł ludź na glebę, czego można się było spodziewać zważywszy na stan rozespania ludzia.
Ludź po ablucjach łazienkowych posnuł się do kuchni usiłując dla odmiany nie zwindować się ze schodów, co było nieco utrudnione z powodu tradycyjnie przyczepionego na stałe do łydki wiecznie głodnego kota...
Ludź strząsnąwszy kota za pomocą pełnej jego miski, przystąpił do sporządzania sobie śniadania.
Ludź od lat jada takie samo śniadanko - dwa tosty- jeden z żółtym serem, drugi obowiązkowo z czymś słodkim (dżęm, konfitura. miód).
Ludź stwierdził absolutny brak dżemu.
Więc stwierdził, że mu się nie chce iść do spiżarni i wykorzysta to, co ma pod ręką, czyli miód.
Ludź otworzył słoik i... Mimo zaspania coś zajarzył...
-Eee... Co on jakiś taki? - zapytał ludź samego siebie.
Miód wyglądał dziwnie...
Jakiś taki spieniony jakby...
Ludź dla pewności powąchał.
I ludzia odrzuciło!
Kwas!! I to jaki!
Ludź z czystej i badawczej już ciekawości pogmerał w miodku łyżeczką i z radosnym zdumieniem odkrywcy stwierdził, że im bardziej się gmera, tym więcej się się "pieni"!
I posykuje jakby!
Nonono! Ludź czegoś takiego w swym długim życiu jeszcze nie widział!
Tak więc jako iż ludź ze słodkiego ranną porą nie zrezygnuje, powędrował on był do spiżarni.
Popadł w chwilowe zamyślenie nad baterią słoików własnoręcznie zrobionych przetworów i po chwili wahania wybrał dżemik agrestowy.
Wędrując do kuchni usiłował go odkręcić.
Ludź mimo iż mikrej jest postury, parę w łapach ma jak Goliat i wszelkie przetwory otwiera bez większych problemów.
Ba! Nawet mąż ludzia czasem się załamuje i mówi:
-Weź to otwórz, bo ja nie mogę.
Tym razem jednak ludź nie dał rady.
-Jak nie chcesz po dobroci, to ja cię nożem!
Ludź podważył wieczko, psyknęło obiecująco i... dalej NIC!! Słodka zawartość pozostawała poza zasięgiem głodnego ludzia.
Ludź miał po raz kolejny tego poranka wybór:
1: zrezygnować z agrestowego i wziąć inny słoik ze spiżarni
2: lizać dżemik przez szkło
Opcja druga mało ludziowi odpowiadała, więc ludź powędrował do spiżarni po kolejny dżemik.
Tym razem wybór padł na truskawkowy z miodem i cytryną.
I znowu biedny, co raz bardziej głodny ludź, nie mógł sforsować solidnie zassanego słoika!
Ponieważ jednak ludź się już prawie obudził, a wraz z nim i jego furie, wieczko się otworzyło - aczkolwiek niechętnie. Ludź zjadł w koncu poranną strawę, strzelił sobie w płucko i poczuł, że żyje.
I mógłby znowu iśc spać ;-)
Nic z tego.
Ludź musiał obudzić dziecko, zawieźć je do szkoły a siebie do pracy.
O dziwo w pracy ludź nie był narażony na żadne ekscesy.
Po pracy ludź dostał jakiegoś dziwnego, niczym niewytłumaczalnego szwungu.
Ludź zrobił zakupy, następnie obiad, pastę do kanapek, upiekł piernik, zblokował szal ażurowy, poślinił się nad nowiutkimi właśnie przysłanymi koralikami, odbył ludź kilka rozmów telefonicznych, nie zdając sobie nawet sprawy kiedy spakował się do pracy i zrobił pranie.
A wszystko to w ciągu 3 godzin. I ciągle ludź miał poczucie czasu wolnego!
I to uśpiło ludzia czujność!
Bo ludziowi za dobrze szło.
Ludź nie wyciągnął wniosków z poranka rozpoczętego na parapecie...
Wspomniany piernik przestygł na tyle, że mógł ludź sporządzić polewę.
Ludź dysponował tzw "gotowcem".
Ludź wnikliwie przeczytał instrukcję obsługi polewy. I głupio się ucieszył, że może ją wstawić do kuchenki mikrofalowej.
Ludź czujny jak owsik w ... wiadomo w czym - nastawił na mniejszą moc i krótszy czas, niż instrukcja przewidywała.
W tym czasie ludź prażył na patelni płatki migdałowe.
Błogostan ludzia został brutalnie przerwany głuchą detonacją.
Z kuchenki.
Ludź w panice skasował program, wcześniej wykrzykując dramatycznie:
-Jak to cholerstwo zatrzymać???
Jak ludź otworzył kuchenkę, to się zdumiał...
Polewa była wszędzie...
W całej kuchence. Tylko nie w torebce...
I do tego z kuchenki waliło zapachem spalonej na węgiel czekolady.
Po raz drugi w tej samej kuchni, tegoż samego dnia ludź się zdumiał, bo czegoś takiego ludź jeszcze nie dokonał! Ludź i jego otoczenie wybuchało różnymi rzeczami, ale kuchenką jeszcze nie!
Ludź westchnął, kuchenkę umył.
I pogratulował sobie czujności w zakupach, bo kupił był dwie polewy! Sam nie wiedział, czemu dwie mu do koszyka weszły, ale w tym momencie zrozumiał...
Wizję niewidzialną miał jak widać!
Tym razem ludź nie ryzykował i rozpuścił polewę w gorącej wodzie.
Ludź migdałami uprażonymi (nie spalonymi o dziwo!) piernik posypał i stwierdził filozoficznie, że
-Jaki poniedziałek, taki cały tydzień!
Na koniec pytanie:
kim jest ludź i co go jeszcze w tym tygodniu zadziwi?
Oj Atciaku kochany, jka ja uwielbiam te Twoje historie z życia wzięte :O)
OdpowiedzUsuńMyślę, że ludzia jeszcze niejedno zadziwi. Bo widzę , że ludź to ciekawe ma życiei z przygodami. W każdym razie niech ludź to wszystko poźniej opisze, z wielką przyjemnością poczytam.
OdpowiedzUsuńTo mówiłam ja, cichy podczytywacz :)
Ty ludziu jeden! wystarczająco obebłany monitor mam, by zdobić go jeszcze wypryskanym z gęby czajem:))))
OdpowiedzUsuńjak tylko wyobraźnia wyświetliła mi ludzia z przyczepionym do łydki wiecznie głodnym kotem,czkawki ze śmiechu dostałam;(((
ale i tak wołać będę:jeszcze! jeszcze!!!!
Ludziu, daj spokój żabom, kotom i innym stforom, tylko siadaj i pisz, i pisz, i pisz.
OdpowiedzUsuńA dżemik truskawkowy, z cytryną ? z miodem ? No nie, czegoś takiego jeszcze nie jadłam - chyba muszę odwiedzić ludzia ;-)
Ludziu - uwielbiam opowieści pisane Twoim stylem! Uchachana od ucha do ucha idę spać i mam nadzieję, że wstanę rano (nie wcześniej!) w takim samym humorze! A jak nie, to pczytam sobie Twojego posta :D
OdpowiedzUsuńDrogi ludziu, uważaj na zasłonki, to podstępne stwory! Moja roleta dokonała na mnie zamachu ranną porą i teraz jestem wstrząśniętą na umyśle - wyciągnij wnioski z moich bolesnych doświadczeń (6 godzin na SOR-ze to nie bułka z masłem).
OdpowiedzUsuńPieniący i syczący miodzik to nie obca forma życia. Według opinii mojej Babuni nieboszczki, miód tak manifestuje swoje oburzenie na tych, co łychę miodu do paszczęki pakują, a potem do słoika lizaną wpychają po dokładkę.
Pozdrawiam, wstrząśnięta ale niezmieszana Ewa
no podobną przygodę z miodem miałam jak ludź, ino słoik był nowy, dopiero co przywieziony z pasieki - dzieci zażyczyły sobie kanapek z miodkiem, ja odkręcam, a tu sruuu zaczęło wypływać jak lawa z wulkanu, smrodek kwaśny to to miało i niestety, ale cały litrowy słoik wylądował w koszu :(
OdpowiedzUsuńno ludziu, szykuj się na atrakcyjny tydzień, po takim poniedziałku
a kot na łydce też mi pobudził wyobraźnię :D
buziaki
Kasia
Ciekawe co Ci sfermentowało w tym słoiku? A nie wpadłaś na to,że trzeba wpierw torebkę tej polewy rozszczelnić? A jak robisz w mikrofali jajka na miękko? Najważniejsze,że nie zleciałaś z tego okna. To będzie udany tydzień.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Ludziu.... a trzeba było znaki dawane przez zasłonki odczytać i....... w łóżku zostać dzień cały :)))
OdpowiedzUsuńtyle, że wtedy nie miałabym tak wesołego wieczornego czytania opowieści.... CUDNIE się czytało!....
jednakże uważaj na się Ludziu-kaskaderze, dobrze? i nie ryzykuj więcej fikołków parapetowych...
kot u łydki uwieszony i głodny, pobudził moją wyobraźnie... a potem było już tylko coraz pięknej :))))
To moze niech juz ludz przysiadzie gdzies w kaciku z zalozonymi raczkami i nic nie dotyka przez reszte tygodnia:)))
OdpowiedzUsuńJakoś dziwnie spokojna jestem o to, że Ludź jeszcze nie jedno wymyśli, czym zadziwi nie tylko siebie ale i nas ;)). I pewnie jeszcze nie raz mi skóra ścierpnie przy czytaniu tych opowieści, żeby na koniec serdecznie się pośmiać :)).
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię czytać!
A tak swoją szosą to narobiłaś mi smaka na bułeczkę z miodem, ale nie takim spienionym, tylko spokojnym i słodkim :).
Udanego tygodnia i uważaj na siebie ;)).
hihihi oj ja myślałam że tylko ja taka sierota jestem
OdpowiedzUsuńdrogą dedukcji: ludź nie orbi pierników => ludziowa> = ona chodzi do pracy czyli TA, aaaa!ta
OdpowiedzUsuńAta Ciebie to można łyżkami jeść!!! Humor mam na cały dzień zapewniony...Ludziu tylko uważaj na siebie:-)))
OdpowiedzUsuńMamo nie chcę Cię martwić, ale pisanie o sobie w osobie trzeciej jest objawem jakiejś choroby psychicznej..
OdpowiedzUsuńLudziu, miałaś szczęście, ja kiedyś przypinałam tak zasłonki zerwane z parapetu i niestety wylądowałam na podłodze co skończyło sie niestety złamaniem prawej ręki w nadgarstku i to jeszcze z przemieszczeniem , a co za tym idzie miesiąc gipsu było. Więc gratuluję Ci że w tak zaspanym stanie dałaś ludziu radę. Uwielbiam te Twoje historie. Pozdrawiam i życzę udanego tygodnia.
OdpowiedzUsuńPowiem jedno : Jesteś genialna !! :))
OdpowiedzUsuńJa bym chyba urwała tę zasłonkę do końca, co ma bidula tak wisieć :)i słoik pewnie bym utrzasnęła :) miłego tygodnia życzę
OdpowiedzUsuń:))))
OdpowiedzUsuńBoskie :D
OdpowiedzUsuńLudziu Ty mój, przepadłam w czytaniu!!!
OdpowiedzUsuńJestes boska!!!!
Ludziu kochany (-a)czym pytasz? Oj myślę, że sporo tego może być... i mam nadzieję, że nam to opiszesz!
OdpowiedzUsuńA czym był ten kwaśny miód? Nijak nie mogę się domyśleć!
Kiniu - te historie są niestety/stety prawdziwe do bólu...
OdpowiedzUsuńRyb-ka - witam Cię! Cieszę się, że zaglądasz i że się odezwałaś :-)
Alicjo - zapewniam Cię, że nie było moim zamiarem większe obebłanie Twego monitora! A historii jeszcze pewnie moje życie trochę napisze... Kot faktycznie jeżdzi mi na łydce prawie non stop, ale o tym pewnie innym razem.
Sylwka - znaczy, że pisanie lepiej mi idzie niż dłubanie?? :-(((( Ładne kwiatki! Dżemik masz już przygotowany ;-D
Kasico - bardzo się cieszę, że poprawiam humor! Ogromnie to lubię ;-)
Oslun - zasłonka to nie roleta na szczęście! Zagładą mi nie groziła. Gorzej z parapetem... Miód się wpienił z przyczyn niezrozumiałych, bo nikt go nie traktuje obmemłanymi łyżeczkami. jakiś taki trefny się trafił :-/
Laura - miodku wszak nie jadłam! A doznania miałam przed dżemikiem. Ale skoro sobie życzysz - też dostaniesz ;-)
Kasiu - gdyby pszczoły wiedziały, jak ludzie z pasieki marnuja ich pracę, to by pewnie ogłosiły strajk w zapylaniu! I miałyby rację. Kot na łydce to moja codzienność...
Aniu - miód mi sfermentował, bo nic innego w nim nie było. Torebek z polewami nigdy nie rozszczelniałam, bo nie trzeba. NIgdy mi nie wybuchały. A jajek na miękko nie gotuję w mikrofalówce, tylko uczciwie w wodzie ;-)
Kasiu - nie obiecuję nie skakać po parapetach, bo się nie da ;-) Czasem jednak mus jest zdjąć szmaty okienne i je uprać ;-) O kocie będzie. Wkrótce.
Stardust - nie da się! To by była dla mnie kara za grzechy takie nicnierobienie!!
Frasiu - ja nie wymyślam - nie mam wyobraźni - to życie pisze moje historie :-)
Myibali - jak widać więcej nas takich pogibanych ;-D
Renifer - szóstka z dedukcji ;-DD
Grażka - nie jedz mnie! Łykowata jestem! :-DD
Chuda - moja córko! To już przynjamniej wiesz, po kim Ty jesteś taka, jaka jesteś! ;-P
Bożenko - sądzę, że gdybym zlatywała z parapetu to bym tego pewnie nie zauważyła, bo po drodze bym zasnęła!
Ela - nie nie wiem... Moje najbliższe otoczenie raczej tego nie potwierdzi ;-D
Irenko - do urwania to ja miałam jeszcze ok 30 żabek, więc szybciej było je przypiąć ;-)
Zula - cieszę się, ze wpadłaś do mnie :-)
Kinga - zaraz tam boskie! To moje życie! ;-DD
Aagaa - ja nie boska, ja G... ska ;-DD
Beatko - a ja mam jednak cichutką nadzieję, że jakoś bez wybuchów się przeslizgam :-D A kwaśny miód był po prostu kwaśnym miodem - niczym innym.
Działasz jak narkotyk - już się uzależniłam. Piszesz cudownie.
OdpowiedzUsuńAta..... graby to my mamy takie same! Też otwieram słoiki domowe.
OdpowiedzUsuńUśmiech na dobry dzień mi dałaś!!!!
Ten kot... zupełnie jak moje dwa tako samo głodne i zaniedbane, tudzież pies wygłodzony przepisowo dla obrońców zwierząt. A teraz schowałam się przy lapku bo zaraz jak przejdę przedpokojem to moje świnie na mnie zagwiżdżą: Te lala, A MYYYYY!!!!!
obrządek rzecz święta, ale ja nie jadam śniadań, nie potrafię w siebie wrzucić niczego.
Zaczynam o 11. Ale wstaję o 6-7.
Jaki poniedziałek.... tyyy, były juz następne wybuchy???
OdpowiedzUsuńDetonacja jakowaś, wystrzały albo inne salwy???
Pisz zaraz!
Już jest ŚRODA!
A miało być jaki poniedziałek!!!
Pisz!
Będę zaglądać, żeby mie nie ominęło:)))
jak zwykle przy Twych opowieściach ubawiłam się nieźle .... no i pojawia się pytanie - ale co z tym dżemem agrestowym :)
OdpowiedzUsuńAneta - dobrze, że nie jestem trująca jak te prawdziwe narkotyki ;-)
OdpowiedzUsuńAniu - do 11 na czczo?? O matulu! Padłabym! Bez śniadania nie nadaję się do kontaktów międzyludzkich! GRYZĘ!! ;-DD
Dorotko - aż tak źle mi życzysz?? No ładnie :-((
Masz nowy wpis jak coś, ale chyba Ci się nie spodoba, bo nie jest wybuchowy ;-P
Madziu - dżem agrestowy wrócił do spiżarni i poczeka aż wchłonę ten truskawkowy ;-)
Ludziu nie tylko Ty miewasz takie przypadki i jak to z przypadkami bywa, zawsze zdarzają się w najmniej oczekiwanym i najbardziej niedogodnym momencie, taki już ich urok ;) nie każdy jednak potrafi tak barwnie je opisać :)))
OdpowiedzUsuńPrzyznam jednak, że moje przygody tak mnie nie bawią jak cudze, raczej wprawiają w zdumienie, że znam tak dużo takich słów ;
Miodzik nie traci swoich wartości nawet po kilkunastu latach przechowywania i nawet po otwarciu słoja, jest jednak jedna ważna zasada:
zawsze do słoja sięgamy czystą łyżką i dbamy aby nic do niego nie wpadło, a już szczególnie okruchy pieczywa .
"Ludź i jego otoczenie wybuchało różnymi rzeczami, ale kuchenką jeszcze nie!" No genialne! Musze wykorzystać!
OdpowiedzUsuńBoski post!
łuśmiałam sie setnie :)
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod postem słowami Pani, która skomentowała Twój post 8 listopada 2011 o godz. 8:52. Nie wiem, czy jest jeszcze jakiś lekarz, który by mógł Tobie pomóc.
OdpowiedzUsuńJa teszszsz nie wiem...
OdpowiedzUsuńA ta Pani to moje dziecko! Cokolwiek złośliwe jakby...